Na początku muszę napisać, że ten wpis bardzo długo czekał na publikację, pisać go zaczęłam jakoś między 2018-2020 (nie pamiętam którego to roku dokładnie było, choć jestem skłonna stwierdzić, że to w 2020), pisałam go z przerwami i ma kilka disclaimerów. Przerwy wynikały z tego, że w trakcie pisania moja zajawka się wypaliła, w sensie, tak intensywnie myślałam nad którąś z książek, tak maglowałam te treści w głowie i jeszcze gadałam o tym innym ludziom, że w końcu ta zajawka powoli się wyczerpywała, ale wracała, i pisałam dalej, tak jak teraz, gdy chcę skończyć ten wpis, bo akurat ta zajawka wróciła. Też między czytanymi książkami były przerwy, albo między przeczytaniem książki, a pisaniem wpisu też były przerwy, bo w czasie, gdy zaczynałam pisać ten wpis, to miałam inny sposób pisania. Tak więc mamy jeden wpis z różnych czasów. Dlatego w różnych częściach wpisu będzie różny timeline, a co za tym idzie perspektywa z danego czasu (pewnie coś pozmieniam w tekście, ale większość zostawię tak jak jest). Pewnie tam na dole gdzieś wspominam, że pierwsze trzy książki są dość szczegółowo przeze mnie omawiane, więc jest możliwość spoilerów, więc jak komuś nie przeszkadza i potem przeczyta z taką samą satysfakcją jak ja książkę, albo nie będzie pamiętał to co napisałam, to można śmiało iść dalej w głąb wpisu, a jak nie, no to ostrzegam.
Teraz w ogóle to ja muszę przeczytać to co napisałam, żeby się z tym zapoznać i wyhaczyć chociażby jakieś błędy, a ja zawszę czuję cringe, kiedy mam czytać, albo czytam swoje teksty 😆.
________________________________________________________________________
Najpierw były film, to przyszedł czas na książki.
O serii filmów "Więzień Labiryntu" słyszała chyba większość ludzi, no bo była dość popularna, z resztą sama ją obejrzałam i mi się podobała, nawet jest wpis na ten temat. Jednak po tych trzech filmach czułam taki niedosyt, jakoś chciałam więcej się dowiedzieć na temat tego Labiryntu, jak i późniejszych wydarzeń oraz ogólnie o całym świecie stworzonym w książkach. Czułam jakieś takie braki po obejrzeniu filmów, czegoś mi brakowało. Trochę dużo było znaków zapytania po seansie. Więc to skłoniło mnie do przeczytania książek.
Książek jest tak naprawdę pięć, trylogia i dwie książki uzupełniające ją. Są to: "Rozkaz Zagłady" (The Kill Order), opowiadające wydarzenia przed "Więźniem Labiryntu", gdzie autor chce wytłumaczyć świat, który stworzył, ale z perspektywy kompletnie innych bohaterów; oraz "Kod Gorączki" (The Fever Code), również mówiące o wydarzeniach przed pierwszym tomem, ale już z bohaterami trylogii przed ich trafieniem do Labiryntu.
Seria według roku wydania: Seria według chronologii wydarzeń:
Najlepiej czytać w tej kolejności
- "Rozkaz Zagłady"
- "Więzień Labiryntu" 2009 - "Kod Gorączki"
- "Próby Ognia" 2010 - "Więzień Labiryntu"
- "Lek Na Śmierć" 2011 - "Próby Ognia"
- "Rozkaz Zagłady" 2012 - "Lek Na Śmierć"
- "Kod Gorączki" 2016
Udało mi się zdobyć je wszystkie. Skompletowałam najpierw główną trylogię, a potem udało mi się do niej dołączyć jeszcze pozostałe dwie. Nie wiem, jak polecę z pisaniem, ale będę chciała się skupić głównie na trylogii, zaś o reszcie coś tam wspomnieć i jakie były moje wrażenia podczas czytania. Też jeszcze tak na początku. Jak wspominałam, do czytania wróciłam po dwóch latach i ta przerwa od tej całej historii, plus ekscytacja z tego co przeczytałam i tym co się w książkach dzieje, spowodowało, że ja żyję teraz tą historią, tak się ją jaram i wywołuje u mnie różne emocje, że aż sama się dziwie. Dotąd żadna książka nie wywołała u mnie aż takich reakcji. Dlatego z tego powodu ja mogę nieźle polecieć podczas pisania, na tą chwilę nie wiem w jaką stronę to pójdzie, ale ostrzegam, że jest duże prawdopodobieństwo o spoilery, nie wiem w jakim stopniu, także wole uprzedzić, bo jak się nie chcący rozpędzę, to potem po głowie dostane.
Tom I. Więzień Labiryntu.
Czytelnik towarzyszy głównemu bohaterowi, Thomasowi, pierwsze chwile w tytułowym Labiryncie, gdzie trafi przez dziwną windę, która między innymi swoimi dźwiękami pozostawia w chłopaku traumę. Gdy urządzenie w końcu stanęło, a drzwi będące również sufitem, otworzyły się, nad sobą zobaczył grupę chłopców mówiących w dziwnym dla Thomasa slangu, którego nie rozumie. Zwracają się do niego dziwnymi określeniami jak Świerzuch czy Njubi. Jest zdezorientowany sytuacją, a do tego niczego nie pamięta poza swoim imieniem. Wkrótce dowiaduje się, że wszyscy, którzy tam trafili, również nie znają swojej przeszłości. Dowiaduje się również o tym, że miejsce w którym się znajduje nazywają Strefą, która otoczona jest Labiryntem. Thomas ma cały czas mnóstwo pytań, na które nikt nie odpowiada, bo przywódca, Alby, uważa że na odpowiedzi jest za wcześnie i chce wdrożyć go powoli w życie Strefy.
Thomas zaprzyjaźnia się z chłopakiem o imieniu Chuck, który był Świerzuchem do czasu jego przybycia i wzbudza większe zaufanie od pozostałych Streferów. Od Chucka udaje mu się dowiedzieć trochę więcej o miejscu, w którym się znajduje i o tutejszym życiu. Thomas miał szczęście, że trafił na Chucka, bo mimo że chłopak nie miał pozwolenia na mówienie czegokolwiek, to był strasznie gadatliwy i nie kontrolował swojego gadania. Czasami gada aż za dużo, co z czasem potrafiło zirytować Thomasa, to jednak i tak uważał go za sympatycznego chłopca i było mu żal, że trafił w takie paskudne miejsce. Dowiadujemy się od Chucka na przykład, że wieczorem, o jednej porze wrota do Labiryntu się zamykają, w środku Labiryntu są bóldożercy, którzy mogą użądlić, po czym użądlona osoba jest zainfekowana i przechodzi tak zwaną przemianę, podczas której powracają częściowo wspomnienia.
Gdy Alby oprowadza Thomasa powierzchownie po strefie, chłopak ma jeszcze większy mętlik w głowie. Zna niektóre nazwy przedmiotów lub zwierząt, mimo iż nic nie pamięta. Takie sytuacje powodowały u niego przemyślenia, gdzie i w jakiej sytuacji spotkał się z daną rzeczą. Tymi tropami rozmyślał o tym jakie, mogło być jego życie przed trafieniem do Strefy, zastanawiał się, jakim był człowiekiem, jacy byli jego rodzice.
Poznając życie w Strefie, Thomas poznaje różne grupy, wykonujące jakieś konkretne czynności, a każda taka grupa ma Opiekuna. I tak, byli budole, zajmujący się budownictwem, jak sama nazwa wskazuje, byli grzebacze zajmujący się chowaniem zmarłych, oracze pracujący na Zielinie, dbający o uprawy między innymi warzyw, rozpruwacze pracujący w Mordowni, czyli rzeźni, zaś byli też Zwiadowcy, którzy odkrywali Labirynt. I właśnie to ostatnie Thomasa najbardziej interesowało. Tylko musiałby się naprawdę wykazać. Jednak według zasad Strefy, najpierw musiał przepracować po jednym dniu w każdym zajęciu.
W międzyczasie w windzie, którą Streferzy nazywają Pudłem, w nietypowym czasie pojawia się kolejny świerzuch, było za wcześnie na nowego. Jeszcze bardziej staje się to dziwne, gdy okazuje się to być dziewczyna, gdzie do Strefy trafiali tylko chłopcy. Dziewczyna leżała nieprzytomnie tak długo, że wszyscy gapie myśleli, że nie żyje. Na tamtą chwilę odzyskuje przytomność tylko na moment, mówiąc dziwne zdanie, zaś w jej dłoni znaleziono kawałek papieru z napisem "Ona jest ostatnia. Kolejnych nie będzie". To wszystko jest czymś niecodziennym dla Streferów i niektórzy się niepokoją.
Pewnego rutynowego dnia w Strefie, jeden ze Zwiadowców, o imieniu Minho, wraca z Labiryntu z wiadomością, że znalazł martwego Bóldożercę. To dla Streferów coś niespodziewanego i niesamowitego. Jednak, gdy Minho i Alby, który wszedł razem z nim do Labiryntu, by zbadać martwego Bóldożercę, okazuję się, że on jednak nie był martwy i użądlił Alby'ego, dlatego nie zdążają wrócić przed zamknięciem wrót. Wszyscy, czekając na nich, aż wrócą, tylko patrzyli się, jak przed między nimi zamykają się wrota. Jednak jeden z nich nie mógł tak na to patrzeć, jak inni srogo trzymają się Pierwszej zasady o nie wchodzeniu do Labiryntu. W ostatniej chwili Thomas wbiega przez coraz bardziej zaciskające się wrota do Labiryntu.
Minho nie pochwala tego wyczynu. Gdy chłopaki chcą jakoś ukryć Alby'ego, Minho spanikował na dźwięk zbliżających się Bóldożerców i ucieka zostawiając Thomasa. Ten natomiast wpada na pomysł ukrycia Alby'ego, a gdy mu się to udaje, sam próbuję przeżyć. Gdy przechytrza jednego z Bóldożerców i Minho to widzi, wpada na pomysł, aby to samo zrobić z pozostałymi, tylko spadali oni z Urwiska. Udaje im się to, Thomas w końcu odetchną z ulgą po przerażających przeżyciach. Gdy Labiryntowe wrota się otwierają, chłopaki wchodzą razem z Alby'm, który cudem przeżył i Streferzy próbują go ratować. Po swoich wyczynach Thomas zostaje zwiadowcą, ale jednak przed tym musi odbyć karę, za złamanie pierwszej zasady strefy.
Po odbytej każe, Thomas szkoli się na Zwiadowcę. Minho jako opiekun Zwiadowców, pokazuje mu wszystko, co powinien wiedzieć, daje mu broń, pokazuje, mapy. Wbiegają do Labiryntu i badają dziwne zjawisko nad Urwiskiem. Gdy tajemnicza dziewczyna, która jak się potem okazuje ma na imię Teresa, budzi się, rozmawia z Thomasem. Chłopak wcześniej ją kojarzył, a po rozmowie z nią jeszcze bardziej wydawało mu się, że ją zna. Dodatkowo oboje umieją rozmawiać ze sobą w myślach.
Pewnego razu wrota Labiryntu się nie zamykają, Streferzy barykadują się w Bazie, a w nocy do Strefy wpadają Bóldożercy. Porywają oni jednego z chłopców. Zjawia się Gally mówiąc, że codziennie będzie brany jeden z grupy.
Thomas z pomocą Teresy odkrywa sposób na wydostanie się z Labiryntu. Razem z innymi odszyfrowują kod, jednak nie rozumieją, gdzie go użyć. Dlatego Thomas daje się użądlić Bóldożercy, by przejść przemianę i częściowo odzyskać pamięć. Jego plan zadziałał, wiedzą więcej na temat Labiryntu, jak się z niego wydostać i co łączy Thomasa z Teresą i jaki w ogóle mieli związek z Labiryntem.
Aby wydostać się z Labiryntu trzeba do niego wejść. Większość Streferów podejmują się i wbiegają do niego. W czasie gdy pozostali walczą z Bóldożercami, Thomas z Teresą próbują wpisać kod, który otworzy wyjście z Labiryntu, ale i zatrzyma Bóldożerców. Kiedy im się to udaje, wszyscy trafiają do dziwnego pomieszczenia, gdzie obserwują ich jacyś ludzie. Okazuje się, że to Stwórcy i że to oni kontrolują każdą osobą, a żeby to udowodnić, kierują Gally'm, aby zabił Chucka, co szokuje Thomasa i rozpacza on po śmierci przyjaciela. Nagle jakaś grupa napada na stwórców, zabija Evę Page i innych, a Streferów wyciągają stamtąd i zawożą do innego miejsce, gdzie dostają łóżka i ogólne schronienie. Wszyscy mają nadzieję, że będzie już lepiej.
Czytając książkę gdzieś do połowy, to miałam takie trochę retrospekcje z filmu. To to troszeczkę zabierało tą satysfakcję z czytania. Myślę, że gdybym wzięła się za czytanie trochę później, aż bym ochłonęła po seansie, to ten efekt byłby mniejszy. A tak będąc pod wrażeniem filmu zaczęłam czytać książkę i sugerowałam się nim podczas czytania. Przeczytawszy połowę było już trochę ciekawiej, bo pojawiały się elementy, których w filmie nie było, dzięki czemu niektóre rzeczy stały się jaśniejsze, inne miały większy sens, a inne odkrywały coś zupełnie nowego. Nie patrząc na te drobne szczegóły i różnice, to "Więzień Labiryntu" w postaci książki i filmu są najbardziej zbliżone.
Zapominając o retrospekcyjnym uczuciu, książkę czytało się bardzo dobrze. Jest napisana w takim prostym języku, więc przez jej treść się płynie. Jedynie trochę musiałam się przyzwyczaić do używanego tam slangu, jakoś widziałam w nich nadal oryginalne słowa. Dodatkowo byłam ciekawa, jak to wszystko będzie opisane i byłam ciekawa tych różnic między książką, a filmem, plus cieszyłam się chociażby takimi małymi smaczkami, których nie było w filmie. Do połowy było ich niewiele, ale potem robiło się ich coraz więcej. Niektóre rzeczy podobały mi się bardziej w książce, niż w filmie, i cieszyłam się z tego, jak to autor książki napisał, jak jakiś wątek miał na myśli. To jest ta magia czytania, że przeczytasz to, czego w filmie nie pokarzą.
Zakończenie "Więźnia" bardziej mi się właśnie podobało to książkowe. Było bardziej takie tajemnicze, mieli trochę lepszą i grubszą rozkminę nad tym, by się wydostać z Labiryntu. Wątek rozszyfrowywania kodu był świetny. Podobają mi się takie rzeczy, gdzie rozszyfrowywane są różne kody, zagadki, sprawy kryminalne i tak dalej.
I chyba więcej uwag nie mam.
Czas się przeteleportować dwa lata później, jak już przeczytałam resztę.
Tom II. Próby Ognia.
Ja niestety mam straszne trudności z zaczęciem czytania książek. Nie wiem, jak osoby z wieloma zainteresowaniami mają na nie wszystkie czas. Dodatkowo dochodzą różne rozpraszacze. Zawsze próbuję "planować" kiedy coś zacząć i w przypadku czytania książek to nie wypala. Zwyczajnie zapominam o pewnym zjawisku, gdy mam na coś ochotę, to po prostu to robię. Już nie raz przekonałam się, że to działa, a nadal o tym zapominam.
Tak więc do tej historii zawartej w trzech tomach powróciłam ze świeżą głową i ochotą, bo czytając pierwszy tom miałam tak zwaną "fazę" po obejrzeniu filmów i po przeczytaniu "Więźnia" ta faza powoli mi zaczęła odchodzić. Zwyczajnie przedawkowałam. I w sumie ta przerwa była przydatna, bo oczyściłam trochę od tego głowę, ochota na czytanie powróciła, wszystko co z filmami związane, ucichło. Tylko żeby ta przerwa aż tak długo znowu nie trwała, jakieś pół roku, góra rok by wystarczyło.
Tak więc wracamy do naszych bohaterów, którzy mieli nadzieję na lepszą przyszłość, że to co złe już przeminęło. Ale niespodziewanie do miejsca, w którym się znajdowali, przedostają się Poparzeńcy. Streferzy chcą stamtąd uciec. Udaje im się wyjść do ciemnego korytarza, w którym po zaświeceniu światła ukazały się martwe ciała zwisające z sufitu. Wszyscy są przerażeni tym widokiem. Thomas chce odnaleźć Teresę i poprowadzony przez jej wskazówki, które dostał podczas ich telepatycznej rozmowy. Dotarł do drzwi jakiegoś pokoju, na których było jej imię, obok którego było napisane "zdrajczyni". Zaś w środku dziewczyny nie było. Był natomiast jakiś nieznajomy chłopak.
Nowo poznany to Aris. Był w Labiryncie z Grupą B, składającej się z samych dziewczyn. Został zesłany jako ostatni, a ze swoją przyjaciółką (którą zabili), mógł rozmawiać telepatycznie. Z jego opowieści wynika, że on i jego grupa podobnie pokonała Labirynt. Chłopak został przeniesiony do Grupy A, czyli naszych Streferów, bo powiedziano mu, że jako chłopak nie może być wśród dziewczyn.
Za niedługo Streferzy odkrywają tatuaże z tyłu na swoich szyjach. Każdy miał napisane co innego. Newt miał "Klej", Minho miał "przywódca", a Thomas "do zabicia". Na tym etapie, na początku książki, treść wzbudziła moje większe zainteresowanie. Po za tym, że samo w sobie było ciekawe, to dodatkowo znowu z tyłu głowy miałam to, co działo się w filmie oraz to, że między książką, a filmem jest coraz więcej różnic i że to co się dzieje w książce jest bardziej ciekawe i intrygujące. To mi dało takiego dodatkowego paliwa do czytania. Wszystko było owiane w tajemniczość, razem z bohaterami nie wie się, o co chodzi, dzieją się dziwne rzeczy i jest coraz więcej zagadek.
Na przykład jednym z niewyjaśnionych sytuacji było pojawienie się nie wiadomo skąd mężczyzny w białym garniturze, który dostał przydomek Szczurowaty. Ten zaś wyjawia im, że DRESZCZ będzie wdrażał Fazę Drugą Prób, a Labirynt był Fazą Pierwszą. I tak około dwudziestoosobowa grupa Streferów, o konkretnej godzinie muszą przejść przez coś nazywanym Płaskim Przenosem, przejść 160 kilometrów, dotrzeć do bezpiecznej przystani w ciągu dwóch tygodni i wtedy będą mieli zaliczoną Fazę Drugą, no i przy okazji zostają wyleczeni z Pożogi, którą podobno zostali zarażeni celowo, by ich zmotywować. Nie powiem, tutaj mnie zaskoczyli. Moja reakcja po przeczytaniu tego fragmentu, moja pierwsza myśl była "co za chore pojeby". No niestety inaczej się nie dało. Oczywiście domyślałam się, że coś może się kryć za tym, bo to był DRESZCZ, nic więcej nie trzeba mówić. Dodatkowo Szczurowaty dał im możliwość wyboru (haha), albo przejdą przez Płaski Przenos, albo zostaną... i zakończą swoje życie. Mobilizacja w ch...
Streferzy przechodzą przez owy Płaski Przenos i idą jakimś długim korytarzem, gdzie kompletnie ciemno, a do tego atakuje niektórych chłopaków jakieś dziwne coś. Gdy im już udaje się wyjść na powierzchnię, okazuje się, że na zewnątrz jest gorzej niż gorąco i że są na kompletnym pustkowiu. Kierują się na północ, tak jak im przykazano. W pewnym momencie spotykają dwóch Poparzeńców, którzy nie są jeszcze tacy szaleni, jak tamci, którzy chcieli się dostać do nich, gdy byli w miejscu, przed przejściem przez Płaski Przenos. Ci Poparzeńcy mówią coś o drugiej grupie i odchodzą. Idąc kolejny odcinek, Streferzy słyszą w oddali krzyki dziewczyny. Wkrótce dochodzą do miejsca, gdzie niedaleko stał jakiś budynek, a koło niego stała tajemnicza postać przypominające dziewczynę właśnie. Thomas idzie z nią porozmawiać, mając nadzieję, że to Teresa. I to była Teresa, tylko sprawiała wrażenie, że boi się chłopaka, jednak gdzieś tam się przełamuje i każe im wszystkim uciekać. Nie wiedząc o co chodzi, robią to.
Kierują się w stronę, w którą którą kazano im iść, a na horyzoncie mieli miasto, do którego chcieli dotrzeć. Gdy są coraz bliżej celu, nadchodzi burza. Ale nie taka zwyczajna. Pioruny strzelają przed, za i nawet w Streferów. Wszyscy biegną, aby jak najszybciej dostać się do pierwszego budynku miasta. Jeden z chłopaków ginie od pioruna, płonąc na oczach Thomasa, a on sam nie raz został odrzucony siłą uderzającego pioruna. Niedługo Minho dostaje od pioruna. Thomas również to widzi i idzie mu na pomoc. Gasi jego płonące ubranie, a potem pomaga iść, aż w końcu trafiają do pierwszego lepszego budynku. Zostaje ich jedenastu. W tym momencie trochę posmutniałam. W teorii była to dla mnie rzecz oczywista, ale jednak smutno mi się zrobiło na myśl, że więcej osób zginęło. Najpierw Labirynt, potem dzikie podróże. Wiem, że to fikcja, ale ja się tak wczułam w tą historię, że przez myśl mi przeszło, jak można było być takim człowiekiem i robić takie rzeczy innym ludziom. Zaś Streferów, których nawet nie poznaliśmy imion, to mi się strasznie szkoda zrobiło. A to jeszcze nie koniec. Podobne odczucia co jakiś czas wracały w niektórych momentach tej, jak i trzeciej książki.
Chwilę sobie odpoczęli, nim niespodziewanie z wyższego piętra budynku w którym się znajdowali, skoczył do nich facet, który potem przedstawił się jako Jorge i który na początku miał małą spinę z Minho, ale sytuację załagodził Thomas i skończyło się na tym, że Jorge ma przedostać Streferów przez miasto pełne Poparzeńców. Z Jorgem była cała grupa ziomeczków, ale zdecydował, że tylko on i dziewczyna o imieniu Brenda wyruszą w drogę, aby szło jak najmniej osób, by nie rzucać się Poparzeńcom w oczy. Mężczyzna najpierw przed podróżą postanawia posilić Streferów, by głodni nie szli, dlatego razem z Brendą zaprowadza ich do magazynu z jedzeniem. Nagle coś wybucha i Thomas, który rozmawiał z Brendą, razem z nią zostaje odcięty od reszty. Dziewczyna wie gdzie się kierować, bo rozmawiała o tym z Jorgem i udają się na wędrówkę przez tunele pod miastem. W pewnym momencie natykają się na Poparzeńców, więc musieli sobie z nimi poradzić. Thomas przeżywa jedną z trudniejszych chwil w jego życiu, po czym nie chce już iść przez ciemne korytarze tuneli i wychodzą na powierzchnię. Postanawiają odpocząć i śpią w jakiś starym samochodzie. Gdy Thomas budzi się, odkrywa tajemniczą tabliczkę która mówi, że to on jest prawdziwym przywódcą. Za niedługo razem z Brendą zostają zmuszeni wejść na podejrzaną imprezę przez jakąś trójkę nieznajomych, którzy im grozili ostrymi narzędziami. Tam zostają czymś odurzeni, a gdy dochodzą do siebie, są przywiązani do krzeseł. Ta sama trójka wypytuje Thomasa o różne rzeczy, z powodu tabliczki, którą wcześniej znalazł, a których jest jeszcze więcej rozsianych po całym mieście. Nagle zjawia się Minho i reszta i odbijają Thomasa oraz Brendę, zaś część ludzi z tamtego miejsca pojmali, a inna część uciekła i właśnie jeden z takich uciekinierów postrzela Thomasa. Tu pozwolę sobie na pauzę, bo potem fabuła płynie jeszcze szybciej i ciekawiej i nie będzie okazji do wtrącenia się.
Ten fragment mi się podobał. W końcu było to coś innego, niż marsz przez pustkowie. No pod koniec już miałam delikatnie dość ich wędrówki. Dobrze, że na koniec był wątek z piorunami, to się trochę rozruszyłam. Choć teraz, jak to piszę ze swoich notatek, to może i dobrze, że takie znudzenie tym wątkiem marszu przez pustkowie mnie trafiło, bo można było się trochę wczuć w bohaterów, oni zapewne mieli również tego dość. W teorii coś się działo podczas kiedy oni szli. Były ciekawe rozmowy między Thomasem, a Arisem, który był nową postacią, ale jednak właśnie tuż przed burzowym wątkiem już nie chciało mi się czytać o piasku wpadającym w oczy. Teraz też widzę taką rzecz, że to wszystko było zbilansowane. Była wędrówka, potem delikatnie miało się tego dość, a potem nagle strzeliło piorunami, coś się działo, więc autor szedł z fabułą, dał się trochę czytelnikowi znudzić, a potem z przytupem wrócił z mocniejszą akcją, aby zaskoczyć czytelnika i przez to, że się wcześniej delikatnie znudził, nagła akcja wzbudziła jego większe zainteresowanie.
Dobrze mi zrobiła ta akcja w tunelach z walką z Poparzeńcami. Można było zobaczyć szaleństwo tych chorych ludzi. Fajnie było też poznać postać Brendy. Podoba mi się ta postać. Lubię ją. Lubiłam ją w filmie, byłam ciekawa, jak została przedstawiona w książce i czy jej oryginalną książkową wersję również polubię. Polubiłam. Bardzo podoba mi się jej charakter. Z jednej strony widać, że umie w bitkę, wie jak się zachować w tamtejszym przedstawionym świecie i ogólnie twarda z niej dziewczyna, a z drugiej strony nadal ukazuje gdzieś tam swoją dziewczęcość i ta równowaga mi się podoba. Też podobał mi się początek przyjacielskiej relacji między Brendą a Thomasem, lubię to duo.
Pozbierana grupa wydostaje się z miasta. Thomas nie wie, co się z nim dzieje, bo w jego ranę postrzałową wdarło się zakażenie. Niespodziewanie ktoś zabiera go Górolotem i leczy. Chłopak kojarzy otoczenie i ludzi ubranych w kombinezony. Udając, że nadal śpi podsłuchuje jakąś rozmowę o tym, że postrzał Thomasa nie był planowany. To był DRESZCZ. Odsyłają go z powrotem do reszty, by Próby mogły się zakończyć. Chłopak o wszystkim opowiada pozostałym i wkrótce wyruszają w drogę, by pokonać góry. Ale nie dane im było spokojnie iść, bo podczas wędrówki otaczają ich dziewczyny z Grupy B, dowodzącą przez Teresę, która pod groźbą zabicia wszystkich zabiera Thomasa z pomocą swoich koleżanek. Dziewczyny wloką chłopaka do swojego obozu, przywiązują do drzewa, a ich gadka sugeruje, że chcą go zabić. Dlatego Thomas próbuje ich od tego odwieść. Udaje mu się najpierw zasiać ziarno wątpliwości, a potem przekonuje ich i wszyscy idą w stronę bezpiecznej przystani. Gdzieś w międzyczasie Thomas zauważa, że Teresa gdzieś zniknęła. Swoją drogą miał niezły mętlik w głowie przez tą dziewczynę i nie wiedział co o niej myśleć. A kolejna sytuacja nie pomagała. Teresa, która się w końcu skądś pojawiła, każe mu za sobą iść, mówiąc, że chce coś zakończyć. Niespodziewanie za plecami Thomasa pojawia się Aris, który przyłożył mu nóż. Okazuje się, że Teresa i Aris się znają, oczywiście również potrafią między sobą rozmawiać telepatycznie i nawet pomagali sobie przy kodzie jeszcze będąc w Labiryncie. Następnie ta dwójka kazała Thomasowi wejść do tajemniczego dziwnego pomieszczenia. Wcześniej próbował uciec, ale niestety mu nie wyszło i był pewien, że jego życie się zakończy w momencie, gdy w dziwnym pomieszczeniu zaczął się pojawiać jakiś gaz. Jednak odzyskuje on przytomność. Przez pewien czas siedzi sam i o wszystkim rozmyśla. No umówmy się, ma on nad czym rozmyślać, w jego życiu dużo się dzieje. Za niedługo zjawia się Teresa. Trochę inaczej się zachowuje, w taki sposób, jaki Thomas znał. Wyjaśnia, że robiła to, co jej kazali. Grozili, że go zabiją. Potem opowiada co się z nią działo od momentu, gdy stracili telepatyczny kontakt. Potem cała trójka wyruszają, by dogonić Grupę A i B, by zdążyć na czas w wyznaczone miejsce bezpiecznej przystani. Doganiają, docierają, mają chwilę czasu, więc Thomas opowiada Newtowi i Minho co się z nim do tej pory działo.
Zadziwiające było dla mnie to, jak DRESZCZ postąpił, gdy nie poszło według ich planu i Thomas dostał kulkę, więc wzięli go i uleczyli, tylko po to, żeby mógł on wrócić do reszty i ukończył Próby. Z resztą, mnie DRESZCZ nie przestawał zadziwiać podczas czytania. W sensie, nie robił on czegoś, czego bym się nie spodziewała, bo po DRESZCZu spodziewać się można kompletnie wszystkiego, ale im więcej dowiadywałam się na jego temat i o jego czynach tym moje zdziwienie mnie nie opuszczało. Po prostu zdumiewało mnie to, co oni byli w stanie zrobić dla swoich celów. Samo to, że kazali tej grupie składającej się z dziewczyn, aby zgarnęły Thomasa. Swoją drogą postawa Teresy w tej sytuacji mi się nie podobała. Ogólnie za nią nie przepadałam. Jej zachowania są gdzieś tam trochę wyjaśnione, ale jednak mnie to nie przekonuje. Irytowała mnie dość często, choć w sumie za często się nie pojawiała. Jedną taką denerwującą rzeczą było choćby stwierdzenie "DRESZCZ jest dobry", które powtarzała. Jednak nie wydaję na nią wyroku, że jej nie lubię, bo co do tego mam mocną rozkminę. No nie chcę od razu być dla niej wredna.
Natomiast, gdy oni wszyscy dotarli do bezpiecznej przystani (cholera, cały czas mam wrażenie, że źle to nazywam), to myślałam, że już będzie trochę spokoju. Znaczy coś się wydarzy, aby zaintrygować czytelnika. No ale nie. Jeszcze był kawałek książki do końca.
Przed minięciem czasu, do którego mieli dotrzeć na miejsce, nagle znikąd pojawiają się dziwne kapsuły, które wyglądają jak te, w których siedziały Bóldożercy z Labiryntu. Z nich wychodzą jakieś dziwne kreatury z którymi wszyscy walczą. Do tego nadchodziła burza, taka jak poprzednio. Dlatego Thomas i Teresa chcą schować się w jednej z tamtych kapsuł, po tym jak pokonują swojego potwora. Dołączają się do nich Brenda i Jorge. I dobrze zrobili, bo po zamknięciu kapsuły niedługo potem strzelają w nią pioruny. Gdy wybija godzina, zjawia się się Górolot. Ale i kolejne potwory. Muszą je pokonać, by wejść na pokład maszyny. Podczas gdy oni walczą z czasem Górolot powoli zaczyna odlatywać. Na szczęście tym co udało się dotrwać załadowali się na pokład. Tam mogli się ogarnąć, zjeść. Gdy Thomas zasypia budzi się się w dziwnym białym pokoju. Udaje mu się skontaktować telepatycznie z Teresą, ale ma wątpliwości w to co mówi i każe jej odejść i przekazać DRESZCZowi, że już nie będzie im posłuszny. Ta tylko odrzekła, że nie może się czegoś doczekać, a po krótkiej przerwie dodaje, że "DRESZCZ jest dobry".
Koniec mnie zaintrygował. Złapała mnie również ciekawość co kolejnego DRESZCZ przygotował, jaki los zgotuje Streferom następnym razem. Zastanawiało mnie również, póki nie zaczęłam czytać kolejnej części, dlaczego i jaki był tego cel usadowienia Thomasa w tym białym pokoju, no i co działo się z resztą.
Właściwie pod koniec mamy trochę taką przemianę postaci. Thomas do tej pory wydawał się cichym chłopakiem, który jest trochę bojaźliwy i nie lubi wychodzić przed szereg. Ale przez to co przeżył do tej pory, razem z pozostałymi, miał już zwyczajnie dość tego co fundował im DRESZCZ i pod koniec "Prób Ognia", gdy walczyli z potworami, to do walki wyszedł jako pierwszy (jak dobrze pamiętam, bo nie ufam sobie, i jest możliwość, że coś mogłam poplątać) i wyszedł do tej walki pewnym siebie krokiem, jakby wszystkie jego strachy i lęki gdzieś sobie poszły. A wcześniej zapewne z drżącymi rękami i nogami walczyłby z tymi potworami. To mi się podobało, że pod wpływem tych złych doświadczeń wykształcił, utwardził się charakter Thomasa. Ta wersja książkowa trochę bardziej podobała mi się niż ta z filmu, gdzie Thomas od razu był taki odważny, narwany i do przodu, a w książce fajnie do tego doszedł po przeżyciach.
Miniony czas dwóch lat po przeczytaniu pierwszej książki i ogólnie po odpocznieniu od tej historii, a następnie po przeczytaniu dwóch następnych książek po tej długiej przerwie, spowodowały idealny moment do odświeżenia filmów. I obejrzałam, po czym samoczynnie miałam wielką rozkminę co, gdzie, jak, było lepsze. Początek książki, czyli to co się działo jeszcze przed rozpoczęciem Prób, a potem samo ich rozpoczęcie bardziej podobało mi się właśnie w książce, choć pomysł ucieczki w filmie nie jest zły, też mi się podoba, no ale jednak wersja książkowa jest dla mnie trochę wyżej, plus ma więcej sensu i ma więcej wspólnego z próbami. Takie mam wrażenie. Zaś koniec "Prób Ognia" podobał mi się bardziej w filmie. Wiadomo, film rządzi się własnymi prawami, więc twórcy musieli zakończyć film tak, by pojechać trochę po emocjach oglądającego i zachęcić do obejrzenia kolejnej części, no ale to ich pojechanie po emocjach na mnie podziałało najwyraźniej. Ale książkowe zakończenie z potworami też było fajne, choć mocno mnie nie porwało.
Między książką a filmem "Próby Ognia" było już więcej widocznych różnic, bo jak wspominałam, obie wersje "Więźnia Labiryntu" były najbardziej do siebie zbliżone. Już na początku czytania drugiej części, gdy pojawiały się te większe różnice między książką a filmem, powoli przestawałam mieć przed oczami właśnie film. Dotychczas miałam myśli typu "ciekawe, jak to, czy tamto z filmu będzie opisane w książce", "ciekawe jak to, czy tamto zmienili w filmie", "ciekawe jak skończy się jakaś akcja". Wiedząc, że jej początek różnił się od tego co było w filmie, z czasem, podczas czytania, wiedziałam, że nie ma sensu mieć nadal w głowie filmu. Tak to jest, jak najpierw obejrzało się filmy, a potem wzięło się za czytanie książek. Te myśli czasami wracały, ale nie przywiązywałam do nich większej uwagi. Po raz kolejny mi uświadomiono, o czym z resztą wiedziałam, ale moja głowa nie słuchała, że książki i powstałe na ich podstawie filmy trzeba traktować jako dwie różne rzeczy.
"Próby Ognia" czytało mi się bardzo dobrze, im dalej brnęłam w czytanie, tym historia coraz bardziej mnie wciągała. Tym bardziej, że ten (ostry) cień filmu powoli odchodził. Ciekawiły i intrygowały mnie te wszystkie niewyjaśnione rzeczy od DRESZCZu, jak na przykład tatuaże, czy tabliczka mówiąca o tym, że Thomas jest prawdziwym przywódcą. Podróż Streferów najpierw przez pustkowie, potem przez miasto, było emocjonujące (mimo, że przy tym pierwszym miałam delikatnie dość piasku), w odpowiednim momencie trzymały w napięciu. Na szczęście udawało mi się zakończyć czytanie danego dnia, danego fragmentu tak, by zakończyć czytać jakąś akcję i nie rozpoczynać kolejnej, która nadchodziła. Kończyłam idealnie pomiędzy. I zostawiałam siebie w ciekawości co się dalej wydarzy. Czasami kończąc kolejny większy, czy mniejszy fragment, to zanim odkładałam książę, to myślałam sobie chwilę posiedzieć i pomyśleć co się wydarzyło, a jak już odkładałam, to albo ze zdziwieniem, albo lekko zszokowana, albo z opadniętą szczęką. To zależy co tam się wydarzyło.
No, to czas spróbować odnaleźć lek na śmierć.
Tom III. Lek Na Śmierć.
Podekscytowana po przeczytaniu drugiej książki, od razu na drugi dzień po tym, jak ją przeczytałam, wzięłam się za trzecią. Strasznie byłam ciekawa, jak to wszystko się potoczy, co stanie się ze wszystkimi zaznajomionymi postaciami. To właśnie w niej chociaż część rzeczy miało się wyjaśnić. Już chyba na tym etapie kompletnie nie patrzyłam na film. Po "Próbach" wiedziałam, że to nie ma sensu. W ogóle nawet zapomniałam, by z tyłu głowy mieć ten film i porównywać go z książką, bo byłam tak zaangażowana w czytaną historię.
Wracamy do Thomasa, który przebywał w białym pokoju, przez cztery tygodnie, w izolacji. Przychodzi do niego mężczyzna w białym garniturze, ten sam co powiedział całej grupie o Próbach Ognia. Mówi mu o tym, że to koniec Prób i że wszyscy będą mogli żyć normalnie. Podczas ich rozmowy mężczyzna przedstawia się imieniem Jason. Ogólnie tutaj rozmowa między Thomasem, a właśnie Jasonem była bardzo ciekawa. Ten drugi wyjawia coś tam trochę o tym Próbach i tak dalej, zaś Thomas bierze na dystans, to co tamten mówi, wcześniejsze sytuacje nauczyły go, że to co mówi DRESZCZ jest kłamstwem, albo ma jakiś haczyk i właśnie w tej rozmowie on to pokazał, wykazał się taką pewnością siebie, pokazał, że pała do DRESZCZu co najmniej nienawiścią. Wkrótce okazuje się, że tamci chcą teraz przywrócić pamięć tym, co udało się przetrwać Próby. Dodatkowo, Jason zbiera wszystkich w jednej sali i zdradza im, kto jest odporny na Pożogę, a kto nie. Jednym z tych nieodpornych jest Newt, co Thomas trudno przyjmuje. Okazuje się również, że DRESZCZ dopiero chce ODNALEŹĆ lek na Pożogę. Już wcześniej można sobie było wyrobić jakieś zdanie o DRESZCZu, to po tym już nie miało się wątpliwości co do niego. To była jego kwintesencja. Robi Próby, by zdobyć jakieś tam zmienne, przed Próbami Ognia, mówią Streferom, że mają tyle i tyle czasu na przybycie do jakiegoś tam miejsca, mówiąc im, że zostali zarażeni Pożogą, a gdy dojdą w to miejsce na czas, dostaną lek. Tyle że ten lek chcą dopiero odnaleźć. Moje takie medytacje powróciły jeszcze pod koniec książki.
Tymczasem Thomas, Newt i Minho nie chcą by przywrócono im pamięć, jest to dla nich podejrzane. (Hmm, ciekawe dlaczego). Gdy dochodzi do wyczytywania nazwisk przydzielonych do konkretnych pomieszczeń, gdzie osoby miały przejść procedurę, Jason mówi na początku, przed wpuszczeniem pierwszych osób, że mogą się na to nie zgodzić (taa jasne). Wyżej wymieniona trójka faktycznie nie wyrażają zgody, ale i tak kolejnego dnia chcieli im to zrobić na siłę. Jednak dzięki pomocy Brendy uciekają. Wszyscy zgadzają się z tym, że podczas tej ucieczki przyda im się broń, dlatego kierują się w poszukiwanie magazynu z bronią. Znajdują go, ale okazuje się, że jest opróżniony, co jest dla nich podejrzane. Zabierają to co w magazynie zostało. Na domiar złego u Newta odzywa się Pożoga. Staje się coraz agresywniejszy. Będąc na osobności z Thomasem, daje mu list, który ten ma odczytać w "odpowiednim momencie". Potem cała grupa chce odszukać pozostałych. Nie znaleźli ich, za to znaleźli związanych strażników. Odebrali to za zły znak i kierują się do hangaru Górolotów, gdzie znajdują Jorge'a. Ten opowiada im, że Teresa z resztą uciekała jednym z Górolotów. Po usłyszeniu tego Thomas jest w szoku, że ich zostawili. Gdy i oni chcą odlecieć, atakują ich strażnicy. Podczas biegu w kierunku Górolotu Brenda i Thomas zostają postrzeleni z elektromiotaczy, ale dzięki pracy grupowej udaje im się odlecieć. I to było intensywne. Już w momencie decyzji o ucieczce i kiedy dzieliły tylko kilka zdań, albo słów, zanim chłopaki zaczną działać, siedziałam, jak na szpilkach, co się wydarzy i jak to wszystko się potoczy. Najpierw Thomas wyrwał się spod łapsk doktorka, który na siłę, pod przymusem i z rozkazu Jasona chciał przywrócić mu pamięć. Potem z kolegami bił się ze strażnikami. Gdy chcą się uzbroić, a trafiają na prawie doszczętnie opróżniony magazyn, domyślają się, że coś się dzieje poza ich akcją i okazuje się, że ci których szukali ich zostawili. A do tego jeszcze w drodze do Górolotu Brenda dostaje z elektromiotacza, Thomas chce jej pomóc i sam dostaje. I tu takie uczucie, dadzą radę czy nie. Trzymało mnie w napięciu. Autor nie poszedł na łatwiznę, że o, biegną sobie i spokojnie wsiadają do Górolotu, tylko przyniósł mi wrażenia podczas czytania fragmentu z tą ucieczką. Dodatkowo dzięki ogólnie tym akcjom, coraz bardziej lubiłam Thomasa. W sensie, wcześniej też go lubiłam, ale był wyciszony? nieśmiały? no nie wychylał się z niczym. A tu, a to się bił, a to strzelał, ogólnie trochę taki bojowo nastawiony. W filmach on praktycznie cały czas był taki. No może w pierwszym filmie nie tak cały czas, choć też wyrywał się do czegoś, co go zaintrygowało. Podobało mi się to, jak w książce ta ostać stopniowo, powoli, z kolejnymi doświadczeniami zmienia pewne rzeczy w swoim charakterze.
Thomas rozmawia z Brendą, po tym jak oboje obudzili się po długim śnie, co było konsekwencją po dostaniu elektrycznym pociskiem. Dziewczyna mówi mu, że Jorge umiejący majstrować, namierzył, gdzie Teresa z resztą polecieli, czyli do Denver, przy okazji wyłączył namierzanie Górolotu, którym oni lecieli, aby DRESZCZ ich nie znalazł. Brenda uważa, że oni też powinni polecieć do Denver, by znaleźć resztę i odnaleźć pewnego mężczyznę, który pozbędzie się nadajników z mózgów Streferów. Gdy cała grupa się naradza, lecą do Denver. Udaje im się przedostać do miasta. Podchodzi do nich jakiś mężczyzna, daje on Thomasowi jakąś karteczkę i mówi iż domyśla się kim oni są, że są oni częścią zbiegów DRESZCZu, prosi o pomoc i gwarantuje im ochronę. Zaś wiadomość z karteczki mówiła, by skontaktować się z kimś, kto pracuje z grupą zwaną jako Prawa Ręka. Po podpisie wiadomo było, kto był autorem tej wiadomości. Ku zaskoczeniu bohaterów i moim, był to Gally. Zaintrygowała mnie zaistniała sytuacja i to jak to się potoczy. Akurat chyba tu zakończyłam czytanie kolejnego fragmentu, więc musiałam pójść spać z różnymi pytaniami. Czy oni pójdą do Gally'ego, czy jak pójdą to wydarzy się coś złego, dobrego, niespodziewanego. Co Gally ma im do powiedzenia, co od nich chce i o co chodzi z tą Prawą Ręką. Ostatecznie, mimo obaw, idą spotkać się z Gallym. I zapowiadało się ciekawie.
Gally mówi im o tym, że zbliża się koniec świata, zarażonych Pożogą jest coraz więcej i jak tak dalej pójdzie, to ludzkość wyginie. Dodatkowo rząd to ukrywa, a odporni znikają w tajemniczych okolicznościach. Prawa Ręka chce obalić DRESZCZ, przejąć ich środki i wykorzystać je, by faktycznie pomóc ludziom, bo wątpi w to, że tamci chcą wynaleźć jakikolwiek lek. Gally mówi też o tym, że DRESZCZ prawdopodobniej domyśla się co Thomas z ekipą chcą zrobić i chcą wydania Hansa, mężczyznę, którego chcieli znaleźć, by ten wyjął im nadajniki z głów. Dlatego Thomas i jego towarzysze idą do Hansa, zanim coś się stanie. Podczas wizyty niespodziewanie przejmują kontrolę nad Thomasem, ale kolegom udaje się go przytrzymać, uśpić i wykonać zabieg. Minho również został pozbawiony nadajnika. Dostaliśmy trochę informacji, też dostałam sporo dawki emocji, bo sporo się działo, ale to nie koniec, bo dzieje się dalej. Gdy wracają do Górolotu, okazuje się, iż Newt, który został na pokładzie, gdyż jako zarażony nie wpuszczony by został do miasta. Zostawił on jednak wiadomość, w której informuje, że zabierają go tam, gdzie żyją Popażenicy i twierdzi, że jest to najlepsze wyjście. Dziękuje im za przyjaźń i się żegna. No i przyszedł ciężki moment. Wszystkim było ciężko, zabrali ich przyjaciela, który był chory, a który zgadzał się z tym, że wzięli go tam, gdzie są inni chorzy. Jednak Minho bardzo przeżywa odejście przyjaciela i chce go odnaleźć, z czym reszta się całkowicie zgadza. Wyruszają do Enklawy Popażeńców. Opis tego miejsca, co tam się działo, przyprawiało nie tylko bohaterów o dreszcze, ale i mnie też. Wszystko było takie creepy, przerażające niepokojące, no że i ja czułam ten niepokój i nieswojo wśród Popażeńców. Zaś oni odnajdują Newta. Od razu było widać i niego postępy choroby. Chce by przyjaciele odeszli, mówiąc, że jest w odpowiednim miejscu, nie chce by patrzyli się, jak zmienia się w jednego z Poparzeńców. Dodatkowo z jakiegoś powodu jest bardzo zły na Thomasa. Gdy przyjaciele nadal z nim rozmawiają, zaczyna im grozić elekrtromiotaczem. Minho jest w szoku. Thomas przejmuje inicjatywę ewakuacji z tamtego miejsca. Tak jak chciał ich chory przyjaciel. W drodze do Górolotu uciekają przed Popażeńcami. Był to dla mnie bardzo smutny moment. Czytając rozmowę między Newtem a resztą powodowały u mnie smutek. Przyjaciele, którzy przyszli po jednego z nich, widzą go w rozwijającej się szybko chorobie, która powoduje utratę kontroli nad jego wściekłością. Chory ma tego świadomość i nie chce, by przyjaciele patrzyli na to, co się z nim dzieje. Taka sytuacja ma trochę odzwierciedlenie w prawdziwym życiu, tylko w sytuacjach chorób, które mamy w dzisiejszym świecie. Chociaż nie zdziwiłabym się, jakby i w naszym świecie pojawiły się podobne rzeczy co w książce. Ludzie są do wszystkiego zdolni. Wracając do sytuacji z chorobami, no to chore osoby nie chcę, by bliscy patrzyli na ich cierpienie, co dla nich też nie jest łatwe i chcieliby pomóc, być wsparciem, ale często nie ma jak. Jest się wtedy bezsilnym. I właśnie z taką bezsilnością zmieszaną z szokiem nasi bohaterowie opuścili swojego przyjaciela. Wszyscy byli przygnębieni, ja razem z nimi, a to nie był koniec smutku, bo Thomas przypomina sobie o liściku, który dał mu Newt. I Thomas go odczytał. Newt pisze w nim, że jeśli jest jego przyjacielem, to żeby go zabił. Thomas czuje, iż go zawiódł. Zaś sama treść tej krótkiej wiadomości spowodował, że na chwilę zatrzymałam się z dalszym czytaniem, żeby przetrawić, to co właśnie przeczytałam.
Wracają do Denver. Po dwóch dniach spędzonych w Górolocie postanawiają z niego wyjść, chcą dołączyć do Prawej Ręki. Jednak okazuje się, że czeka na nich komitet powitalny i ich porywają, a niedługo potem okazuje się, ze porywacze pracują dla Prawej Ręki, na co grupa naszych bohaterów jest zmieszana. Moja głowa produkowała wtedy mnóstwo teorii spiskowych, których nawet nie zapamiętałam, tworzyła opcje w różne strony, tworząc różne kombinacje. Wśród reszty porwanych są Teresa, Aris i kilka innych dziewczyn z Grupy B.
Teresa chce porozmawiać z Thomasem. Chłopak niechętnie, ale się zgadza. Dziewczyna mówi mu, że porwane osoby trafiają z powrotem do DRESZCZu, który chce rozpocząć kolejne Próby, zaś w momencie ucieczki Thomasa i reszty, powiedziano Grupie B, że oni uciekli, a Teresa po odzyskaniu wspomnień chce działać przeciwko DRESZCZowi. Thomas ma wątpliwości, by jej wierzyć, po tym co wcześniej zrobiła. No ja też bym jej nie ufała. Ogólnie, gdy Teresa opowiadała co się działo w siedzibie DRESZCZu z jej perspektywy, to mnie znowu irytacja wzięła, bo DRESZCZ nawet, gdy mają rebelie i uciekinierów, to potrafią jeszcze manipulować. W ogóle, to irytowały mnie rzeczy, które robił DRESZCZ, które prawdopodobnie robił DRESZCZ, albo rzeczy, które był najmniejszy cień szans, że robił DRESZCZ.
Gdy Thomas wraca do swojej ekipy, przeprowadzają pewną akcję, a potem rozmowę z porywaczami, co skutkuje tym, że Thomas, Brenda i Lawrence, jeden z porywaczy, jadą do ich szefa, a podczas drogi atakują ich poparzeńscy. Działo się, było ciekawie, ja tylko podczas czytania miałam nadzieję, że nic im się nie stanie, i że w ogóle dotrą na miejsce, więc dreszczyk emocji był. Oczywiście udało im się dotrzeć do celu po paru przerażających widokach i Thomas oraz Brenda stają przed obliczem szefa Prawej Ręki, Vince'a, u boku którego jest Gally. Miałam lekkiego mindfucka, ale na szczęście się zaraz wszystko wyjaśnia.
Zwyczajnie Prawa Ręka, aby przejąć DRESZCZ, chce mieć do niego dostęp. Dlatego zabierają tam odporniaków, by mieć w środku swoich ludzi. Plan jest taki, mają podłożyć urządzenie dezaktywujące bronie armii DRESZCZu, by ta nie miała jak się bronić. A potem reszta wparuje i robi rozróbę. Prawa Ręka wątpi w działania DRESZCZu, sądzą że tamci nie wynajdą leku, a Ręka chce spróbować uratować ludzkość wykorzystując jego zasoby w odpowiedni sposób. Nie chce, by kolejne życia były marnotrawione i brane na kolejne Próby. Thomas oferuje swą pomoc, argumentując, że dla DRESZCZu jest ważny i spokojnie wejdzie do ich siedziby. Vince niepewny z początku tego pomysłu, zgadza się i opracowują dokładniejszy plan.
Najpierw muszą dostać się do Górolotu, którym "podwiozą" Thomas do głównej siedziby DRESZCZu. Jedzie tam Lawrence, pilotka no i rzecz jasna Thomas. Po drodze mijają grupę popażeńców. W pewnym momencie jeden z samochodów, jadący z naprzeciwka, jedzie centralnie na nich. Lawrence chce uniknąć zderzenia, ale mimo to tamten uderza w tył vana w którym jedzie trójka. Nikomu nic się nie stało. W pewnym momencie Thomas zauważa Newta, który widać, że był z popażenicami, ale wędrował sam. Thomas idzie porozmawiać z przyjacielem, u którego już widać przemianę. Obaj faktycznie rozmawiają, ale zaraza daje się we znaki choremu i z niekontrolowaną wściekłością rzuca się na tego drugiego. Newt nazywa Thomasa tchórzem mając na myśli list, który mu dał. Wśród okropnych słów mówi o koszmarnym uczuciu, będąc między przytomnością, a chorobą, kiedy robi wszystkie te obrzydliwe rzeczy co inni poparzeńcy z kompletną świadomością. Uważa je za ohydne, ale robi je, bo tak kieruje nim choroba. I gdy się tak szarpią we dwóch, w pewnym momencie Newt przykłada sobie do skroni broń trzymaną przez Thomasa. Pada strzał. A ja, z lekkim opóźnieniem i po ponownym przeczytaniu ostatnich słów, pierwszy raz wzruszyłam się podczas czytania książki. Zazwyczaj jak czytam książkę, to czuję zaintrygowania, zaciekawienie, pewne rzeczy mnie zadziwiały, szokowały, ale nigdy dotąd nie poleciała mi żadna łza. No kiedyś musiała być ta pierwsza.
Potem już idzie wszystko zgodnie z planem. Thomas wchodzi do siedziby DRESZCZu, bez żadnych podejrzeń, umieszcza urządzenie dezaktywujące i nadal brnąc w to, że chce dokończyć robotę, idzie za Jasonem na spotkanie z doktorem i psychem, by pomówić o tym co dalej. Jason mówi na przykład o tym, że podczas Prób grupa obiektów zwęziła się do niego i Teresę, ale dziewczyna była skłonna do podporządkowania się rozkazom. Zaś do wynalezienia leku potrzebują mózgu Thomasa, muszą go zbadać i zakończyć schemat. Oczywiście zakończyłoby się to śmiercią Thomasa, a nawet nie wiadomo było, czy faktycznie udałoby się opracować lek. Ja sobie pomyślałam wtedy "no gratuluję pomysłu". Zabili nie wiadomo ile ludzi podczas Prób, chcą zabić Thomasa, który w teorii jest dla nich ważny i zaryzykować, by spróbować odnaleźć lek i w momencie, gdyby się nie udało, no to kolejne życie zmarnowane na darmo. Już nie wspominając o tym, że chcieli robić kolejne Próby. Czy ja już wspominałam, że DRESZCZ mnie irytuje?
Mimo mętliku w głowie, Thomas ma nadzieje na szybkie nadejście Prawej Ręki i przed badaniem stara się grać na zwłokę. I faktycznie Prawa Ręka nadeszła, ale alarmy nie wystraszyły takiego Jasona i kazał on rozpocząć badanie. Już nie brzmiał tak miło, jak przed rozbrzmieniem tych alarmów. Na szczęście badanie kończy się na jednym zastrzyku, po którym Thomas staje się bezwładny i zasypia, ale niedługo potem się budzi, trochę zdezorientowany, znajduje zaadresowany do niego list od Kanclerz Avy Page, w którym pisze, że mają wszystkie dane dlatego postanawia uratować mu życie. Do listu dołączona została mapa z zaznaczonym miejscem, gdzie są Odporniaki i miejsce, gdzie Prawa Ręka wysadziła ścianę. Thomas odnajduje to miejsce i chce odnaleźć przyjaciół. Ale gdy chce iść do tamtego miejsca, zostaje zaatakowany przez Jasona, który nie dawał za wygraną i chciał robotę dokończyć, bo zależało mu na odnalezieniu leku, co motywowało go to, że prawdopodobnie sam złapał zarazę. Jednak Thomas mu nakopał, czym mnie delikatnie zaskoczył i było świetną akcją.
Zaś potem podbiega do dwóch ludzi z Prawej Ręki pilnujących wysadzonej dziury w ścianie i oni mówią, że Vince chce wysadzić cały kompleks. Nie przejąć, ale wysadzić. Razem z Thomasem byłam tak samo zdziwiona, co tu się wydarzyło. Także chłopak miał mało czasu. Odnalazł przyjaciół i resztę, mówi im, że DRESZCZ ukrył Odporniaków w Labiryncie i wszyscy idą ich ratować. Idą najpierw korytarzami budynku, a potem wchodzą do Labirynt od strony z której z niego niegdyś wyszli. Wszystkie mechanizmy były wyłączone, więc dziwnie im się szło tymi korytarzami. Gdy docierają do ludzi organizują ewakuację. Potem pod nadzorem Streferów wszyscy stamtąd uciekają przed zaczynającymi się wybuchami. W pewnym odcinku drogi, w miejscu gdzie znajdowały się kapsuły z Bóldożercami, którzy zaczęli z nich wychodzić. Teresa i Thomas walczą z nimi, by reszta spokojnie mogła uciec. Gdy obalają potwory, dołączają do reszty, odnajdują pomieszczenie z Płaskim Przenosem, przez który ludzie zaczynają wychodzić. Ale niespodziewanie ponownie pojawia się Jason z kilkoma swoimi ludźmi. Thomas z przyjaciółmi im nakopują. Lecz detonacje były coraz bliżej i zaczyna się walić sufit. Teresa ratuje Thomasa przed spadającym kawałkiem betonu i sama ginie. Thomas jest w szoku i Brenda z Minho biorą go i przechodzą przez Płaski Przenos wprost do pięknego miejsca, a Brenda spala szopę z Płaskim Przenosem. Tak dla pewności.
Potem przeczytałam epilog, który rozwalił mi mózg. Leku nie znaleźli, ale tego można było się domyśleć, natomiast to co jeszcze było w tym epilogu stawiło mnie w osłupienie. Otóż to DRESZCZ rozprzestrzenił tą całą Pożogę, żeby kontrolować ludzi, tylko wymknęło się to z pod kontroli, a żeby się zrehabilitować, chcieli wynaleźć lek. Plus, Kanclerz Eva Page, typiara, która pomogła Thomasowi listem, przyznała DRESZCZowi porażkę, ale i tak przyznała mi trochę chwały, bo przecież Page pomogła Thomasowi, który razem z resztą uratował odporniaków i przenieśli się w bezpieczne miejsce. Na co moja reakcja była "czekaj, co?". Ja musiałam sobie te informacje przetrawić. Nie mogłam wyjść ze zdumienia. Jeszcze parę dni po skończeniu czytania myślałam o tym. No zaszło mi mocno w pamięć. Jednak czytanie książek ma moc. Podczas czytania tych trzech książek chyba przy "Lek Na Śmierć" miałam najwięcej emocji. Pierwsza rzecz, to oczywiście ciekawiło mnie, jak niektóre wątki się potoczą i jak książka się skończy i zakończy równocześnie tą główną trylogię. Niektóre rzeczy mnie intrygowały, niektóre irytowały (wiadomo które 😆). Były też wątki trzymające w napięciu, smutne, a nawet wzruszające. Tą część czytało mi się najlepiej, prawie w ogóle nie hamowała, zawsze bardziej lub mniej coś się działo. W "Próbach Ognia" pod koniec wątku maszerowania po pustkowiu delikatnie zaczęłam się nim męczyć, ale na szczęście pojawiła się tam burza, zaś w trzeciej książce nie miałam żadnego takiego odczucia.
Podczas czytania książka prawie bez przerwy trzymała w napięciu. Cały czas myślałam, jak to się wszystko potoczy, czy wszystkie decyzje dokonane będą tymi właściwymi oraz zastanawianie się, czy jakby zapadła inna decyzja w jakiejś sytuacji, to co by się wydarzyło. Siedziałam jak na szpilkach z ciekawości, co się stanie w danym momencie, bo często autor pisząc, sugerował co innego, ja wyobrażałam sobie nawet kilkanaście rozwiązań, a ostatecznie okazuje się jeszcze inaczej. To było świetne. Czytasz sobie, masz kilka scenariuszy w głowie, a autor jakby czytał ci w myślach i jest coś, czego się nie spodziewałeś. Podobnie było z postaciami, ciężko było wywnioskować, komu można ufać. Tak miałam na przykład z szefem Prawej Ręki, tu niby chciał dobrze, ale okazało się, że w tym co chciał zrobić było drugie dno.
W trakcie czytania fragmentu, gdy ci z DRESZCZu chcieli przywrócić pamięć, byłam strasznie ciekawa, jaką decyzję podejmie Thomas i reszta. Po odzyskaniu wspomnień, albo jeszcze bardziej znienawidziliby DRESZCZ, albo wręcz przeciwnie i wtedy przeszliby na ich stronę, odwracając się od swoich kolegów. Mogło im się porządnie namieszać w głowie, a ich psychika już była naruszona. Oni po tym wymazaniu wspomnień stworzyli jakby nową tożsamość, byli innymi ludźmi i te dwie persony mogły być sprzeczne ze sobą, kłócić się ze sobą. No mogło się wszystko wydarzyć. Moja głowa nie nadążała nad produkowaniem różnych scenariuszy, co do tego. Razem z Thomasem miałam ten mętlik w głowie. Czy wrócić sobie wspomnienia i poznać siebie przed ich zabraniem oraz to, jaki miał stosunek do DRESZCZu, czy może lepiej nie wiedzieć. Trochę myślałam, że się na to przywrócenie wspomnień zgodzi, bo powiedzmy poznałby to, czy DRESZCZ mimo swoich sposobów robi coś w kierunku wynalezienia tego leku.
Najsmutniejszym wątkiem był wątek Newta. To on nie był odporny, był zarażony Pożogą i widać było u niego postępy w rozwijającej się chorobie. Smutno mi się robiło, gdy bohaterowie zaczynają widzieć zmiany u przyjaciela oraz jak sam Newt mówi o swoim stanie zdrowia. Gdy Thomas z Minho i resztą odnajdują go w Enklawie Poparzeńców otwarcie mówi, że odczuwa on coraz bardziej tą chorobą. Ma świadomość, że staje się jednym z Popażeniców i nie chce, by przyjaciele oglądali tą paskudną przemianę. Oczywiście najsmutniejszym momentem była jego śmierć. Ten fragment najbardziej mnie przejął.
"Lek Na Śmierć" zrobił na mnie chyba największe wrażenie, choć oczywiście dwie poprzednie książki nie były gorsze, ale ta trzecia miała coś w sobie. Być może to uczucie spowodowane jest tym, że czytając bez przerwy trzymała w napięciu, poza odsłonięciem kolejnych kart przez DRESZCZ, poznajemy inne sekrety i tajemnice. Niektóre są tak wyjaśniane, że nie ma się pewności, czy oby na pewno to autor ma na myśli i to wyjaśnienie nadal jest owiane pewnego rodzaju tajemnicą. I zostało się tylko domyślać w niektórych kwestiach. Zaś z całej serii pięciu książek, ma prawdziwe szczęśliwe zakończenie. Bohaterowie po ciężkich przeżyciach w końcu mogli odetchnąć. Podczas czytania tej książki, co jakiś czas robiło mi się szkoda Thomasa. Dużo przeżył i dużo spoczywało na jego barkach, a jego osobą DRESZCZ interesował się najbardziej. A Thomas miał jeszcze życie przed wymazaniem pamięci. Po przeczytaniu "Leku Na Śmierć" byłam ciekawa, i jednocześnie zmartwiona? z obawami? że po raz kolejny przeczytam przykre doświadczenia bohaterów w "Kodzie Gorączki".
________________________________________________________________________
DISCLAIMER
________________________________________________________________________
I tu ponownie nastała przerwa w czytaniu, jak i pisaniu. Myślałam, że uda mi się doprowadzić czytanie i pisanie do końca, ale byłam tego zbyt pewna, mimo iż wiem, jak to ze mną bywa. Podczas czytania "Rozkazu Zagłady" byłam już po połowie i przerwałam, bo zajęłam się czymś innym, pewnie jakimś wpisem na bloga. A pisać przestałam, bo moja wena została utracona, a brak weny jest najgorszy i ostatnio mi coraz częściej doskwiera, co widać było po moim publikowaniu.
O pozostałych dwóch książkach postaram się popisać trochę krócej, bo już wystarczająco się napisałam. Plus, te dwie pozycje są chyba najważniejsze i przydałoby się je po prostu przeczytać.
Plus, prawdopodobnie poniższy tekst będzie pisany na raty.
Tom 0,5. Rozkaz Zagłady.
Na początku książka niosła spokojne treści. Przedstawienie bohaterów. Marka, któremu towarzyszymy i który opowiada nam trochę o sobie, o najważniejszej dla niego osobie, życiu przed i po Rozbłyskach Słonecznych. Opis końca świata był dość mocnym przeżyciem. I przewija się razem ze wspomnieniami we śnie Marka. Co mi się podobało. Co jakiś czas poznawać historię. Chyba na raz by było za mocno, za dużo emocji na raz. Świat po Rozbłyskach Słonecznych nie był już taki sam. Ludzie nie tylko uciekając przed gorącem musieli też uciekać przed sobą, bo pomimo tragicznych wydarzeń, źli ludzie nadal pozostali. Dlatego pewna grupa uciekła z miasta, gdzie słońce chciało ich spalić i osiedliło się w lesie. Ale życie w osadzie zostaje zakłócone. Niektórzy mają dziwne objawy. Zachowują się, jak zwierzęta, jakby zwariowali. Opisy, co się działo powodowały u mnie niepokój i wiedziałam do czego to dąży.
W notatkach mam zapisane, że bohaterowie skądś wracają do swojej osady. Nie wiem skąd, ale to akurat dobrze. Mark i reszta jego towarzyszy zastanawiają się, co może się dziać. Komuś wpada do głowy, że może to jakiś wirus. Długo nie musieli czekać, by przekonać się, że te przewidywania są prawdziwe.
Niespodziewanie nadlatuje Górolot i wysiadają z niego ludzie w dziwnych ubraniach. W pewnym momencie zaczynają strzelać do ludzi z osady jakimiś strzałkami. Mark z przyjaciółmi szybko zauważają, że ludzie trafieni strzałkami zaczynają się dziwnie zachowywać i że właściwie ludzie z Górolotu zarażali tych z osady tajemniczym wirusem. I właśnie jednym z zarażonych jest przyjaciel Marka. Chłopak, jak i reszta widzą, jak choroba postępuje. Opis chorych nie należał do tych przyjemnych. Dotychczas miało się do czynienia z faktem dokonanym i nawet sytuacja Newta nie została tak szczegółowo opisana. Opis, jak krok po kroku, w wyniku choroby, człowiek traci zmysły. To było mocne. I przejmujące było to, jak bohaterowie patrzą na bliskie im osoby coraz gorzej się czują. W trzech poprzednich książkach tamtejsi bohaterowie widzieli już zombiaki, tu, w "Rozkazie Zagłady" mają pierwszy raz do czynienia z zarazą i jej działaniami.
Swoją drogą było to dość dziwne doświadczenie. Czytałam o rozpowszechnieniu wirusa, o tym, jak zachowują się zarażeni oraz ludzie którzy byli w panice, nie wiedzieli co robić, nie wiedzieli co to i nie wiedzieli co się dzieje. A zdrowi próbując się nie zarazić zasłaniali sobie czymś usta, często myli ręce i się nie dotykali. To mi się skojarzyło z tym, co działo się w naszym świecie, na początku naszej niby zarazy, po tym jak nietoperz z Wuhan uciekł. Nie uważam, że nasza korona była groźna, ale podobnie postępowaliśmy, jak to w książce było pokazane. Bardzo zaciekawiło mnie to zjawisko.
Mark z ziomkami postanawiają dowiedzieć się, skąd przyleciał Górolot i wyruszają w podróż. Wkrótce wyprawa zmienia się w misję ratunkową, gdy po spotkaniu dość dziwnej grupy ludzi, wybuchu pożaru i innych wydarzeń, zaginęły dwie przyjaciółki Marka i jego starszego przyjaciela, oraz mała dziewczynka, którą uratowali po drodze. W trakcie wyprawy przeżywają różne sytuacje, odkrywają kolejne tajemnice. Gdy odnajdują przyjaciółki i dziewczynkę mają jeden cel - uratować małą Dedee.
Książka zaczynała się lekko, ale z czasem w trakcie czytania, pod wpływem wydarzeń, atmosfera gęstniała. Wszystko tak przytłaczało powoli. Podążając za bohaterami i odkrywając tajemnice, co tam się zadziało w ich osadzie, to wszystko stawało się dołujące. Co jakiś czas musiałam się zatrzymać na chwilę podczas czytania i przetrawić to, co przeczytałam. Najbardziej mnie przeraził fakt, że te wszystkie okropne rzeczy, które działo się ludziom, były spowodowane decyzjami innych ludzi. A wiadomo, że w naszym świecie też się tak dzieje. Wtedy do głowy mi przyszło, że fikcja jest bardzo bliska rzeczywistości.
Tak więc w "Rozkazie Zagłady" mamy przejście z normalnego świata do zniszczonego świata przez Rozbłyski Słoneczne. Razem z retrospekcjami Marka doświadczamy tych Rozbłysków, razem z nim próbujemy przeżyć katastrofę. To kontrastuje z życiem w osadzie, gdzie ludzie musieli żyć od nowa. Jest też początek zarazy, z której konsekwencjami mamy do czynienia w trzech pierwszych książkach. Jest też pewna postać drugoplanowa, która jest w pozostałych książkach. Autor napisał to tak, że czytelnik tak naprawdę tylko się domyśla tego, bo to nie jest powiedziane wprost. Dobrze było przeczytać właśnie o tym, że przed Rozbłyskami było normalne życie, o samych Rozbłyskach, czy o nowej rzeczywistości ludzi, którzy je przeżyli. Zwyczajnie wchodzi się w ten świat od początku. Też myślałam, że dziwnie będzie mi się czytało tę książkę, bo mają inne postacie, ale tak nie było, nawet dobrze było oderwać się na chwilę od tych bohaterów, którzy są w reszcie książek. Szybko przyzwyczaiłam się, że czytam inne imiona, niż na przykład Thomas, a w trakcie czytania przywiązałam się do głównych postaci. W "Rozkazie" są też początki i motywy pewnej instytucji, że tak to ujmę. Ta książka jest, jak prolog do reszty książek, wciągnęła mnie, dała mnóstwo emocji i spowodowała, że bardzo dużo o niej myślałam w trakcie, jak i już po zakończeniu czytania.
Tom 5. Kod Gorączki.
Towarzyszymy Thomasowi, któremu nadano tak na imię i jest pod opieką WICKED. Przez większość czasu jest sam, codziennie robione są mu testy krwi i, jak dobrze pamiętam, uczęszcza on na lekcje. Gdy poznaje panią Doktor Paige, darzy ją swoim zaufaniem. Pewnego razu Thomas prosi ją, by mógł spotkać się i porozmawiać z dziewczyną, którą widział. Tu widać wychodzącą z chłopaka samotność. Doktor Paige się zgadza (ale oczywiście nie za darmo). Thomasowi udaje się porozmawiać z Teresą, bo tak na imię miała ta dziewczyna. Wkrótce okazuje się, że są też inne dzieci i z jakiegoś nieznanego powodu Thomas i Teresa są odizolowani. Dwójka ta postanawia wymykać się, by poznać innych. Wraz z nowymi kolegami eksplorują kompleks, w którym się znajdują. Wszyscy nie wiedzą o co chodzi, po co oni tam są, mają wiele pytań. Miejsce w którym się znajdowali skrywało wiele tajemnic, z czasem pojawiało się więcej znaków zapytania, Thomas próbował się czegoś dowiedzieć, ale po pewnych strasznych wydarzeniach postanowił nic nie robić i po prostu skupił się na pracy, którą wykonywał dla WICKED. Wkrótce Thomas widzi więcej przykrych rzeczy, ma dość i chce uciec.
Oczywiście to tak pokrótce, bo pod tym dzieje się o wiele więcej. Nie ma za dużo akcji typu walki i strzelaniny, tylko dzieje się bardziej w treściach, czyli to czego się dowiadujemy w trakcie czytania. W trakcie czytania krok po kroku wszystko robiło się przygnębiające, to co działo się Thomasowi i innym, to jak działał i co robił WICKED. Dużo czasu spędzało się z Thomasem, który jest posłuszny, potem miał dylemat, czy może ufać WICKED, zaczyna kwestionować niektóre rzeczy, a po tym, gdy widzi przykre rzeczy, staje się takim robotem podążającym za rutyną każdego dnia, widać zmianę w jego psychice. Było mi smutno z jego powodu. Przykro też się robiło, w momencie poznawania postaci, co one przeżyły, jak dostały się do WICKED, bo to nie były za wesołe historie, a wiedząc co się z nimi działo potem, no to ciężko się robiło na bani. Ja tą książkę po skończeniu jeszcze długo maglowałam w głowie. A koniec uderzył mocno, to co tam się wydarzyło... to ja się cieszę, że w "Lek Na Śmierć" bohaterowie odnaleźli w końcu spokój.
Byłam pod wrażeniem po przeczytaniu każdej książki, a znając je wszystkie, to cała seria robi wrażenie. Do tej pory żadna książka nie dała mi tylu emocji. To jest moja pierwsza przeczytana seria książek i podoba mi się w całości. Zaczęłam czytać dużo wcześniej "Wiedźmina" i poza specyficznym językiem, to jest różnie, głównie jest równowaga między spokojem, a tym, że coś się dzieje, ale ostatnia część, jaką przeczytałam, była to piąta, to była tak nudna, że aż zrobiłam pauzę, i to długą, od czytania. Z tego co wiem, to w pozostałych częściach jest o wiele ciekawiej, ale o tym się dopiero przekonam. Natomiast w "Więźniu" nie miałam czegoś takiego, poza tym jednym momentem w "Próbach Ognia", gdy szli przez pustynię. No ale to moment w jednej z książek, a nie cała książka. Były spokojniejsze momenty, ale potem się coś działo, lub dostało się jakąś informację, która mocno uderzyła. Mimo przerw w czytaniu, pisaniu tego wpisu, oraz wiele powrotów po wyczerpaniu zajawki, to treści tych książek nadal mnie poruszają. Zabawne, jak natknę się gdzieś na jakieś wideo z filmu i oglądając go przypomina mi się coś z książek, czego w filmach nie było.
Ogólnie, jak ogarniałam sobie temat tej serii książek przed rozpoczęciem czytania, to przez chwilę miałam takiego laga, że jak to książki mówiące o wydarzeniach przed trylogią są wydane po trylogii i czyta się również w tej kolejności. Po przeczytaniu już wiem dlaczego tak jest i co autor miał na myśli. Nie dość, że czytając same książki daje dużo emocji, to jeszcze tak jak zostały wydane, czytając je w tej kolejności, daje jeszcze więcej emocji. I tak jak jest mnóstwo tajemnic, to gdy się coś wyjaśnia, lub ogólnie coś wychodzi na jaw, to człowiek jest zaskoczony, zszokowany i czasem musi pauzę zrobić w czytaniu na przemyślenie fragmentu.
Dobra, chyba to tyle, i tak się dużo rozpisałam (na raty to na raty, ale jednak). Zapewne chciałam o czymś wspomnieć, ale wypadło mi z głowy, jak zwykle, no cóż, nic już z tym nie zrobię. Cieszę się, że w końcu skończyłam ten wpis, biedny bardzo długo czekał. Ostatnia jego edycja była gdzieś w 2021 roku. Dokuczało mi, że on tak wisi z "wersją roboczą" i w końcu już nie będzie mi dokuczać, i będzie mi lżej. Swoją drogą, to żeby skończyć ten wpis, to musiałam trochę się posilić Wikipedią i przy tym okazało się, że autor "Więźnia", James Dashner, wydał w 2022 roku sequel, pierwszy z trzech, "The Maze Cutter". Zdążyła się pojawić nowa książka w tym uniwersum, zanim ogarnęłam ten swój wpis.
Jeżeli ktoś lubi postapokaliptyczne światy, lub wizje przyszłości, to polecam serię "Więzień Labiryntu". Jest bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że są mocniejsze książki od tych, więc jeśli ktoś zaczyna czytać takie książki, albo w ogóle zaczyna czytać książki, jest podobnym laikiem jak ja, to na początek ta seria jest akurat. Mi ona dała dużo wrażeń, dużo emocji, poczułam magię czytania. Jeszcze żebym umiała się zabrać za czytania kolejnej książki, to by było dobrze.