Następnego dnia i cały z resztą dzień spędziłam w kuchni smarząc naleśniki dla gości, o dziwo mi wychodziły i jeszcze przed samym przyjazdem ludu musiałam pojechać moim wypucowanym skuterem do sklepu, gdzie minęłam się z moją wicedyrektorką i matką kolegi mojego brata, który potem zostawił mnie z dzieciarnią, jadąc właśnie do tego kolegi. A kiedy przyszedł czas na oglądanie "Iron Man'a", tata przeniósł plazmówkę na moje biurko. Strasznie ciężko się oglądało z cały czas gadającymi dziećmi, ale wkrótce pojechali i mogłam dostatecznie się skupić.
Po Niedzieli mogłam pojechać skuterem do szkoły, a we wtorek z tabletem w świat! Kurde. Zanosiło się na deszcz , którego nie było i wyszło jakieś słońce, i cały W-F przeżywałam, że nie pojechałam, a jeszcze musieliśmy biegać dwadzieścia minut, baz żadnego stopu. przynajmniej dwadzieścia punktów dostałam i jeszcze trochę i piątka będzie z tego całego testu. Potem na zajęciach kulinarnych zrobiliśmy z kumpelami pyszne ciasto. Ale dziś już mogłam pojechać, na szczęście...
Ale ten piekarnik jest brudny, mogliby go tam umyć. A z tego wszystkiego nie dodałam mojego arcydzieła z okazji urodzin Chestera ;)
Nie ma to jak w szkole, same nudy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz