środa, 27 maja 2020

Co robi osoba nieznająca się na makijażu? Pisze o tym!

Ja makijażem się w ogóle nie interesowałam. Może kiedyś trochę jako dziecko, jak na małą dziewczynkę przystało brałam kosmetyki mojej mamy i się bawiłam. Do pewnego momentu kompletnie nie zwracałam uwagi na kosmetyki, na różne kosmetyczne rzeczy, robienie make-upu, czy na dziewczyny w klasie, które go wykonywały. W gimnazjum uważałam, że to za wcześnie, a w szkole średniej zrażał mnie widok niektórych dziewczyn, które nakładały tonę tej tak zwanej "tapety" i które wyglądały jak lalki, manekiny, no sztucznie, po prostu mnie to odstraszało. Widząc głównie "tapeciary" do głowy mi jedynie przychodziło, że "jak mam wyglądać jak one, to ja wole nie robić sobie żadnego makijażu". Jednak doszło do pewnej sytuacji, że stwierdziłam iż w sumie to przydałoby się, no fajnie by było i się jakoś pomalować, umieć to w ogóle robić. Niestety nawet w mojej rodzinie zdarzyło się wesele 😛 (i to nie jedno). Więc ja, jako poniekąd internetowa persona, w sensie, ze siedzę w internecie i go przeglądam, zaczęłam szukać na YouTube wskazówek co do makijażu, przeglądając różne kanały beauty, typu Red Lipsic Monster, czy Adrianna Grotkowska Make-Up. Przez jakiś czas oglądałam tego typu filmiki i przyglądałam się. Po jakichś pierwszych próbach zaczęłam poznawać własne oczy i dowiedziałam się na przykład, że mam opadające powieki, co wcześniej w ogóle nie zauważyłam i uważałam je za normalne. Po tym szukałam porad makijażowych pod tym kątem. Pamiętam też, że wtedy miałam zajawkę na robienie kresek eyelinerem, więc oglądałam rzeczy w tym kierunku. I mimo, że parę razy udało mi się zrobić fajną, dopasowaną do mojego oka kreskę, to nadal nie umiem jej robić. 

Wkrótce przyszedł czas na praktykę. Ale do tego chciałam kupić jakąś paletkę, jakąś nie drogą, żeby nie było szkoda. Cienie, które miałam w domu były stare, a swoją naukę chciałam zacząć kompletnie od początku z nowymi cieniami. Moim pierwszym wyborem była paletka dwunastu koloró z Lovely, "nude make up kit". Oczywiście wtedy nie za bardzo orientowałam się w tych rzeczach i przez przypadek wzięłam paletę, gdzie w większości są błyszczące cienie, a nie matowe. Mimo to, iż nie było to dokładnie to co chciałam, to się nie poddawałam, a nawet się cieszyłam. Skoro były już kupione, to trzeba było z nich skorzystać, i tyle. A czym ćwiczyłam robienie makijażu? Pacynką dołączoną do paletki, lub patyczkami higienicznymi. Ja jako naczelny buntownik uważałam, że nie potrzebne mi się jakieś pędzle, poradzę sobie tym co mam 😆. I tak przez jakiś czas tymi nie profesjonalnymi narzędziami sobie majstrowałam. Ale wbrew pozorom coś tam wychodziło. Nawet całkiem nieźle. Jak rodzince się podobało, to znaczy że coś w tym musiało być. Ale niestety tego nie uwieczniłam. Myślałam, że mam jakieś zdjęcia z jakiś moich pierwszych dzieł, ale niestety nie znalazłam w moich magicznych folderach ze zdjęciami. Myślałam że robiłam ale albo gdzieś zaginęły w czasoprzestrzeni, no albo jednak nie robiłam tych zdjęć. Z moich notatek wynika, że udokumentowałam z tamtego czasu jedynie próby z eyelinerem i kreskami na oku, a one wyglądały raz lepiej, raz gorzej, a raz nie wyglądały w ogóle.

01.08.2017

04.08.2017

04.09.2017


30.12.2017


31.12.2017

Ta ostatnia to wygląda nawet przyzwoicie. I chyba na powiece jest jakiś cień nałożony.Nawet to ładnie wygląda, tak delikatnie. Trzeba by było powtórzyć coś takiego z teraźniejszymi moimi umiejętnościami. 


Kiedy już powoli nadchodził czas owego wesela, powód całego zamieszania, stwierdziłam, że muszę porobić, jak ja to nazwałam, próby makijażu, bo po pierwsze, chciałam utrwalić, ustalić, albo odkryć kolejne kroki w robieniu makijażu, co sobie zaplanowałam, a po drugie chciałam wiedzieć jak postępować, żeby na pewno wyszedł, wtedy kiedy ma wyjść dobrze. Wiem, że wtedy planowałam sobie wszystko na dłoni. W zasobach mam tylko zdjęcia swatchy, myślałam, że mam jeszcze jakieś z samym próbnym makijażem, ale niestety nie znalazłam. 



Powoli coraz bardziej temat makijażu mnie interesował, w takim sensie, że chciałam go robić. Badałam cienie, które miałam, jak działają jak się zachowują. 



Wkrótce ta jedna paletka zaczęła mi nie wystarczać i zaczęłam rozglądać się za nową. Tym razem bardziej szczegółowo rozglądałam się za kandydatami do zakupu. Ostatecznie padło po raz kolejny na coś z w miarę jak dla mnie cenie, czyli znowu Lovely, paletka Choco Bons. Może nie ma ona jakoś za wiele kolorów, ale wtedy mi pasowało to, że wszystkie są matowe, są kolory jasne i ciemne i przede wszystkim jest CZARNY, czarny to był dla mnie priorytet. A pierwsza próba wyglądała tak: 



No mogło być lepiej. Ja z tego co pamiętam byłam z tego dumna. Teraz jak tak patrzę, to jakby krawędzie wygładzić, zrobić z nich taką chmurkę, to by było całkiem nieźle. No ja to robiłam pacynką, albo w sumie patyczkiem higienicznym, bo w tej palecie Choco Bons ta pacyna się szybko zepsuła, więc no 😅. Poza tym, to moje oko z tym makijażem wygląda trochę jak oko bohaterki z czołówki kreskówki "Winx Club". Nie wiem dlaczego, ale mi się z tym kojarzy. Może to dlatego, że za młodu naoglądałam się tego 🤷‍♀😆. W każdym razie, wracając do rzeczy, ja próbowałam dalej kombinując z nową paletą i wykombinowałam to:


12.10.2018

To by było dobre, gdyby nie byłoby takich ostrych granic nałożonych cieni. Tak jak w poprzednim makijażu. Jakby z tych cieni wydobywała się taka właśnie chmurka, to mogło by być to dobre. No i jeszcze jakby bardziej odciąć tym jasnym kolorem od kącika oka w górę, żeby więcej tego jasnego było, to chyba też poprawiłoby sytuację. Tam myślę. 

Podążając za podpowiedziami z internetu próbowałam majstrować z różnymi kolorami, które były na przykład kompletnie od siebie różne. Oczywiście to nie było idealne, bo to były jakieś tam moje eksperymenty. Próbowałam osiągnąć gładkie przejścia, żeby nałożone kolory wyglądały ładnie. Ale do tego była jeszcze długa droga. 

26.12.2018


Niestety nie mogę znaleźć żadnego zdjęcia makijaży, które faktycznie robiłam w dniu jakiegoś wesele, czy na przykład z sylwestra i innych wydarzeń, gdzie odważyłam się zrobić swój nie-profesjonalny makijaż. Jestem w trakcie robienia czystek w folderach ze zdjęciami i jak na razie się nie natknęła, więc albo nie robiłam zdjęć, albo one mi gdzieś przepadły. Jeżeli coś znajdę w dalszych poczynaniach z czystkami, to gdzieś tam może pokażę. Ogólnie moją pisaninę o makijażu miałam zacząć inaczej, ale stwierdziłam, że w sumie to przydałoby się zacząć od początku, tak by było najsensowniej. Więc będzie tak jakby druga część, a w tym drugim wpisie będę pisać tak jak planowałam. 

Jeszcze jedna rzecz, o której nie wspomniałam. Otóż ja jako już wspomniany naczelny buntownik, nie używam czegoś takiego jak podkład, rozświetlacz, czy bronzer, bo uważam to za niepotrzebne. No ale ja jestem dziwna, co na to poradzę. Może kiedyś to się zmieni, kto wie. Z jedną rzeczą zmieniłam zdanie, więc no.

A jak zmieniło się moje podejście do makijażu od tamtego czasu? No poza tym, że nadal uważam za niepotrzebne wspomniane przed chwilę, bronzery, rozświetlacze i inne, to spodobało mi się malowanie oczu, spodobało mi się bawienie z cieniami, robienie z nich czegoś i podoba mi się to, jak to u mnie ewoluowało. Dodatkowo z czasem, jak już trochę lepiej wychodziły mi te makijaże (nawet te robione pacynkami i patyczkami higienicznymi), to sposób w jaki te cienie się mieszały, przypominały mi kredki i to chyba był główny powód, dlaczego ja się tak bardziej zajarałam makijażem. Przypomina mi to trochę jakąś artystyczną formę, widziałam dużo bardzo kreatywnych umalowań oczu i mi się to podobało. Ale są też granice no i jak ktoś przedobrzy to jest szansa, że mi się nie spodoba. Ja lubię kreatywno-artystyczne rzeczy, więc mnie przyciągają do siebie, nawet w formie makijażu. Ja na Pintereście nawet tablice mam nazwaną "Make-Up", także to jest ten level. 

Co jeszcze się zmieniło? Otóż zdecydowałam się na zakup dwóch pędzli, jeden płaski, mocno zbity, równo ścięty, a drugi też płaski, ale ścięty na okrąg i tak jakby pocieniowane włosie ma i jest taki miękki. Postanowiłam sprawdzić, czy ułatwią mi życie i malowanie oczu. Oczywiście okazało się, iż to bardzo przydatne narzędzie i po jakimś czasie ich używania zaczęło mi czegoś brakować w tych dwóch pędzlach i kupiłam sobie trzeci, okrągły, którym łatwo się manewruję. Ale po czasie i jego używania zaczęło mi czegoś brakować i chce sobie kupić podobny, tylko trochę mniejszy od tego co mam. Jak na razie nie trafiłam na taki co by mi pasował. Moje zainteresowanie wzrosło do tego, że mam na oku dwie paletki, które chciałabym kupić. Dobra, na razie to tyle z mojego pisania. Jak już wspominałam, będzie tak jakby druga część tego wpisu, bo to tak jakby nie koniec moich początków, jeszcze po tych dwóch zakupionych paletkach coś się działo. A teraz się żegnam.


poniedziałek, 18 maja 2020

KAZIK - Twój ból jest lepszy niż mój [OFFICIAL VIDEO]

Utwór ten wyszedł dłuższą chwilę temu i mi się podoba i chciałam się podzielić na blogu taką dobrą rzeczą, ale nie wiedziałam, co napisać.

Teraz chcę ten utwór wysłać trochę dalej z powodu pewnego radia... 😏

wtorek, 12 maja 2020

Tego mi brakowało! | "Extraction"

Czasami wymyślanie tytułów jest najtrudniejsze 😬😅. 

O filmie dowiedziałam się  z Instagrama, albo Facebook'a kanału na YouTube Dafuq. Z początku ten tytuł zignorowałam, ale potem zobaczyłam fragment, zaintrygowało mnie to więc wyszukałam sobie pełny trailer. A gdy już go obejrzałam, to powiedziałam do siebie "To będzie zajebisty film". 

Ogółem od czasu, kiedy przestałam oglądać telewizję, to i przestałam oglądać filmy akcji, no i ogólnie filmy. Filmy oglądam głównie w kinie jak się na coś w końcu wybrałam, a tak to może parę razy obejrzałam coś w telewizorze, czy komputerze. Bardziej oglądałam swoje seriale. Kiedy wybieram się do kina to najczęściej wybieram filmy Sci-Fi, Fantasy, czy nawet wojenne, bo jako tako nie widziałam jakiegokolwiek filmu akcji, który mógł mnie zainteresować i bym na niego poszła. Tak więc trochę zapomniałam o tym gatunku. A to właśnie od niego zaczynałam swoją przygodę z filmami, to od filmów akcji zaczęłam oglądać filmy. Jarały mnie już jako dziesięcio, jedenastolatkę jak w nich się bili strzelali i tak dalej. Oglądało się wtedy takie "Desperado" na przykład. A teraz już dawno przeminęły czasy, gdzie ja cały czas siedziałam przed telewizorem, znałam całą ramówkę wszystkich stacji na pamięć i wiedziałam gdzie jaki film będzie puszony. 

Po obejrzeniu traileru do "Extraction" wzięło mnie znowu na wspomnienia, na które jestem ostatnio podatna i przypomniały mi się tamte czasy i doszło do mnie, że ja dawno nie oglądałam tego gatunku filmu u w sumie to się stęskniłam, za tymi walkami, strzelaninami, wybuchami i tego typu rzeczami. 

Jak wpisałam w Google tytuł filmu, żeby sprawdzić jak go ludzie oceniają tę produkcję, to prawie bym pominęła go przez ten polski tytuł, który potem mnie rozśmieszył. Naprawdę, czasami powinni się powstrzymać od tłumaczenia i nadawania filmom polskich tytułów, bo w niektórych przypadkach to nie działa. Ja i tak używam tych angielskich. 



"Extaction" jest prostym filmem, ma prostą fabułę i ma być czystą rozrywką. Jak ktoś szuka czegoś ambitniejszego, no to nie koniecznie tutaj, ale jak ktoś chce bijatyki i strzelanie, to to jest opcja dla niego. Właśnie w tej prostocie tego filmu jest urok. Nie trzeba myśleć jakoś za bardzo nad tym, co się dzieje, nie musisz być skupiony, żeby czegoś ważnego nie przeoczyć. Po prosu oglądasz rozwój sytuacji, którą ci przedstawiono. Jest wstęp, rozwinięcie i zakończenie. 

Treść "Extraction" jest prosta. Nasz główny bohater, Tyler Rake, najemnik, podejmuje się zadania przejęcia chłopca, który jest synem barona narkotykowego siedzącego w więzieniu, a który jest zakładnikiem konkurencji ojca. Jednak nie idzie wszystko zgodnie z planem i Rake mimo rad o przerwaniu misji, kontynuuje swą pracę. 

Nim obejrzałam ten film, spodziewałam się banału, który będzie miał jakąś fabułę, a w większości to będzie bijatyka, strzelanina i tak dalej, z szybkimi ujęciami, z szybkimi cięciami, gdzie wszystko będzie się szybko działo. Tak podobnie to innych tego typu filmów. Ale jednak twórcy "Extraction" podeszli do robienia tej produkcji trochę inaczej i nie poszli na łatwiznę. 

Sceny z dialogami miały cięcia, wiadomo, oglądający powinien widzieć postać, która się wypowiada oraz jej mimikę twarzy, czy gesty, żeby zrozumieć daną postać, żeby coś w niej wypatrzeć, wyrobić jakieś zdanie na jej temat lub po prostu się z nią zapoznać. Zaś przy grubszych akcjach, przy dłuższych momentach, to mi nieźle zaimponowali. Zrobili coś na wzór jednego ujęcia. Czyli, na przykład, scena gdzie Rake z chłopakiem wsiadają do auta, żeby uciekać, a kamera idzie razem z nimi, potem podąża za samochodem, a gdy nie ma przejazdu, razem z nim cofa i ponownie jedzie do przodu. Najbardziej urzekła mnie, chyba najdłuższa tego typu scena, gdzie kamera płynnie przechodziła od Rake'a i chłopaka do tych złych, zwinnie przechodząc po budynku w którym działa się akcja, przez drzwi, okna, balkony, poprzez różne mieszkania w które wchodzili, klatki schodowe podążając za konkretnymi postaciami. Podobało mi się to, jak kamera śledziła Rake'a, potem skierowana na przykład na jakieś drzwi, robiła przejście i widzieliśmy tych złych, a potem znowu przejście w jakimś oknie i znowu widzieliśmy co robi Rake. Będąc przy jednej ze stron dobre było to, że nie wiedziałeś co się zaraz stanie i na przykład patrząc perspektywą tych złych, nie wiedziałeś co się wydarzy, a Tyler Rake zaskakiwał nie tylko swoich przeciwników, ale i oglądającego. To jedno ujęcie oczywiście nie było jak w filmie "1917", ale było świetnie zrobione i jak na film akcji robiło wrażenie. 




Dobrą rzeczą w "Extraction" były jeszcze sekwencje, choreografie walk. Ja czerpałam przyjemność oglądając je. Się nawet emocjonowałam. Były dobrze zrobione. Czasami w filmach widać, że te walki nie są prawdziwe, wiadomo, to tylko filmy, ale wiadomo też to, że jak coś wygląda realistycznie, to człowiek lepiej to odbiera, robi to na nim lepsze wrażenie, dlatego ja miałam satysfakcję oglądając te dobrze zrobione, dopracowane sceny walk w tym filmie. Dodatkowo, jak dobrze się zorientowałam, to Chris Hemsworth wcielający się w postać Tylera Rake'a, wszystkie te akrobacje robił sam i zrobił dobrą robotę. Z tego co widziałam, to w wielu produkcjach aktorzy grające główne role mieli swojego dublera od kaskaderki, który robił za niego hardcore'ową robotę i widać było to na filmach, właśnie te szybkie cięcia, robienie tak, żeby twarzy dublera nie było widać, a wiadomo jak się coś dzieje bardzo szybko, to nie zwróci się uwagi, że to nie aktor. A tu, całą robotę robił aktor, co daje tego rzeczywistego wyglądu. Można się przyjrzeć postaci podczas walki, czy inne emocje. Widać reakcję na jakieś małe zadrapanie, czy oberwanie nożem, albo pięścią. Głównie spotykam się z tym, że główny bohater jest twardzielem i jakieś tam małe rozcięcie jego skóry nożem nic na niego nie robi. I właśnie Chris Hemsworth pokazywał mimicznie to, że ktoś rozcinał jego postaci skórę nożem, czy jak był postrzelony, to widać było grymas bólu w jakichś tam sytuacjach. Często w filmach bohater zapomina, że przed chwilą dostał kupkę w ramię i jakby go to w ogóle nie bolało. 



Fajnie było zobaczyć Chrisa Hemswortha w innej roli, niż w roli Thora. No nie oglądałem filmu "Men In Black" z jego udziałem z pewnych powodów, a na filmy z jego udziałem jakoś się nie napatoczyłam, nawet w czasie gdy cały dzień przed telewizorem siedziałam, a przeglądając jego filmografie to właściwie nie ma czegoś, co by zwróciło moją uwagę. Jako Thor mi się podobał, no może pomijając drugi film, jako Tyler Rake też mi się podobał, przy tej postaci się napracował i ogólnie elegancko wyszło i podobno ma być druga część "Extraction" więc bardzo fajnie, może aktor pokaże jeszcze więcej. 

Ogółem dwie główne postacie, Tyler Rake i Ovi, ratowany chłopak, są opisane bez większych szczegółów. Dowiadujemy się co nieco o Rake'u, ale nadal jest tu taka nutka tajemniczości, ale też mniej więcej wiemy co może nim kierować, gdy mimo zepsucia się planu, on chce wykonać swoje zadanie. Ta rzecz też była inna w pewnym punkcie filmu, a która z czasem, z biegiem filmu się zmieniła. Bliżej końca filmu los Tylera trochę mnie zaskoczył. Nie spodziewałam si tego, co się stało. Tu też sugerowałam się takimi trochę stereotypami amerykańskich filmów akcji. Tylko jestem teraz mega ciekawa, jak oni to rozwiążą w kontynuacji, wprawdzie końcówka, rozmazany drugi plan ostatniej sceny przed napisami końcowymi, coś sugeruje, ale nadal zostawia człowieka w niepewności. 



Tak więc spodziewałam się czegoś innego, obejrzałam coś o wiele lepszego. Fajnie było zobaczyć dobry film akcji i trochę powspominać dawne czasu, tyczące się własnie tego gatunku filmu i tego jak nałogowo oglądałam telewizje oraz filmy, powtarzane wiele razy, a które lubiłam i przecież "nie mogłam" ich emisji opuścić. "Extraction" zrobił na mnie ogromne wrażenie i uświadomił mi to, że brakowało mi trochę tego typu filmów, Chris Hemsworth zrobił dobrą aktorską robotę. Mam nadzieję, że kontynuacje będzie lepsza i jeszcze bardziej mnie zaskoczy. Pewnie o czymś zapomniałam wspomnieć, jak zawsze, ale trudno, bywa.

Ciekawe jak wiele razy powtórzyłam tytuł filmu, imię głównego bohatera, słowo "film" i innych często powtarzanych słów 🤔🧐😆😂.


Hmmm, to może czas, na kolejny film?









niedziela, 3 maja 2020

Warto obejrzeć.

Ostatnio miałam przyjemność zobaczyć kolejną kreatywną stronę Człowieka Wargi z kanału na YouTube zDupy. Ogółem lubię i szanuję jego twórczość. To nie jest kolejny jutuberzyna robiący 'czelendże' i filmy z kisielem, czy innymi kulkami w basenie. Poza filmami z humorem robi też te bardziej poważne, przedstawiając sprawę w swój, oryginalny sposób. 

Niedawno opublikował on swój pierwszy (i mam nadzieję nie ostatni) film krótkometrażowy, który zaorał mi banię. Dosłownie. Film i wrażenia po nim musiały u mnie w głowie poleżeć dłuższą chwilę. Daje on do myślenia pod różnymi kątami, zwraca uwagę na pewne rzeczy. W filmie zagrała rodzina Wargi, i całej trójce należy się szacunek i brawa, bo musieli oni robić trudne sceny. Można by było przyczepić się do niektórych rzeczy, że tam aktorstwo delikatnie słabe, a tam słaba praca kamery, czy coś, ale nie będę tego robić, bo to w niczym nie przeszkadzało, żeby całość mnie wciągnęła i poruszyła. 

Ja mam dziwne przeczucia co do spraw przyszłości. W sensie, jeżeli byłoby tak, jak pokazuje większość filmów, że większość rzeczy robią roboty i inna elektronika za ludzi, to mnie by to trochę niepokoiło. Było by to z jednej strony fascynujące, do czego doszła ludzkość, ale z drugiej strony bardzo creepy. Patrząc na to, jak to teraz jest z telefonami, bez których niektórzy ludzie żyć nie mogą, bo przecież 'muszą' odpisać na wiadomość, która ma treść "XD". To prawdopodobnie, gdy dojdzie do tego, że technologia będzie tak rozwinięta, że człowiek będzie musiał wypowiedzieć tylko jedno słowo, albo jeden gest, żeby coś włączyć/wyłączyć, i większość będzie robił za człowieka komputer, to rodzi we mnie niepokój. Z jednej strony było by to pomocne dla ludzie, ale z drugiej też niebezpieczne, jak taka technologia będzie miała możliwość rządzić ludźmi i sterować nimi jak marionetkami. 

To takie przemyślenia po właśnie tym filmie, ale zostawmy moje rozkminy, bo o to szeroki temat gdzie można byłoby sobie popisać, ale najpierw bym musiała poukładać sobie myśli.

Tymczasem razem z "Odyseją 2010" Wargi wyszły jeszcze dwa filmy z pod szyldu jednego projektu. Swoje krótkometraże zrobiły Szparagi i Ajgor i podobnej tematyce, ale zrobione w kompletnie inny sposób, idą w kompletnie inną stronę. W teorii wszystkie trzy mają poniekąd to, gdzie już podobne można było zobaczyć, ale widać jednak pomysł twórców. Są gdzieś tam motywy, które możemy kojarzyć, ale są one ugryzione po swojemu. 

"Skansen" mi się podobał. Podobał mi się ten pomysł z androidami (tak bardzo klimat "Detroid: Become Human") i ten kontrast między wsią, a technologią. "Clickbait" był dobry, ale mi się nie podobał. Można tak? Widać w nim dobrą robotę i fabuła też niczego sobie, ale jakoś mi się nie podobał. 

Najbardziej poruszył mnie film Wargi, ale twórcy pozostałych dwóch też odwalili dobrą robotę, mimo, że ten jeden mi się nie podobał. Widać we wszystkich trzech pracę i zaangażowanie. Doceniam takie rzeczy na YouTube i fajnie, że chcieli zrobić nie coś klikalnego, o łatwym scenariuszu, z jakimś wyzwaniem, tylko coś swojego. Takie ambitniejsze, bym powiedziała. Bo każdy jeden mógłby robić filmy, ale to nie oznacza, że to będą dobre, kreatywne rzeczy (wystarczy popatrzeć co trenduje na YouTube). 

Chciałabym chociaż trochę wesprzeć takich ambitnych twórców. Może mój blog nie jest jakiś popularny, ale kto wie, może znajdzie się ktoś, kto wpadnie na niego, zobaczy ten wpis i zobaczy te filmy. Mam taką małą nadzieję, bo jak wiadomo, "nadzieja ostatnia umiera". 


ODYSEJA 2010 - film krótkometrażowy Wargi




SKANSEN (film krótkometrażowy) - [ Szparagi ]



Clickbait | short film