"Fantastyczne Zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda" zaczyna się od uciekania tytułowego zbrodniarza z więzienia, w którego wcielił się świetny Johnny Depp, który jak zwykle zrobił kawał dobrej roboty i znakomicie pokazał nam postać Grindelwalda, a ja będąc na wersji z dubbingiem, to po jego aktorstwie, to co widziałam na ekranie i tak słyszałam jego głos. Ta scena, gdy Grindelwald ucieka bardzo mi się spodobała, to było bardzo dobre rozpoczęcie filmu. Dodatkowo podbijały to efekty 4DX, na których byłam pierwszy raz i mi się to bardzo spodobało, to jest fajny dodatek do oglądanego filmu. Początek tego filmu u 4DX to świetne połączenie.
Chwilę po pojawieniu się napisu tytułu filmu pojawia się scena z Newtem Scamanderem, który ma zakaz na podróżowanie i próbuję coś z tym zrobić w Ministerstwie Magii, co mu się nie udaje, bo nie zgadza się z działaniami Ministerstwa oraz tym, ze w zamian za przywrócenie prawa na podróżowanie miałby znaleźć i zabić Credence'a Barebone'a. Ale za chwilę Newt spotyka Dumbledorem, który chce w sumie tego samego, no poza zabijaniem. Ten moment w filmie ma fajny dialog między tymi dwoma bohaterami, taki miły z humorem. Jude Law okazał się zacnym Albusem Dumbledorem, świetny okazał się w tej roli, fajnie dopasowana rola do aktora.
Po tym był fantastyczny moment w filmie. Newt wraca do swoich fantastycznych zwierząt i się nimi opiekuje. To mi się tak spodobało, jak Scamander dogaduje się z tymi wszystkimi stworzeniami, jaką ma na ich temat wiedzę, jak obie strony siebie lubią, taką harmonię miedzy tymi dwiema stronami. To dopiero było magiczne! Jeszcze taka mega scena tego pokroju była później w filmie, jak Newt łapał takie jedno stworzenie, a ono zaczęło się go słuchać po użyciu jednej sztuczki, a potem reakcje ludzi stojących wokół, które były zdziwione i bezcenne. Była też scena, jak on się przytulał z tym stworzeniem, co było urocze.
Jednak Scamander decyduje się na podróż do Paryża, by odszukać Credence'a, ale ta podróż też ma swoje drugie dno dla niego. Kiedy jest już w tym Paryżu razem ze swoim towarzyszem Jacobem, chcą odnaleźć siostry Goldstein, bo jedna z nich również pracuje nad poszukiwaniami Credence'a. Do wykrycia śladów Tiny Newt wykorzystuje zaklęcie. I tu jest znowu genialna scena, bo dzięki temu zaklęciu idziemy krok po kroku śladami kobiety, które się 'wyświetlają'. Przy okazji odkrył wtedy to magiczne stworzenie co o nim wcześniej wspominałam. I taki jednym prawie że płynnym ujęciem można było być świadkiem takiego magicznego śledztwa. A razem z tym 4DX robiło to jeszcze większe wrażenie.
Chyba gdzieś do tej pory fabuła toczyła się wolno, spokojnie. Bliżej końca filmu była taka finalna akcja. Nie była ona jakaś długa, bo niedługo potem był koniec filmu, gdzie zareagowałam 'co? to już koniec?', ale mimo że nie było to długie, to mi się podobało, fajnie się ją oglądało, była efektowna. To była swego rodzaju walka z Grindelwalda, bo rzuca zaklęcie, z którego efektami bohaterowie muszą się zmierzyć. W trakcie filmu dowiadujemy się też coraz więcej o postaci Credence'a, o którego wszyscy walczą, bo okazuje on się być dość ważną postacią. W ogóle na koniec otrzymujemy zaskakującą wiadomość na jego temat. Myślę, że będzie miał kluczową rolę w trzecim filmie. Tak jak już wspominałam film się skończył tak niespodziewanie trochę dla mnie, zaskoczyło trochę, bo się fajnie
oglądało i tak nagle koniec, ale stwierdziłam, że 'hej, przecież będzie kolejna część w takim razie' sądząc po zakończeniu. Ten trzeci film może być petardą! Bo mam swoją taką teorię: pierwszy film był takim początkiem, wprowadzeniem, drugi był tak jakby przejściowy, no a trzeci będzie taki full wypas, no. Mam nadzieję, że tak będzie, ale myślę, że to jest realne, patrząc na te dwa filmy co już powstały.
Ale, wracając do filmu, to mimo, że chyba w większości fabuła była spokojne, jak wspominałam, i najwięcej w sumie dzieję się na początku i końcu filmu, to i tak mi się bardzo spodobał, bo przez te wszystkie magiczne rzeczy, sytuacje, czy też wspominane momenty Newt'a i magicznych zwierząt, ich wspólne relacje, bo to było świetne, dodatkowo ta nuta tajemniczości wokół Credence'a. Były też emocjonujące momenty, gdzie postacie miały rozterkę, czy wybrać stronę Grindelwalda walczącego po swojemu o prawa czarodziejów, żeby nie musieli się ukrywać i tak dalej, czy tę drugą stronę. W sumie Grindelwalda może nie było za dużo, ale jak już wkroczył na ekran, to pokazał charakterek, że tak powiem.
Na koniec jeszcze wspomnę o tym 4DX, bo to jest genialna rzecz. Jeżeli ktoś był na filmie w normalnej wersji i ma niedosyt, to myślę, że ten dodatek 4DX powinien te braki wypełnić, bo to było ekstra, jak jeździłeś razem z bohaterami, śledziłeś kamerę, czy czułeś na sobie zaklęcie, a dodatkowo wiatr, światło i zapach. no genialne. A pomyśleć, ze 3D kiedyś było takim bajerem. Z początku trochę było dziwnie, bo pierwsza scena miała dość dużo tych efektów, ale wkrótce się przyzwyczaiłam i czerpałam z tego przyjemność. To był mój pierwszy raz na wersji filmu w 4DX, ale myślę, że jak będzie film odpowiedni na te efekty, to myślę, że się wybiorę.