Kiedy się dowiedziałam, że serial "Charmed", jak wiadomo, w Polskim tłumaczeniu "Czarodziejki", który miał premierę w 1998 roku, będzie zrobiony na nowo, że będzie robiony reboot, to złapałam się za głowę. Że niby ktoś chce zrobić na nowo jak dla mnie kultowy serial, który lubiłam oglądać, kiedy byłam młodsza, gdzie trzy siostry miały magiczne moce i sobie walczyły z demonami? Dodatkowo, kiedy dowiedziałam się, że w tej nowej wersji bohaterki będą kolejno feministką, lesbijką i czarnoskórą osobą, to sobie pomyślałam, "Co kurwa? Chcą zniszczyć mi mój serial z młodości? Bo musi być poprawność polityczna, czy tam jaka".
Tydzień temu była premiera rebootu "Charmed" i postanowiłam, że obejrzę, zobaczę, czy rzeczywiście będzie tak tragicznie, jak twierdziłam ja i jak twierdzili inni. I, o dziwo, moje spostrzeżenia się nie sprawdziły. Po obejrzeniu tego pierwszego odcinka muszę stwierdzić, że nie był on taki zły. Feministyczne zachowania jednej z bohaterki nie były aż tak eksponowane, jakbym się tego

Moja teraźniejsza perspektywa co do tego serialu jest taka, że będę go oglądać, żeby zobaczyć czy: po pierwsze, nie spierdzielili tego mojego pierwszego wrażenia; po drugie, czy będą przesadzać z tym feminizmem na przykład, a gdyby nie to, serial byłby całkiem fajny; no i po trzecie, czy to w ogóle wypali i czy będzie to fajny, ciekawy serial.
Doszłam też do wniosku, że w sumie taka nowa adaptacja jakiejś historii może być okay, albo nawet może być lepszy od oryginały, o ile tego nie spartaczą. Poza tym, taki serial potrzebuje efektów specjalnych, komputerowo stworzonych rzeczy, a jak wiadomo między rokiem 1998 a teraz, to w tej kwestii jest duża różnica, więc być może reboot będzie poza dobrą fabułą, miał też nie najgorsze efekty specjalne, co według mnie w serialu o magii i magicznych rzeczach jest to w miarę ważne, żeby to jakoś wyglądało.
Mam nadzieję, że nie zepsują tej roboty, że to będzie chociaż w miarę oglądalny serial i że może nawet go polubię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz