Siema! Jestem Agnes. I tak, to moje imię. Tylko po niemiecku, albo angielsku. Swego czasu, będąc jeszcze dzieciakiem, no dwanaście lat, albo coś koło tego, oglądałam niemiecki serial "Komisarz Rex". Byłam ni, wtedy tak zafascynowana, że chciałam mieć niemiecką ksywę i po prostu sprawdziłam jak brzmi moje imię w tym języku. Potem dowiedziałam się, że brzmi tak również na przykład w angielskim. Jeszcze w tamtym czasie z koleżankami wymyślałyśmy ksywki, jak chcemy być nazywane, no i ja już miałam wybrane. Na tamtym etapie było to sztuczne, jak próbowano się tak do mnie zwracać, dopiero w technikum naturalnie do mnie mówili 'Agnes', z czego się bardzo cieszyłam. I taką ksywkę mam też w sieci.
A tak poza tym to zwykły random z internetu, introwertyk , lat dwadzieścia i coś, który próbuje swoich sił w rysowaniu, fotografowaniu i pisaniu czegokolwiek. Poza tym blogiem niegdyś miałam bloga z opowiadaniem, ale zamknęłam tą część historii mojej działalności. W przyszłości chciałabym zacząć pisać jakąś nową historię. Jak większość ludzi lubię oglądać filmy i seriale, czasami jak się zbiorę uda mi się przeczytać książkę. Uwielbiam też słuchać muzyki. Muzyka to życie. Kocham koty, trochę się z nimi utożsamiam, bo tak samo jak one chodzę swoimi ścieżkami, nikt nie będzie mi mówił jak mam żyć, stronię od ludzi i wolę swoje skromne grono znajomych, albo siedzenie w pokoju ze samą sobą.
CO ZAINSPIROWAŁO MNIE DO PISANIA BLOGA?
Pod koniec pierwszej klasy gimnazjum zakumplowałam się ze swoją kumpelą, z którą znamy się do teraz (swoją drogą, że ktoś chce utrzymywać kontakt, to cud) i pisała ona bloga z opowiadaniem. Swoją drogą chyba wtedy była moda na blogi z opowiadaniami. I ja pomyślałam, że też chciałabym pisać takiego bloga. Kumpela zainspirowała mnie do działania. Zawsze miałam bujną wyobraźnię i nawet w tamtym czasie miałam swoją wymyśloną historię inspirowaną rzeczami, które mnie otaczały. Ale to nie blog z opowiadaniem był pierwszy. To ten tutaj, na którym się znajdujemy. Moje zapały delikatnie opadły, bo po pierwsze i chyba najważniejsze, wstydziłam się swojego wytworu wyobraźni, a po drugie nie miałam nigdzie mojej historii spisanej. Chciałam się najpierw jakoś przygotować do pisania tego opowiadania. No ale ja nadal chciałam pisać bloga. I przyszło mi do głowy, że chciałabym pisać o rzeczach, które mnie interesują. No i założyłam. Z początku, z racji tego, iż byłam małolatą, to nie do końca robiłam dokładnie to co chciałam, jaki miałam zamysł, ale ten blog dorastał razem zemną, po prostu.
A co z blogiem z opowiadaniem? Założyłam i pisałam, było tam blisko sto rozdziałów i to opowiadanie też dorastało razem zemną. Chciałam go kontynuować, miałam dużo pomysłów, że wyszłaby długa telenowela, ale nie widziałam w tym sensu. Początkowo miałam w głowie, że będę go pisać cały czas, dopóki pomysły mi się nie skończą, razem z innymi moimi rzeczami i jakiś tam przedział będzie mówił w jakim wieku to pisałam. Chciałam, żeby to opowiadanie podążało przez życie razem zemną. Jednak odeszłam od dalszego pisania. Moje pomysły zahaczały o to, że musiałabym wracać do tego, co napisałam wcześniej, powiedzmy na początku. Doszłam do wniosku, że się pogubię, coś poplątam i po prostu lepiej było zostawić to w spokoju w takim stanie, jaki został. I dałam mu spokój. Miałam jeszcze trzy blogi z opowiadaniami, ale z tymi zaś się za bardzo pośpieszyłam i nie wypaliły. Chciałabym znowu coś pisać, bo lubię uwalniać swoją wyobraźnię. Mam wersję demo jednej historii, w głowie nie zapisane dwa pomysły, po drodze jeszcze coś wpadnie, więc kto wie, może coś kiedyś z tym zrobię.
JAK TO SIĘ ZACZĘŁO, ŻE ZACZĘŁAM RYSOWAĆ?
Moje rysowanie zaczęło się przypadkiem. W drugiej/trzeciej klasie, nie wiem ile ma się wtedy lat, zobaczyłam jak mój dziecięcy kolega przerysowywał jakąś postać z bajki, kreskówki, a że bawiliśmy się w malarzy, to też postanowiłam spróbować. Oczywiście wtedy to były dziecięce bazgroły. Pierwszy taki rysunek na spokojnie narysowany w domu był rysunek postaci Bloom z serialu animowanego "Winx Club". Potem produkowałam takowe rysunki bez opamiętania. Z magazynów "Winx", czy ze zbieranych karteczek przerysowywałam tę postać, aż mi się pokończyły i wzięłam się za resztę bohaterek. Prze dłuższy czas rysowałam tylko to, bo miałam zajawkę na "Winxy", właściwie to obsesję. Z czasem w końcu temat mi się przejadł i chciałam narysować coś innego. Miałam chwilę z innym serialem animowanym, wtedy konkurencją dla "Winx", czyli "W.I.T.C.H". Potem zajarałam się serialem "H2O Wystarczy Kropla", więc narysowałam główne bohaterki, tym samym rysując jedne z pierwszych portretów. No i dalej się potoczyło.
Na początku używałam zwykłych szkolnych kredek. Potem do prac ołówkowych używałam jednego ołówka. Znajoma ze szkoły pytała się, czy serio zrobiłam pocieniowany rysunek jednym ołówkiem, bo się zdziwiła. Gdy zaczęłam wgłębiać się w rysowniczy świat, to gdy nazbierałam sobie pieniądze kupiłam na sztuki ołówki Koh-I-Noor, potem kredki, akwarelowe, bo się dobrze nie zorientowałam. A potem, w późniejszym czasie, powoli kolekcjonowałam siebie kolejne przybory.
Jeszcze nie jestem mistrzem w rysowaniu, ciągle się uczę i mam nadzieję, że będę progressować, a moje rysunki będą w jakimś stopniu lepsze.
JAK ZACZĘŁO SIĘ Z FOTOGRAFOWANIEM?
Fotografować zaczęłam przez pisanie bloga. To był 2014 rok. Do niektórych postów dołączałam zdjęcie czegoś o czym wspominałam, pisałam. Wkrótce chciałam robić, tak sama z siebie ładne zdjęcia, żeby na blogu ładnie wyglądały. Niedługo zaczęłam odkrywać możliwości mojego małego aparatu cyfrowego, Samsunga. Potem zaczęłam się bawić ustawieniami. Za jakiś wzięłam aparat brata, SONY, też cyfrowy, ale jak porównywałam z taką jedną lustrzanką, to w niektórych były podobne parametry, w niektórych równe, a w niektórych rzeczach brata był lepszy od tej lustrzanki. Tylko jedną rzecz była dużo słabsza od tej lustrzankowej. A gdzieś przeczytałam, że ten SONY jest cyfrówką porównywalną z lustrznakami i że jest na poziomie z lustrzankami.
Fotografuje wszystko. Nawet siebie. Wiadomo, że nie wszystkie zdjęcia są jakieś niesamowite, ale są też takie, na które mówię "ale to jest dobre", co znaczy, że faktycznie muszą mieć coś w sobie. Jestem bardzo krytyczna do wszystkiego co robię, dla przykładu, większość wpisów, które napisałam na tym blogu, uważam za słabe, więc gdy mówię, że zrobiłam coś dobrego, to w jakimś stopniu musi takie być.
Robienie zdjęć też jest w toku przyswajania doświadczenia. Próbuję cały czas nowych funkcji, ustawień, nowych metod i sposobu fotografowania czegoś. Wychodzi raz lepiej raz gorzej, ale progres widzę.
JAKIEJ MUZYKI SŁUCHAM?
Mój gust muzyczny zmieniał się, ale zostało na Rocku i Metalu. Oczywiście nie wykluczam reszty, bo słucham trochę popu, rapu, czy nawet elektroniki. Też jak trafiam na coś, co fajnie, dobrze brzmi w którymś z gatunków, albo w ogóle coś niestandardowego, to też sobie posłucham.
Będąc dzieckiem, gdy słuchałam tego, co włączali rodzice, to głównie słuchało się radia. Innego sprzętu nie było. Leciało wtedy radio RMF FM i w tamtych czasach puszczane w nim były te nowe jak i stare utwory, więc każdemu pasowało. Jak w domu pojawił się magnetowid, to się ulubione utwory z radia nagrywało na kasety. Z czasem tata przynosił płyty z muzyką od kolegi. My wtedy nawet komputera nie mieliśmy, żeby cokolwiek na płytę zgrywać. Potem był czas, gdy u innych ludzi słyszałam radio Eska i mi się podobało, bo tam świeże popularne, modne hity leciały, więc też chciałam. Razem z mamą włączałyśmy właśnie Eskę. Wtedy z tatą walczyłyśmy, w sumie to ja najbardziej, i sobie nawzajem zmienialiśmy stacje radiowe. W międzyczasie odtwarzane były te płyty od tatowego kolegi. A na nich były utwory na przykład Iron Maiden, płyta "Fear Of The Dark" puszczana na dobranoc, złoto. Metallica, chyba kilka płyt na jednej chłop pomieścił, wtedy nie lubiłam muzyki tego zespołu. A tak poza tym to Abba, Eminem, U2, Brathenki, Bajm, Lady Pank, jakieś składanki rapowe, Hip-Hopowe, czy inne. Gdy pojawił się nie tylko komputer, ale i internet, którego nauczyłam się obsługiwać, to zaczynałam słuchać tego, co sobie wybierałam. I potem to już samo się potoczyło.
Moje takie samodzielne wybieranie muzyki zaczęło się od bycia "wielką fanką" takich artystek jak Alexandra Stan, Inna i Kat Deluna, gdzie znałam tylko te najpopularniejsze utwory (wyczujcie ten sarkazm w tym cudzysłowu). Tam byli jeszcze inni wykonawcy jak Sean Paul, Akon, albo Morandi. No i było Selena Gomez, ale w przeciwieństwie do reszty, Seleny słucham do teraz.
Zmiany powoli zachodziły po obejrzeniu filmu "Transformers" w którym usłyszałam utwór "What I've Done" od Linkin Park, a potem w dwóch kolejnych filmach z tej serii utwory "New Divide" oraz "Iridescent". Ogółem te filmy mają świetną ścieżkę dźwiękową, tą skomponowaną, i tą składającą się z utworami różnych artystów, a dzięki której poznałam takie zespoły jak Disturbed, Green Day, HIM, czy Nickelback i słucham ich do tej pory. Poza nimi były jeszcze The Smashing Pumpkins, Staind, Goo Goo Dolls, czy Black Veil Brides (ich też słucham, ale inaczej to się zaczęło). Tak więc dzięki trzem pierwszym filmom "Transformers" zasiał u mnie zalążek zainteresowania się gitarową muzyką.
Gdy słuchałam tych trzech utworów Linkin Park, to wiadomo, YouTube proponował mi inne ich utwory, więc z ciekawości sobie je klikałam. Te z teledyskiem na początku. I takim sposobem odkryłam, że utwory gdzieś tam słyszane w radiu, "Numb" i "In The End" są ich autorstwa. To było jak odkrycie czegoś nowego w świecie. Z czasem wzięłam się za przesłuchanie całej ich dyskografii. Moim starym sposobem. Spisywanie tytułów utworów na kartkę, apotem wpisywanie ich w YouTube. Z biegiem czasu odkryłam "kopiuj-wklej", więc robota szła szybciej. Ale tymi dwoma sposobami bardzo długo posługiwałam się w poznawaniu twórczości zespołów, artystów. Od niedawna pomaga mi w tym Spotify. W tamtym czasie niektóre utwory Linkin Park podobały się mi mniej lub bardziej, a w niektórych nie mogłam zdzierżyć tak zwanego darcia mordy, screamingu. Jakiś czas słuchałam tych, co najbardziej mi się podobały, a gdy zrobiłam drugie podejście do całej dyskografii, podobało mi się już wszystko. Takim sposobem Linkin Park został moim pierwszym ulubionym zespołem. Pamiętam tą ekscytację, gdy czekałam na nowy ich utwór, jakim był "Guilty All The Same". Wtedy już siedziałam w tym środowisku muzycznym, i zespołu, wiedziałam jak działa internet i ogólnie więcej rzeczy ogarniałam. Wszystko było takie bardziej świadome. W sensie, jak w którymś momencie słuchałam utworu z "Living Things", to nawet nie wiedziałam, ze zbliża się/już jest nowy album. Takie czasy były. A przy "Guilty All The Same" już ogarniałam, że to singiel i że zapowiada on nową płytę. Do tej pory pamiętam, jak siedziałam w szkole, chyba przed rozpoczęciem lekcji, z tabletem, przy szkolnym Wi-Fi i czekałam, aż ten utwór się pojawi. A jak już go usłyszałam, to grał mi cały dzień w głowie i sama go puszczałam na okrągło. Piękne czasy.
Z racji tego, że byłam kiedyś telewizjomaniakiem i oglądałam dużo filmów, no to kolejny zespół również poznałam dzięki filmowi. Otóż, gdy postanowiłam obejrzeć film "Alone In The Dark" (polski tytuł "Wyspa Cienia"), to na końcu rozbrzmiał utwór "Wish I Had An Angel" zespołu Nightwish. Pamiętam, że tak mi wpadł w ucho i tak mi się spodobał, że czekałam na napisy końcowe, aż dojdą prawie do samego końca, żeby sobie spisać wykonawcę i tytuł. Zawsze na koniec napisów końcowych są wymienione utwory wykorzystane w filmie. Dalej poleciało jak z Linkin Park.
Niedługo potem obejrzałam film "Disturbia" (po polsku Niepokój), bo grał tam aktor, który w "Transformersach" grał główną rolę więc postanowiłam sprawdzić ten film z inną jego rolą. W nim zaś usłyszałam "Lonely Day" System Of A Down, i ten zespół też zaczęłam słuchać.
No i lawina się toczyła. Powoli poznawałam nowe zespoły. Zespół Rammstein zaczęłam słuchać po tym, jak nauczycielka niemieckiego puściła na lekcji "Du Hast". Wcześniej nie przepadałam za tym zespołem, bo brat dużo wcześniej tym utworem i jeszcze jakimś grał na okrągło, i nie dość, że wtedy jeszcze nie słuchałam takiej muzyki, albo byłam dopiero na początku podróży, to on włączał ją codziennie, tam nie wiem przez ile. No normalny człowiek by nie zniósł jakiejkolwiek piosenki powtarzanej milion razy. Zespół Sabaton też usłyszałam w szkole, na jakiejś akademii, czy czymś, i po tej akademii aby w głowie brzmiało mi "40:1". Z tym zespołem było tak samo jak z Rammsteinem. Też brat po milion razy na dzień powtarzał te utwory wiążące się z Polską i też przez to nie przepadałam za tym zespołem.
Przez jakiś czas słuchałam mieszanej muzyki, tej co wymieniłam na początku, z tymi mocniejszymi brzmieniami. Ale gdy "przeniosłam się" na tą gitarową i porzuciłam większość słuchanych przeze mnie artystów (Alexandra Stan, Inna i tak dalej). Jak zostawiłam tą starą muzykę jaką słuchałam, to słuchałam tylko Rocka i Metalu. Wtedy też głupio było mi słuchać innych rzeczy. Byłam nowa w środowisku gitarowej muzyki i miałam takie poczucie, że ludzie w tym środowisku słuchają tylko tej muzyki. Odcięłam się od popularnej muzyki z radia. Chyba aż trochę za bardzo zamknęła mi się głowa na inne gatunki muzyczne, ale przynajmniej dzięki temu zaczęłam doceniać tą muzykę z prawdziwymi instrumentami, a nie zrobioną jedynie na komputerze. Zauważyłam, że w większości tej popularnej muzyki nie było nic wartościowego. Nie ma w niej przeważnie prawdziwych instrumentach, nie ma dobrego tekstu, a jedna piosenka może być przerabiana sto razy, a ludzie i tak ją słuchają. I nie podobało mi się już co w takiej Esce leci, czego słuchają moi rówieśnicy, ciotki, wujki, czy cioteczne rodzeństwo. Jednak czasami znalazł się wyjątek. Jakaś piosenka mi się spodobała. Tylko ja się często nie przyznawałam. Słuchałam na słuchawkach i nikt nie wiedział. A tak to ja byłam 'trv' metal i wszystkie inne niż mocna muzyka nie była dla mnie muzyką. Na szczęście moja głowa się otworzyła. Po usłyszeniu "Radioactive" od Imagine Dragons przyszła mi wspaniałomyślna myśl, że hej, można słuchać coś więcej, to co się podoba, to co dla ciebie brzmi dobrze. "Radioactive" nie jest typowo popowym utworem, jest charakterystyczny i może dlatego otworzył mi głowę na resztę muzyki. Potem Imagine Dragons wypuszczał kolejne single, też mi się podobały i wkrótce i ten zespół był w mojej bibliotece. Po radioaktywnym przyszło "I See Fire" Eda Sheerana, które powiedziało mi, że istnieje inna muzyka. Oj wkręciłam się po tym utworze w muzykę Eda. Kolejnym takim uświadamiaczem był "Stressed Out" Twenty One Pilots. Nie lubiłam (i do teraz nie lubię) popularnych rzeczy, ale ten utwór też jest taki oryginalny i po paru przesłuchaniach moja głowa stwierdziła, że to jest dobre. Do któregoś momentu nienawidziłam rapu. To wszystko przez to co teraz młode słuchają, te pełne autotune'u głosy, teksty o pieniądzach, samochodach i dziewczynach. Uznawałam to za bezwartościowe. A jednak w mojej bibliotece rozgościł się Hans Solo z 52 Dębiec. Trochę samego Dępca. Jest też Eminem, albo Tech N9ne. A kto wie, co jeszcze przyjdzie.
Wróćmy na chwilę do momentu, kiedy to pierwszy raz zaczęłam słuchać muzyki na słuchawkach, gdy nie mogłam usnąć w nocy. Miałam swój pierwszy telefon, ach, Motorola z klapką, pewnej nocy nie mogłam usnąć, więc grałam w gry. Ale wkrótce gry te mi się znudziły, więc włączyłam radio. Poskakałam po stacjach, niektóre zapisałam sobie na skrótach klawiszowych i sobie słuchałam radia, przełączając stacje i zatrzymując się na tej, gdzie leciało coś interesującego w większy, czy mniejszy sposób. Od tamtej pory do teraz przed snem słucham muzyki. Mało tego, to wszystko rozwinęło się tak, że prawie nigdzie nie ruszam się bez muzyki. Robię coś na komputerze, słucham muzyki. Sprzątam, słucham muzyki. Jadę samochodem, słucham muzyki, nawet jeżeli jadę tylko do sklepu (jakiś kilometr drogi). Idę rozpalić w kominku, albo w centralnym, też zabieram słuchawki. Chodziłam do szkoły, czy to tej bliższej, czy do tej w mieście, zawsze słuchawki na głowie, albo w uszach, w zależności czy słuchawki douszne, czy nauszne. Ba, ja nawet na lekcjach słuchałam muzyki. Taki Thug Life był ze mnie. Bardzo pomocne były wtedy długie włosy, które przysłaniały moje uszy i sam kabel od słuchawek. Zazwyczaj jedną słuchawkę miałam wyciągniętą z ucha, żeby coś tam słyszeć z lekcji, ale czasami były takie lekcje, z takimi nauczycielami, że oboje uszu miałam zatkane. Nikt nigdy mnie nie przyłapał. Nikt się nie zorientował. Inne sytuacje w których słucham muzyki to prysznic, odśnieżanie, koszenie trawy, gotowanie (jak zdarzy się taki cud), spaceru (jak kiedykolwiek zdarzy mi się na taki wyjść), no i pewnie jeszcze coś by się znalazło. Czyli słucham muzyki na każdym możliwym kroku. Nic dziwnego, że utożsamiam się z głównym bohaterem filmu "Baby Driver".
A tu jakaś część mojej muzycznej biblioteki.
Rammstein Linkin Park Ed Sheeran
Disturbed Fall Out Boy Selena Gomez
System Of A Down Thirty Seconds To Mars Melanie Martinez
Nightwish Panic! At The Disco Mr.Kitty
Korn Nickelback Coldplay
Luxtorpeda Sabaton Eminem
Marilyn Manson Lordi OneRepublic
Carrion Ghost Yungblud
PAIN Coma Imagine Dragons
Accept Green Day Twenty One Pilots
Slipknot Coria Grandson
Metallica AC/DC
Lipm Bizkit Hollywood Undead
Iron Maiden Black Veil Brides
Bring Me The Horizon Palaye Royale
Foo Fighters Kult
CZAS NA MOJE FILMOMANIACTWO.
No może nie aż takim maniakiem, jak kiedyś, ale filmy nadal lubię. Oczywiście zahaczę też o seriale.
Swego czasu, będąc dzieciakiem, w pewnym momencie, gdy już powoli przestawałam się bawić w coś, czymś, albo nie było pogody, albo była pora roku siedzenia bardziej w domu, lub po prostu do obiadu po szkole, przesiadywałam przed telewizorem. Wkrótce ja wszystko robiłam przed telewizorem. Odrabiałam lekcje, rysowałam, coś tam majsterkowałam (lubiłam wyklejać różne rzeczy, na przykład robiłam jakieś tematyczne zeszyty, w których coś tam wyklejałam, długi temat), albo coś sobie pisałam (w wyżej wymienionych zeszytach, albo opowiadania). I tak, przychodziło się ze szkoły, oglądało się "Zbuntowany Anioł", potem "Pierwsza Miłość", potem leciał chyba "Dom Nie Do Poznania", a w wakacje "Miodowe Lata". W weekendy, lub zwyczajnie w innych dniach, w innych porach, "Rodzina Zastępcza". Był jeszcze drugi serial podobny do "Zbuntowanego Anioła", z tą samą aktorką, ale nie pamiętam, jak się nazywał, "Świat Według Bundych" (bardzo lubiłam), "Sabrina, nastoletnia czarownica" (i ten [sztuczny] gadający kot), a moje zainteresowanie serialami zaczęło się od "Charmed" (Czarodziejki, 1998-2006), "Przygody Merlina" i "Komisarz Rex". Wieczorem oglądałam przeróżne filmy, żeby chociaż w tle coś leciało i co jakiś czas było na czym oko zawiesić. Jak nie było żadnego filmu, to włączało się polskie, marne seriale. "Barwy Szczęścia", następnie "M jak miłość", lub "Na dobre i na złe". Z tego tylko ten ostatni lubiłam, pamiętam intrygowały mnie te medyczne rzeczy, ale z tego co szczątkowo widziałam, to ten serial podupadł. Z czasem, gdy zaczęłam trochę bardziej przesiadywać na komputerze, to ukróciło to czas przesiadywania przed telewizorem. Wkrótce przeniosłam komputer do swojego pokoju, to kompletnie odstawiłam telewizję, choć z początku, jak leciał jakiś film, co chce obejrzeć, to jeszcze schodziłam, ale potem już kompletnie nie odwiedzałam telewizyjnych progów.
Pierwszym filmem, który mnie zainteresował i spodobał, to "Broken Arrow" (Tajna Broń, eh te polskie tytuły). Już nie pamiętam, czy przypadkowo sobie go włączyłam i mi się spodobał, czy może przeczytałam opis, lub zobaczyłam reklamę i postanowiłam obejrzeć. Nie wiem. Nie pamiętam, to dawno było. W każdym razie to był taki pierwszy świadomy wybór, bo jak wspominałam, zazwyczaj łaziło się po kanałach, i się zostawiało na tym, co w teorii mogło lecieć, chociażby w tle, a tu zdecydowałam, że chcę obejrzeć ten film. To był taki pierwszy ulubiony film. Bardzo go lubiłam. Miał wszystkie elementy, które lubiłam, strzelanie, wybuchanie, bijatyki i walki, oraz głównego bohatera, który chce uratować świat. Niedługo potem trafiłam na film, w którym grał aktor z tego wyżej wymienionego tytułu. Pomyślałam, że sprawdzę inną jego rolę. Był to film "Hard Rain" (Powódź, wolę angielskie tytuły). Gdy natrafiłam na film "Szklana Pułapka", to wtedy się nim jarałam, potem dwie kolejne części, lubiłam, bardzo. Dużo akcji, dużo strzelania, wybuchy i takie inne, czyli ważne elementy, które lubiła młodsza ja.Teraz też lubię, ale wtedy oglądałam tylko takie. Bardzo dużo filmów mnie jarało - "Faceci w Czerni", "Piraci z Karaibów", "Indiana Jones", "Bad Boys", mnóstwo filmów z Jackie'm Chanem, uwielbiałam filmy z jego udziałem, mnóstwo filmów z Arnoldem Schwarzeneggerem, ojj też bardzo lubiłam. Wkrótce weszłam w świat "Iron Mana", "Avengers" i resztę. W którymś momencie poznałam "Transformers". Z czasem dorosłam do filmów wojennych, wcześniej ich nie lubiłam, i obejrzałam "Dunkirk", "Przełęcz Ocalonych", "Fury", "Szyfry Wojny" czy "1917". No i były jeszcze jakieś Spider-Many, "Niezniszczalni", "Terminatory" i dużo innych.
Dzięki telewizji też udało mi się obejrzeć bardziej lub mniej w całości kilka seriali. Jednym z pierwszych był "Przygody Merlina". Za dzieciaka w weekendy, bo fajnie się oglądało, a potem jako nastolatka od deski do deski, bo chciałam w całości poznać historię. Choć ostatni sezon musiałam obejrzeć w internecie, bo chamy nie puścili (znaczy puścili, ale przy kolejnym razie puszczania całego serialu od początku, a już wtedy nie oglądałam telewizji). Pamiętam jak żeśmy z kumpelą się nim jarały. Z telewizją naziemną przyszły i nowe możliwości, wcześniej miałam tylko cztery kanały. Miałam okazję poznać serial "Komisarz Rex", bardzo lubiłam psiego detektywa. Będąc przy niemieckich serialach, trafiłam na "Kobra - Oddział Specjalny". A co przyciągnęło moją uwagę? Oczywiście, że wybuchy, pościgi i strzelanie. Tylko problem był taki, że wkrótce po tym jak zaczęłam oglądać przestali go emitować. Potem pojawił się na innym kanale, który zaś spierniczył sprawę, po przestawił go na poranne godziny emisji, no a ja do szkoły chodziłam. Pamiętam, że się bardzo denerwowałam. No ale jakoś tam udało się trochę tego obejrzeć. Mogłam też w końcu obejrzeć "Czarodzieje z Waverly Place", bo wcześniej nie mogłam, nie mając kablówki. Na pewno obejrzałam w całości seriale "Sherlock", "Bezimienni" i pierwsze sezony "Prison Break" oraz "Arrow". Pamiętam jak włączyłam "Arrow" tak randomowo, żeby zobaczyć co to za serial, puszczali wtedy już drugi odcinek. Nie spodziewałam się czegoś przy czym zostanę na dłużej, a wracałam co tydzień, żeby obejrzeć kolejne odcinki. Potem oglądałam go w internecie, bo przestali puszczać. A człowiek się łudził. Ten serial otworzył mi potem drzwi do seriali "The Flash", do którego też nie byłam przekonana, i "Legends Of Tommorow". W Legendach była postać Constantina, która miała jeden sezon swojego serialu. Więc i "Constantine" został obejrzany, szkoda, że go nie kontynuowali. Gdzieś tam trafiłam na serial "Mr.Robot", którego niestety jeszcze nie skończyłam, ale jest w planach; "Tajemny Krąg", też świetny serial, ale też niestety z jednym sezonem; "Teen Wolf", masterpiece, którego się nawet nie spodziewałam; "The Witcher" od Netflix; "Chernobyl" też od Netflix, świetny miniserial.
Sporo było filmów, jak i seriali, choć seriali trochę mniej. Pamiętam jak oglądając telewizję, oglądałam niektóre filmy po kilkadziesiąt razy. Ile razy go nie powtarzali, ja zawsze je włączałam. Widziałam, że będzie leciał film który lubię, od razu zajmowałam sobie dzień, godzinę i miejsce przed telewizorem. Jednak gdy przestałam przesiadywać przed telewizorem, to filmy oglądam albo w kinie, albo w internecie. Dużo z wymienionych filmów już dawno nie widziałam, albo widziałam tylko raz, właśnie w kinie. Ale w sumie taki detoks od telewizji, od tych filmów oglądanych po kilkadziesiąt razy będzie dobrą rzeczą. Jak zbiorę się do ponownego obejrzenia któregoś z filmów, to sprawią mi więcej radości, frajdy i przyjemności. O ile nadal będą mi się podobać, bo po latach, to nie wiadomo. Z serialami jest podobnie. Niektóre przydałoby się powtórzyć. Choć z serialami mam tak, że nie mogę się za nich zabrać. Mam dużo seriali na liście do obejrzenia, ale tak nie mogę sobie czasu poukładać, zaplanować i zacząć któryś z nich oglądać, że to aż szok.
Te filmy i seriale niegdyś obejrzałam, nie ma tu wszystkiego, ale tak poglądowo.
"Transformers" (pięć filmów) "Blitz"
"Władca Pierścieni" (trylogia) "Ja, Robot"
"Hobbit" (trylogia) "American Assassin"
"Więzień Labiryntu" (cała seria) "Fury"
"Matrix" (cała seria) "Dunkirk"
"Iron Man" (trzy filmy) "Hackaw Ridge"
"Bad Boys" (dwa filmy) "Windtalkers"
"The Amazing Spider-Man" (dwa filmy) "Commando"
"Ghost Rider" (dwa filmy) "Hitman"
"Robin Hood: Książę Złodziei" "Hitman: Agent 47"
"Disturbia" "Baby Driver"
"Die Hard" (5 filmów) "Avatar"
"Red" (dwa filmy) "Enola Holmes"
"The Mechanic" (dwa filmy) "Love and Monsters"
"Transporter" (3 filmy) "Extraction"
"The Expendables" (trzy filmy) "1917"
"Hary Potter" (wszystkie filmy) "Deepwater Horizon"
"Men In Black" (trzy filmy) "Bumblebee"
"Constantine" (film z Keanu Reeves)
"Indaina Jones" (nie wiem ile filmów)
"Piraci z Karaibów" (wszystkie filmy)
"Avengers" (wszystkie filmy)
"Sherlock Holmes" (dwa filmy z Robertem Downeyem Jr)
Seriale
"Prison Break" "Arrow" "Czarodzieje z Waverly Place"
"Teen Wolf" "The Flash" "Taniec Rządzi"
"Mr.Robot" "Constantine" "Girl Meets World"
"The Wither" "Legends Of Tomorrow"
"Chernobyl" "The Secret Circle"
"Sherlock" "Ghost Whisperer"
"Przygody Merlina" "Komisarz Rex"
"Fate: The Winx Saga" "Kobra - Oddział Specjalny"
"The Forgotten"
JAKIEŚ INNE RZECZY
Lubię sobie pooglądać Youtube i Twitch. Można powiedzieć, że wymieniłam telewizję na te dwie platformy internetowe. Różnica jest taka, że w internecie mogę sobie wybrać to, co oglądam, bo w telewizji też można wybrać, ale jak chce się, żeby coś leciało, chociażby w tle, to jednak się na czymś zostawia, nawet idiotycznym. W internecie, jak trafiam na jakieś gówno, to zwyczajnie klikam "x" w karcie. Na YouTube lubię oglądać rzeczy związane z moimi zainteresowaniami, rzeczy w których mogę się czegoś dowiedzieć, rzeczy humorystyczne, albo zobaczę coś z ciekawości, co się dzieje w internecie lub na świecie. Na Twitch.Tv lubię ciekawych ludzi, który poza graniem w gry mają coś więcej do powiedzenia. Chociażby jakąś śmieszną historię ze swojego życia. Czasami słuchanie czyjejś historii może się okazać bardzo ciekawe i zaskakujące. Są też ludzie kreatywni, rysują, rzeźbią, albo są i tacy, co grają na instrumentach. Fascynuje mnie to jak taki stream można urozmaicić, zbudować społeczność. Niektórzy naprawdę potrafią zrobić show jak na przykład DrDisrespect. Też uważam gry za bardzo ciekawy temat. Niektóre mają naprawdę świetne tematyki, świetne fabuły, świetne światy. No "Detroid: Become Human", mistrzostwo. Lubię popatrzeć na rozwijającą się historię jakiejś gry, albo zwyczajnie się na jakąś popatrzeć, bo fajnie się ją obserwuje. Sama w gry nie gram, bo mam tyle swoich rzeczy do robienia, a których też nie umiem rozplanować, że nie ma miejsca na gry. A tak oglądam jakąś grę, poznaję fajną historię, a w międzyczasie sobie rysuję, czy coś innego robię. Zależy od gry, ale jedną mogłabym oglądać stream po streamie, a inną jak mnie interesuje, to oglądam, ale z przerwami, w sensie oglądam, wyciszam na jakiś czas, oglądam coś innego, a potem wracam, żeby zobaczyć postęp w grze. Czasami zaś, jak jest jakaś gra z zagadkami, to potrafię też na chwilę się zatrzymać i zastanowić. Ale to nie trwa długo, bo szybko się irytuję.
Jestem osobą niewierzącą. Zwyczajnie nie wierzę w istnienie jakiegokolwiek bóstwa. Wolę o tym wspomnieć, w razie gdyby trafił tu ktoś, komu coś się nie spodobało w tym, co napisałam. Zawsze to jakieś wyjaśnienie.
Lubię samochody, ale się na nich nie znam. Znaczy, wiem, gdzie samochód ma olej, płyn chłodniczy, czy do spryskiwaczy. Wiem, gdzie rozrząd, albo umiem wyjąć akumulator, ale tego nie można podpisać pod znanie się na autach. Tak więc lubię sobie pooglądać zdjęcia różnych marek na Instagramie.
Ulubionymi porami w roku są te letnie. Lubię ciepło, lubię słońce, a nie śnieg, który trzeba odśnieżać i mróz, przez który muszę ubierać mnóstwo rzeczy na siebie. Wolę smażyć się jadąc w swoim Clio, niż męczyć się z zimnem zanim się nagrzeje.
Luty 2021
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz