W ostatnim czasie jest sezon burz i w niektórych miejscach te burze robią niezłe dymy. Ja na szczęście nie mam większych problemów w swojej okolicy, aczkolwiek w takim niedalekim małym mieście i terenach wokół niego burze porobiły trochę kłopotów, a w niektórych rejonach Lubelskiego rzeka postanowiła sobie wyjść ze swojego koryta.
Ja do jeszcze niedawna burze lubiłam, podobały mi się błyskawice, jarało mnie, żeby je nakamerować i choć kiedyś wokół domu były połamane drzewa, to to mnie nie odstraszało. Nie bałam się ich i się dziwiłam ludziom, którzy boją się burzy, kompletnie ich nie rozumiałam. Jeszcze jak byłam w swoich pierwszych dniach na kursie na prawo jazdy, to miałam instruktorkę, która bała się burzy, a akurat jak już wracałyśmy z trasy rozpętała się burza i ona chowała głowę w dłoniach, żeby piorunów nie widzieć, a ja, chyba na drugich jazdach, ucząca się jeździć, jadę sobie ze spokojem, i bardziej boję się o to, że zrobię coś źle podczas prowadzenia samochodu. No, i ja tak na luzie podchodziłam do tej burzy, a instruktorka ciężko oddychała, jak pioruna zobaczyła.
Jednak od pewnego czasu inaczej podchodzę do tematu burzy. To co się dzieje podczas tego zjawiska, jak coraz bardziej są brutalniejsze spowodowało, że trochę inaczej traktuję burzę. Czuję do niej respect, w sensie, wole na przykład nie mówić, że lubię burze, staram się nie traktować jej lekceważąco (czasami nie wychodzi), czyli daruje sobie teksty typu "a najwyżej w kogoś tam piorun walnie". Moja zmiana perspektywy patrzenia na burze zmieniła się, gdy w Polsce coraz więcej było zerwanych dachów, jak czasami nawet niewielki większy podmuch wiatru może narobić szkód, czy pojawienie się nawet trąb powietrznych.
A trąby powietrzne były moją największą fobią. Jak patrzyłam co dzieje się z Stanach Zjednoczonych, gdy taka trąba powietrzna przejdzie, to mnie to przerażało, i nadal przeraża, i wtedy cieszyłam się, że tego nie ma w Polsce... A tu parę lat później i w Polsce też zaczynają pojawiać się trąby powietrzne... Moja fobia odżyła i to z większą siłą. I patrząc się na wideo z takiej ostatniej, najgłośniejszej sytuacji, gdzie wystąpiła trąba powietrzna, która pozrywała ludziom dachy, przyprawia mnie o przerażenie oraz niepokój.
Dodatkowo ostatnie deszcze, hehe, 'deszcze', które powodują, że niektóre tereny są kompletnie zalewane, ostatnio nawet Warszawa, centrum Warszawy, przez jej ulice płynęły rzeki. Widząc jak w terenie, niedaleko Pałacu Kultury, którymi się przechadzałam dwa lata temu, były kompletnie zalane. Takie rzeczy dają mi taką falę przemyśleń, co się dzieje z naturą, jak prawdopodobnie odreagowuje człowieka. Pomyślałam sobie, że to idzie w bardzo złą stronę, że prawdopodobnie z czasem będzie coraz gorzej. Pogoda będzie wariować na różne sposoby.
Ostatnie pogodowe zdarzenia zbiegły się z przeczytaniem przeze mnie, a właściwie dokończeniem, serii książek "Więzień Labiryntu", gdzie jest właśnie taki post apokaliptyczny przedstawiony świat. Więc dzięki tym dwom rzeczom moja głowa zaczęła produkować przeróżne wyobrażenia. Na przykład, że za parę, paręnaście lat, jak będę trochę starsza, to świat będzie podobny do tego przedstawionego w tej serii książek, albo coś podobnego. I szczerzę w ogóle się nie zdziwię, jak naprawdę tak będzie.
Zaś powracając do mojego kamerowania piorunów, to nadal się nic nie zmieniło, jak widać nadal mnie ciągnie do ich rejestrowania. Teraz jednak jet to związane bardziej z tym, że lubię fotografować. Lubię fotografować różne rzeczy, zjawiska, zwierzęta, owady. Lubię uchwycać jakąś chwilę na fotografii. Dlatego na przykład tego wynikiem są poniższe zdjęcia.
Udało mi się też uchwycić komórkę burzową. Gdzieś zanotowałam, jak się ona nazywała, ale moja notatka zaginęła wśród różnych innych papierów dotyczących innego wpisu, nad którym teraz pracuję (tak, robię notatki na kartkach papieru). Nigdy nie spodziewałam się, że uda mi się zrobić zdjęcie komórce burzowej, bo zazwyczaj w okolicach mojego domu NIC nie widać, bo wokół są drzewa i lasy, a tu pewnego dnia przyszło coś takiego. Jak mamie pokazałam te zdjęcia, to ona się przestraszyła, że coś takiego było na 'naszym' niebie. Ja już widziałam podobne zjawiska, bo się interesuję trochę i mam taką jedną stronkę polubioną na Facebooku i tam są nawet bardziej spektakularniejsze komórki burzowe i inne tego typu zjawiska. Wyglądają spektakularnie i pewnego rodzaju pięknie, a cholera są tak groźne.
Ale, the point is, ten wpis powstał dlatego, ze ostatnio miałam przygodę z burzą, znaczy, z "burzą". Zaraz wyjaśnię o co chodzi. Otóż ostatnio, w sobotę, sprzątam sobie swój pokój, bo, i miałam syf, i tak zaczynam sprzątanie domu. Więc, ogarniam tam drobne rzeczy i patrzę, nadeszła taka ciemna chmura, ale ona nie była wielka, zajmowała ze dwie działki, może trochę więcej. Tak jej cień wskazywał. Tylko na chwilę przysłoniła słońce. No i ja tam nie zwracam na nią uwagi, bo przez ostatni czas przechodziły takie chmury nie raz, pojawiały się i zaraz znikały idąc sobie dalej po niebie. Gdzieś tam w międzyczasie ze dwa razy delikatnie zagrzmiało, co też mną nie ruszyło. Wychodzę na balkon, żeby wytrzepać mój 'bardzo wielki' dywan. Zaczynam go trzepać i zaczyna padać taki delikatny, prysznicowaty deszcz, no to ja se pomyślałam "oho, no to skosiłam se trawę" (miałam tego dnia bardzo ambitne plany). Przestało padać tak szybko, jak zaczęło. Wyśmiałam ten deszcz porządkując dywan ze swoich włosów. Aż tu nagle, jak nie grzmotnęło gdzieś za sąsiadem (sąsiaduję z kościołem), a ja się tak zlękłam. Widziałam tylko blask tego pioruna połączony z dźwiękiem. Ja myślałam, że na zawał zejdę. Oddech miałam ciężki, jakby ktoś mi głaz na klatę położył. To tej pory nie ograniam, jak z tak małej chmury, bez większej zapowiedzi, jebnął (za przeproszeniem) sobie tak o piorun. Aż wyszłam sprawdzić, czy gdzieś się coś nie jara, albo nie ma dymu. Toż to z takich prawdziwych burz takiego pioruna nie było.
W swoich folderach mam jeszcze trochę zdjęć z różnymi zjawiskami na niebie, że to tak ujmę, więc one sobie tu będą. Mnie fascynuje to, jak każde nadchodzące chmury z prawdopodobną burzą, wyglądają inaczej, za każdym razem pokazują inne oblicze. Na przykład te poniżej wyglądają jak taka mięciutka wata, ale u dołu są takie ciemne, plus w jednym miejscu mają taki żółto pomarańczowy kolor mówiący, że coś w tych chmurach się dzieje.
Potem są zdjęcia chmur które wyglądają jak jakieś cienie, złe moce, albo demony ogarniały świat. Człowiek naoglądał się różnych "Teen Wolfów" i innych takich, i teraz wyobraźnia robi swoje. Swoją drogą na tych zdjęciach złapałam chyba komórkę burzową, tylko tak z daleka. Efekt byłby prawdopodobnie lepszy, jakbym robiła zdjęcia w polu, ale to też robi wrażenie.
Potem mamy znowu jakby komórkę burzową, tylko nie aż tak widoczną jak tą pierwszą, bo jest wśród ciemnych chmur, które ją otaczają.
Tu poniżej na przykład mamy tak ułożone te chmury, że one mają taką dziurę, gotowe miejsce, by zagnieździła się tam komórka burzowa. Potem te same chmury, które wyglądają, kurde nie wiem, nie mogę znaleźć określenia, no jakby się gotowały w środku. Swoją drogą jak tak je obserwowałam, to one tak potem jakby wypruwały się same z siebie, nawet nie wiem jak to opisać. Zapodam wideo (w dwóch częściach, bo Blogger nie ogarnia większych plików).
Następnie, przerwa na pioruny, i znowu taki nadchodzący mrok, jakby złe moce nadchodziły. No gdybym kiedyś pisała swoje jakieś opowiadanie, i chciałabym je jakoś ilustrować, to do jakichś mrocznych sytuacji niektóre te moje zdjęcia idealnie by pasowały.
Dobra, bo ten wpis chyba jest trochę chaotyczny. Zaczęłam od mojej 'relacji' z burzą, przeszłam przez swoją niedawną historią z piorunem, a skończyłam na zachwycaniu się wyglądem piorunów i chmur.
Ogólnie chciałabym powrócić jakoś do publikowania swoich zdjęć, ale jeszcze nie wpadłam na pomysł jak mogłabym to robić w ciekawy sposób, dlatego póki co zdjęcia są na mojej Facebookowej stronce. W tym wpisie jakoś wplątałam swoje zdjęcia, ale jak to zrobić z resztą, na razie nie mam pojęcia.
Póki co, tak na koniec, dwa gify z sekwencjami piorunów, jakie uchwyciłam swą kamerą. Tak. Założyłam sobie konto na Giphy, żeby móc zrobić takie gify, albo z moim rysunkiem.
Tak jak już wspominałam, na moim Facebooku można śledzić moje fotograficzne poczynania. Codziennie. Codziennie nowe zdjęcie. Też na Instagramie czasami dzielę się swoim nudnym życiem, albo podrzucam fajne utwory, które Spotify mi załączy. Jeszcze jako ciekawostkę dodam, że wpis miał pojawić się ostatniego dnia czerwca, ale zabrakło mi czasu, więc chciałam by pojawił się pierwszego lipca i, też zabrakło mi czasu. Tak więc dzień dzisiejszy był lajtowy, i w końcu coś publikuje. Tymczasem się żegnam.