O godzinie dziewiętnastej pracownicy klubu zaczęli wpuszczać ludzi do środka, a będąc tam za pięć dziewiętnasta, to już była spora kolejka i ludzie dochodzili jeszcze. Dodatkowo, kiedy zaczęli wpuszczać, to wpuszczali jakąś grupę osób, tak aby pomieszczenie szatniowe zostało wypełnione ludźmi na tyle ile pozwalało. No i idę za ludźmi, zgodnie z kolejką, i jak już doszłam pod drzwi, to pracownik zamkną drzwi przed nosem, choć pół kroku i bym stałam w progu tych drzwi. Nie było by w tym nic zwyczajnego, gdyby nie to, że wtedy tak się z tego śmiała, nie wiem dlaczego, ale może było to spowodowane moim przeziębieniem i gorączką, gdzie telepało mnie zimno. Nadal tego nie wiem.
Ogółem było niewiele po dziewiętnastej, a gdy weszłam do pomieszczenia, gdzie był bar i miejsca do siedzenia, to było ono już całe wypełnione, co trochę mnie zdziwiło, ale nie dużo, bo w sumie można się tego było spodziewać. Ja sobie stanęłam blisko drzwi do sali, gdzie odbywały się koncerty. W sumie można to nazwać salą koncertową. Mając sporo czasu jeszcze i mając uczucie spragnienia, bo przecież miałam gorączkę, to pomyślałam o zakupie czegoś do picia, a że to był piątek, to patrząc się na innych ludzi, skusiłam się na piwo, bo mogę. I tu też spotkała mnie śmieszna sytuacja (jak dla mnie), nawet moja mama się śmiała jak jej to opowiedziałam. A konkretnie chodzi o to, że kiedy poprosiłam o butelkę danego trunku, to barman już ją otworzył, chciał zapłatę, i dopiero wtedy jakby go olśniło i poprosił o dowód. To mnie rozśmieszyło, bo teoretycznie o dowód się prosi przed wydaniem alkoholu, no ale w tej sytuacji koleś po prostu określił jako formalność, bo raczej nie wyglądam na małolatę.
COMA swój występ zaczęła spokojnie poprzez powoli rozwijające się intro, a potem "Leszek Żukowski". Był to koncert z trasy "Metal Ballads Volume 1 Tour", gdzie grupa promowała oczywiście płytę o tym samym tytule, a Piotr Rogucki po pierwszym utworze zaznaczył, że zagrane będę wszystkie utwory z tego albumu, dlatego kolejnym utworem był pierwszy numer z tego krążka, który zostawał również w spokojnym klimacie i nosił tytuł "Uspokój Się". W sumie to byłam pozytywnie zaskoczona, że zespół ma zagrać wszystkie jedenaście kawałków z nowej płyty, bo zazwyczaj wykonawcy grają te najlepiej odbierane, najpopularniejsze utwory, i mieszają z innymi utworami z innych wydawnictw, więc na tym koncercie była taka mała nowość, jak dla mnie.
Coma - Cukiernicy
Z "Metal Ballads vol.1" strasznie spodobał mi się utwór "Cukiernicy", więc kiedy go zagrali na żywo to się tak ucieszyłam, bo ten kawałek ma tyle energii i jest świetnie skomponowany, że ja bym mogła nie przestawać go słuchać i wciskałabym przycisk 'replay' z każdym razem gdyby się skończył. To samo w sumie mam z kawałkiem "Proste Decyzje", ale dopiero po usłyszeniu go na żywo złapałam taką zajawkę. On jest po prostu świetny, a na żywo wykonany jeszcze bardziej podbija to świetność. Za nim zespół zagrał "Za Słaby", dowiedziałam się, że to numer nagrany ze Skubasem, mało tego, że sam Skubas jest z Lublina. To było takie 'what?!'. No, to jest dowód na to, że na koncercie można dowiedzieć się czegoś ciekawego. Oczywiście kiedy zabrzmiały "Lajki", to nie tylko ja miałam zaciesz, ludzie wybudzili się jakby z transu, bo wcześniej był wolniejszy, spokojniejszy kawałek, zaczęli co niektórzy skakać, tupać nogą, śpiewać, czy jak kto wolał.
Coma - Lajki
Coma wykonała wszystkie utwory z nowego wydawnictwa, ale nie zapomniał wkleić do koncertowej listy innych kawałków. I tak na przykład zagrali inną, nowszą wersję "Skaczemy" pasującą stylistycznie do dwóch najnowszych albumów. TU podaję linka, można posłuchać. Na moje szczęście, że tak powiem, zagrali na moim pierwszym ich koncercie takie utwory jak "System", "Woda Leży Pod Powierzchnią", czy "Trójące Rośliny", a to dlatego, że te kawałki po prostu bardzo lubię, i trochę się bałam, że zagrają coś, za czym powiedzmy nie przepadam, czy coś. Bo ogółem ja mam takie coś, że jak idę na czyiś koncert pierwszy raz, to boję się, że zagrają coś, z czego nie będę zadowolona, na przykład jakiegoś mojego ulubionego utworu, czy do którego może mam sentyment. Dziwne, ale co zrobić. Wplątali jeszcze "W Cwał" z płyty "2005 YU55", i ku mojemu zdziwieniu, słuchacze również dobrze się bawili, bo tu znowu szłam takim tokiem myślenia, jak przy nowej płycie Linkin Park, że ludzie nie za bardzo zaakceptowali tego nowego, innego brzmienia Comy. I znowu się myliłam, bo jak dobrze pamiętam, zespół zaprezentował "Lipiec", przy którym koncertowicze bujali się, wczuwali w grającą muzykę.
Coma - Trujące Rośliny
Była jeszcze taka ciekawa sytuacja, w trakcie koncertu jakaś dziewczyna przez chwilę transmitowała na żywo innej, może przyjaciółce, może kogoś z rodziny. I to mi tak zapadło w pamięć, że ktoś o tym pomyślał i że ludzie jednak umieją jako tako pozytywnie korzystać dzisiejszą technologię.
A gdy zespół miał już skończyć swój koncert, to jednak Lubelscy fani nie dali tak łatwo im odejść i Coma ponownie na chwilę weszła na scenę, by zagrać "Sto Tysięcy Jednakowych Miast", akustycznie, Urzekło mnie to, że wszyscy usiedli, po prostu jeden za drugim zaczęli siadać, to było super, taki klimat to nadało. Ja oczywiście nie do końca wiedziałam o co chodzi, po prostu robiłam to co wszyscy, i myślę, ze to pewnego rodzaju tradycja.
Po za tym, że słuchanie instrumentów na żywo jest genialną sprawą, to jeszcze wokal przebijał te instrumenty. Bo chodzi mi o to, że czasami jak się pójdzie na koncert, to wokal słabo słychać, albo nie brzmi dobrze, a tu, Piotr Rogucki śpiewał w taki sposób, jakby z płyty go wyrwali. Czasami jak widziałam jakieś wideo z koncert Comy właśnie, to tak jakby niekorzystnie pokazywały wokal Roguckiego, ale jednak jak się pójdzie i posłucha, to jest co innego. Cieszę się, ze jednak zdecydowałam się ten tydzień przed koncertem na niego pójść i zdecydowanie był to jeden z najlepszych koncertów, który na pewno zapadnie mi w pamięć.
Coma - System