Omawiany rysunek zaczęłam rysować w... maju, i to jeszcze nie licząc ćwiczeń i przygotowań do niego 😛. Zaś skończyłam go dość niedawno, pod koniec lipca. No trochę mi to zajęło (pisanie tego posta też 😂). Ja jak rysuję, to się cackam, bo albo nie mogę się skupić, albo jak siądę do rysowania, to zaraz ktoś coś ode mnie chce i mnie woła (dlatego wolę rysować w nocy 😛), no i sam proces rysowania trochę zajmuje, bo wiadomo, nie jest to czynność, którą się robi szybko, bo a to coś nie wyjdzie, a to trzeba coś poprawić w trakcie rysowania, czy czasami trzeba nad czymś posiedzieć, żeby wyglądało dobrze, no i się trochę schodzi z tym rysowaniem. Ale żeby aż tak długo, jak portret w dzisiejszym wpisie?
Ale od początku.
Etap przygotowań.
W tym roku? Chyba można tak powiedzieć, doszłam do wniosku, że chcę się uczyć i doskonalić w rysowaniu. W takim sensie, że okay, już coś tam umiem, ale chce to robić lepiej. Dlatego sięgnęłam po podstawy. Już wcześniej gdzieś tam przechodziło mi przez głowę, że przydałoby się podszkolić w rysowaniu, aczkolwiek wzięłam się za to właśnie na początku roku podczas rysowania jednego z rysunków w moim szkicowniku.
Oglądałam wiele filmów na YouTube, które mówiły o podstawach, jak powinno się rysować rzeczy, części ciała, od podstaw. Z racji tego, że dwa ostatnie portrety no nie wyszły mi tak, jakbym tego oczekiwała, dlatego postanowiłam poćwiczyć podstawy właśnie do portretów. Pewnie zaczęłam od dupy strony, za przeproszeniem, ale to ja, więc no 😂.
Moją naukę i dokształcanie zaczęłam od oglądania konkretnych filmów na YouTube pokazujące i wyjaśniające rysowanie portretów krok po kroku. Oglądając każdy z filmów powtarzałam właśnie krok po kroku etapy, które pokazane są w danym filmie. Próbowałam każdej z metod na które się natknęłam. Ponieważ każda z nich pokazywała jakąś rzecz jaśniej, albo bardziej zrozumiale dla mnie, to to co mi pasowało łączyłam w jedno. Nie wiem czy to było dobre, to łączenie, ale ważne że rozumiałam co i dlaczego rysowało się, czy zaznaczało w danym miejscu. Ostatecznie i tak zostałam przy sposobie pokazanym w filmie dziewczyny pod nazwą Elukubracja na YouTube. Pokazuje tam metodę
Andrew Loomisa. I jak to idzie? Na początek - koło, wiadomo, ludzka głowa jest po części kulą, mniej lub bardziej, ale jest.
Potem to koło dzieli się poziomą
i pionową kreską, którą przeciąga
się trochę poza koła, bo to się
potem przyda. Natomiast na trzecim przykładzie, to to jest tak jakby patrzyłoby się na kogoś z boku, ale nadal widać perspektywicznie tą drugą połowę twarzy. Z racji tego, że głowa tak jakby się obraca, to ta pionowa kreska obraca się razem z głową, bo jest środkiem głowy.
Z racji tego, że głowa z boku jest płaska, to to również zaznaczmy na tym wzorze/przykładzie takim trochę spłaszczonym kółkiem.
Wracając do pionowej kreski przedzielającej koło, ale patrząc na górną połowę tego koła, to dzieli się tą kreskę na trzy części. To samo robimy na dolnej połowie. Patrząc nadal na tą pionową kreskę, pierwszy punkt zaznaczony, gdy dzieliło się górną połówkę na trzy, kopiujemy i umieszczamy na obręczy koła. Przy dolnej połówce robimy to samo, tylko z drugim (ostatnim na tej pionowej kresce) punktem.
Na pierwszym przykładzie rysuje się koło w kole, a pierwszy i ostatni punkt na tej pionowej kresce wyznaczają w jakiej odległości ma być to wewnętrzne koło. Jest to profilowe spojrzenie, a to wewnętrzne koło zaznacza, że bok głowy jest płaski. Na środkowym przykładzie łączymy górny i dolny punkt zaznaczony na kole prostą linią.
Większość punktów potrzebnych do wyrysowania części twarzy już jest. Ale brakuje żuchwy/brody. Wcześniej budowało się wskazówki, czy to połówki dzieliło się na trzy, a potem pierwszy i ostatni punkt na pionowej linii przedzielającej na pół koło wyznaczało nam pewne rzeczy, to jak poczynić, żeby żuchwę narysować? Otóż obok każdego z przykładów kopiuje znowu punkt na kole, potem zaznaczam punktem poziomy środek koła, i znowu kopiuje punkt z koła, ale ten ostatni. Od punktu do punktu łączymy je tak jakby klamrami i powstaje miarka. Odmierzamy mniej więcej odległość jaka jest między pierwszym punktem - środkiem i między środkiem a ostatnim punktem. Wtedy są trzy takie odległości, i koniec tej trzeciej, którą sobie odmierzyliśmy wyznacza nam brodę.
Na tym etapie mamy wszystkie punkty, aby narysować całą głowę, żuchwę i elementy twarzy. Na początek zarys głowy, szczęki, wstępne zarysy twarzy. Następnie w odpowiednich miejscach, które nam podpowiadają, zaznaczamy brew nad poziomą kreską, natomiast pod tą kreską rysujemy zarys oczu. Nos jest w miejscu tego dolnego, ostatniego punktu na kole/pionowej kresce. Warto wspomnieć, że skrzydła nosa, ich krawędzie, wyznaczają, gdzie powinny zaczynać się oczy. Z ustami kiedyś miałam często problem, a to w sumie jest całkiem proste. Otóż odległość od brody do nosa zwyczajnie dzielimy na trzy, a usta rysujemy na środku.
Uszy są na środku tej miarki pomocniczej, którą zrobiłam obok rysunku, aby móc wymierzyć proporcje do zaznaczenia brody. To odległość od oczu do nosa.
A wracając jeszcze do tej pionowej linii, która przedziela koło na pół, to pierwszy punkt, po podzieleniu połowy na trzy, wyznacza linię włosów.
Z racji tego, że może trochę chaotycznie, albo niezrozumiale coś opisałam, więc zrobiłam dodatkowy rysunek, żeby pokazać na jednym przykładzie, bo tak na trzech to pewnie wbił się trochę ten chaos, a i tak wszystko polega na tym samym. Tak więc:
Koło.
Przedzielamy je na pół dwa razy na pół, poziomą i pionową linią, którą przeciągamy poza koło (dwa odcienie brązowego).
Górną i dolną połówkę dzielimy na trzy części na pionowej linii (zaznaczone czarnym kolorem).
Pierwszy i ostatni punkt zaznaczony właśnie na tej pionowej kresce kopiujemy na koło (zaznaczone kolorem szarym, zbliżonym do czarnego).
Zaznaczone dwa punkty na kole łączymy linią (kolor różowy).
Odległość od pierwszego punktu do środka i od środka do drugiego punktu na kole, tworzymy obok tą tak jakby miarkę, do której dorysowujemy trzecią taką część o podobnej długości i koniec tej trzeciej dorysowanej części wyznacza gdzie powinna znajdować się broda (zaznaczone po lewej stronie, niebieskim kolorem).
Zaznaczamy gdzie powinna być broda (kolor granatowy)
Obrysowujemy kształt głowy (kolor czerwony).
Na "skrzyżowaniu" brązowych linii, na środku koła, pod tą jasno brązową kreską, zaznaczamy górę nosa (jeden z kolorów zieleni).
Tym samym kolorem zaznaczyłam brwi nad jasno brązową kreską.
Natomiast pod jasno brązową kreską rysujemy oczy (drugi odcień zieleni).
Nos zaznaczamy przy ostatnim punkcie naznaczonym na pionowej linii (pomarańczowy).
Aby ułatwić rysowanie ust, odległość od punktu, gdzie rysowałam nos, do punktu gdzie jest broda, dzielę na trzy części (punkty zaznaczone kolorem bordowym).
Tym samym kolorem narysowałam usta. Są one na środkowej części (tej odległości podzielonej na trzy).
W miejscu od środka koło, do dolnego punktu zaznaczonego na kole, patrząc na tą miarkę obok, albo zwyczajnie w odległości od początku oczu, do końca nosa, rysuję uczy (fioletowy).
Natomiast pierwszy punkt zaznaczony na pionowej linii wyznacza miejsce, gdzie powinny zaczynać się włosy (kolor żółty).
Oczywiście to jest tylko taki wzór, żeby rysować wszystko poprawnie, ale rysując czyjś portret, to trzeba ten wzór dopasowywać odpowiednio względem danej twarzy, którą się rysuje. Wiadomo, że każdy jest inny i nie wszystko wpasuje się pod dany wzór. Ten wzór ma w sumie tylko pomóc w rysowaniu, żeby portrety, czy też inne rzeczy od podstaw, były narysowane poprawnie.
No, to była teoria, a jak z praktykę?
Teoria w praktyce.
Po tym, jak już sobie porysowałam te wszystkie wzory po kilka razy, stwierdziłam, że trzeba przenieść teorię w praktykę i narysować portret. Trochę się tego bałam i chciałam wybrać coś łatwego, a jeszcze bardziej uprościć życie, to żeby był to portret. Dodatkowo z racji tego, że ja miałam świadomość, iż mogę coś spierniczyć (łagodnie mówiąc), to chciałam wybrać kogoś, kogo już kiedyś rysowałam, żeby nie skrzywdzić kogoś nowego. No i jak mi to wyszło? No jak widać... nie wyszło.
No nie można zaliczyć tego do udanych rysunków. Trochę mnie to zdemotywowało, ale i miałam tego świadomość, że tak się stanie, wiem gdzie popełniłam błąd, który swoją drogą był najgłupszym błędem jak dotąd w mojej "karierze" rysunkowej, przez który twarz wyszła za długa. No nie, nie przypomina to Seleny Gomez, no nie. Lepiej zapomnieć o tej wpadce i iść dalej. To nie jest rzecz, jaką trzeba zapamiętać. Wiedziałam, że chcę znowu spróbować narysować jakiś portret wykorzystując te podstawy i wzory, ale powrócił ten odwieczny dylemat rysownika, kogo narysować. No to się wyjaśniło w sumie całkiem szybko, bo wtedy niedawno było po premierze nowego albumu Rammstein i już wiedziałam kogo narysować, a wybrałam Tilla Lindemanna. Ponowiła się myśl, że nie chcę nikogo nowego, a akurat Tilla kiedyś rysowałam, więc wszystko spoko. Przy okazji zrobiłam taki remake rysunku z 2016 roku. Przy wcześniejszym rysunku, wspominanym powyżej, poszłam na łatwiznę i wybrałam do narysowania tego portretu zdjęcie zrobione na wprost, ale za drugim razem już nie patrzyłam na "łatwość" zdjęcia do narysowania, no bo wcześniej, przy Selenie, no nie wyszło mi to.
Zdjęcie Tilla, jakie wybrałam jest zrobione
tak z boku, a on ma głowę lekko przychyloną
do dołu. Więc w sumie utrudniłam sobie zadanie o wiele bardziej od tego rysunku z Gomez, gdzie poszłam na łatwiznę. Wtedy też nie myślałam, że cokolwiek coś z tego wyjdzie, aczkolwiek chciałam się jakoś przygotować bardziej niż do tego portretu z Gomez.
Na kartce miałam trzy modele do rysowania portretów. Pod spodem przerysowałam to samo, ale trochę większe. Następnie na czterech oddzielnych kartkach A5 ponownie przerysowałam te same trzy modele, gdzie ostatni narysowałam w odbiciu lustrzanym. Swoją drogą to to narysowane w lustrzanym odbiciu, które rysowałam z faktycznego lustrzanego odbicia oryginału, wygląda lepiej niż oryginał 😆. Zazwyczaj jak coś takiego robię, to kopia wygląda gorzej 😛. W każdym razie ten czwarty model potem przyda mi się do rysowania tego właściwego portretu.
Pierwsze trzy przykłady były dla utrwalenia, a ten czwarty, w lustrzanym odbiciu wykorzystałam i przerysowałam na kartkę A4. Na kolejnej kartce ponowiłam ten wzór, ale już pod pasowałam do planowanego portretu i przekształciłam ten wzór, żeby było widać, że głowa jest delikatnie przychylona w dół, a części twarzy przerysowywałam tak jak według wzorów, w odpowiednich miejscach już w podobnych kształtach jakie ma osoba, którą chciałam sportretować. Widać było, że coś wyszło i miało to sens, ale widziałam, że to jeszcze nie to, w końcu pierwsza taka próba umieszczenia twarzy na wzorze, więc zrobiłam drugą, starając się przy tym poprawić jakieś błędy od poprzednika.
Zrobiłam jeszcze jeden szkic i za piątym razem ze wszystkich wykonanych etapów udało mi się wyklarować czysty szkic.
Portretowanie.
Szkic trochę dopracowałam. Poprawiłam na przykład usta, bo narysowałam je za nisko. Źle sobie je zaznaczyłam na wzorze, ale poprawiłam je, zanim by było za późno 😆 (za nim by było za późno jak w przypadku biednej Seleny Gomez 😂).
Dalsze prace zaczęłam od włosów. Trochę przy tym roboty było, więcej jakbym miała rysować takie normalne, powiedzmy rozpuszczone włosy, niż te które są rzadkie związane i w dodatku ułożone na żel. Ale w końcu rysować trzeba wszystko, w miarę możliwości. Nie wyszły mi te włosy jakoś spektakularnie, ale na zdjęciu, z którego rysowałam, one były mało widoczne, w sensie oświetlenie na tym zdjęciu jest takie, że mało co widać te włosy w niektórych momentach.
Kolejne działania postanowiłam robić po kolei, od lewej do prawej, bo jestem praworęczna. A wiadomo, jakbym rysowała od prawej będąc prawo ręczną, to bym tylko rozcierała sobie ołówek, to co wcześniej rysowałam. No i o ile z uchem wiedziałam co robić, to z tym wygolonym bokiem już nie. Kompletnie nie wiedziałam co z tym poczynić. W tamtym miejscu pomazałam ołówkiem i roztarłam go bardzo profesjonalnym sprzętem rysowniczym, jakim jest patyczek do czyszczenia uszu.
Ogółem ja mam tam, że podczas rysowania jednego rysunku potrafię rysować trzema (lub więcej) sposobami. Mam na myśli to, że albo kreskuję, albo robię coś okrężnymi ruchami ołówka i tego typu rzeczy. W trakcie rysowania potrafię odkryć nowy sposób powiedzmy blendowania ołówków, albo sposób zaakcentowania czegoś. Tak więc na tamten moment zostawiłam ten ogolony bok i sobie pomyślałam, że jak przyjdzie mi coś nowego do głowy, to zwyczajnie do tego wrócę.
Swoją drogą, to z tego ucha, to ja nawet dumna jestem 😊.
Kolejnym podpunktem do rysowania było czoło... No właśnie. Ile ja się namęczyłam rysując to czoło... Ze cztery razy musiałam go ścierać. I co coś poprawiłam, to okazało się że w innym miejscu było coś źle narysowane i też trzeba było poprawić, a ostatecznie i tak trzeba było zetrzeć wszystko. Myślałam, ze coś mnie trafi. Tak to czoło dało mi w kość, że się zdołowałam trochę i przy następnym razem jak zasiadłam do rysowania, wzięłam się za oczy. Miałam nadzieje, że się tym podtrzymam na duchu, bo to czoło tak demobilizowało, że uhh. Oczy wyszły całkiem spoko, chociaż wiem, że to nie jest mistrzostwo świata, ale źle nie wygląda, a i faktycznie podbudowało mnie do dalszego działania, no i do męczenia się z tym czołem.
Oczy rysowało mi się bardzo przyjemnie, trochę niechętnie przez to czoło, ale przyjemnie. Na początek zaznaczyłam te najciemniejsze partie, które są na powiece. Till swoje lata już ma, i skóra na twarzy trochę mu opada, co starałam się zaznaczyć.Po lewej stronie rysunku, wygląda to lepiej, mam wrażenie.
Na źrenicach zostawiłam białe odbłyski, a to białe w oku, nie pamiętam, jak to się nazywa 😆, pocieniowałam w miarę swoich możliwości, bo nie zostawia się tego kompletnie białego, trzeba pamiętać, że biały kolor też ma swoje odcienie. Ogółem to oczy muszę poćwiczyć rysować, bo może to źle nie wygląda, ale zawsze może wyglądać lepiej. W ogóle, to muszę poćwiczyć wszystkie części twarzy.
Zostawiłam też takie cienkie linie, które mają podkreślić, że krawędzie są okrągłe. No może to jeszcze tak nie wygląda jak powinno, ale mam nadzieje, że z czasem jednak tak będzie.
Temat brwi wolę ominąć, bo brwi nie są moją mocną stroną, a dodatkowo w tym rysunku źle mi się je rysowało. One mają taki dziwny kształt trochę i jeszcze na zdjęciu one były tak średnio pokazane. Wyszło co wyszło, po co drążyć temat 😛.
Człowiek niby wybiera sobie najlepsze zdjęcia do rysowania, a potem okazuję się, że jednak nie 😆.
Teraz trochę duży przeskok w postępach pracy nad tym rysunkiem, bo jakoś po narysowaniu oczu wróciłam do czoła i znowu się lekko zdołowałam, ale chyba zostawiłam go już tak jak wygląda, chociaż ono nie wygląda, ale nie chciało mi się z tym męczyć i psuć nerwów. I przez tą niechęć nie robiłam potem żadnych zdjęć w postępach.
Wzięłam się też na sposób, że jak rysuje powiedzmy policzek, ale w pewnym momencie nie wiem co dalej robić, to nie ślęczę nad tym policzkiem tylko rysuje dalej po kolei, a w odpowiednim czasie wrócę do tego policzka. Zawsze robiłam tak, że robiłam jeden element aż go skończę, i było to błędem, bo często się okazywało, że coś jest za ciemne, wyszło nie w tym miejscu i tak dalej, ale oglądając filmiki na YouTube złapałam taką rzecz, że rysunek powinno się robić wszystko na raz, w tym sensie, że powinno się rysować poziomami i skakać z oka do powiedzmy ust. I tym podobne. Nie stać przy jednej rzeczy.
Rysując policzek zaznaczyłam ciemne miejsca na nim, cień nanoszony przez nos, czy ciemna zmarszczka pod okiem, ale nie robiłem tego na maksa, tylko lekko, żeby potem za dużo nie ścierać, a przecież później będzie można to przyciemnić. Bo wiadomo, jasne można przyciemnić, ale ciemne rozjaśnić, to niby można, ale będzie to ciężka robota. Ogólnie cały policzek zrobiłam delikatnie, bo nie miałam pewności co robię (trauma po tym czole 😂) i zwyczajnie nie chciałam pogrążyć tego rysunku i siebie 😆.
Dość odważnie zaznaczyłam ten opadający policzek, i w sumie jego to tylko raz delikatnie poprawiałam. Strefę między nosem a ustami jedynie lekko pocieniowałam, bo nie do końca wiedziałam jak zabrać się do tego. Wolałam to zostawić na potem, żeby nie zepsuć rysunku i nie wycierać za dużo (zresztą część limitu na wycieranie gumką zabrało wielorazowo poprawiane czoło 😆). Za to niespodziewanie (jak dla mnie) dobrze wyszły mi usta i broda też.
Ogółem to takie oczy, nos, uszy, czy usta już jako tako mi wychodzi, ale już trochę mniej wychodzi mi rysowanie tekstury skóry, na przykład na policzku, czy tym nieszczęsnym czole.
Od ust po kolei zaczęłam rysować drugi policzek. Z początku nie wiedziałam jak zaakcentować ten opadający policzek, żeby było widać no, że ona jest okrągła, więc z początku coś tam zaznaczyłam delikatnie, i również zostawiłam na potem. Ogółem chyba tylko dwa razy to poprawiłam, ale wycierałam tylko powierzchniowy ołówek, bo to co zostało nie przeszkadzało potem jak rysowałam już ten ostateczny wygląd tego policzka.
Na tym etapie zaczęłam rysować okolicę na przeciwko oko, od strony ucha. Następnie przechodziłam w dół robiąc policzek.
Powoli zbliżamy się do końca rysowania twarzy. Wszystkie zaczęte części na policzku po lewej stronie rysunku z czasem połączyłam w całość. Udało mi się znaleźć sposób na zaakcentowanie właśnie tego opadającego policzka. Otóż od dołu, tam gdzie było ciemno (od strony brody) prowadziłam lekko okrągłe kreseczki do góry (w stronę oka). Kreskowałam delikatnie, tak aby te kreski na początku ich rysowania były ciemne i idąc w górę powoli bladła, a krawędzie potem delikatnie roztarłam najjaśniejszym, o największej twardości ołówkiem.
Obszar pomiędzy nosem a ustami pocieniowałam jak mogłam. Od górnej wargi było najciemniej i im bardziej do góry, tym jaśniej. Ogólnie były takie kropeczki zarostu, że tak powiem, ale ich nie rysowałam dla bezpieczeństwa tego rysunku, ani w tym miejscu, ani na brodzie. Nie chciałam ryzykować katastrofą, tak jak z tym czołem. Od tego miejsca płynnie przeszłam i powróciłam do policzka po prawej stronie rysunku, by trochę poprawić i podkreślić tą zmarszczkę pod okiem, nadać kształtu policzkowi, by nie było takie płaskie, mogłam wszystko przyciemnić, jak powinno być, starałam się też zaakcentować tą opadającą skórę tego policzka.
No, i oczywiście zrobiłam nos. Kompletnie nie wiedziałam, jak się do tego zabrać, dlatego rysowany był na końcu. Ogólnie musiałam go poprawić, bo próbowałam go na początku, po oczach, rysować, ale z racji tego, ze nie wiedziałam co z tym dalej zrobić to zostawiłam. Poprawiłam skrzydełko nosa, od strony ucha, bo nie było dobrze narysowane i nie było dobrze pocieniowane. Przy okazji poprawiłam ten moment łączenia nosa z policzkiem. Tam gdzie było najwięcej światła, było najjaśniej, pokryłam jasnym ołówkiem, o największej twardości, a tam gdzie było ciemniej, to oczywiście ciemniejszy, miększy ołówek, potem brałam ołówek o miękkości coś pomiędzy tamtymi dwoma i wyblendowałam je. Starałam się zaznaczyć cienie. Tam na tym nosie też była taka struga światła, w miejscu gdzie, wiadomo, był jaśniejszy ołówek, a dodatkowy efekt zrobiłam przy użyciu gumki chlebowej, którą wymyślił jakiś geniusz, i chwała mu za to, bo wiele razy przy tym rysunku i w ogóle ratowała mnie. Gdybym używała normalnej gumki do ścierania, to papier na czole by nie istniał, a jak użyłam gumki chlebowej, to owszem, trochę ten papier się zmaltretował, ale przetrwał by więcej niż w przypadku użycia zwykłej gumki.
Zbliżamy się powoli do końca rysunku. I moich wypocin. 😂 Przyszedł czas na płaszcz. Trochę musiałam pomyśleć i posiedzieć nad tym kołnierzem. Tam jest tyle zgięć i wgnieceń, że można było się zgubić. Z początku kołnierz zostawiłam na chwilę taki jasny, bo wiadomo, jasne można potem przyciemnić.
Gdy narysowałam całe ubranie, poprawiłam, przyciemniłam kołnierz, bo względem reszty był za jasny. Poprawiłam też ten kołnierz tam jak przy szyi, bo te zgięcia były za krzywo, a garby tych zgięć powinny być mniej więcej w jednej linii, na szczęście dało się to elegancko poprawić. Ogólnie to ubranie lekko mnie stresowało, bo jak są tam zgięcia, to one dają cień, ale jednocześnie jego krawędź odbija światło i od tego powoli zaczyna się czernić. Ogólnie jak było jakieś zgięcie, jak są w okolicy guzika, to rysowałam taką ciemną plamę, że tak powiem, potem krawędzie minimalistycznie rozcierałam tym samym ołówkiem, te same miejsca poprawiałam ołówkiem o większej twardości (na przykład z 8B do 6B) no i potem jakimś jasnym, 2B powiedzmy.
Na koniec zostawiłam sobie tę zwiniętą w pięść dłoń. Też mnie stresowała. Te żyły, czy kostki te co wystają z palców, jak się ma dłoń w pięści. Tego typu rzeczy to mi słabo wychodzą. Miałam obawy, jak w ogóle wyjdzie mi ta pięść i czy w ogóle coś z tego wyjdzie, ale jakoś mi się udało ją narysować, nawet to dobrze wygląda. Te wspomniane okrągłe kostki, co widać po zgięciu dłoni w pięść. Najpierw delikatnie zaznaczyłam okrąg tej kostki, potem okrężnymi ruchami ołówka rysowałam, by zachować tę okrężność,tam gdzie trzeba było, to wyciągnęłam tę okrągłość , żeby widać było, że z każdej strony inaczej skóra rozchodzi się na tej pięści. I tu podobnie co przy płaszczu robiłam. Jak z początku robiłam ciemniejszym ołówkiem, chyba 2B, to potem jego krawędzie rozcierałam ołówkiem B i na końcu, żeby białej kartki nie zostawiać, rozcierałam krawędzie i wypełniałam delikatnie obszar tej kostki. Natomiast żyły robiłam tak, że zaznaczyłam ciemniejsze partie, to co tak jakby żyła cień daje, potem, w zależności od grubości żyły, zostawiałam taki biały korytarz, i po drugiej stronie tego ciemnego, zaznaczałam jaśniejszym ołówkiem i starałam się, żeby było widać, że to żyła, i że jest taka wypukła, wystająca. Nawet trochę wyszło. Jak dobrze pamiętam, to ten jaśniejszy i ciemniejszy ołówek rozcierałam jaśniejszym ołówkiem, żeby tam do reszty pasowało.
Podsumowanie.
Kiedy kończyłam rysunek, zauważyłam, że czoło wyszło mi trochę za krótkie. Starałam się już na początku ująć to dość duże czoło i zanim całe wypełniłam ołówkiem, to faktycznie wyglądało na duże, no ale jak doszedł ten ołówek, co jak wiadomo, też nie wyszedł zaspecjalnie dobrze i to czoło się skurczyło. Ale to delikatnie mniejsze czoło i tak wygląda o wiele lepiej, niż o wiele wydłużona twarz przy pierwszym portrecie, który narysowałam przed portretem Lindemanna.
Ogółem dobrą decyzją było wziąć się za podstawy, bo według mnie, patrząc na poprzednie prace, no to ten portret po przestudiowaniu tych podstaw wygląda lepiej. Wcześniej to była trochę loteria, gdzie albo mi się udało, albo mi się nie udało przerysować rysy twarzy, albo żeby wszystkie części twarzy były na swoim miejscu, czy zachować proporcje lub podobieństwo. Natomiast idąc za podstawami, jest mniejsze prawdopodobieństwo, że coś pójdzie nie tak, a jak już to będzie to mniej widoczne. W portrecie Tilla Lindemanna to chyba tylko czoło mi w proporcjach uciekło, a tak wygląda całkiem w porządku.
Wystarczy spojrzeć na ten nowy portret i na portret Chestera Benningtona wykonany przeze mnie pod koniec grudnia w 2017 roku. Widać w nim, że oko po prawej stronie rysunku jest niżej, a powinno być równo z tym drugim, usta są trochę za małe, a nos wygląda trochę krzywo. Dodatkowo cieniowanie, głównie skóry, jest nie najlepsze. Włosy nie wyglądają jak włosy, tylko jakieś grube kreski, bo były one krótkie. No i ta szyja po lewej stronie rysunku jakaś taka za bardzo wybulona, szczególnie pod brodą. Ogólnie ta praca może nie jest taka zła, no ale widać jednak taki mały progress patrząc na ten nowy portret.
Tak więc pierwszą styczność z podstawami miałam w styczniu. Wykonywałam sobie ćwiczenia potrzebne do narysowania fanartu "Teen Wolfa", bo wtedy stwierdziłam, że to co robię nie jest najlepsze i to nie przypominało tego, co chciałam żeby przypominało. Wtedy to był przełom i padła decyzja iż biorę się za podstawy.
W marcu zaczęłam szukać informacji i próbować różnych metod rysowania podstaw do portretów. Na jednym z przykładów próbowałam nawet umieścić twarz.
To był czas szukania najlepszej metody, prób i starania się jak najwięcej nauki wyciągnąć ze wszystkich metod i jak najwięcej zrozumieć z tego wszystkiego.
Niedługo potem chciałam przenieść wzór i naukę na praktykę i poczyniłam nieudany portret Seleny Gomez, gdzie nie posłuchałam się linii podyktowanej przez wzór, a trzeba było, i wyciągnęłam za bardzo żuchwę, rozciągając potem cała twarz.
Po lekkiej porażce - ćwiczenia. Mnóstwo ćwiczeń.W kwietniu kolejna próba przeniesienia podstaw w praktykę i wyrysowanie konkretnej twarzy na wzorze, tak za cztery razy. Ostateczny szkic powstał w maju i tak rysowałam od maja, z długimi przerwami między 'sesjami' rysowania, aż do końcówki lipca, kiedy to 26 dnia, skończyłam, w KOŃCU, portret Tilla Lindemanna z Rammstein. i to właśnie był najdłuższy proces i planowania i planowania rysowania i samego rysowania tego rysunku.
Rysując portret Lindemanna z początku miałam sceptyczne nastawienie, przez to czoło, które mi kompletnie nie wyszło,odejmowało mi to pozytywnego nastawienia, jednak, gdy już skończyłam i wygląda to całkiem nie najgorzej, to moje pozytywne nastawienie wróciło i będę próbowała dalej. A żeby doskonalić się dalej, planuję ćwiczyć od podstaw pojedyncze części twarzy (oko, usta, nos), czy części ciała (dłoń, ręka, stopa, noga). Trzeba iść do przodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz