Pięć lat temu włączyłam sobie serial, "Teen Wolf", żeby leciało coś w tle. I tak niechcący znalazłam swój ulubiony serial.
Ale o serialu kiedy indziej, kiedyś na pewno pojawi się elaborat tutaj na ten temat, który będzie powstawał tak długo, jak wpis o książkach Jamesa Dashnera.
Znam się z serialem te pięć lat, nawet nie wiem kiedy to zleciało, ale wiem, że są osoby znające go o wiele dłużej, na przykład od jego początku (no logiczne, serial miał swoją premierę w 2011 roku), więc można powiedzieć, że jestem takim świeższym fanem. Jednak wystarczył ten jeden, pierwszy raz, gdy obejrzałam go, aby wsiąknąć w jego świat, w jego treści. Serial skończył się na szóstym sezonie ze stoma odcinkami. Jakiś czas temu, pod koniec 2020 roku fani zrobili akcję, żeby serial powrócił i na przykład pisali komentarze pod postami na profilach na portalach społecznościowych, żeby "bring teen wolf back", co z resztą mi się średnio podobało, o czym też pisałam. No i prawie rok później został ogłoszony film. Czy ta akcja fanów pomogła w tym? Nie wiem, ale wystarczyło to ogłoszenie, by zawrzało. Za niedługo ponownie zawrzało, gdy okazała się, że filmie nie będzie brał udziału, między innymi, odtwórca jednej z ważniejszych ról, Dylan O'Brien, wcielający się w Stilesa. Ludzie byli z tego powodu oburzeni. Mi też się to z początku nie podobało (już prawie pisałam wpis, jaka ja oburzona), ale jak ta informacja usiadła w głowie, to doszłam do wniosku, że w sumie to jest wytłumaczalne, jest to do zrozumienia, bo postać Stilesa miała skończony wątek w serialu tak, że można go zostawić w spokoju. No smutno, ale cóż. O'Brien w wywiadach podczas promocji któregoś z filmu, w którym grał, powiedział, że propozycja przyszła niespodziewanie i że prace nad tym filmem kolidowały z jego kalendarzem. To też jest zrozumiałe, bo właściwie, ten film wyszedł tak spontanicznie i teoretycznie każdy z aktorów mógł mieć zajęty grafik. Potem były jakieś afery wśród fanów, czasem walczyli nawet między sobą i to o nic, ale ja tylko spojrzałam może kątem oka i się dalej nie zagłębiałam, bo czasem to były takie pierdoły, że szkoda czasu było marnować.
Ja tym filmem się trochę stresowałam, bo tak samo, jak mogło wyjść coś fajnego, to tak samo mogła wyjść kompletna klapa. A po szóstym sezonie, a dokładniej po jego drugiej części, to miałam obawy, bo mi się nie podobała, no niestety ten fragment serialu nie przypadł mi. No, poza ostatnim odcinkiem. Bałam się, że film zrobią na siłę, że zrobią cokolwiek, by ci fani co tak krzyczeli coś mieli i się odczepili, no i ogólnie, że zrobią jakieś gówno i zniszczą renomę serialu. Sobie pomyślałam "kurwa, jak oni mi zrobią coś takiego, jak druga połowa szóstego sezonu, albo nawet coś gorszego, to będę zawiedziona". Gdy nadchodziła premiera filmu, zaczęły pojawiać się materiały promocyjne, dzięki którym hype sam rósł, co mi się nie podobało, bo te materiały na mnie działały, tego hype'u trochę łapałam, czego nie chciałam, no bo miałam te swoje przeczucia co do filmu, i w razie czego, nie chciałam się bardzo rozczarować. W dzień premiery miałam takiego stresa przed oglądaniowego. Zaczęły się pojawiać dobre opinie, co się nawet zdziwiłam. Postanowiłam jednak poczekać, żeby chociaż ten stres przed oglądaniowy mi minął. Poczekałam dwa dni, żeby emocje opadły i w sobotni wieczór sobie "Teen Wolf: The Movie" obejrzałam.
Po wciśnięciu przycisku play, i gdy zaczęły pojawiać się pierwsze ujęcia, to złapała mnie taka ekscytacja, zmieszana z ciekawością, co zobaczę. Początkowe sceny przedstawiały bohaterów, a właściwie przypominały widzowi, bo większość fani znali. Bardzo fajnie było zobaczyć postacie po latach, co one robią, jako dorośli ludzi, czy w jakim miejscu były te starsze postacie, co nie były nastolatkami. Również fajnie było poznać dwie nowe postacie, choć może to za dużo powiedziane, syna Dereka, Eli'ego, oraz kitsune Hikari. Pokazany też został zalążek problemu, który będzie w filmie.
Scott MaCall zaczyna mieć zwidy i widzi swoją pierwszą miłość, Allison, która nie żyje. Przychodzi do niego jej ojciec, Chris Argent i opowiada czego doświadczył w ostatnim czasie. Obaj wymieniają się informacjami, łączą fakty i postanawiają sprawdzić pewne dziwne okoliczności. Ich kierunek to Beacon Hills. Tam Scott udaje się w miejsce, gdzie Allison zginęła. Zjawia się też Lydia, na jego prośbę, by mu pomóc. Potem to, czego się dowiedzieli, wskazuje na to, że muszą odnaleźć Nemeton. W tym pomaga im Malia i, niechcący, Eli. Po jego odnalezieniu dzieją się supernaturalne rzeczy, po których pojawiła się Allison. Ku zdziwieniu, jej powrót został całkiem sensownie wytłumaczony. Nie będę tu nic zdradzać co i jak, bo i tak wszystko działo się szybko, a fajnie się oglądało, jak oni do wszystkiego dochodzili. Bałam się, że Allison weźmie się znikąd, ni z gruchy, ni z pietruchy i ogólnie twórcy wymyślą jakieś niestworzone rzeczy, żeby aby ta postać powróciła. Więc jeden z niepokoi mogłam pożegnać.
Allison wróciła, wszyscy w szoku, ale ona nic nie pamięta. Natomiast kojarzy, że poluje na wilkołaki i właśnie jednego z nich, Dereka Hale'a, chce zabić. Ten, kto oglądał serial, to wie do którego sezonu jest to nawiązanie, oraz w jakim miejscu była ta postać. Plus, była ona kuszona przez starego znajomego z trzeciego sezonu, czyli Nogitsune. Scott i Malia lecą na pomoc Hale'owi, i to samo zrobił Liam ze swoją dziewczyną Hikari. W międzyczasie policja sprawdza kolejne podpalenie, z serii podpaleń i pojawiają się Oni.
Lydia, Jackson, Liam i Hikari sprawdzają ciało zamordowanego policjanta na komendzie, a w trakcie rozmyślania dochodzą do wniosku, że wszystko co się dzieje (Allison, podpalenia, ten martwy policjant...) jest ze sobą połączone. Scott ratuje syna Dereka przed Allison, bo Eli mimo, że jest wilkołakiem, to mu nie działa szybkie wracanie do zdrowia, a ma uszkodzoną nogę. Jak już McCall pomógł chłopakowi, to go wygania do domu, a sam bierze na siebie Allison, bo chce spróbować do niej dotrzeć, by ta sobie przypominała, właściwie całe życie.
No i tak, Scott i Allison sobie rozmawiają, jego mama Melissa, jej tata Chris, czy Peter Hale próbują pomóc, Lydia razem z Jacksonem i Malią prowadzą śledztwo, a Nogitsune i Oni sobie grasuję i polują. Wkrótce sprawy się wyjaśniają, Allison się polepsza, wszyscy stają do walki i zły zostaje załatwiony, co wymagało poświęcenia.
Fabuła była prosta. Z początku mi to przeszkadzało, ale z drugiej strony pomyślałam sobie, że jakby wymyśleli coś głupiego, bez sensu, to w sumie dobrze, że nie jest jakaś wymyślna. Z uwagi na referencję z serialu, to fani będą dokładnie wiedzieć o co chodzi. Wiele razy odczuwałam, że wiedza z serialu się przydaje. Swoją drogą, poza supernaturalną wiedzą, jest wiele smaczków z serialu, co dla mnie, fana, było fajnym akcentem i w zależności co to było, to w głowie miałam "o, to było w tym, czy tamtym odcinku" i sobie przypominałam okoliczności. Był też aspekt zagadki, nad którą główkowała między innymi Lydia. Nie było to coś obszernego, skomplikowanego, niesamowitego, było to raczej małe odniesienie, że w serialu też bawili się w detektywów (tylko trochę lepiej 😛). W ogóle w wątku Lydii znalazło się miejsce, by wspomnieć o Stilesie, z racji tego, że koniec pierwszej połowy szóstego sezonu sugeruje, że te dwie postacie są razem. Sugeruje, bo tak naprawdę ten związek nie był pokazany. Ja się ucieszyłam, że Stiles został wspomniany, chociaż taka cząstka tej postaci była w filmie.
Przez cały film przewijało się mnóstwo postaci, powiedziałabym, że za dużo. Jedynie dobrze, że każda z nich miała swoje miejsce i właściwie większość była drugoplanowa. Choć szkoda, że niektóre postacie nie miały trochę większej roli, jak na przykład Liam, jako że jest betą Scotta (wiadomo, kto oglądał serial, wie o co chodzi), mógł częściej pojawić się na ekranie. Albo Hikari, która jest nową postacią i wiemy tylko to, że jest kitsune oraz dziewczyną Liama. Trochę mam wrażenie, że ona została wprowadzona do filmu tylko po to, bo fabuła tego potrzebowała, a konkretnie wątek antagonisty. Szczególnie, że drugiej nowej postaci, jaką jest Eli, poświęcono więcej czasu i można było go poznać jako tako. W ogóle co do ilości tych postaci, to również mam wrażenie, że niektóre są, bo są, bo były w serialu i fani upominaliby się o tego, czy o tamtego. Film skupił się na postaci Scotta, Allison i Lydii, czyli od tych, od których się zaczęło w serialu, więc tyle dobrze.
Ale jak już jest tyle postaci, to fajnie było je zobaczyć po latach. I do tego jak swobodnie mogą sobie przekląć na przykład. Dobrze też, że pokazali chociaż cząstkę zmartwień wewnętrznych niektórych postaci. Malia nadal ma problem z odczytywaniem swoich uczuć i emocji, Scott jest trochę samotny, a Eli ma problem ze swoją wilkołaczą stroną i relacjami z ojcem. Pod względem zmiany w postaciach, które były w serialu nastolatkami, a w filmie są dorosłymi, no to bardzo nie ma, po prostu są swoimi starszymi wersjami. Choć bardzo mi się spodobały postacie Scotta i Allison w wersji filmowej, że tak to ujmę. Pod koniec serialu Scott czasem mi się nie podobał, a Allison momentami mnie irytowała. No a w filmie tego nie odczuwałam, na szczęście. No i Allison wiadomo, musiała być trochę inaczej zagrana, bo ona nic nie pamięta, za uchem ma Nogitsune, a jak coś jej świta lub sobie coś przypominam to ma mętlik w głowie. Natomiast Scott czy został tak zagrany, czy został tak napisany, czy jedno i drugie, to bardzo przypadło mi do gustu. To trochę mieszanka Scotta z początków serialu, paru cech pozbieranych z różnych momentów serialu i z dorosłymi cechami w filmie.
Moje przewidywania co do tego filmu były pół na pół, jednakże miałam trochę więcej tych negatywnych myśli. Różnie to bywa w robieniu na nowo filmów, które już są, robieniu kolejnej części do serii filmów, która istnieje i miała być zakończona, i tak dalej i tak dalej. Na szczęście twórcy nie poszli w tą złą stronę. Robiąc ten film byli ostrożni, nie zrobili jakiejś wymagającej fabuły, tylko wzięli właściwie to co mieli i wykorzystali to na nowo w inny sposób. Dlatego historia nie jest jakaś porywająca, wymagająca i jakaś niesamowita, ale dla fanów (na przykład mi) ona będzie wystarczać, bo dodatkowo ma tą otoczkę z serialu, wspomnień i nostalgii. Twórcy próbowali zrobić trochę straszny klimat, albo dodać dramaturgii, tak jak było w serialu, ale na mnie to nie działało. Ja trochę jestem grupo skórna na emocje, musi być coś naprawdę mocnego. Pomimo to, muszę przyznać, że czasem udało im się zbudować napięcie, szczególnie w pewnej scenie, gdzie Allison polowała na Dereka. Nogitsune i Oni (kurde, po angielsku to o wiele lepiej brzmi) nie straszni, jak w serialu, ale przynajmniej budowali wokół nich klimat. Ogólnie wszystko działo się bardzo szybko, wiadomo, że serial ma na wszystko więcej czasu, no a w filmie to czas jest ograniczony. Jeszcze jakby robili na nowo jakąś historię i nie byłoby tyle postaci, to też inaczej by praca wyglądała. Film ma dużo odniesień do serialu i jak sama nazwa wskazuje oraz jakie było założenie jego powstania, jest on przeznaczony dla jego fanów. Do nowo/starej historii wzięli Nogitsune, dark spirit z trzeciego sezonu. I lepiej nie mogli zwrócić mojej uwagi, gdy do sieci wleciał pierwszy teaser, bo trzeci sezon jest moim ulubionym. Do mojej siostry i kumpeli, które są w temacie serialu, powiedziałam w żartach, że widać, który sezon najlepszy, gdy wszystkie byłyśmy zaznajomione z tym teaserem.
Reżyser pozbierał bardzo dużo postaci, jak pokemony, i wsadził do filmu. Owszem, było ich za dużo, ale jak już były, no to fajnie było ich zobaczyć w wersji "po latach". Wiadomo, że człowiek cieszył się najbardziej z ponownego ujrzenia Scotta, Lydii i Allison, bo oni to wszystko zaczęli. Dobrze też, że głównie na nich się skupiono, a reszta postaci była w tym filmie symbolicznie. Bo jakby pozaczynali jakieś wątki, czy cokolwiek, to mogliby się pogubić, albo po drodze coś spartaczyć i wtedy moja prognoza by się spełniła. Mały smuteczek był, bo z wielkiej czwórki nie było Stilesa, no ale cóż, Dylana przynajmniej można zobaczyć w innych produkcjach i coś tam jeszcze kręci.
Mimo niedoskonałości podobał mi się ten film. Sam fakt, że nie zburzyli tego, co serial zbudował, to już jest coś. Może historia dużo emocji nie dała, ale ta cała otoczka wokół niego już tak. Powiedziałabym, że jest to lużny film, taka laurka dla fanów. Jednakże jest też szansa, ze komuś się nie spodoba, nawet największemu fanowi serialu. Ja ten film potraktowałam lekko, w sensie, że jest to lekki film na wieczór. Obsada w wywiadach była pozytywnie nastawiona, gdyby miało powstać coś jeszcze w świecie Teen Wolfa. Gdyby miał powstać samodzielny film, nie oparty na serialu, byłabym za tym. Tylko musieliby nad nową nazwą pomyśleć, bo teen wolf już nie jest teen 😛.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz