Kiedy ogarnęłam sobie wpisy na blogu, próbowałam obudzić stonkę na Facebook'u i tak dalej i miałam z głowy szkołę, egzaminy, szkołę, maturę, to stwierdziłam, że przydałoby się wziąć za ten portret. Patrzę, 4 czerwca za tydzień, sobie myślę, pewnie zdążę, znaczy, powinnam. Tam po drodze plan mi opóźnił Festiwal Kolorów, ale przełamałam to lenistwo po tym festiwalu.
Ogółem to trzy razy zaczynałam ten portret, no, w końcu do trzech razy sztuka, i wyrysowałam sobie gdzie co ma się znajdować, potem podkreśliłam, tudzież poprawiłam linie ołówkiem automatycznym, żeby były proste, wyraźne, bo potem wytarłam te niepotrzebne linie i zostały te czyste, poprawione i został czysty szkic. W sumie to nie wiedziałam co potem, od czego zaczęć dalsze prace, ale i tak zaczęłam od włosów, tak jak za zwyczaj robię. Muszę powiedzieć, ze nigdy takich włosów nie rysowałam, bo zazwyczaj były to albo długie, albo krótkie, albo upięte, a tutaj są niby krótkie, ale jednak trochę długie, jakoś tam ułożone. Może nie byłyby takim wyzwaniem, gdyby nie to, że jako zdjęcie referencyjne miałam zdjęcie zdjęcia, a dodatkowo jakoś nie mogłam się skupić i wczuć się w to rysowanie. Jednak czasami długa przerwa w rysowaniu nie służy, bo chyba trochę zapomniałam nawet jak rysuje się włosy i załapałam dopiero, jak doszłam do wyższych partii, bo rysowałam je od dołu, od końcówek. Mimo, że z włosami jest zawsze dużo roboty, to one chyba mi się podobają najbardziej z tej pracy.
Następnie pracowałam nad twarzą, oczywiście najbardziej stresującą częścią portretu, u mnie przynajmniej, bo od rysowania twarzy zależy, czy osoba portretowana będzie do siebie podobna. Dodatkowo, co jakiś czas rysując lewą stronę na kartce, to policzek w ogóle mi nie wychodził, nadal uważam że on nie powinien tak wyglądać, ale jak go tyle razy poprawiałam, to ostatecznie go tak zostawiłam, bo wyglądało to najlepiej ze wszystkich prób. W tym miejscu właśnie z powodu tego policzka spędziłam dużo czasu, medytowania i załamywania się, że nie wychodzi. I tak jak pisałam na Facebook'owej stronce, nie wiem, czy to jakaś moja obsesja, czy to normalne, to takie załamywanie się nad jednym miejscem na rysunku, no ale cóż poradzisz.
Natomiast z drugim policzkiem, po prawej stronie rysunku miałam taki problem, że tam na zdjęciu jest mega oświetlenie słoneczne i wszystko się zlewa, czy to skóra, czy to ubranie i właśnie rysując ten policzek, on był całkowicie biały i nic tam, żadnego cienia, nie widziałam, więc patrzyłam się jak to u mnie wygląda i tak sobie pomagając rysowałam. Ten policzek też jakoś się nie wybija i tak średnio mi się podoba, no ale cóż.
Tego co się nauczyłam przy tym portrecie, to nigdy PRZENIGDY nie wybierać sobie zdjęcia, gdzie tylko poza jest dobra, bo oświetlenie i detale też są ważne, a jak z jednej strony na tym zdjęciu widać, że pizga słońce na pełnej fali, i kurde nic nie widać praktycznie, to za przeproszeniem, gówno co zrobisz, żeby wyglądało w miarę dobrze. Następnym razem będę o tym pamiętać i będę wybierać zdjęcia ODPOWIEDNIE.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz