W ostatnim czasie byłam w kinie na remake'u filmu animowanego "Król Lew" z 1994 roku, który został wykonany za pomocą grafiki komputerowej, a animacja wygląda jak prawdziwy świat. Wszystko wyglądało tak realnie, ale delikatnie jednak było widać, że to wygenerowane komputerowo.
Jak wiadomo, w ostatnim czasie Disney zaczął robić nowe, w większości aktorskie wersje filmów animowanych i tak powstały takie filmy jak: "Kopciuszek" (2015), "Księga Dżungli" (2016), "Piękna i Bestia" (2017), "Dumbo" (2019), "Alladyn" (2019). Można zauważyć, że tych nowych wersji robi się coraz więcej, a zaplanowana jest jeszcze aktorska wersja "Mulan" z planowaną na marzec 2020 premierą, czy niedawno odbywał się casting do tytułowej roli "Małej Syrenki".
W większości tych wyprodukowanych filmów nie zainteresowały mnie, bo zwyczajnie w oryginale mnie nie zachwyciły. W sumie o animowanych produkcjach Disneya, które oglądałam, można by było mi napisać inny wpis, co o nich uważam, które mi się podobały, a które nie, ale to jednak innym razem. Jednak w przypadku "Króla Lwa" było trochę inaczej, bo oryginał ja oglądałam, lubiłam, to moje dzieciństwo, ale mnie jest to kulowa animacja i gdzieś lekko, wzbudziło u mnie zainteresowanie to, że powstaje, potem że ma premierę nowa wersja. Ale jak ukazały się pierwsze materiały, jak film wygląda, czy to trailer, czy to plakaty, no to miałam wątpliwości. Nie byłam pewna co do tego realizmu. Byłam sceptycznie nastawiona, ale mimo to nie przekreślałam tego filmu, bo go nie widziałam i zbytnio się na niego nie wybierałam do kina.
Zdarzyło się jednak tak, że z przyjaciółką szłyśmy do kina na nowego "Spider-Mana" i to ona wyszła z inicjatywą, że można by było pójść na dwa filmy i dodatkowo pójść właśnie na "Króla Lwa". Ja sobie pomyślałam, czemu nie, zobaczę czy moje sceptyczne nastawienie było właściwe i czy ludzie mieli rację co do tego, że niepotrzebnie robili ten remake.
Oczywiście nowy "Król Lew" z 2019 roku opowiada o małym lwiątku, Simbie, który jest następcą tronu Lwiej Ziemi, którego aktualnym królem jest jego ojciec, Mufasa. Jednak sytuacja królestwa nie podoba się Skazie, bratu Mufasy, który wkrótce opracowuje chytry plan, gdzie robi zamach na króla, a małego Simbe podstępem wygania z Lwiej Ziemi, wmawiając, że śmierć jego ojca jest jego winą. Mały lew daje się zmanipulować i ucieka.
Simba podczas drogi opada z sił na środku niczego i ratują go od sępów, które chciały go zjeść, dwoje nietypowych przyjaciół. To Timon, który jest surykatką, i Pumba, który jest guźcem. Po rozmowie ta dwójka przekazuje Simbie życiową prawdę: hakuna matata - czyli nie martw się. Timon i Pumba przygarniają lwiątko i od tej pory beztrosko żyje razem z nimi.
Czas mija, a Simba dorasta. Przypadkowo spotyka Nalę, lwicę z którą się przyjaźnił za małego. Wybrała się ona w poszukiwaniu pomocy, bo Skaza, który przeją władzę, zniszczył krainę z której oboje pochodzą i próbuje namówić Simbę do powrotu. Ten nie chce wracać, nadal uważa się za winnego śmierci ojca.
Jednakże Rafiki, wszechwiedząca małpa, odkrywa, że następca tronu jednak żyję i odnajduję go, by namówić go do powrotu. Rafiki przekazuje mu swoje mądrości, a następnie rozmowia z duchem ojca Simba przekonują Simbę do powrotu.
Gdy prawowity następca tronu jest na terenie królestwa, widzi do jakich okropnych zniszczeń dokonał się Skaza i niegdyś piękna kraina przemieniła się w nicość. Po powrocie Simby na Lwią Skałę wszyscy dowiadują się prawdy, że on żyje, a Mufasa został zabity przez Skazę. Odbywa się walka pomiędzy lwami, no razem z Timonem i Pumbą, a Skazą i jego hienową armią. Wkrótce Simba pokonuje Skazę i zepchnięty ze skały zostaje rozerwany na strzępy przez hieny, które usłyszały, ze były tylko wykorzystywane przez niego.
Ostatecznie Simba staje się królem, związuje się z Nalą, rodzi im się potomek. I tak jak na początku Rafiki ukazywał Simbę całemu królestwu, tak na końcu pokazywał córkę Simby, Kiarę.
I tak przeszliśmy przez tą historię jeszcze raz, w nowej wersji. I w sumie wszystko było identyczne, ale zrobione na nowo, inną techniką. Być może to nie miało do końca sensu, ale po obejrzeniu mam do niego inny stosunek. Oglądając go w innej aranżacji w połączeniu z piosenkami, z epicką muzyką skomponowaną przez Hansa Zimmera, to tworzyło taki klimat, że ja zamiast z wydarzeń na ekranie, to ja się z powodu muzyki potrafiłam lekko wzruszyć. No ja w tym soundtracku to się rozpływam, po prostu jest genialny. To był też taki powrót do przeszłości, do dzieciństwa. Przy okazji można było zobaczyć jak szybko płynie czas, patrząc na pierwszą, klasyczna wersję animowaną, a tą dzisiejszą, gdzie technologia poszła w górę i za pomocą komputerów można robić rzeczy, które są odzwierciedleniem rzeczywistości. A jak patrzyłam na małego Simbę, to się też rozpływam, bo ja uwielbiam koty, a lwy nimi są i właśnie to lwiątko było takie urocze. I jeszcze Timon i Pumba. No oni są dla mnie najlepsi. Oni za każdym razem jak się pojawiali, to ja miałam uciechę, a ich śmieszne teksty rozbawiały. Dodatkowo wolę, żeby robili takie remake'i tych DOBRYCH filmów, niż żeby dzieci oglądały te dzisiejsze nowe, na które nie mogę patrzeć, bo często trafiam na te głupkowate, bez żadnych wartościowych treści i nie udaje mi się znaleźć zalet w takich produkcjach.
Udało mi się znaleźć zalety tego filmu, ale też i wady. Otóż patrząc na postacie, z racji tego, że są urealnione, to nie widać na nim emocji. Dana postać jest zła, uradowana, zawstydzona, czy zmartwiona i tego nie widać. Trochę mi tego brakuje. W końcu to jest produkcja skierowana bardziej do młodszej publiczności i jednak te emocje powinny być. Jedyne emocje można zauważyć po oczach, że są lekko posmutniałe, czy po uszach lwa, które opadają na znak, że jest mu przykro. Moim zdaniem można było zrobić taką urealnioną wersję, ale zachować tą mimikę, wydaję mi się, że dałoby się tak zrobić. Drugim, może mało znaczącą wadą jest podobieństwo postaci. No można było jednak delikatnie bardziej podkreślić. Natknęłam się na pewien artykuł? jeżeli można to tak nazwać, i w nim są kadry filmu, i przerobione przez ludzi, co wskazuje na to, że można było zrobić realnie, ale bardziej podobnie. Poniżej są wybrane przeze mnie najlepsze porównanie a TUTAJ jest link do artykułu.
Udało mi się znaleźć artystę, który zrobił właśnie swoje interpretację. Arty są podpisane, ale mimo to podam INSTAGRAMA i wtedy każdy sobie wejdzie i pójdzie dalej jak będzie chciał.
Tak więc, jakbym miała powracać, to chyba bardziej do tej animowanej wersji, a ten film z 2019 roku potraktuje jako taki dodatek, gratis, urozmaicenie. Nie był może idealny, ale zły również nie był. Na Filmwebie oceniłam ten film jako dobry. Widząc w internecie to niechęć do tego filmu i niektórzy naprawdę krytykują tę produkcję, a ja po obejrzeniu stwierdzam, że jednak trochę przesadzają. Nie wiem jak z innymi produkcjami, bo ich nie oglądałam, ale do nowej adaptacji "Króla Lwa" nie mam nic przeciwko, krzywdy nikomu nie zrobiła, a ludzie z nostalgią mogli sobie obejrzeć po raz kolejny, trochę w innej wersji historię Simby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz