sobota, 29 lipca 2017

Lublin żegna Chestera

Miną już tydzień odkąd świat się dowiedział, że Chester Bennington nie żyje. Od tamtej pory fani z całego świata, w tym również w Polsce, spotykają się, aby uczcić pamięć zmarłego wokalisty zespołu Linkin Park.

Zaczęło się pojawiać coraz więcej informacji o tych wydarzeniach w różnych miastach naszego kraju, na przykład Wrocław, czy Krakowie. Ja czekałam na informację, czy zorganizuje takie wydarzenie w mieście, u którego mieszkam w pobliżu. Gdy takowa się pojawiła, że 26 lipca fani Linkin Park mają okazję się spotkać w Lublinie, by pożegnać swojego idola, ucieszyłam się, jednak wyznaczone miejsce było dość daleko, i nie zaspecjalnie mi się chciało, szczególnie, kiedy nigdy w tamtym miejscu nie była. Ale moja mama, i brat, który zaoferował się, że chciałby na takie wydarzenie pojechać, bo chociaż nie był fanem zespołu, to szanował ich muzykę, a zarazem głos Chestera Benningtona.

Więc stwierdziłam, że skoro już dwie osoby są za tym, aby się tam zjawiła, bo w końcu jestem fanką tego zespołu, i przecież czekałam na to wydarzenie, to się ruszę i pojadę. Widząc zdjęcia z innych wydarzeń, które się odbyły, fani przynosili różne zdjęcia, arty, nawet swoje rysunki, ale z racji tego, że nie mam możliwości ani coś skserować, ani skopiować swojego jakiegoś starego rysunku, postanowiłam iż wykonam coś takiego, jak poniżej przedstawiają zdjęcia.

Z bratem byliśmy godzinę wcześniej, ale z racji tego, że nie wiedzieliśmy, gdzie dokładnie jest miejsce spotkania, to trochę pochodziliśmy. Przynajmniej czas szybciej zleciał. Wkrótce ludzie powoli zaczęli się zbierać, i po prostu zaczęliśmy rozmawiać. Póki było mało osób, to się wszystkim poprzedstawialiśmy, a kiedy już zebrała się większa ilość, zrobiliśmy ściankę. W trakcie parę osób doszło, przyszło chociaż na chwilę. Gdy zaczęliśmy słuchać muzyki zespołu, niektórzy się rozpłakali, a ponieważ pierwszym utworem był "One More Light", na którego jestem ostatnio wyczulona, to i ja się rozpłakałam. Ogółem myślałam, że to tylko ja miałam tak, że płakałam, czy coś w tym rodzaju, jak dowiedziałam się o tej niezbyt miłej informacji, ale jakoś mimo tego smutku, gdzieś potrafiłam się śmiać z głupich rzeczy z internetu i normalnie rozmawiać. Okazało się w kwestii płakania, że byłam w błędzie, mimo, że wiedziałam, że tak będzie. Ludzi których spotkałam, to niektórzy z nich mieli wyraz twarzy wyraźnie zmartwionych, widać było, że w jakiś sposób to przeżywają. 

Gdy zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie, w czasie, kiedy było najwięcej osób, i po tym jak posłuchaliśmy parę kawałków, niektórzy musieli iść, bo byli z poza Lublina, tudzież trzeba było niektórym wstać rano do pracy, została ośmioosobowa ekipa, z którą umówiliśmy się na symboliczne piwo do towarzystwa, aby sobie porozmawiać. Oczywiście kierujący pili coś bez alkoholu. Jednak nie skupiając się na tej kwestii, muszę powiedzieć, że to było coś niesamowitego. Nieznające siebie nawzajem osoby, normalnie sobie rozmawiały, oczywiście o zespole, tak, jakby po prostu dawno się nie widziały. Powspominaliśmy koncerty, kto na jakim był, i ogólnie. Również słuchaliśmy muzyki Linkin Park, ale nie tylko tych, z głównych albumów i nawet śmialiśmy się z memów na tle zespołu (bo był taki jeden). Była nawet sytuacja, gdzie sobie śpiewaliśmy.

Znowu złapało mnie zaskoczenie, bo przecież większość fanów nie za bardzo przepada za najnowszą płytą zespołu, a tu po prostu słuchaliśmy jak inne utwory. Mimo że nie są gitarowe, to się podobają te utwory. Oczywiście była wzmianka trochę wyśmiewająca tę płytę, ale to traktuje się z dystansem, bo przecież to nie było czegoś w rodzaju hejtu. 

Jestem szczęśliwa, że jednak się wybrałam i miałam okazję poznać i spędzić czas z fajnymi ludźmi. Ten moment zapadnie mi na długo w pamięci. Nadal podziwiam to, że obcy ludzie tak świetnie się dogadywali. Mam nadzieję, że kiedyś znowu się spotkamy, przy milszych okolicznościach, może nawet w większym gronie, i właśnie sobie porozmawiamy, jak starzy znajomi, którzy dawno się nie widzieli. 



























środa, 26 lipca 2017

Janczar ! Podejście drugie !

Przeglądając stary wpis z bloga, gdzie umieściłam pierwszy rysunek Janczaram właśnie zdałam sobie sprawę, że od tego starego rysunku miną już rok! Mało tego, nowy rysunek został skończony cztery dni po dniu 'urodzin' tego starego rysunku !

Znowu nie wiedziałam co narysować i przeglądając swój folder z propozycjami do narysowania,  w końcu postanowiłam wziąć tego janczara. Przy okazji zaciekawiło mnie, jak mi wyjdzie, i czy w ogóle wyjdzie cokolwiek.
Z razji tego, że trochę naoglądałam się tych różnych YouTuberów o rysowaniu, to jakieś tam pojęcie mam i starałam się to wykorzystać. Dlatego, gdy zaczynałam rysować tą postać, to jak zwykle ostatnio, zrobiłam sobie rozmieszczenie na kartce, żeby mi się zmieściło. Kiedy mniej więcej miałam postać rozmieszczoną z czasem zaczęłam bardziej szczegółowo coś dodawać, czy poprawiać. Oczywiście Było dużo poprawek, i jak w końcu poprawiłam wszystko co było źle narysowane, dodałam więcej szczegółów, wyszedł mi szkic postaci.

Kolorowanie zaczęłam od początku, czyli głowy i starałam się dalej iść po kolei. Oczywiście twarz i ta czapka? Nie wiem jak to się nazywa. Nie za bardzo mi się podoba. Ale właśnie na tej czapce, czy co to tam jest zastosowałam taki myk, że cienie stworzone przez szarą kredkę, roztarłam białą kredką i chyba się udało. Chodziło w tym o to, żeby te krawędzie cienia, nie były tak wyraziste i widoczne.

Gdy kolorowałam ten brązowy naramiennik, już wzbudziły się u mnie nadzieje, że coś z tego pożytecznego wyjdzie. Ten naramiennik jak dla mnie na żywo był by zrobiony ze skóry, i chyba podobny efekt udało mi się otrzymać. Ogółem trzymałam się jednej zasady w kolorowaniu wszystkiego na tym rysunku. Otóż, najpierw nakładałam jaśniejszy odcień, potem ciemniejszy, a następnie znowu jaśniejszy i potem znowu ciemniejszy, robiłam takie warstwy, dopóki nie uzyskałam takiego poślizgu kredek na miejscu, które koloruje. 

Jestem jeszcze zadowolona z tego, jak miejscami ten brązowy świetnie mi się łączy z czarnym. A drugą rzeczą jest to, że jak potrzebowałam nowego koloru, na przykład jeszcze bardziej jaśniejszego od tej jasnej brązowej kredki, to właśnie tą jasną brązową kredkę rozjaśniałam szarym. Cieszę się, że sama wpadam na takie pomysły, żeby zrobić nowy kolor. Cieszę się, że mam zestaw tylko 24 kolorów, dzięki temu włącza się myślenie. Trzeba pokombinować.

Na końcu jest mój stary wspominany rysunek janczara z 2016 roku. I na początku myślałam, że wykonany był zwykłymi szkolnymi kredkami, ale wchodząc na swój stary wpis, do którego TUTAJ macie linka, ogarnęłam, że to były kredki Koh-I-Noor, które właśnie używam i to nimi został wykonany poniższy rysunek. Powiem tylko tyle, że mimo niektórych rzeczy na tym nowym rysunku nie jest idealnych, ale postęp widać. Postęp w rysowaniu postaci. Postęp w kolorowaniu. Cieszę się, że jest poprawa, znaczy, że mój skill jest lepszy.

Fajnie jest mi tak popatrzeć na te dwa rysunki, i powiedzieć sobie, że udało ci się coś osiągnąć 😊😁😃😄

INSTAGRAM          FACEBOOK          DEVIANTART