Moim ostatnim rysunkiem był portret Chestera Benningtona, ale to nie był mój pierwszy rysunek zmarłego wokalisty Linkin Park, bo w przeszłości, gdzieś trzy, cztery lata temu narysowałam swój pierwszy portret, a potem narysowałam tak zwany shadow drawing, bo rysunek składa się z narysowanych cieni ze zdjęcia.
Rysując ten pierwszy portret, podchodziłam do niego ze trzy razy, bo przy pierwszych dwóch próbach mi on nie wychodził. Pamiętam, jak wtedy się zniechęcałam do rysowania tego, po tych nieudanych próbach, ale jak się udało, to byłam taka dumna z siebie i szczęśliwa, to było takie "ooo udało mi się, ale fajnie". Wiadomo, nie jest to coś idealnego, ale to były początki.
Poniżej jest zdjęcie właśnie tego pierwszego rysunku, no i widać, że brak było tutaj moich umiejętności, praca jest płaska, jest mało cieni, wykonana samymi kreskami, a całość wygląda trochę jakby to było rysowane w pośpiechu albo od niechcenia. Ale wtedy, jak go narysowałam, to się cieszyłam się, że portretowany wyszedł mi podobny. A teraz jak tak patrzę, to podobają mi się dłonie, nie wiem dlaczego, bo chyba nie są jakoś wybitnie wykonane.
Udało mi się nawet znaleźć kartkę z jedną z prób narysowania, wtedy jeszcze chciałam to zrobić z innego zdjęcia, ale gdy wyszło mi to co poniżej, to stwierdziłam, iż lepiej jak narysuję to z tego zdjęcia, co rysunek zamieszczony powyżej. Natomiast, to co wyszło mi poniżej, to tam się nic nie zgadza, zamiast cieni są plamy, włosy jakby pokolorowane ołówkiem, a twarz ogółem taka jakaś dziwna. Ale muszę powiedzieć ucho mi wyszło całkiem nieźle.
Na temat poniższego rysunku już się rozpisywałam, i wiadomo, że to wygląda trochę inaczej, bo przecież przy tym mam już trochę więcej doświadczenia, trochę więcej wiem o rysunku, o rysowaniu. Wiadomo, że ten rysunek też może nie jest jakoś wybitny i w przyszłości pewnie będzie wyglądało lepiej, ale i tak jestem zadowolona z tego jak mi to wyszło i że się nie zatrzymałam w rozwoju.
Porównując te dwie prace, mimo że są z innych zdjęć, to jasne, że widać postęp z czego się oczywiście cieszę. Już nie robię tylko kresek, nie używam tylko jednego ołówka, jak przy pierwszym rysunku. Pewnie pewne rzeczy będę musiała opanować bardziej, dopracować, bo wiadomo, że wszystkiego jeszcze nie ogarnęłam.
(PS. Powyższy akapit może się wydawać nie posklejany, nie miałam weny, dodatkowo była trzecia w nocy)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz