czwartek, 9 czerwca 2022

Trzeci film trzeciego Petera Parkera. | "Spider Man: No Way Home"

Było się na dwóch poprzednich, więc i trzeci trzeba było zobaczyć. Choć przy poprzednich dwóch nie miałam jakichś większych oczekiwań, to przy trzecim miałam uczucie, że to może być najlepszy z tych trzech filmów z Tomem Hollandem. 


Nie jestem jakoś fanem filmów Spider-Man z Tomem Hollandem, po prostu w większym, czy mniejszym stopniu mi się podobają, mogą być. Kiedy ogłosili pierwszy film, to miałam takie "Cooo? Znowu od nowa zaczynają?". W końcu byli poprzedni Spider-Many. Ten z Tobey Maguirem się przejadł, bo Polsat za dużo go puszczał, ale pamiętam, że jak go pierwszy raz zobaczyłam (i potem jeszcze kilka razy), to bardzo mi się podobał i wtedy był dla mnie innowacyjny. (Nie wiem jak teraz, bo dawno go nie widziałam). A ten z Andrew Garfieldem jest moim ulubionym, i nigdy nie rozumiałam tego, że ani nie kontynuowani tej serii, ani tego, że ludzie to tak mocno to krytykują (a potem po latach sobie o tym przypominają i żądają kolejnej części). No i jak przyszedł ten z Tomem Hollandem, no to miałam odczucia, że znowu odgrzewają ten temat, znowu zaczynają od początku. No poszło się i zobaczyło. Był fajny, ale głowy nie urwało. Na drugą część też poszłam żeby zobaczyć, czy jest lepsza od pierwszej. No a trzecia realnie mnie zainteresowała.

Zaczynając pisać ten wpis, ogarnęłam, że to już dawno byłam na tym Spider-Manie. Do tej pory raczej wszyscy mniej lub bardziej zainteresowani zdążyli obejrzeć, no ale jeżeli nie, no to gdzieś tam na dole mogą być spoilery. Tak tylko mówię. 


Tak więc w "Spider-Man: No Way Home" wszyscy wiedzą, że Peter Parker to Spider-Man. Z tego powodu on, jak i jego bliscy nie mają łatwo. Chociażby on, MJ i Ned nie mogą dostać się na studia. Peterowi jest ciężko z tym, że odbija się to nie tylko na nim. I mi się go szkoda zrobiło. Złoczyńca z drugiej części nie dość, że ujawnił, że on to Spider-Man, to jeszcze go wrobił w przestępstwo. Ludzie zaczęli mu dokuczać i uważali go za kogoś przeciwnego do bohatera. Afektowało to nie tylko na chłopaku, ale i na osoby wokół niego. Peter się bardzo obwiniał o to, że jego bliscy tracą na znajomości z nim i jak kamera pokazywała jego smutną minę, w której widać, że się obarcza, to aż mi przykro się robiło. 

Dlatego Parker wpada na pewien wspaniałomyślny pomysł. Do tego poszedł się zwrócić o pomoc do Doctora Strange'a. Peter chce, by Strange rzuciła zaklęcie, aby ludzie zapomnieli o tym, że on to Spider-Man. Doctor Strange nie był pewny, a Wong mu to odradzał, ale Doctorowi zrobiło się szkoda chłopaka, przez to ile przeszedł w młodym wieku, więc się zgodził. Jednak Parker podczas robienia zaklęcia przypomniał sobie, że jego przyjaciele i ciotka May też zapomną, a czego nie chciał, więc ich po kolei wymieniał, a Strange wykluczał z zaklęcia, czym za bardzo namieszał w tym zaklęciu i musiał się z tego wycofać. 


Jednak szybko się okazuje, że mimo wycofania się z zaklęcia zdążyło ono trochę nabroić, na skutek czego Peter konfrontuje się z Doctorem Octopusem. Pojawia się również Green Goblin, Electro, Lizard, czy Sandman. Doctor Strange twierdzi, że złoczyńców trzeba wyłapać i odesłać tam, gdzie ich miejsce. Peter robi to i przy okazji poznaje te złe osobistości. Wpada również na kolejny wspaniałomyślny pomysł, by spróbować im pomóc, że skoro trafili do ich świata, a w swoich im nie wyszło, to chce im dać drugą szansę. Z tym pomysłem nie zgadza się jednak Doctor Strange, więc panowie się trochę pokłócili. 

Parker stawia na swoim i zgarnia wszystkich złych gości w jedno miejsce. Mimo, że ci źli na początku dają się Peterowi namówić, to niestety w pewnym momencie coś pęka, dzieją się złe rzeczy, niestety swoje życie traci ciocia May i Peter jest jeszcze bardziej zdołowany, niż przed próbą rzucenia zaklęcia. 

No chłopak sobie sam nagrabił. Mimo, że go rozumiałam, to jednak pomysł o usunięciu ze wspomnień ludzi, że Peter Parker to Spider-Man, był dla mnie głupi. No mieszanie w takich rzeczach nigdy nie jest dobrym pomysłem, wiele filmów i seriali to udowadnia. Zaś jego drugi pomysł, by spróbować dać drugą szansę wszystkim złoczyńcom, co trafili do tamtejszego świata, miał potencjał, choć trochę w niego nie wierzyłam, bo to trochę taka bomba była, która mogła wybuchnąć przy każdym fałszywym ruchu. Nie musiała wybuchnąć, ale mogła. I to niestety się stało. No i znowu było mi Petera szkoda. Znowu się załamał, jeszcze bardziej niż był na początku. Jak tak oglądałam, jak pierwszy ze złoczyńców się wyłamuje i potem wszystko leci jak lawina i Spider-Man z nimi walczy, to tak zrobiło mi się smutno. Bo mimo tego głupiego pomysłu z wymazaniem w ludzi tego, że Peter Parker to Spider-Man i ogólnie narobienie bigosu z zaklęciem, no to Peter był pozytywnie nastawiony. I sprzątanie bałaganu też dobrze szło. No i z takim pozytywnym nastawieniem chciał pomóc grupie czarnych charakterów. A tu nagle musiał się zmierzyć z tymi, co chciał im pomóc. I to był taki breakdown, od tego zaczęło się wszystko walić. Walka ze wszystkimi złymi, co było that's a lot of damage, sam fakt, że na tamten moment jego plan zakończył się fiaskiem, i jeszcze śmierć ciotki May, której się kompletnie nie spodziewałam i tym samym mnie to poruszyło. To wszystko zmieniło coś w Peterze. Ta jego pozytywność została poniekąd zabita, no i przybity Parker ukrył się przed wszystkimi. 


Tymczasem MJ i Ned się o niego zamartwiają. Podczas rozmowy tej dwójki Ned przypadkowo otwiera portal dzięki pierścieniowi, który Peter zabrał Doctorowi Strange'owi. Przez portal dostaje się Peter Parker, ale nie ten, którego MJ z Nedem szukali. Ned otworzył drugi taki portal, przez który wchodzi gość, uważający się za Spider-Mana.

I tu zaczyna się najlepsza część tego filmu. Spełniają się tu niektórych marzenia, niektórych domysły oraz niektórych plotki. Pojawiają się dwa poprzednie Spider-Many. Tobey Maguire i Andrew Garfield zaszczycili nas swoja obecnością, wcielając się ponownie w swoje kreacje Peterów Parkerów. Człowiek niby się domyślał, ale twórcy zrobili to tak fajnie, że jak się pojawiła ta dwójka, to z humorem, z pomysłem i cieplutko się na serduszku zrobiło. Spodziewałam się czegoś w stylu, że Peter Toma Hollanda walczy z tymi złymi i w jakimś krytycznym momencie pojawiają się nagle Peterzy Maguire'a i Garfielda i mu pomagają. Dobrze, że tak, ani podobnie, nie było.

Dwaj gościnni Peterzy chcą pomóc Nedowi i MJ w odnalezieniu ich Petera. Gdy to się udaje trójka Peterów ma wspólną rozmowę i jak się okazuje mają wiele wspólnego. Ogólnie ta rozmowa była wzruszająca. Mieli tyle wspólnego, mieli podobne przeżycia, świetnie siebie rozumieli i nawet kończyli sobie wzajemnie zdania. Bardzo mi się to podobało. Gościnni Peterzy mówią temu trzeciemu, że pomysł, by pomóc tamtym złoczyńcom jest dobry i jest jeszcze szansa, by się on udał. Tak więc trójka Peterów, plus MJ i Ned, trafiają do laboratorium. Tam coś majstrują i przy okazji trochę siebie poznają. Kiedy wyprodukowali, to co mieli wyprodukować idą na tych wszystkich złoczyńców, żeby spróbować im pomóc. 


No i zaczyna się walka z tymi złymi, i walko o tych złych. Podczas tych walk w pewnym momencie MJ spada z wysokości, i jej Peter chcę ją ratować, tylko przeszkadzają mu w tym. Wiec na ratunek rusza jej Spider-Man Andrew Garfielda. No i jak ją łapie i lądują, to chłop spytał się dziewczyny, czy wszystko w porządku i się rozkleił. I tak jak on, tak i my widzowie mieliśmy flashbacki. Kto siedzi w temacie ten wie, że The Amazing Spider-Man nie uratował swej lubej. Nie udało mu się. No i uratowanie MJ było dla niego, jak i dla widza, emocjonalne. Mi się oczy zmoczyły. 

Ostatecznie Spider-Manom udaje się zrealizować plan. Ta dwójka gościnnych Peterów powstrzymuje tego trzeciego od zabicia Green Goblina, co miało być zemstą, mówiąc mu, że będzie tego żałować. Niestety coś złego się działo między światami, na co Doctor Strange próbował zaradzić, ale jak się sam Peter Hollandowy domyślił, trzeba dokończyć sprawy z zaklęciem z początku filmu i wypowiedzieć go poprawnie. Dlatego dzieje się to, co Peter chciał na początku i wszyscy zapominają, że Peter Parker to Spider-Man, co też okazuje się bolesne. 



Cóż, fabuła nie była jakoś wymyślna, nie była jakaś niesamowita i niepowtarzalne, ale nadrobione to zostało innymi rzeczami. Na początku było dużo humoru, a z czasem było go mniej, gdy robiło się coraz poważniej. To tonowanie humoru podkreślało narastającą powagę i dawało to klimat. Sceny ze wszystkimi Spider-Manami były nostalgiczne i rozczulające. Można było przeżyć ponownie filmy z tymi dwoma poprzednimi Spider-Manami. Tak jakby razem z perspektywą Petera Hollanda poznawaliśmy tamtych dwóch, i z perspektywą tamtych dwóch poznawaliśmy Petera Hollanda. Bardzo mi się to podobało. I sceny w laboratorium, i jak te w których wspólnie działają, oglądało się z wielką przyjemnością. Dlatego z tego powodu dałam temu filmowi dziewiątkę na Filmwebie. 

No cóż, nie wiem, czy będą kolejne produkcje z Hollandowym Spider-Manem. Widziałam głosy, że ma być kolejna trylogia. Pewnie będę obserwować sytuacje, a jak coś będzie i zaciekawi, to obejrzę. A tak, to trzeba by było obejrzeć ponownie pierwszą trylogię z Maguirem, żeby zobaczyć, czy się podoba, i zobaczyć dwa filmy z Garfieldem, bo tego Spider-Mana lubię najbardziej.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz