Gdy zaczęło się tajemnicze odliczanie na stronie Linkin Park, wśród fanów rozpętało się zamieszanie. Oczywiście w trakcie odliczania stu godzin społeczność fanów wymieniała się swoimi domysłami, co to może być. Niektórzy żartowali, że zespół robi taki hype, a to będzie jakiś merch, albo jakieś wydanie z istniejącymi już utworami. Ja również byłam zaintrygowana, cóż to może być. Jednak coś czułam po kościach, że takie wielkie odliczanie, to już jest coś poważniejszego. Nie robiłam sobie żadnych nadziei. Nie robiłam sobie w głowie domysłów, czy to będzie nowa muzyka, czy jakiś koncert, może koncert pożegnalny, starałam się nie wymyślać niczego, idąc za stwierdzeniem, że spodziewaj się rozczarowania, to się nie rozczarujesz.
W dzień, kiedy licznik zbliżał się do wyzerowania, wszyscy zasiedli do odliczania na livestreamie, widać było po ilości oglądających widzów, że ludzi robi się coraz więcej. Wszyscy wstrzymali oddech, albo siedzieli jak na szpilkach tylko po to, żeby zaraz po wyzerowaniu licznik zaczynał odliczanie, tylko tym razem w górę... Jednak między jednym a drugim odliczaniem pojawił się glitch i w nim fani dopatrzyli się czegoś, co przypominało datę piątego września. No cóż, no i do tego piątego trzeba było czekać. A w naszym przypadku to do północy z szóstym, bo mamy inną strefę czasową. Wiadomo było, że miał być to jakiś livestream. Nie wiadomo było co się na nim odbędzie.
Jak już był piąty września, i powoli zbliżał się czas, to niechcący siedziało mi to z tyłu głowy i jak sobie edytowałam zdjęcia, czy co tam innego robiłam, to co jakiś czas zerkałam na zegarek. Livestream zaczął się trochę wcześniej, był taki waiting room, szansa, żeby nazbierać ludzi do tej godziny zero (oj, zero tu jest bardzo ważne). Pisało "show will start soon", (czy jakoś tak). Dało mi to znak, że może jakiś koncert. Możliwe, że o tym coś tam, gdzieś tam było, ale ja starałam się nie czytać, tego co ludzie piszą, bo też i plotki jakieś się tworzyły. Nie chciałam w mojej głowie kompletnie żadnych sugestii.
Z chwilą rozpoczęcia kwestia koncertu się od razu rozjaśniła. Gdy na scenie pojawiła się laserowa linia, a zaraz razem z nią wizualne obrazy i rozbrzmiało intro, ja się rozpłynęłam. Od razu czuć i słychać było ducha Linkin Park. Pojawiło się u mnie tyle emocji, że nawet nie wiedziałam, jakie emocje we mnie grają. Podczas tego klimatycznego intra, które z resztą jest świetne, ludzie z obsługi odkrywali przykryte folią, czy czymś instrumenty. Tak jakby inscenizowało to, że wracają po bardzo długiej przerwie i odkurzane są instrumenty. Moja głowa bardzo wolno wszystko procesowała, bo nadal nie wiadomo było wszystkiego, nie powiedziane było wprost. Trochę jakby nie chciało się w to uwierzyć. Kiedy wyszedł zespół, zagrał razem z intro, Mike Shinoda powiedział do publiczności "it's good to see you again" i zaczęli grać nowy utwór, to gdybym miała skrzydła, to bym odleciała. Emocje tak zagrały, że się wzruszyłam (no cóż, łymyn moment). Nadal wszystko działało na domysłach. Pojawiła się śpiewająca kobitka, zauważyć można było nieobecność dwóch muzyków, powstał lekki mętlik w głowie. Za dużo do przetworzenia. Zdziwiłam się, że (na tamten moment) być może zespół faktycznie wziął przyjął do siebie wokalistkę, jak mówiły niektóre plotki. Trochę inaczej, trochę dziwnie było słuchać muzyki Linkin Park w takim wydaniu. Jednak nie wydawałam wyroku. Chciałam wpierw to wszystko przetrawić.
Po którymś utworze zajrzałam na Facebooka, zobaczyć co się dzieje z fanami. Widziałam w większości negatywne opinie o tym, co się dzieje na livestreamie. Potem co jakiś czas zerkałam, co tam fani mają jeszcze do powiedzenia no i różnie bywało, choć odzywali się też tacy, co byli pozytywnie nastawieni, albo chociażby chcieli dać szanse wokalistce. Po drodze podczas skakania między moimi kartami w przeglądarce, zauważyłam, że na YouTube ustawiona jest premiera teledysku nowego utworu, a niedługo wszędzie lawinowo widziałam posty o powrocie zespołu, o nowym utworze, o nowym albumie, czy o trasie koncertowej.
Podczas trwania koncertu mieszało się we mnie kilka rzeczy: cieszyłam się, że zespół ponownie gra na jednej scenie; słuchanie na wokalu nowej wokalistki trochę przypominało mi "Already Over Sessions", w których Mike Shinoda z różnymi muzykami gra swój utwór oraz utwór Linkin Park; jakoś tak trudno było mi się przyzwyczaić do kobiecego wokalu; brakowało mi obecności gitarzysty i perkusisty, trochę to było jak to takie typowe powiedzenie "bez nich to już nie Linkin Park"; muzyka na żywo mnie oczarowywała; no i ogólne zmieszanie wewnętrzne. Od razu wiedziałam, że trzeba dać sobie czas, że na spokojnie trzeba to przetrawić. Ale na tamten czas było jeszcze coś, coś myślę bardzo ważnego. Otóż obserwując muzyków Linkin Park, skupiając się troszeczkę bardziej na tej starej części, widziałam u nich taką radość z grania, z interakcji z publicznością, czy samą obecnością ludzi. Miałam wrażenie, że im po prostu tego grania na żywo brakowało.
Linkin Park: FROM ZERO (Livestream)
Zaraz po zakończeniu koncertu, odbyła się premiera klipu do nowego utworu zespołu, "The Emptiness Machine". Utwór i teledysk mi się bardzo spodobały. Od tamtej pory słucham tego utworu prawie że bez przerwy. Zwyczajnie ten kawałek brzmi jak Linkin Park. Tak po prostu. Po kilku odtworzeniach pomyślałam sobie, że owszem, są zmiany, ale jeżeli muzyka mi się podoba, to nie warto dumać nad tym, czy wokal Emily Armstrong pasuje, czy nie pasuje, albo jak to niektórzy piszą, czy to nadal jest Linkin Park i tak dalej. Jeżeli dana muzyka będzie mi się podobać i będę uważać ją za dobrą, to się nie będę niczym ograniczać.
Widząc te wszystkie wypowiedzi, typu "to nie jest Linkin Park", "Emily nigdy nie będzie taka jak Chester", "Emily nie zastąpi Chestera", że nowa odsłona to "profanacja" i w ogóle, że skoro nie ma Brada i Roba i to nie jest już to samo, no to mi się sam facepalm załącza. Pewna część fanów tego zespołu ma tyle w sobie jadu, często tacy tu "make Chester proud", a tu plują jadem, że to czy tamto. Często randomowo wyjeżdżają, albo wycierają wszystko stwierdzeniem "make Chester proud". Na niektóre rzeczy, co oni wypisują to scyzoryk sam się w kieszeni otwiera. Po pierwsze, jak można myśleć w sposób, że ktoś może zastąpić kogoś, w takiej sytuacji w jakiej znalazł się zespół Linkin Park, szczególnie w przypadku "zastąpienia" mężczyznę kobietą. No głosy Chestera Benningtona i Emily Armstrong, to dwie różne książki. Tu jest sytuacja, gdzie nikt nikogo nie zastępuje. Zwyczajnie Emily dołączyła do zespołu. Ludzie chyba też zapominają, że taki głos, jaki miał Chester był unikalny, i nikt nie będzie takiego miał. Zespół chcąc przyjąć jakiegokolwiek wokalistę nie znalazłby kogoś, kto by śpiewał tak samo jak Bennington, wiadomo. Do tego kogokolwiek by nie wzięli, to ludzie cały czas by go oceniali. Wokalista, który dołączyłby do zespołu cały czas byłby porównywany do Chestera i by narzekali, że jego wokal nie jest taki sam, że inaczej brzmi, inaczej śpiewa i cała ta otoczka, że to nie jest już to co kiedyś. Tacy porównują Armstrong i Benningtona, a co dopiero, jakby dołączył mężczyzna. Niektórzy mają aż za bardzo zamknięte głowy.
The Emptiness Machine (Official Music Video) - Linkin Park
Linkin Park zaczyna nowy rozdział, "From Zero" tak jak zatytułowany jest nadchodzący nowy ich album. Zdecydowali się na żeński wokal. Bo w sumie dlaczego nie, skoro i tak zaczynają od zera. Choć jak krążyły plotki, to tak nie umiałam sobie wyobrazić żeńskiego wokalu w tym zespole. Być może trudniej im było znaleźć kogoś z męskim wokalem pod względem emocjonalnym. Słuchając któregoś z poniższych wywiadów, zespołowi coś kliknęło z głosem Emily i powiedzieli, że to jest to. Również niedługo po livestreamie wyjaśniła się kwestia gitarzysty Brada Delsona i perkusisty Roba Bourdona. Brad postanowił nie brać udziału w koncertach i tylko tworzyć w studiu, a Rob zdecydował zdystansować się od zespołu. Obu panów rozumiem. W przypadku tego pierwszego wystąpienia na scenie mogłyby sprawiać o dyskomfort, może nie czuł się dobrze z tym, że miałby grać przed tyloma ludźmi. W przypadku tego drugiego, to zwyczajnie mógł nie chcieć dalej tworzyć, może miał jakąś blokadę. Ja czekam na rozwinięcie sytuacji, jak to wszystko się potoczy w nowym wydaniu Linkin Park. Jestem ciekawa, jak pójdą koncerty, bo na streamie zdarzały się małe niedociągnięcia, co też jestem w stanie zrozumieć, bo oni długo nie grali, to był koncert na żywo, więc i nerwy mogły ich podgryźć.
Wiedziałam, że prędzej czy później pojawią się jakieś wywiady, byłam ciekawa kulis wracania do tworzenia muzyki przez zespół, w jaki sposób spotkali się z Emily, jak to się stało, że zdecydowali się wypuścić nową muzykę i tak dalej. Długo czekać nie musiałam. I to jest coś wartego w przypadku fana do obejrzenia. Widząc ich i słuchając u Zane Lowe widziałam taką samą relację, jak przed przerwą. Słysząc, że oni się gdzieś od 2019 roku (o ile czegoś nie pokręciłam) zaczęli spotykać jak przyjaciele, bez spiny "a może coś stworzymy" i czasem sobie coś tam podłubali, nie koniecznie chcąc, by to był Linkin Park, no to ja się cieszyłam, że nie odwrócili się od siebie. Nad nową Linkin Parkową muzyką coś tam ruszyli w okolicach wydania "Lost", w sensie coś tam mieli i próbowali coś złożyć na album, i zespół zresztą też. No to jak chociażby Mike Shinoda opowiada o wszystkim, to aż się widzi tą iskierkę muzyka.
Ogólnie to podchwycili ten koncept sceny na środku. Myślałam, że to może tylko do livestreamu, ale potem widziałam plan na jakiś koncert i scena jest również na środku. Ja ten pomysł bardzo lubię, u Matallica, czy Eda Sheerana się to sprawdza i ogólnie w mojej opinii to wszędzie by się sprawdzało, bo mnie zawsze irytowała scena w jednym kącie i ci ludzie z tyłu to nic nie widzieli. Oprawa wizualna z tymi laserami i tak dalej, tak mocno mi się podoba, na intro jak wszystko działa pod melodię, no genialne. To intro to w ogóle mi się z Transformersami skojarzyło, jak poszły na początku takie elektroniczne dźwięki z laserem. Jeszcze intro przed "Papercut" też jest świetne.
Dobra, chyba czas kończyć tą moją pisaninę, co pisałam bez większego planu, tylko dukałam co myślałam. Zaraz to nie będzie miało jakiegokolwiek ładu i składu, więc no. Jak czegoś nie napisałam, to w poniższych wywiadach to jest. Ja się cieszę z powrotu Linkin Park, jestem ciekawa rozwoju sytuacji, czy tylko tym jednym utworem mnie chwycili, czy całą płytą. Ja daję im szansę, ale też nie obiecuję, że wszystko mi się spodoba.
Na koniec warto napisać to co padło w KROQ: "the fans can sing for Chester's voice or through Chester and Emily can be Emily".
Adieu.
Mike Shinoda talks about the next era of Linkin Park
Linkin Park: The Emptiness Machine, New Album & Return to Music with Apple Music’s Zane Lowe