wtorek, 19 listopada 2024

Playlista 43.

Długo nie minęło 😛.
Poogarniałam trochę Facebooka i Instagrama, i nadal mam co ogarniać na te społecznościówki, ale spróbuję sobie zbalansować robotę tak, żeby też trochę się pewnym wpisem na bloga zająć. Wpis ten zaczęłam pisać... kij wie kiedy, ostatnia aktualizacja jest z początku października, a sam wpis jest o czymś, co się wydarzyło w lipcu 😅😂. Tak więc na razie będą lecieć playlisty, nie wiem ile ich będzie, nim wymęczę ten wpis 😆.

Dobra, bo ja zaraz o tych playlistach będę się powtarzać, w poprzedniej playliście sobie popisałam co i jak, żebym ja zaraz co playlistę ogłoszeń parafialnych nie pisała 😂. 

A poniżej, Linkin Park, już wiadomo, że Linkin park ważny. Ed Sheeran, "Stoned", utwór, który mnie ujął tekstem i melodią. Z tekstem się utożsamiam, a malodia jest minimalistyczna, przy końcu więcej coś się dzieje, ale ważna rola to pianino i wokal. "Superhero" od Kim Draculi, ten kawałek skłonił mnie do zapoznania się z twórczością tego artysty. Ponownie trochę soundtracku z "Cyberpunk", "Trauma" świetnie brzmi podczas jazdy samochodem. Dwa elementy z EP Mike'a Shinody, lubię jak jakiś utwór jest jakoś inaczej zrobiony. To intro bardzo kojarzy mi się z Linkin Park. "Du hast kein Herz" Tilla Lindemanna, świetny utwór, ten refren z tymi chórami to coś co na długo zostało i cały czas zostaje po przesłuchaniu tego utworu. Bad Omens, moje odkrycie zeszłego roku, a z "The Death Of Peace Of Mind" łatwo jakoś było mi się utożsamić. Jeszcze nie zdążyłam zapoznać się z całą twórczością tego zespołu, trzeba będzie kiedyś w końcu to zrobić. Łydka Grubasa z utworem, który może obrażać, ale ja wiem na czym polega satyra i się nie oburzam na takie coś. Scooter, bo nie samym rockiem i metalem człowiek żyje, świetne na imprezę, czy puszczenie chociażby dla beki. 

Czekaj, Doda? A no tak, bo jak się okazało i Doda potrafi coś zrobić, co wpadnie mi w ucho i mało tego, tekstem trafi. No jak tu się nie zgodzić z "Rule number one is you need to feel wanted, Unhappy people make unhappy life". A "Listen, mama, mama, I don't Wanna be mama, mama, oh no" również się u mnie zgadza. Swoją drogą okazało się, że Doda ma całkiem całkiem głos, ja nie siedzę w tego rodzaju muzyce, kompletnie przypadkowo ten kawałek usłyszałam, bo coś tam o tej Dodzie oglądałam, już nie pamiętam co to było, i tam też inne jakieś jej piosenki były, ale tylko ten skłonił mnie do posłuchania. 

Okej, lecę ogarniać kolejną playlistę, bo mam dzisiaj lajtowy, po podróżowy dzień i moja głowa do niczego innego się nie nadaje, bo ma laga 😆.

Adieu.



1. Linkin Park - Healing Foot




2. Imagine Dragons - Natural (Live In Vegas)




3. Royal Blood - Tell Me When It's Too Late




4. Doda - Mama




5. grandson - Murderer




6. Bad Omens - The Death Of Peace Of Mind




7. Nothing But Thieves - Pop The Balloon




8. Scooter - One (Always Hardcore)




9. Mike Shinoda - Already Over (Reorganized Mix)




10. Till Lindemann - Du hast kein Herz




11. Łydka Grubasa - Żyd




12. Kim Dracula - Superhero




13. P.T. Adamczyk - Just Another Weapon




14. Written By Wolves - Goddess




15. Ed Sheeran - Stoned




16. Feuerschwanz - Die Horde




17. Our Last Night - The Dark Side




18. Aligns - Trauma




19. If System Of A Down wrote 'The Ketchup Song (Asereje)'




20. Mike Shinoda - Already Over (Crimson Intro)




21. Electric Callboy - Parasite




sobota, 16 listopada 2024

Playlista 42.

Miałam się tu rozpisywać i tak dalej, ale nie mam na to czasu 😅. Ogólnie w moim nudnym żyćku zaszła mała zmiana (ale wystarczyła), do tego był sezon letni, to człowiek miał dużo innych zajęć niż siedzenie w piwnicy, do tego napykałam zdjęć, że nie nadążam na robotą z nimi (bo przecież po co robić z nimi porządek regularnie), plus gdzieś w międzyczasie narysowałam portret na zamówienie, zaczęłam pisać dwa wpisy, a ten z tą playlistą ogarnęłam w linki YouTubowe i tytuły dwudziestego sierpnia i tak do teraz wisiał jako wersja robocza (już nie wspominając że robię playlisty z utworami z zeszłego roku 😂(miały być regularne z tym co słucham 😆)). Tak to już jest, jak się lubi robić mnóstwo rzeczy 😛 i nie ma się żadnej organizacji. Trzeba będzie mi w przyszłym roku (który już niedługo) opracować lepszy plan działania na te moje zainteresowania i publikowania w sieci, bo miałam chociażby wielkie plany na wpisy tutaj na blogu, a tu trochę lipa wyszła. 

Poniżej utwory, które uznałam na zasługujące na wyróżnienie, że tak to ujmę. Pewnie jeszcze kilka takich mam, co bym coś o nich napisała, ale też nie będę tego robić, tylko na początku rzucę jakimś słowem, tak jak tu. Stwierdziłam, że skoro nie mam czasu, to szybko machnę playlistę, to przynajmniej blog pustkami nie będzie świecić nie wiadomo ile czasu. Chcę jeszcze zrobić taką fest długą playlistę z tymi utworami, co mi się podobały, ale miałam o nich nic nie pisać, ale zobaczę czy taką machnę, bo jeszcze trzeba zrobić ultimate playlistę z TEGO roku 😂, może zdążę 😆. 

A poniżej między innymi Linkin Park, wiadomo, Linkin Park ważny. Mocny kawałek od Yungbluda, "Hated", który ma brzmienie zbliżone do jego pierwszej płyty. Till Lindemann i "Zunge", wokalista Rammstein pokazuje swoje umiejętności wokalne, ujął mnie ten utwór. Mike Shinoda, Mike Shinoda też ważny, bo nikt się nie spodziewoł, co po "Already Over" nastąpi, a sam kawałek ma elementy charakterystyczne do tych od Linkin Park 😏. Trochę też widoczna faza na ścieżkę dźwiękową do gry "Cyberpunk 2077", jest też pozostałość po eurowizji, czy moje odkrycie, czyli Kim Dracula. Nothing But Thieves, czy Sum 41, bo świetne albumy, muzyka z humorem, kawałek z Polski no i Ed Sheeran, bo wiadomo, ważny.

Dobra, ja idę na jednej nodze ogarniać posty na Facebooka w wersji brudnopisowej w kajecie, edytować zdjęcia i publikować codziennie na Instagramie. Plus jest taki, że na Facebooku jestem bardziej do przodu, więc jak wyedytuje na Facebooka, to już będzie mniej roboty na Instagrama 😆.

Adieu.


1. Linkin Park - P5hng Me A*Wy (Live In Texas)




2. Nothing But Thieves - Members Only




3. If Rammstein wrote 'Genie In A Bottle'




4. Losing Game - Our Last Night




5. YUNGBLUD - Hated




6. Selena Gomez - Single Soon




7. Imagine Dragons - Sharks (Live In Vegas) 




8. Käärijä - It's Crazy It's Party (feat. Tommy Cash)




9. Till Lindemann - Zunge




10. Kult - Na łódce w Oslo




11. Royal Blood - Shiner In The Dark




12. Thirty Seconds To Mars - Stuck (Shannon Leto Remix)




13. Mike Shinoda - Already Over




14. P. T. Adamczyk & Olga Jankowska - Never Fade Away




15. grandson - When the Bomb Goes




16. Kim Dracula, Jonathan Davis - Seventy Thorns




17. If System Of A Down wrote 'Dragostea Din Tei'




18. Dawid Podsiadło, P.T. Adamczyk — Phantom Liberty 




19. Extra Terra & Rogue VHS - THE EDGE (feat. Tima)




20. Written By Wolves - ALTAR




21. P.T. Adamczyk - I'm a Netrunner | Cyberpunk 2077: Phantom Liberty (Original Score)




22. Fall Out Boy - I Am My Own Muse




23. Oliver Tree - Fairweather Friends




24. Måneskin - HONEY (ARE U COMING?)




25. Sum 41 - Landmines




26. Bring Me The Horizon - DArkSide




27. FEUERSCHWANZ - Berzerkermode




28. Electric Callboy - TEKKNO TRAIN




29. OneRepublic, Assassin's Creed, Mishaal Tamer - Mirage




30. Ed Sheeran - Curtains




czwartek, 12 września 2024

Linkin Park - zespół który znam od czternastu lat powrócił po siedmioletniej przerwie.

Gdy zaczęło się tajemnicze odliczanie na stronie Linkin Park, wśród fanów rozpętało się zamieszanie. Oczywiście w trakcie odliczania stu godzin społeczność fanów wymieniała się swoimi domysłami, co to może być. Niektórzy żartowali, że zespół robi taki hype, a to będzie jakiś merch, albo jakieś wydanie z istniejącymi już utworami. Ja również byłam zaintrygowana, cóż to może być. Jednak coś czułam po kościach, że takie wielkie odliczanie, to już jest coś poważniejszego. Nie robiłam sobie żadnych nadziei. Nie robiłam sobie w głowie domysłów, czy to będzie nowa muzyka, czy jakiś koncert, może koncert pożegnalny, starałam się nie wymyślać niczego, idąc za stwierdzeniem, że spodziewaj się rozczarowania, to się nie rozczarujesz. 

W dzień, kiedy licznik zbliżał się do wyzerowania, wszyscy zasiedli do odliczania na livestreamie, widać było po ilości oglądających widzów, że ludzi robi się coraz więcej. Wszyscy wstrzymali oddech, albo siedzieli jak na szpilkach tylko po to, żeby zaraz po wyzerowaniu licznik zaczynał odliczanie, tylko tym razem w górę... Jednak między jednym a drugim odliczaniem pojawił się glitch i w nim fani dopatrzyli się czegoś, co przypominało datę piątego września. No cóż, no i do tego piątego trzeba było czekać. A w naszym przypadku to do północy z szóstym, bo mamy inną strefę czasową. Wiadomo było, że miał być to jakiś livestream. Nie wiadomo było co się na nim odbędzie.

Jak już był piąty września, i powoli zbliżał się czas, to niechcący siedziało mi to z tyłu głowy i jak sobie edytowałam zdjęcia, czy co tam innego robiłam, to co jakiś czas zerkałam na zegarek. Livestream zaczął się trochę wcześniej, był taki waiting room, szansa, żeby nazbierać ludzi do tej godziny zero (oj, zero tu jest bardzo ważne). Pisało "show will start soon", (czy jakoś tak). Dało mi to znak, że może jakiś koncert. Możliwe, że o tym coś tam, gdzieś tam było, ale ja starałam się nie czytać, tego co ludzie piszą, bo też i plotki jakieś się tworzyły. Nie chciałam w mojej głowie kompletnie żadnych sugestii. 

Z chwilą rozpoczęcia kwestia koncertu się od razu rozjaśniła. Gdy na scenie pojawiła się laserowa linia, a zaraz razem z nią wizualne obrazy i rozbrzmiało intro, ja się rozpłynęłam. Od razu czuć i słychać było ducha Linkin Park. Pojawiło się u mnie tyle emocji, że nawet nie wiedziałam, jakie emocje we mnie grają. Podczas tego klimatycznego intra, które z resztą jest świetne, ludzie z obsługi odkrywali przykryte folią, czy czymś instrumenty. Tak jakby inscenizowało to, że wracają po bardzo długiej przerwie i odkurzane są instrumenty. Moja głowa bardzo wolno wszystko procesowała, bo nadal nie wiadomo było wszystkiego, nie powiedziane było wprost. Trochę jakby nie chciało się w to uwierzyć. Kiedy wyszedł zespół, zagrał razem z intro, Mike Shinoda powiedział do publiczności "it's good to see you again" i zaczęli grać nowy utwór, to gdybym miała skrzydła, to bym odleciała. Emocje tak zagrały, że się wzruszyłam (no cóż, łymyn moment). Nadal wszystko działało na domysłach. Pojawiła się śpiewająca kobitka, zauważyć można było nieobecność dwóch muzyków, powstał lekki mętlik w głowie. Za dużo do przetworzenia. Zdziwiłam się, że (na tamten moment) być może zespół faktycznie wziął przyjął do siebie wokalistkę, jak mówiły niektóre plotki. Trochę inaczej, trochę dziwnie było słuchać muzyki Linkin Park w takim wydaniu. Jednak nie wydawałam wyroku. Chciałam wpierw to wszystko przetrawić. 

Po którymś utworze zajrzałam na Facebooka, zobaczyć co się dzieje z fanami. Widziałam w większości negatywne opinie o tym, co się dzieje na livestreamie. Potem co jakiś czas zerkałam, co tam fani mają jeszcze do powiedzenia no i różnie bywało, choć odzywali się też tacy, co byli pozytywnie nastawieni, albo chociażby chcieli dać szanse wokalistce. Po drodze podczas skakania między moimi kartami w przeglądarce, zauważyłam, że na YouTube ustawiona jest premiera teledysku nowego utworu, a niedługo wszędzie lawinowo widziałam posty o powrocie zespołu, o nowym utworze, o nowym albumie, czy o trasie koncertowej. 

Podczas trwania koncertu mieszało się we mnie kilka rzeczy: cieszyłam się, że zespół ponownie gra na jednej scenie; słuchanie na wokalu nowej wokalistki trochę przypominało mi "Already Over Sessions", w których Mike Shinoda z różnymi muzykami gra swój utwór oraz utwór Linkin Park; jakoś tak trudno było mi się przyzwyczaić do kobiecego wokalu; brakowało mi obecności gitarzysty i perkusisty, trochę to było jak to takie typowe powiedzenie "bez nich to już nie Linkin Park"; muzyka na żywo mnie oczarowywała; no i ogólne zmieszanie wewnętrzne. Od razu wiedziałam, że trzeba dać sobie czas, że na spokojnie trzeba to przetrawić. Ale na tamten czas było jeszcze coś, coś myślę bardzo ważnego. Otóż obserwując muzyków Linkin Park, skupiając się troszeczkę bardziej na tej starej części, widziałam u nich taką radość z grania, z interakcji z publicznością, czy samą obecnością ludzi. Miałam wrażenie, że im po prostu tego grania na żywo brakowało.

Linkin Park: FROM ZERO (Livestream)


Zaraz po zakończeniu koncertu, odbyła się premiera klipu do nowego utworu zespołu, "The Emptiness Machine". Utwór i teledysk mi się bardzo spodobały. Od tamtej pory słucham tego utworu prawie że bez przerwy. Zwyczajnie ten kawałek brzmi jak Linkin Park. Tak po prostu. Po kilku odtworzeniach pomyślałam sobie, że owszem, są zmiany, ale jeżeli muzyka mi się podoba, to nie warto dumać nad tym, czy wokal Emily Armstrong pasuje, czy nie pasuje, albo jak to niektórzy piszą, czy to nadal jest Linkin Park i tak dalej. Jeżeli dana muzyka będzie mi się podobać i będę uważać ją za dobrą, to się nie będę niczym ograniczać. 

Widząc te wszystkie wypowiedzi, typu "to nie jest Linkin Park", "Emily nigdy nie będzie taka jak Chester", "Emily nie zastąpi Chestera", że nowa odsłona to "profanacja" i w ogóle, że skoro nie ma Brada i Roba i to nie jest już to samo, no to mi się sam facepalm załącza. Pewna część fanów tego zespołu ma tyle w sobie jadu, często tacy tu "make Chester proud", a tu plują jadem, że to czy tamto. Często randomowo wyjeżdżają, albo wycierają wszystko stwierdzeniem "make Chester proud". Na niektóre rzeczy, co oni wypisują to scyzoryk sam się w kieszeni otwiera. Po pierwsze, jak można myśleć w sposób, że ktoś może zastąpić kogoś, w takiej sytuacji w jakiej znalazł się zespół Linkin Park, szczególnie w przypadku "zastąpienia" mężczyznę kobietą. No głosy Chestera Benningtona i Emily Armstrong, to dwie różne książki. Tu jest sytuacja, gdzie nikt nikogo nie zastępuje. Zwyczajnie Emily dołączyła do zespołu. Ludzie chyba też zapominają, że taki głos, jaki miał Chester był unikalny, i nikt nie będzie takiego miał. Zespół chcąc przyjąć jakiegokolwiek wokalistę nie znalazłby kogoś, kto by śpiewał tak samo jak Bennington, wiadomo. Do tego kogokolwiek by nie wzięli, to ludzie cały czas by go oceniali. Wokalista, który dołączyłby do zespołu cały czas byłby porównywany do Chestera i by narzekali, że jego wokal nie jest taki sam, że inaczej brzmi, inaczej śpiewa i cała ta otoczka, że to nie jest już to co kiedyś. Tacy porównują Armstrong i Benningtona, a co dopiero, jakby dołączył mężczyzna. Niektórzy mają aż za bardzo zamknięte głowy.

The Emptiness Machine (Official Music Video) - Linkin Park


Linkin Park zaczyna nowy rozdział, "From Zero" tak jak zatytułowany jest nadchodzący nowy ich album. Zdecydowali się na żeński wokal. Bo w sumie dlaczego nie, skoro i tak zaczynają od zera. Choć jak krążyły plotki, to tak nie umiałam sobie wyobrazić żeńskiego wokalu w tym zespole. Być może trudniej im było znaleźć kogoś z męskim wokalem pod względem emocjonalnym. Słuchając któregoś z poniższych wywiadów, zespołowi coś kliknęło z głosem Emily i powiedzieli, że to jest to. Również niedługo po livestreamie wyjaśniła się kwestia gitarzysty Brada Delsona i perkusisty Roba Bourdona. Brad postanowił nie brać udziału w koncertach i tylko tworzyć w studiu, a Rob zdecydował zdystansować się od zespołu. Obu panów rozumiem. W przypadku tego pierwszego wystąpienia na scenie mogłyby sprawiać o dyskomfort, może nie czuł się dobrze z tym, że miałby grać przed tyloma ludźmi. W przypadku tego drugiego, to zwyczajnie mógł nie chcieć dalej tworzyć, może miał jakąś blokadę. Ja czekam na rozwinięcie sytuacji, jak to wszystko się potoczy w nowym wydaniu Linkin Park. Jestem ciekawa, jak pójdą koncerty, bo na streamie zdarzały się małe niedociągnięcia, co też jestem w stanie zrozumieć, bo oni długo nie grali, to był koncert na żywo, więc i nerwy mogły ich podgryźć.

Wiedziałam, że prędzej czy później pojawią się jakieś wywiady, byłam ciekawa kulis wracania do tworzenia muzyki przez zespół, w jaki sposób spotkali się z Emily, jak to się stało, że zdecydowali się wypuścić nową muzykę i tak dalej. Długo czekać nie musiałam. I to jest coś wartego w przypadku fana do obejrzenia. Widząc ich i słuchając u Zane Lowe widziałam taką samą relację, jak przed przerwą. Słysząc, że oni się gdzieś od 2019 roku (o ile czegoś nie pokręciłam) zaczęli spotykać jak przyjaciele, bez spiny "a może coś stworzymy" i czasem sobie coś tam podłubali, nie koniecznie chcąc, by to był Linkin Park, no to ja się cieszyłam, że nie odwrócili się od siebie. Nad nową Linkin Parkową muzyką coś tam ruszyli w okolicach wydania "Lost", w sensie coś tam mieli i próbowali coś złożyć na album, i zespół zresztą też. No to jak chociażby Mike Shinoda opowiada o wszystkim, to aż się widzi tą iskierkę muzyka.

Ogólnie to podchwycili ten koncept sceny na środku. Myślałam, że to może tylko do livestreamu, ale potem widziałam plan na jakiś koncert i scena jest również na środku. Ja ten pomysł bardzo lubię, u Matallica, czy Eda Sheerana się to sprawdza i ogólnie w mojej opinii to wszędzie by się sprawdzało, bo mnie zawsze irytowała scena w jednym kącie i ci ludzie z tyłu to nic nie widzieli. Oprawa wizualna z tymi laserami i tak dalej, tak mocno mi się podoba, na intro jak wszystko działa pod melodię, no genialne. To intro to w ogóle mi się z Transformersami skojarzyło, jak poszły na początku takie elektroniczne dźwięki z laserem. Jeszcze intro przed "Papercut" też jest świetne.

Dobra, chyba czas kończyć tą moją pisaninę, co pisałam bez większego planu, tylko dukałam co myślałam. Zaraz to nie będzie miało jakiegokolwiek ładu i składu, więc no. Jak czegoś nie napisałam, to w poniższych wywiadach to jest. Ja się cieszę z powrotu Linkin Park, jestem ciekawa rozwoju sytuacji, czy tylko tym jednym utworem mnie chwycili, czy całą płytą. Ja daję im szansę, ale też nie obiecuję, że wszystko mi się spodoba.

Na koniec warto napisać to co padło w KROQ: "the fans can sing for Chester's voice or through Chester and Emily can be Emily".

Adieu.


Mike Shinoda talks about the next era of Linkin Park


Linkin Park: The Emptiness Machine, New Album & Return to Music with Apple Music’s Zane Lowe


poniedziałek, 10 czerwca 2024

Radioaktywna kartka urodzinowa.

Mam pewne przedsięwzięcie rysunkowe i w teorii powinnam się nim zająć, ale ostatnie kilka dni tak wyszły, że nie brałam się za rysowanie, ale przynajmniej wzięłam się za pisanie tego wpisu. A że dzisiaj obudziła mnie ulewa i burza po trzech godzinach snu 🥴, to postanowiłam papierowy tekst przelać na elektroniczny. 


Zbliżały się osiemnaste urodziny mojego brata ciotecznego. Miałam nic nie robić, ale pomyślałam, a spróbuję, co mi zależy. Cokolwiek z moim dziełem by się nie stało, to zawsze coś spersonalizowanego, skierowane do tej konkretnej osoby. Urodziny były pod koniec kwietnia, a za robotę wzięłam się pod koniec marca. 

Na początku musiałam pomyśleć, do czego kartka urodzinowa miałaby nawiązywać. Wiedziałam, że chłopak lubi gry komputerowe. Na początku myślałam, że wezmę elementy z różnych gier i zrobię jakąś sklejkę. Zrobiłam taki pierwszy bazgroł z elementami z dwóch gier i nie wyglądało to za dobrze, więc postawiłam na jeden motyw i był to motyw z gry "S.T.A.L.K.E.R.". Poszukałam i powybierałam referencje, w trakcie rysowania jakąś referencję dodałam i główka pracowała.






Swój pomysł przelałam po kolei na kartkę, i to taką co  coś na jednej stronie miała wydrukowane. Pierwszym elementem był znak radioaktywności. Potem narysowałam postać i wpadłam na pomysł, żeby przerobić inny znak na "radioaktive 18", żeby tak wiadomo było do czego to. Jak ja na to popatrzyłam, chwilę podumałam, i stwierdziłam, że tą postać trzeba zrobić w lustrzanym odbiciu. Więc wytarłam tą narysowaną postać i właśnie tak zrobiłam. No i wyglądało to o wiele lepiej. 


Ten pomysł trzeba było trochę lepiej przenieść na czystą i z lekka lepszą kartkę. Ponownie zaczęłam od znaku radioaktywności. Do pomocy i przyśpieszenia roboty wzięłam sobie cyrkiel, narysowałam nim kółko i w nim próbowałam wpisać ten znak. Postać starałam się narysować jak najdokładniej, żeby potem było jak najmniej roboty. Znak "radioactive 18" zrobiłam od linijki, żeby był już gotowy i żebym mogła się skupić na tych większych elementach.


Kolejna kartka to polepszenie tego co narysowałam. Przekalkowałam to co miałam i na nowej kartce naniosłam poprawki. Linie postaci zrobiłam mniej kanciaste, poprawiłam elementy na kombinezonie, czy maskę, lufę broni skróciłam, a znak radioaktywności próbowałam poprawić tak, by wyglądał jak najbliżej do oryginału, co nie było proste. Ten znak wygląda na prosty, ale żeby go narysować, to się trochę pocackałam z tym. Nawet mała zmiana linii potrafiła zmienić to, jak wygląda ten znak. I przy każdej poprawce jakaś linia była za bardzo w tę lub w tę i próbowałam rozgryźć, jak to zrobić, żeby było dobrze.


Na kolejnej kartce znowu pomęczyłam się ze znakiem radioaktywności. Próbowałam znaleść środek, by on wyglądał. Widać ile tam linii i mikro linii jest. Znak "radioactive 18" również dostal małe poprawki, taka kosmetyka. Ponownie skróciłam lufę broni, bo jednak nadal była za długa i ponownie zrobiłam mniej kanciaste linie u postaci. Zauważyłam, że za bardzo podążałam za referencją i musiałam remind myself, że to referencja i mogę na swojej kartce robić co chce, a mniej kanciaste linie bardzij mi pasowały. Jeszcze małą poprawkę naniosłam na maskę przeciwgazową. Ku zaskoczeniu, głównie moim, dużo szkiców nie było, a ten poniżej był ostatnim. To był etap, gdzie stwierdziłam, iż nic więcej tu nie porobię i jest to najlepsza wersja. 


Cóż, trzeba było wziąć się za kredki. A że ja z kredkami mam dość krótką relację, no to miałam lekkie obawy. W razie co, gdyby mi poszło coś nie tak, miałam jedną dodatkową przekalkowaną wersję, która mi się źle przekalkowała, była nie pełna, ale w razie potrzeby, to miałam plan B. Ponownie, zaczęłam od znaku radioaktywności, bo to właściwie jego się obawiałam najbardziej i w razie gdyby mi nie wyszedł, no to mogłabym przesiąść się na drugą kalkę. Na szczęście mi wyszedł, a właściwie jego tło. Sam znak zrobiłam czarnym i wzięłam do niego pisaka z Faber-Castell, PITT atrist pen, taki z pędzelkową końcówką. Wzięłam go, żeby się przekonać, że zaczyna się kończyć... No ale bazę koloru, co było moim zamiarem, udało się zrobić. Wracając na chwilę do tego tła, to bałam się, że mi się kolory nie zblendują, albo, że te tak jakby pierścienie kolorów nie będą równe i starałam się pod tymi dwoma względami zrobić to jak najlepiej, mając też na uwadze to, co mi w przeszłości nie wychodziło tak jak chciałam i wiedziałam (wprawdzie po fakcie), gdzie popełniłam błąd. Kolory nie są idealnie wyblendowane, ale jak na niektóre prace wstecz, jest dobrze. 

Postać oraz znak "radioactive 18" obrysowałam jednym z cieńszych cienkopisów z Creadu. Znak miał zostać biały, a postacią chciałam zająć się później, bo miałam obawy, co do tego, czy wyjdzie mi tło na całości kartki, plus, nie wiedziałam co z nią zrobić i miałam nadzieję, że w trakcie robienia tła przyjdzie mi coś do głowy. Tłem miało być mocno zachmurzone niebo z jednej z referencji. Spróbowałam je narysować, no ale wyszło jak wyszło. Może i nie jest to podobne do wielkich chmur, ale jak się na to patrzy, to trochę ma taki radioaktywny klimat, trochę jakby wizualizowało to tą radioaktywność. Gdy miałam już tło gotowe, wytarłam kredkę z broni, która naszła podczas rysowania, po czym wypełniłam ją czarnym mazakiem, który coś tam jeszcze zipał, zrobiłam też warstwę na znaku radioaktywności, żeby kolor był trochę bardziej jednolity. No i też koło postaci trochę się pokręciłam. 


Znak radioaktywności potraktowałam jeszcze cienkopisem, chcąc by kolor był bardziej jednolity, bo mazak zostawił takie prześwity. Ale efekt mnie nie zadowoli, szczególnie, że ten cienkopis zostawił taki błyszczący efekt, dlatego pokryłam to warstwą kredki i stało się to jednolite, tak jak chciałam, do tego matowe i pasujące do całości, która robiona była właśnie kredkami. Na tym etapie nadal nie wiedziałam co zrobić z postacią. Było blisko, że po prostu będzie bez koloru, aby z cienkopisem, co bardzo mi nie pasowało, bo trochę to wyglądało na niedokończone. Zostawiłam to na parę dni, z nadzieją na to, że przyjdzie natchnienie. W końcu któregoś razu brat podsunął mi pomysł, że w grze "S.T.A.L.K.E.R." nosili zielone uniformy. Pomyślałam, że w sumie ten zielony idealnie wpasuje się w kolorystykę. Z początku nie wiedziałam, jak to zrobić, ale postawiłam na prostotę i po prostu pokrycie to równomiernie kolorem. Uniform zrobiłam najbardziej zbliżonym odcieniem zieleni do referencji, a maskę przeciwgazową zrobiłam ciemno i jasno szarą. 


Zrobiłam zdjęcie, w razie, gdyby to tak ostatecznie by wyglądało. Po ostatniej kartce urodzinowej trochę się przypilnowałam, bo przy tamtej się nie pilnowałam i nie zrobiłam odpowiedniego zdjęcia efektu końcowego. No widać, że ta postać bez koloru, to tak średnio wygląda. 


Skończony rysunek wygląda tak, jak widać poniżej. Od razu lepiej to wygląda, gdy ta postać jest w kolorze. Cieszę się, że brat podsunął mi pomysł z tym zielonym. Dzięki temu kolorowi ta postać jest takim kontrastem do tła. Ogólnie podczas pracy o tym nie myślałam, ale bardzo fajna kompozycja wyszła, tak wszystko do siebie pasuje. Cieszę się z tego jak to wyszło.


Kartkę z rysunkiem przykleiłam do podwójnej tektury. Ta tektura to po prostu ta, co jest we wszystkich blokach z papierem. Była to tektura z bloku papieru A4, podzielona na dwa i te dwie części do siebie skleiłam, żeby takie sztywniejsze było i na to kartkę z rysunkiem. Nie była to idealna tektura, więc pokombinowałam tak, by te niedoskonałości ukryć. rysunek coś przykrył, karteczka z życzeniami też. Swoją drogą wpadł mi fajny pomysł, żeby przyklejając tą karteczkę z życzeniami, zostawić miejsce, taką kieszonkę na banknot prezentowy. I świetnie mi to spasowało. 





Do kartki urodzinowej miałam dołączyć flaszkę. I wpadłam na pewien pomysł. Spytałam się brata, czy w grze "S.T.A.L.K.E.R." pili jakąś wódkę. Okazało się, że tak, dlatego wydrukowałam jej etykietę i przykleiłam na butelkę. Wcześniej z butelki pozbyłam się oryginalnej etykiety. Pierwszą wydrukowaną etykietę z Cossacks vodka tylko przymierzyłam, bo okazała się trochę za duża. Plus musiałam acetonem z butelki zmyć trochę klej po oryginalnej etykiecie, bo delikatnie przeszkadzał. Potem ta mniejsza wydrukowana etykieta Cossacks vodka idealnie spasowała. Porobiłam kilka zdjęć z różnymi efektami, bo przypomniałam sobie w ostatniej chwili, a to była pora już bez światła dziennego, więc różne te zdjęcia powychodziły, każde uwydatniają co innego, bo aparat skupiał się albo na flaszce, albo na kartce.






Miałam okazję być przy otwieraniu prezentów, były poprawiny osiemnastkowe, i reakcja była lepsza niż myślałam. Kartka się bardzo spodobała chłopakowi, twierdził, że takie zajebiste, że na ścianę przyklei. I właśnie w tym celu zrobiłam to na tekturze. Poza tym, że po ostatniej kartce urodzinowej wyniosłam naukę, że przydałoby się zrobić coś stabilniejszego. Tamta kartka była zbyt giętka. Więc tą chciałam zrobić twardszą i przy okazji z możliwością powieszenia na ścianie, a w przyszłości nie uszkodzenia rysunku, w razie zdejmowania tego ze ściany. Także warto było coś zmajstrować, tak fajnie się zrobiło człowiekowi po takiej pozytywnej reakcji na coś, co się samemu zrobiło.

Teraz pracuję nad poważnym portretem, który ma być w kolorze i również ma to być prezent, jest to zamówienie. Ale psycha is sitting. Mam za referencję marne zdjęcie i ciężko ze szczegółami, które są WAŻNE. Dobrze, że rysuję osobę z rodziny, a ja lubię robić zdjęcia na rodzinnych imprezach, mam się czym ratować. Ale i tak nie jest łatwo. Poniżej jeszcze zdjęcia z innym światłem oraz pełne wideo z rysowania, tam wyżej dałam dwie połówki, pod to, co pisałam. 


Adieu.


Random info: pisząc ten wpis na papierze, gdzieś od połowy czekałam na wypisanie się długopisa. Nie wypisał się. 






wtorek, 4 czerwca 2024

Playlista 41.

Niespodziewanie nawet taki człowiek, jak ja, prowadzący życie piwniczaka, potrafi nie mieć czasu. W kolejce są wpisy do napisania, nadal czekają, ale żeby nie było tak cicho na tym blogu, to na szybko playlista, choć z tym też się trochę schodzi, ale zawsze krócej niż w większości przypadkach wpisów. Trochę ogarnęłam stronę na Facebooku i Instagrama, teraz coś na blogu wpadnie. Mam pewne przedsięwzięcie i muszę się wyrobić do początku sierpnia, ale mam nadzieję, że gdzieś w międzyczasie uda mi się coś napisać na bloga. Ja w playlistach nadal jestem w zeszłym roku, także i je trzeba by było jakoś ponadrabiać. Cholibka dużo roboty, a ja sama w tym 😛. Także poniżej muzyka, a ja wracam do roboty.

Adieu.


1. Linkin Park - More the Victim
Drugi utwór, który zasłyszałam kawałek we fragmencie audycji radiowej. Tak samo, jak "Fighting Myself", nie mogłam się doczekać, aż usłyszę go w całości. Nim do tego doszło, co jakiś czas puszczałam sobie ich fragmenty z tej audycji. Ale jeszcze wcześniej spotkałam się z tym utworem w wersji demo, instrumentalem, bo był on na jednym z wydań LPU, Linkin Park Underground, co było, jest, oficjalnym fanklubem zespołu. Dla fanklubowiczów były między innymi właśnie płyty, na których były dema utworów, remixy, czy nagrania na żywo. I takim jednym demem było "More the Victim", tylko pod innym tytułem, jak dobrze mi Google podpowiada, był to "Cumulus". Ludzie oczywiście brali takie dema chociażby na YouTube. Gdy poznawałam dyskografię Linkin Park, to i niechcący trafiłam na te EP z LPU, które udostępniały jakieś duszyczki. Ja wtedy nie wiedziałam jeszcze co i jak w tych internetach i tak dalej. Też nie wiedziałam co, skąd, gdzie i jak, więc nie wiedziałam, iż to LPU było fanklubem i rzeczy dla jego członków, no było tylko dla nich, jak takie EP, a co za tym idzie, to te duszyczki dzielące się ich zawartością, to chyba nie koniecznie były fair. Albo przynajmniej mi się tak wydaje. I przesłuchując to co mogłam w internecie znaleźć, trafiłam między innymi na "Cumulus". Nigdy nie spodziewałam się, że usłyszę tą miłą melodię, którą polubiła, w pełnym utworze. Więc to był taki powrót do przeszłości, taki trochę nostalgiczny, właśnie do czasu, gdy poznawałam muzykę zespołu, gdy najpierw pojawił się fragment, a za jakiś czas można było usłyszeć w całości "More The Victim". To było bardzo fajne i miłe uczucie. Trochę jak w tym memie zrobionym z kadru z serialu "iCarly", gdzie bohaterka siedzi przed monitorem komputera z uśmiechem i lekko uniesioną ręką, w której dłoni ma puszkę coli, a pod spodem jest odtworzenie tej sceny w nowej wersji tego serialu w latach 2021-2023 i jest to reakcja na coś co się podobało przed laty, jak i po latach. Też dobrze było usłyszeć vibe muzyki z tamtego czasu zespołu.




2. Written By Wolves - Take Me Home
Ten zespół ma unikalne brzmienie. Jak wydawał w zeszłym roku utwory, to każdy mi się podobał. Wiadomo, że jeden utwór wolałam od kolejnego wydanego, a trzeci podobał mi się bardziej od czwartego, tak przykładowo, ale nie było utworu, co by mi się nie podobał. A do tego wszystkie się od siebie różnią, nie brzmiały tak samo. "Take Me Home" spodobał mi się od razu, ale dopiero po którymś z kolei odsłuchu jakoś bardziej się w niego wsłuchałam i ten utwór tak dotarł do mnie.




3. Metallica - Inamorata
Kiedy w końcu włączyłam sobie album "72 Seasons" po raz pierwszy, przekonałam się, iż na tym albumie nie jedna perełka się znalazła. Jednak tym jednym z utworów, które od razu u mnie klikły, a wręcz mnie zachwycił, to właśnie "Inamorata". Do tego zaskoczyło mnie, iż ostatni kawałek poza tym, że jest arcydziełem, to trwa jedenaście minut. Podoba mi się w nim wszystko, ale z tonacji wokalu Jamesa Hetfielda na zwrotkach, refrenie, czy bridge'u, czy brzmieniu gitar, to najbardziej lubię solówkę gitarową. Gdy pierwszy raz ją usłyszałam, to się rozpłynęłam. I rozpływam się za każdym razem, gdy ją słyszę. Nie ma co się rozpisywać, tego trzeba posłuchać.




4. Depeche Mode - Wagging Tongue
Zasłyszane w radiu. Bardzo podoba mi się dźwięk rozpoczynający ten utwór, który zostaje mi w głowie na dłużej, po tym, jak usłyszę ten utwór. Również lubię taką małą przerwę muzyczną między refrenem, a trzecią zwrotką. Spokojny, taki melancholijny, bardzo przyjemny w słuchaniu utwór.




5. Yubgblud - Lowlife
Yungblud zjawił się w zeszłym roku z nową muzyką, a pierwszym utworem był "Lowlife". Wielu osobom, również i mi, bardzo przypomina on muzykę Yungbluda z czasów pierwszej płyty, "21 Century Liability". W momencie wydanie tego utworu bardzo wpasował się w mój mood, swoją melodią jak i tekstem, kiedy człowieka już nic nie obchodzi, ma na wszystko wyjebane i po prostu siedzi w swoim pokoju odcinając się od wszystkiego.




6. Foo Fighters - Nothing At All
Niektóre utwory wybieram tak, by niektórym zespołom, czy też artystom dać już spokój. No przynajmniej staram się. Album "But Here We Are" podoba mi się w całości i pomyślałam, że zamiast dawać kolejne utwory w następnych playlistach, to wybiorę jeden, który z  jakiegoś powodu najbardziej mnie przyciąga do siebie, a resztę zostawię w spokoju. "Nothing At All" zaczyna się tak spokojnie z fajną gitarą i perkusją, po czym następuje refren z stopniowym wzrostem napięcia i uderza mocnymi dźwiękami. 




7. FEUERSCHWANZ - Bastard Von Asgard
Ten zespół to moje odkrycie z 2022 roku, o ile mnie Spotify nie myli (to dawno było, a człowiek już nie za młody), i trafiłam tak, że dużo muzyki ten zespół wypuszczał od tamtego czasu, aż mam wrażenie, że mogę być nie na bieżąco. Dużo muzyki oraz Spotify, który lubił bardzo często mi ten zespół odtwarzać poskutkowało tym, że lekko dzięki temu przedawkowałam ich muzykę. Ale i tak trudno będzie mi powybierać kawałki, żeby za długo nie wałkować tego zespołu w tym moich playlistach. "Bastard Von Asgard" też bardzo często Spotify puszczał, no i cóż, buja do tej pory.




8. If System Of A Down wrote 'Scatman'
Mały przerywnik dziełem z YouTube'a. To tak świetnie brzmi, jak się świetnie zaczyna. Pre-Chorus i Chorus buja i zostaje w głowie na dłużej. Dzieła tego pana będą w playlistach jako dodatek, wplątany między utwory, bo to szkoda się tym nie dzielić.




9. Imagine Dragons - Lonely (Live In Vegas)
Uwielbiam muzykę na żywo. Wykony na żywo niektórych utworów daje na nie nowe spojrzenie, plus taki wykon na żywo jest unikalny. Imagine Dragons w zeszłym roku wydali Live album i na nim są perełki wykonów na żywo. "Lonely" bardzo lubię, a ta wersja na żywo jest świetna. Uwielbiam tą akustyczną gitarę na żywo, czy jak wokalista śpiewa tak charakterystycznie "story of my life". A! I świetna solówka na basie. Uwielbiam ten vibe.




10. 2PAC - ALL THE WAY (prod. DUNEVERZ)
Krążyłam wokół tematu filmów z tytułem "Extraction". Nie pamiętam, czy to było przed, czy po obejrzeniu drugiego filmu, bo ja jakoś i przed i po przeglądałam rzeczy z obu filmów. W pewnym momencie klikania w różne filmiki, które ludzie porobili ze scen z filmów, kliknęłam i włączyłam wideo poniżej. Okazało się, że ktoś zrobił sobie coś w rodzaju teledysku właśnie ze scen z filmu. Bardzo spodobała mi się piosenka w nim użyta, potem się doczytałam, że to nie jest oryginalny 2Pac, tylko ktoś tak zrobił. Bardzo mi pasuje ta nutka do tego filmu. Może można by było lepszą sklejkę ze scen zrobić do tej muzyki, ale i tak ja zostałam przy tym wideo właśnie ze względu na muzykę. Fajnie to ktoś zmajstrował. Chyba najbardziej co przykuwa uwagę, to ta wiolonczela w melodii. Chyba wiolonczela, w każdym razie coś ze strunami. Fajne są takie wcięcia, że jest sam instrumental i jest przerwa w wokalu, albo instrumental jest cichszy i bardziej wybity jest wokal. A na końcu jest fajne pianino.




11. Grandson - I Love You, I'm Trying
Idealna piosenka do bycia jeszcze bardziej smutnym, gdy jest się smutnym. Bardzo mi się podoba, jak został skomponowany instrumental, gdzie główną rolę gra świetne gitara. Wokal na refrenie jest świetny, taki melodyjny, z nutą smutku, beznadziei i bezsilności. Lubię go również w Post-Chorus, gdzie śpiewane jest "I love you, I'm tryin', I love you, I'm tryin'". Mam tylko jedną uwagę. Mam wrażenie, że ten utwór jest za krótki, dlatego odtwarzałam go na okrągło. 




12. Kacper HTA - Nieśmiertelność
Zasłyszane w jednym z filmów na kanale BNT. Znakomicie podkręcił ujęcia. Najbardziej moją uwagę przykuł sam początek, świetny kobiecy wokal, z początku taki ściszony i powoli robiący się coraz głośniejszy. Bit dobrze skonstruowany i oczywiście lubię w nim momenty, w których są pojedyncze dźwięki pianina. To jest rodzaj rapu, który rozumiem.




13. Melanie Martinez - Milk Of The Siren
Coś zostało mi jeszcze z nowego albumu Melanie Martinez. Wzięłam utwór z wersji Deluxe. Ogólnie było dużo kandydatów, ale stwierdziłam, iż tu też trzeba wybrać jeden i dać już spokój, bo inaczej co playlista będą ci sami artyści. Spokojna, balladowa kompozycja, przełamana mocniejszymi dźwiękami w Post-Chorus. Bardzo się w tekst nie angażowałam, ale podoba mi się wers "Don't feel bad when these fucker all drown". Lubię partie wokalu, gdzie na niego został nałożony jakiś efekt i został on pomnożony.




14. Kovacs & Till Lindemann - Child Of Sin
Słuchając jakiegoś zespołu, artysty, interesuje się ich pobocznymi muzycznymi rzeczami. Nie zawsze się one mi podobają, co z resztą nie muszą, ale zdarza się, że przypadnie mi coś do gustu. Gdy sprawdziłam utwór Kovacs z udziałem Tilla Lindemanna, to po pierwszym wysłuchaniu nie myślałam o nim nic. Za niedługo wszedł teledysk i gdy sobie go włączyłam, to razem z obrazem ten utwór zaczął mi się podobać. Chyba teledysk podbił go. I z każdym kolejnym odtworzeniem ten utwór zaczynał mi się coraz bardziej podobać. Zaczęłam wsłuchiwać się w melodię, słowa i głos wokalistki i ten utwór zaczął do mnie docierać. Piękny to jest utwór, z pianinem, chórkami w refrenie, a do tego można poznać inną stronę Tilla Lindemanna, który potrafi zaskakiwać swoim głosem.




15. Oliver Tree - One & Only
Druga zapowiedź albumu "Alone In A Crowd". Bardzo lubię dźwięki rozpoczynające ten kawałek i one są takim motywem przewodnim. To chyba jakiś synth. On od razu zahaczył się u mnie w głowie. Też (chyba) bas fajnie brzdąka. Przyjemny, spokojny prosty utwór. 




16. Thirty Seconds To Mars - Life Is Beautiful
Również druga zapowiedź "It's End of the World but It's a Beautiful Day". Trochę się bałam, że pierwszy utwór jest spoko, a drugi będzie słaby. Na szczęście tak się nie stało i okazało się, że "Life Is Beautiful" jest w porządku utworem. Zaczyna się spokojnym pianinem i łagodnym wokalem, przy Post-Chorus uderzają elektroniczne dźwięki, lubię ten moment, a przy refrenie trochę więcej się dzieje i fajną gitarę słychać elektryczną. Ten utwór jak i "Stuck" mają taki swój klimat, który mi się podoba.




17. Royal Blood - Pull Me Through
Jaki to jest świetny utwór! Lubię jak on się zaczyna, gitarę w całym utworze, sposób śpiewania wokalisty bardzo mi się podoba, jak brzmi na zwrotkach, jak brzmi na refrenie, ten wokal się w nich różni od siebie i jest coś w nim takiego intrygującego. Lubię też jak akcentuje w wersie "Back to the water below", albo jak przeciąga "you". Bujam się do tego utworu za każdym razem.




18. Nothing But Thieves - Keeping You Around 
Zespół wypuszczając ten utwór wpasował się w mój nastrój. Dobry timing mieli. On jest po prostu w całości jednym wielkim vibem. Ja bym mogła słuchać go bez przerwy. I w sumie przez jakiś czas po jego wydaniu tak było, ale trzeba było się uspokoić. No i też od tamtego czasu pojawiło się dużo nowych utworów.




19. Fall Out Boy - So Much (For) Stardust
Tutaj też chciałam wybrać coś ostatniego i trochę biłam się z myślami, bo cała ich najnowsza płyta jest świetna, ale musiał to być "So Much (for) Stardust". Przy pierwszym odsłuchu płyty ten utwór od razu zwrócił moją uwagę i od razu włączył mi się cat jam. Zaczyna się skrzypcami i pianinem, a instrumental jest taki orkiestrowy. Jak mi się tu wokal podoba, jak możliwości zostały tu pokazane. Uwielbiam Bridge, czy chórki w Outro. Z chęcią usłyszałabym ten utwór w jakimś filmie. 




20. Ed Sheeran - The Hills of Aberfeldy
Piękne zakończenie podstawowej wersji albumu "Subtract". Przy pierwszym odsłuchu tej płyty utwór "The Hill of Aberfeldy" ujął me skamieniałe serce od razu. To jest z tych utworów, co wystarczy to pierwsze posłuchanie, i więcej odsłuchów nie trzeba, żeby wiedzieć, że się podoba. Bardzo lubię to folkowe, irlandzkie brzmienie. Uwielbiam, gdy Ed zaczyna śpiewać "And when I'm home...". Świetny utwór, taki niosący nadzieję. Też przypomina mi takie jeden utwór z początku muzyki Eda.




21. If Rammstein wrote 'Every Breath You Take'
"Every breath you take".
"Oh, can't you see".
Drugi bonusik.




22. Electric Callboy - Mindreader
Wśród tych bardziej humorystyczno imprezowych kawałków jest i zrobiony taki na poważnie, co pokazuje, co ten zespół potrafi. Wśród mocnego brzmienia znalazło się miejsce na elektronikę, która robi tu świetną robotę, dodaje takiego napięcia. Świetne gitary, perkusja, wokale. Uwielbiam melodyjny refren, czy Bridge i małą przerwę muzyczną przed nim.