wtorek, 29 stycznia 2019

Nazywam się "Bumblebee".

Moja przygoda z robotami z kosmosu zaczęła się dość dawno, bo gdzieś koło 2011 roku, może nawet trochę wcześniej, byłam jeszcze w szkole podstawowej i pierwszy film pokazała mi koleżanka i od tamtej pory serię "Transformers" uwielbiałam. Teraz to moje uwielbienie trochę opadało, bo chyba trochę za dużo wałkowałam ten temat i teraz po prostu lubię tą serię i mam trochę taki sentyment, bo to właśnie od niej zaczęłam się bardziej interesować filmami. Więc po tym wiadomo było, że na film "Bumblebee" się wybiorę. No i tak oto znowu wróciłam do świata Autobotów, aby poznać historię sympatycznego, żółtego robota, który dostał imię Bumblebee. 

Na początku odwiedzamy planetę Cybertron, gdzie toczy się wojna domowa, którą Autoboty przegrywają z Decepticonami. Dlatego przywódca tych pierwszych, Optimus Prime decyduje się na ewakuację i potajemnie wysyła jednego ze swoich, Autobota B-127 na planetę Ziemię, by zorganizował tam bazę, żeby Autoboty mogły się przegrupować. 

B-127 ląduje na Ziemi i trafia na miejsce szkoleń tajnej agencji rządowej, Sektora 7, która ma za zadanie monitorowania aktywności pozaziemskiej. Obecność Autobota odebrana jest negatywnie przez pułkownika Jacka Burnsa i razem ze swoim oddziałem atakuje go. Trochę go uszkadzają, mimo że robot nie ma złych zamiarów i nawet próbuje ich przekonać do tego, a dodatkowo próbuje ich uchronić przed Decepticonem, który nagle nadleciał. Trochę mu się to nie udało, dodatkowo sam nabawił się jeszcze poważniejszych uszkodzeń podczas walki z wrogiem, który próbuje wyciągnąć od Autobota informacje o miejscu pobytu Optimusa Prime'a. B-127 oczywiście nic nie zdradził, co kosztowało go uszkodzeniem funkcji mowy i pamięć. Podczas walki przechytrza Decepticona i go pokonuje, ale z powodu dużych obrażeń ukrywa się pod przykrywką starego Volkswagena Beetle'a. 

Tymczasem nastolatka Charlie Watson, która przeżywa śmierć swojego ojca nie może zrozumieć, że jej rodzina zachowuje się tak jakby się nic nie stało, a która chce po prostu żyć dalej. Dziewczyna pracuje nad wspólnym projektem jej i jej ojca który wspólnie robili, czyli próbuje naprawić Corvettę. Wkrótce na złomowisku wujka Hanka znajduje starego, żółtego garbusa, którego dostaje na osiemnaste urodziny. Dziewczynie udaje się uruchomić samochód i szczęśliwie odjeżdża. W domu natomiast okazuje się, że to nie jest zwykły samochód i przed Charlie staje tajemniczy robot. Dziewczyna jest lekko zszokowana i przestraszona ale jednak próbuje się z nim porozumieć. Robot też chciał, aczkolwiek nie mógł i wydawał tylko robotowe dźwięki, które dziewczynie skojarzyły się z... trzmielem. I właśnie tak nadała mu imię - Bumblebee. Aby móc się z nim jakoś porozumieć wymienia mu radio i dzięki temu Autobot może coś "powiedzieć". Tajemnicę jej auta odkrywa chłopak o imieniu Memo, który jest tak samo zdziwiony jego widokiem w innej postaci. Dziewczyna się z nim zaprzyjaźnia. 



Natomiast Decepticony, Shatter i Dropkick dowiadują się o tym, ze b-127 jest na Ziemi i sami się tam zjawiają. Podstępem przekonują do siebie ludzi z Sektora 7 wmawiając im, że to Autobot jest tum złym, więc obie strony chcą go odszukać i złapać. Niestety udaje im się to i Decrepticony wiedząc co chce zrobić Optimus Prime chcą ściągnąć swoich na Ziemię. Wyjawiają też swoje prawdziwe oblicze co do "zaprzyjaźnionych" ludzi. Podczas gdy jeden z Decepticonów walczy z Bumblebee, to ten drugi wykonuje ich plan sprowadzenia reszty na tą planetę. Charlie pomaga swojemu nietypowemu żółtemu przyjacielowi, który w międzyczasie ratuje Pułkownika Burnsa, który zmienia zdanie na temat Autobotów. 

Jednak nasza niecodzienna dwójka przyjaciół musi się rozdzielić, bo Bumblebee ma nadal swoją misję do wykonania i przybiera postać znanego nam już Chevroleta Camaro, a Charlie w końcu naprawia swoją Corvettę.


Film może nie zawierał standardowej ilości akcji, wybuchów i efektów specjalnych, jak było dotychczas w serii "Transformers", ale się go oglądało bardzo przyjemnie, według mnie. To była świetna mieszanka dobrej fabuły, dobrej muzyki, humoru i poniekąd wzruszeń. Mamy główną bohaterkę, która wykazuje jakieś swoje uczucia, która nie rozumie, że po śmierci jej ojca trzeba jakoś żyć dalej, nie rozumie swojej matki, która właśnie próbuje to robić. Jest zagubiona i myśli, że nikt jej nie rozumie, a przyjaciela znajduje sobie dopiero w robocie z kosmosu. spodobała mi się też relacja między Charlie a Memo, które zostały przyjacielskie, mimo że na końcu widzimy iż teoretycznie mogłoby coś między nimi być. Ogółem nie przepadam za takim czymś, że w filmie spotykają się chłopak z dziewczyną, jest miłość od pierwszego wejrzenia i od razu nie mogą się od siebie oderwać i nie mogą bez siebie żyć. Wkurza mnie takie coś, a w tym filmie czegoś takiego nie popełnili, więc od razu mi lżej się zrobiło. 

Oczywiście film nie jest jakiś tam Oscarowy, ale bardzo mi się podobał. Prosta sympatyczna historia, fajnie opowiedziana, taka mała przerwa od tych bardziej efekciarskich "Transformersów" od Michaela Bay'a, która w sumie się przydała. Scen walki między robotami nie było dużo, ale mi wystarczyło to co było, bo jak wiadomo co za dużo to niezdrowo.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz