wtorek, 12 lutego 2019

Pierwszy film, na którym przez połowę płakałam - "Deepwater Horizon".

O filmie "Deepwater Horizon" dowiedziałam się przed jego premierą. To był czas po lub przed premierą którejś z części filmu "Transformers", gdzie w obu przypadkach występował Mark Wahlberg i w sumie to też właśnie dzięki aktorowi dowiedziałam się o takiej produkcji jak "Deepwater Horizon", bo udostępniał on materiały związane z tym filmem. Mimo iż w jakimś stopniu zainteresował mnie po obejrzeniu traileru, to jakoś nie za bardzo śpieszyło mi się z obejrzeniem samego filmu. Nie należał on do gatunku filmowego który zazwyczaj oglądałam, ale teraz minęło trochę czasu, moje gusta się nieco zmieniły, a dodatkowo miałam ochotę zobaczyć jakiś film i wzięłam właśnie ten z mojej listy filmów do obejrzenia. 

Do połowy film jest spokojny, przedstawieni się poszczególni bohaterowie i sytuacja na platformie wiertniczej. Mimo, że powoli się rozwijał, to jednak ja wyłapywałam budujące się napięcie przez to co się tam dzieje i plus przez to, że z tyłu głowy wiedziałam jaki i o czym to będzie film i jak się skończy, więc do tego budującego napięcia dochodził taki niepokój. Nie wiem też dlaczego, ale na widok całek tej platformy, urządzeń, maszyn i innych jej elementów, czułam coś w rodzaju lęku? Nie wiem jak do ująć, ale widząc te ujęcia, to budziły we mnie uczucie, ze powinnam się tego bać, że to jest groźne, nawet ze świadomością, ze to tylko film. To chyba moja bujna wyobraźnia jest odpowiedzialna, za to w jaką stronę to poszło. 

Początek filmu pokazuje jednego z bohaterów, Mike'a Williamsa, który spędza poranek razem ze swoją żoną i córką przed wyjazdem do pracy na platformie wiertniczej. Za chwilę widzimy jak Mike razem z innymi pracownikami lecą helikopterem na Deepwater Horizon. Williams razem z Jimmy'm Harrellem, ogólnym nadzorcą operacyjnym, są zdziwieni, że pracownicy odpowiedzialni za testy systemu, wcześniej wracają do domu. okazuje się, że to kierownictwo BP tak nakazało, by zaoszczędzić pieniądze i czas, gdyż i tak mieli duże opóźnienie. Jimmy'emu i Mike'owi się to nie podoba, uważają, że testy systemu powinny być wykonane i obaj próbują przekonać kierowników BP, Donalda Vidrine'a i Roberta Kaluzę o swoich racjach, mimo, że tamci nadal stoją przy swoim.Jednak po długich rozmowach i namowach 
Harrella, nie za bardzo przekonani zgadzają się na przeprowadzenie testów. Pierwsza próba została oblana, ale Vidrine stwierdził, że to przez pęcherz powietrza i test trzeba wykonać inaczej. Zrobili, wykonali i wyszedł pozytywnie, na komputerze, a w praktyce było jednak inaczej, bo rura na której przeprowadzany był test w pewnym momencie się zatkała. Tak było na filmie i na jakimś wideo na 

YouTube, które oglądałam, aby więcej dowiedzieć się o obejrzanym filmie. Ale oczywiście Vidrine zlekceważył fakt iż te dwa testy powinny wyjść podobnie i zlecił on działania mające na celu "pozbycia się" tegoż pęcherza powietrza, czyli spuścić płuczkę ropy. No i tu zaczynały się problemy. W pewnym momencie, już po zakończeniu poprzednich działań, w pewnym momencie ta płuczka wręcz wybucha z rury, robiąc nie mały zamęt, ale zamykają zawór, czy coś w tym rodzaju i na chwilę opanowują sytuację. Ta sytuacja była kontynuacją początków problemów. Zaraz okazuje się, że z powodu dużego ciśnienia ta płuczka zaczęła wyciekać przez wszystkie rury i maszyny, przez wszystko do czego miała dostęp i mimo, że pracownicy próbowali to zakręcić, nic to nie dało i wszystko zaczynało wybuchać, jak ta rura, która zresztą również wybuchła, i swoją siłą zabijało, lub ciężko raniło pracowników platformy. Wkrótce nastąpiła eksplozja. 

Im bliżej było tej eksplozji, tym coraz większe było napięcie, a w moich oczach powoli zbierało się coraz więcej łez. Widząc te wszystkie maszyny, przebitki co się w środku nich dzieje, jak te wszystkie części nie wytrzymują i jakie są tego skutki, to budziło we mnie przerażenie. Mnie wręcz zatykało na widok, który dział się na ekranie. Z sceny na scenę działo się więcej dramatycznych wydarzeń. Gdy już był wybuch, to ja na dłuższą chwilę niż zwykle wstrzymałam oddech będąc wstrząśniętą. A to uczucie nie szybko minęło, bo wszystko się paliło, elementy platformy odpadały, zawalały się, gdzieś tam są kolejne ale już mniejsze wybuchy, ludzie giną, zostają ranni. Ta mieszanka emocji podczas oglądania - przerażenia, napięcia, płaczu i szoku - towarzyszyły mi od połowy filmu, gdzie mniej więcej była eksplozja, aż do samego końca. 

Cała załoga była w szoku i z początku nie wiedzieli co się właściwie dzieje, ale kiedy to do nich dotarło to uciekali do szalup, inni próbowali ratować siebie lub innych, a Andrea Flaytas zaalarmowała straż przybrzeżną. I tu była scena, która spowodowała u mnie kolejny łzotok, bo ujęcie pokazywało całą platformę w ogniu i kamera się oddalała, a w tle były głosy wzywające pomocy. Teoretycznie to było zwykłe ujęcie, ale tak mnie chwyciło za emocje. 



Wracając do wątku postaci Mike'a Williamsa, to po wybuchu, gdy już sam dochodzi do siebie, ratuje rannego Jimmy'ego Harrella, próbując znaleźć jakieś wyjście trafia na Calebo Hollowaya i dwóch innych pracowników, gdzie jeden z nich potrzebuje pomocy. Wspólnymi siłami pomagają mu, a potem idą do pomieszczenia operacyjnego. Tam jest operatorka Andrea Fleytas oraz Vidrine i Kaluza, kierownicy BP. Jimmy wysyła tych dwóch do szalup ratunkowych. Tymczasem Mike i Caleb próbują coś zrobić i ratować platformę, co okazuje się bezsensowne. Okazuje się również, że szalupy zostały opuszczone bez nich, więc próbują szukać pomocy gdzie indziej. Znajdują ją w tratwie ratunkowej, ale Andrea i Mike nie zdążają do niej wsiąść, bo odciął ją odłamek. Dwójka nie mając nic do stracenia, decyduję się skoczyć do wody, mając nadzieje na przeżycie. 

Wszyscy, którzy przeżyli i wydostali się z płonącej platformy trafili na statek wysłany po to by ich ratować i zebrać ocalałych. I tu musiałam się przygotować na kolejną falę płaczu, bo po pierwsze - było ujęcie, jak po tym wszystkim Mike Williams jest przerażony, roztrzęsiony i to przeżywa, a po drugie - była scena wyczytywania z listy wszystkich pracowników, i wiadomo, ten kto był, to się zgłaszał, tylko że nie wszyscy mogli się zgłosić, bo jak dobrze zrozumiałam, wszyscy pracujący tak jakby w sercu tej platformy, po prostu zginęli. I w momencie, gdy były czytane właśnie te nazwiska i po jakiś dwóch czy trzech odpowiadała cisza, czytany zaraz zadał pytanie retoryczne, że nikt z tamtych nie przeżył. Nie dało rady przy tym nie płakać. Ostatnie sceny filmu były też ostatnimi łzami, gdy wszyscy ocaleli są razem z rodzinami po przeżytym piekle. 


Warto jeszcze dodać, że przed napisami końcowymi twórcy dali fragment wywiadu z, że tak powiem, realnym Mike'em Williamsem, czy zostały pokazane zdjęcia prawdziwych ludzi uczestniczących w tej katastrofie. Zostały też wymienione ofiary śmiertelne. 

Ja po obejrzeniu tego filmu nie wiedziałam co ze sobą zrobić, ja byłam roztrzęsiona. Chyba po żadnym filmie nie miałam w sobie tyle emocji. Zazwyczaj po obejrzeniu filmu zostawało dobre wrażenie. Dodatkowo film jest tak dobrze zrobiony, że no ja jak wspominałam, czułam strach, lęk przed tymi różnymi maszynami, urządzeniami i w większości tej platformy, wszystko wyglądało tak realistycznie i dodatkowo jakie budził emocje, że aż czułam się jakbym była w tym filmie. Oglądałam dużo filmów i w niektórych oczywiście znalazła się jakaś wzruszająca scena, no i łza, może kilka się zakręciło w oku, ale na żadnym filmie nie płakałam prawie bez przerwy od połowy filmu. Oczywiści w innych przypadkach również wciągała mnie fabuła, czy trzymał w napięciu, ale rzadko zdarza się, że film jest napakowany wręcz tymi dwiema rzeczami na raz z dodatkiem tysiącem emocji, które mną targały podczas rozwinięcia, punktu kulminacyjnego i aż do samego końca. 

Po obejrzeniu "Deepwater Horizon" postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej o tej katastrofie. Stwierdziłam, że skoro film jest bazowany na prawdziwych wydarzeniach, to wypadało zobaczyć, czy rzeczywiście tak jest, bo wiadomo, czasami na filmach czasami lubią coś pododawać, podkoloryzować, czy podnieść dramaturgię sytuacji jakąś sceną. I w poszukiwaniu czegoś, trafiłam na wywiad samego Mike'a Williamsa, który w realnie przeżył tą katastrofę i gdy opowiadał, co się tam działo, ja miałam przed oczami większość scen z filmu i tylko szczegóły nie były w nim zawarte. Nawet moment skoku do wody Mike'a i Andrei w filmie wydarzył się naprawdę, co się zdziwiłam, bo myślałam, że to właśnie twórcy filmu dodali, aby dodać wspomnianego dramatyzmu. 

Oglądałam też materiały za kulis powstawania filmu i na planie był właśnie Mike Williams oraz Caleb Holloway, którzy konsultowali aktorów wcielających się w ich osoby. A jako ciekawostkę mogę dodać, że platforma, na której to kręcili, była zbudowaną od początku makietą, więc szacunek za to, ze nie poszli na łatwiznę, co zrobiło jeszcze większe na mnie wrażenie. 

No cóż, film mi się podobał, jeżeli można to tak ująć, bo w sumie to nie wiem czy można tak powiedzieć, aczkolwiek jak dla mnie był bardzo dobrym filmem i na pewno do niego wrócę, by obejrzeć go ponownie, chociażby sprawdzić, czy znowu wywoła u mnie takie emocje lub czy zostawi po sobie takie wrażenie. Polecam go zobaczyć, bo takiej produkcji, przynajmniej ja, jeszcze nie widziałam. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz