Zważając na to, że nie mam energii na nic (dzięki ci, jesień), to stwierdziłam, że w końcu podzielę się trailerem do fajnie zapowiadającego się filmu, który wisi u mnie w przeglądarce od czasu, gdy pojawił się w internecie (15 wrzesień) i do tej pory nie złożyło się, żebym się za to wzięła 😆.
Jako osoba, która od jakiegoś dłuższego czasu lubi aktora Dylana O'Briena, to obserwuję, czy nie wychodzi jakiś nowy film z jego udziałem. Jest kilka nadchodzących produkcji z jego udziałem i właśnie do sieci wjechał trailer do jednej z nich. Z początku, gdy znany był tylko tytuł roboczy i krótki opis no to jakoś szczerze mnie to nie zaciekawiło. Na tym etapie to było takie meh, i też zresztą dużo wiadomo nie było o tym filmie, więc na nic się nie nastawiałam (w przeciwieństwie do środowiska fanek aktora, które się jarały każdą, nawet niepotwierdzoną informacją 😝). Tak było aż do momentu pojawienia się traileru.
Gdy pojawiła się informacja o tym, że trailer ma ujrzeć światło dzienne, we mnie narodziła się ciekawość. Było mało informacji, więc trailer rozszerzył by horyzonty. I obejrzałam go. Jak ja się pozytywnie zaskoczyłam, to taką miałam radochę, podczas oglądania tego traileru, że nawet sama tego się nie spodziewałam.
Po pierwsze - JEEP! Kto wie, kto zna, i kto jest wtajemniczony, to będzie wiedział o co chodzi. Pokrótce powiem, że Dylan grał w serialu "Teen Wolf" i tam jeździł właśnie Jeepem, tylko że niebieskim. Nie wiem, czy to było planowane przez twórców, czy to tak zwany easter egg, czy kompletny przypadek, ale ja się uradowałam. W końcu w środowisku serialu "Teen Wolf" Jeep jest kultowy.
Po drugie - O'Brien zmieszał chyba wszystkie swoje role, przynajmniej te co znam, i wyszła postać Joel Dawsona, jedna z głównych postaci filmu "Love And Monsters". Widać, ze postać Joela da dużo humoru w filmie, a z jego charakterem może być ciekawie.
Dodatkowo ja lubię tematy około po apokalipsowe, no i trochę przemawia do mnie sceneria filmu. Też to będzie trochę nietypowe, bo zazwyczaj w świecie po jakiś dziwnych wydarzeniach, to panuje jakaś zaraza, albo łażą zombie, albo jest radioaktywnie, a w "Love And Monsters" są potwory. Jak to w trailerze powiedzieli, monster uprising.
Tak więc po 'monster uprising' nasz bohater wyrusza w podróż, by odnaleźć swoją dziewczynę. Po drodze spotyka innych ziomków, potwory, z którymi musi on jak i ci ziomkowie się jakoś uporać, no i psa. Choć jestem pozytywnie nastawiona, to jednak nie robię sobie jakiś wygórowanych nadziei, tak just in case. Też nie spodziewam się jakiegoś Oscarowego filmu, myślę, że to będzie fajny film przygodowy, żeby się wyluzować, obejrzeć coś z humorem i fajnymi przygodami. No umówmy się, takie filmy też są potrzebne.
Film premierę swoją będzie miał 16 października, ale nie w kinach, tylko w internecie. Nie wiem, czy na Netflixie, czy gdzie, ale pewnie łatwo będzie go znaleźć. Tak więc wtedy zobaczymy, czy trailer mówił prawdę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz