wtorek, 26 lutego 2019

"Weird City" jest naprawdę weird.

"Weird City" jest to antologiczny, komediowy serial science fiction z sześcioma odcinkami, który swoją premierę miał 13 lutego na YouTube Premium. Trafiłam na niego dzięki magicznej społeczności fanów Dylana O'Briena, w której już trochę siedzę. W prawdzie aktor wystąpił tylko w pierwszym odcinku, a o fabule było mało wiadomo, ale jakoś koncepcja i tajemniczość tego serialu mnie zaciekawiła i stwierdziłam, że obejrzę cały ten serial. Poza tym głupio by było obejrzeć tylko jeden odcinek, a dodatkowo ja nie lubię zaczynać i nie kończyć serialu, bo to bez sensu jest. 

Bohaterowie serialu są umieszczeni w futurystycznym mieście Weird, które zostało podzielone na dwie części, według klas ekonomicznych. I tak patrząc na angielskie nazewnictwo mamy ludzi żyjących Above The Line zamieszkałe przez haves, czyli tak jakby ci bogatsi, i ludzie żyjących Below The Line zamieszkałe przez Have-Nots, czyli ci trochę biedniejsi. Chyba dobre jest moje rozumowanie. Chociaż dodałabym do tych podziałów, że pierwsza wymieniona połowa miasta jest bardziej taka faktycznie przyszłościowa i cała jest w nowoczesnej technologii, no a ta druga połowa jest takie bardziej zwyczajna, już mniej ma w sobie tej przyszłościowej technologii.

Każdy odcinek jest o czymś innym z innymi bohaterami. Widzimy jak żyją w nowoczesnym świecie, pełnym technologii, gdzie jest też sztuczna inteligencja robiąca dużo rzeczy za człowieka. Część ludzi zwyczajnie korzysta z tych możliwości, część ludzi są lekko świrnięci na tym punkcie i aż niezdrowo są zafascynowani tym wszystkim , i są jeszcze ludzie, którzy są z tej biedniejszej części miasta i zwyczajnie odkrywają nowe możliwości. 

Pierwszy odcinek opowiada o Stu, który w poszukiwaniu swojej drugiej połówki zwraca się o pomoc do serwisu randkowego, który dopasowuje mu Burta. Oboje są nieco zdziwieni sytuacją, ale widzą u siebie podobieństwa i wkrótce z przyjaźni rodzi się romantyczna relacja, mimo dużej różnicy wieku, biorą nawet ślub. Ale rok później Doktor Negari, założyciel owego serwisu randkowego, który mówi im, że nie mogą być razem, bo wykryli, że w badaniach naukowych, mających na celu dopasowywanie ludzi do siebie, wystąpił błąd i dopasowali im nowe osoby, z którymi muszą być, żeby algorytmy w systemie serwisu się zgadzały. Stu i Burt nie zgadzają się jednak z tym i postanawiają przeprowadzić się do drugiej połowy miasta, Below The Line. 



W drugim odcinku mamy Tawny'ego, który zostaje wyrzucony z grupy wsparcia i zwolniony z pracy. Poszukuje akceptacji i ma nadzieję, że znajdzie ją na siłowni ShapeCult, gdzie się zapisuje. Jednak przez jego słabą psychikę treningi zaczynają być jego obsesją, co z czasem nie podoba się jego trenerce, przez co powstają sprzeczki. 



W trzecim odcinku poznajemy Raynę, która otrzymała stypendium i dzięki temu może pójść na studia na uczelni w części Abowe The Line. Ponieważ dziewczyna pochodzi z Below The Line, to dziewczyna odkrywa życie w tej "lepszej" części miasta. Poznając ludzi i ich zachowania widzi różnicę między połówkami miasta. Nawet jeżeli chodzi o relacje chłopak-dziewczyna, gdzie w takich rzeczach jak randki i bliskość preferowany jest sexting, do czego Rayna nie jest przyzwyczajona. 



Czwarty odcinek jest o inteligentnym domie, który teoretycznie ma pomagać w życiu jego mieszkańcom. Wprowadzają się do niego Liquia i Jathryn, który miały nadzieje na wymarzony dom i fascynowały się tym, jak ten dom działa, że przygotowuje posiłki, gasi światło i tym podobne, czy nawet z nimi rozmawia, bo ma wbudowany moduł głosu. Wszystko było dla nich nowe i ekscytujące w szczególności, że pochodziły z Below The line. Jednak "osobowość" domu zbudowana była na osobowości prawdziwej osoby i wkrótce zaczął świrować. Doprowadził do tego, że zagroził nie tylko ich związkowi ale i życiu. 



Piąty odcinek przejmuje grupa "Abowe-the-Liners", w składzie Chonathan, Mulia, Barsley i Phephanie, którzy wpadają na pomysł, aby zasponsorować jakieś (teoretycznie) biedne dziecko z Below The Line. Chcąc przekroczyć całą grupą granicę między połówkami miasta, kradną vana, a przejeżdżając ulicami tej biedniejszej części zadziwiała ich nawet pralnia. Wkrótce znajdują sobie w pewnym chłopcu cel do sponsorowania i go porywają, nie widząc w tym nic złego. Zabierają go do siebie i chłopakowi nawet się podoba, ale po dłuższym czasie spędzonego z dziwnymi ludźmi chce wrócić do domu i jest szczęśliwy kiedy wraca do swojego taty. 



W ostatnim, szóstym odcinku kryminalistki, Charlotta i Gail podczas rozmowy przy przygotowaniu do następnego napadu, odkrywają, że są one tylko aktorkami w serialu. Kobiety zaczynają się zastanawiać co właściwie się dzieję i zaczynają kwestionować swoje istnienie. 



Zaczynając oglądać ten serial, byłam ciekawa pomysłu twórców, bo jak już wspominałam, no nie wiele było o nim napisane, tylko tyle, że jego fabula będzie działa się w przyszłości, a głównym motywem będzie miasto podzielone na dwa. I ten futurystyczny świat mi się faktycznie spodobał. Twórcy mieli naprawdę dobry pomysł. Spodobał mi się wygląd takiego przyszłościowego miasta, ta technologia pokazana w serialu, te zaprojektowane ubiory postaci i w ogóle wszystko było takie ładne z wyglądu. A tak apropos wyglądu, to się nie spodziewałam tak dopracowanego wszystkiego wizualnie, to całe miasto zrobione na nowoczesne i te wszystkie komputerowo zrobione rzeczy były tak dopracowane, że niejeden serial puszczany w telewizji mógłby tego pozazdrościć.


Twórcy w fajny, humorystyczny sposób pokazali ludzi żyjących w tym świecie rozwiniętej technologii, a najzabawniejsze są sytuacje, gdzie ludzie są zafascynowani tą całą technologią, mimo, że mają ją na co dzień, niektórzy wręcz są uzależnieni od niej, no albo przynajmniej żyją na tyle długo, że ta technologia jest nierozłączną częścią ich życia i nie wyobrażają sobie żyć inaczej i powiedziałabym że niektórzy to nawet głupieją od tego. Najlepszym przykładem jest chyba przedostatni odcinek, gdzie ta czteroosobowa grupa wręcz podziwia tą mniej technologiczną część miasta i wręcz podziwia widok wspomnianej pralni, a gdy się dowiadują, co się tam robi, to są w szoku, że tamci ludzie robią coś takiego jak pranie. Zabawne były jeszcze te rozmowy między wyżej opisanymi ludźmi, a tymi bardziej normalnymi, którzy zwyczajnie korzystali z dóbr. Ci pierwsi są takie pełne dumy i fascynacji na jakiś temat, szczególnie kiedy to oni są czegoś twórcami, a ci drudzy, którzy tylko zwyczajnie z czegoś korzystają, dziwnie się na nich patrzą, coś na zasadzie "hej, to tylko zwykła usługa, nie ma się czym fascynować".

Serial może nie jest jakiś rewelacyjny, bo jednak mu trochę brakuje, ale fajnie mi się go oglądało i w większości podobał mi się. Wprawdzie niektórych rzeczy nie do końca rozumiałam, ale stwierdziłam, że przecież ten serial ma 'weird' w nazwie, więc miał prawo mieć coś nie do końca zrozumiałe i w ogóle dziwne rzeczy. Fajnie jakby powstał drugi sezon i pokazał coś więcej, w sensie więcej tego stworzonego futurystycznego świata, bo to naprawdę bardzo dobry pomysł mieli na to twórcy i fajnie by było zobaczyć coś więcej. 

Spodziewam się, że nie każdemu ten serial się spodoba, patrząc też na oceny widzów które albo ten serial chwalą i w jakiś sposób wpasował się w ich gusta, albo dają im najniższe noty, ale jeżeli ktoś tak jak ja złapał jakieś zainteresowanie do tego serialu, to niech obejrzy, a potem się utożsami z którąś ze stron. To też jest serial, który można obejrzeć w wolnej chwili, jak nie ma się co obejrzeć, czy też jak ktoś by się nudził może sobie go puścić. 




wtorek, 12 lutego 2019

Pierwszy film, na którym przez połowę płakałam - "Deepwater Horizon".

O filmie "Deepwater Horizon" dowiedziałam się przed jego premierą. To był czas po lub przed premierą którejś z części filmu "Transformers", gdzie w obu przypadkach występował Mark Wahlberg i w sumie to też właśnie dzięki aktorowi dowiedziałam się o takiej produkcji jak "Deepwater Horizon", bo udostępniał on materiały związane z tym filmem. Mimo iż w jakimś stopniu zainteresował mnie po obejrzeniu traileru, to jakoś nie za bardzo śpieszyło mi się z obejrzeniem samego filmu. Nie należał on do gatunku filmowego który zazwyczaj oglądałam, ale teraz minęło trochę czasu, moje gusta się nieco zmieniły, a dodatkowo miałam ochotę zobaczyć jakiś film i wzięłam właśnie ten z mojej listy filmów do obejrzenia. 

Do połowy film jest spokojny, przedstawieni się poszczególni bohaterowie i sytuacja na platformie wiertniczej. Mimo, że powoli się rozwijał, to jednak ja wyłapywałam budujące się napięcie przez to co się tam dzieje i plus przez to, że z tyłu głowy wiedziałam jaki i o czym to będzie film i jak się skończy, więc do tego budującego napięcia dochodził taki niepokój. Nie wiem też dlaczego, ale na widok całek tej platformy, urządzeń, maszyn i innych jej elementów, czułam coś w rodzaju lęku? Nie wiem jak do ująć, ale widząc te ujęcia, to budziły we mnie uczucie, ze powinnam się tego bać, że to jest groźne, nawet ze świadomością, ze to tylko film. To chyba moja bujna wyobraźnia jest odpowiedzialna, za to w jaką stronę to poszło. 

Początek filmu pokazuje jednego z bohaterów, Mike'a Williamsa, który spędza poranek razem ze swoją żoną i córką przed wyjazdem do pracy na platformie wiertniczej. Za chwilę widzimy jak Mike razem z innymi pracownikami lecą helikopterem na Deepwater Horizon. Williams razem z Jimmy'm Harrellem, ogólnym nadzorcą operacyjnym, są zdziwieni, że pracownicy odpowiedzialni za testy systemu, wcześniej wracają do domu. okazuje się, że to kierownictwo BP tak nakazało, by zaoszczędzić pieniądze i czas, gdyż i tak mieli duże opóźnienie. Jimmy'emu i Mike'owi się to nie podoba, uważają, że testy systemu powinny być wykonane i obaj próbują przekonać kierowników BP, Donalda Vidrine'a i Roberta Kaluzę o swoich racjach, mimo, że tamci nadal stoją przy swoim.Jednak po długich rozmowach i namowach 
Harrella, nie za bardzo przekonani zgadzają się na przeprowadzenie testów. Pierwsza próba została oblana, ale Vidrine stwierdził, że to przez pęcherz powietrza i test trzeba wykonać inaczej. Zrobili, wykonali i wyszedł pozytywnie, na komputerze, a w praktyce było jednak inaczej, bo rura na której przeprowadzany był test w pewnym momencie się zatkała. Tak było na filmie i na jakimś wideo na 

YouTube, które oglądałam, aby więcej dowiedzieć się o obejrzanym filmie. Ale oczywiście Vidrine zlekceważył fakt iż te dwa testy powinny wyjść podobnie i zlecił on działania mające na celu "pozbycia się" tegoż pęcherza powietrza, czyli spuścić płuczkę ropy. No i tu zaczynały się problemy. W pewnym momencie, już po zakończeniu poprzednich działań, w pewnym momencie ta płuczka wręcz wybucha z rury, robiąc nie mały zamęt, ale zamykają zawór, czy coś w tym rodzaju i na chwilę opanowują sytuację. Ta sytuacja była kontynuacją początków problemów. Zaraz okazuje się, że z powodu dużego ciśnienia ta płuczka zaczęła wyciekać przez wszystkie rury i maszyny, przez wszystko do czego miała dostęp i mimo, że pracownicy próbowali to zakręcić, nic to nie dało i wszystko zaczynało wybuchać, jak ta rura, która zresztą również wybuchła, i swoją siłą zabijało, lub ciężko raniło pracowników platformy. Wkrótce nastąpiła eksplozja. 

Im bliżej było tej eksplozji, tym coraz większe było napięcie, a w moich oczach powoli zbierało się coraz więcej łez. Widząc te wszystkie maszyny, przebitki co się w środku nich dzieje, jak te wszystkie części nie wytrzymują i jakie są tego skutki, to budziło we mnie przerażenie. Mnie wręcz zatykało na widok, który dział się na ekranie. Z sceny na scenę działo się więcej dramatycznych wydarzeń. Gdy już był wybuch, to ja na dłuższą chwilę niż zwykle wstrzymałam oddech będąc wstrząśniętą. A to uczucie nie szybko minęło, bo wszystko się paliło, elementy platformy odpadały, zawalały się, gdzieś tam są kolejne ale już mniejsze wybuchy, ludzie giną, zostają ranni. Ta mieszanka emocji podczas oglądania - przerażenia, napięcia, płaczu i szoku - towarzyszyły mi od połowy filmu, gdzie mniej więcej była eksplozja, aż do samego końca. 

Cała załoga była w szoku i z początku nie wiedzieli co się właściwie dzieje, ale kiedy to do nich dotarło to uciekali do szalup, inni próbowali ratować siebie lub innych, a Andrea Flaytas zaalarmowała straż przybrzeżną. I tu była scena, która spowodowała u mnie kolejny łzotok, bo ujęcie pokazywało całą platformę w ogniu i kamera się oddalała, a w tle były głosy wzywające pomocy. Teoretycznie to było zwykłe ujęcie, ale tak mnie chwyciło za emocje. 



Wracając do wątku postaci Mike'a Williamsa, to po wybuchu, gdy już sam dochodzi do siebie, ratuje rannego Jimmy'ego Harrella, próbując znaleźć jakieś wyjście trafia na Calebo Hollowaya i dwóch innych pracowników, gdzie jeden z nich potrzebuje pomocy. Wspólnymi siłami pomagają mu, a potem idą do pomieszczenia operacyjnego. Tam jest operatorka Andrea Fleytas oraz Vidrine i Kaluza, kierownicy BP. Jimmy wysyła tych dwóch do szalup ratunkowych. Tymczasem Mike i Caleb próbują coś zrobić i ratować platformę, co okazuje się bezsensowne. Okazuje się również, że szalupy zostały opuszczone bez nich, więc próbują szukać pomocy gdzie indziej. Znajdują ją w tratwie ratunkowej, ale Andrea i Mike nie zdążają do niej wsiąść, bo odciął ją odłamek. Dwójka nie mając nic do stracenia, decyduję się skoczyć do wody, mając nadzieje na przeżycie. 

Wszyscy, którzy przeżyli i wydostali się z płonącej platformy trafili na statek wysłany po to by ich ratować i zebrać ocalałych. I tu musiałam się przygotować na kolejną falę płaczu, bo po pierwsze - było ujęcie, jak po tym wszystkim Mike Williams jest przerażony, roztrzęsiony i to przeżywa, a po drugie - była scena wyczytywania z listy wszystkich pracowników, i wiadomo, ten kto był, to się zgłaszał, tylko że nie wszyscy mogli się zgłosić, bo jak dobrze zrozumiałam, wszyscy pracujący tak jakby w sercu tej platformy, po prostu zginęli. I w momencie, gdy były czytane właśnie te nazwiska i po jakiś dwóch czy trzech odpowiadała cisza, czytany zaraz zadał pytanie retoryczne, że nikt z tamtych nie przeżył. Nie dało rady przy tym nie płakać. Ostatnie sceny filmu były też ostatnimi łzami, gdy wszyscy ocaleli są razem z rodzinami po przeżytym piekle. 


Warto jeszcze dodać, że przed napisami końcowymi twórcy dali fragment wywiadu z, że tak powiem, realnym Mike'em Williamsem, czy zostały pokazane zdjęcia prawdziwych ludzi uczestniczących w tej katastrofie. Zostały też wymienione ofiary śmiertelne. 

Ja po obejrzeniu tego filmu nie wiedziałam co ze sobą zrobić, ja byłam roztrzęsiona. Chyba po żadnym filmie nie miałam w sobie tyle emocji. Zazwyczaj po obejrzeniu filmu zostawało dobre wrażenie. Dodatkowo film jest tak dobrze zrobiony, że no ja jak wspominałam, czułam strach, lęk przed tymi różnymi maszynami, urządzeniami i w większości tej platformy, wszystko wyglądało tak realistycznie i dodatkowo jakie budził emocje, że aż czułam się jakbym była w tym filmie. Oglądałam dużo filmów i w niektórych oczywiście znalazła się jakaś wzruszająca scena, no i łza, może kilka się zakręciło w oku, ale na żadnym filmie nie płakałam prawie bez przerwy od połowy filmu. Oczywiści w innych przypadkach również wciągała mnie fabuła, czy trzymał w napięciu, ale rzadko zdarza się, że film jest napakowany wręcz tymi dwiema rzeczami na raz z dodatkiem tysiącem emocji, które mną targały podczas rozwinięcia, punktu kulminacyjnego i aż do samego końca. 

Po obejrzeniu "Deepwater Horizon" postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej o tej katastrofie. Stwierdziłam, że skoro film jest bazowany na prawdziwych wydarzeniach, to wypadało zobaczyć, czy rzeczywiście tak jest, bo wiadomo, czasami na filmach czasami lubią coś pododawać, podkoloryzować, czy podnieść dramaturgię sytuacji jakąś sceną. I w poszukiwaniu czegoś, trafiłam na wywiad samego Mike'a Williamsa, który w realnie przeżył tą katastrofę i gdy opowiadał, co się tam działo, ja miałam przed oczami większość scen z filmu i tylko szczegóły nie były w nim zawarte. Nawet moment skoku do wody Mike'a i Andrei w filmie wydarzył się naprawdę, co się zdziwiłam, bo myślałam, że to właśnie twórcy filmu dodali, aby dodać wspomnianego dramatyzmu. 

Oglądałam też materiały za kulis powstawania filmu i na planie był właśnie Mike Williams oraz Caleb Holloway, którzy konsultowali aktorów wcielających się w ich osoby. A jako ciekawostkę mogę dodać, że platforma, na której to kręcili, była zbudowaną od początku makietą, więc szacunek za to, ze nie poszli na łatwiznę, co zrobiło jeszcze większe na mnie wrażenie. 

No cóż, film mi się podobał, jeżeli można to tak ująć, bo w sumie to nie wiem czy można tak powiedzieć, aczkolwiek jak dla mnie był bardzo dobrym filmem i na pewno do niego wrócę, by obejrzeć go ponownie, chociażby sprawdzić, czy znowu wywoła u mnie takie emocje lub czy zostawi po sobie takie wrażenie. Polecam go zobaczyć, bo takiej produkcji, przynajmniej ja, jeszcze nie widziałam.