środa, 4 grudnia 2019

COMA powiedziała Game Over Lublinowi.

Grudzień zaczęłam  fajnie i nie fajnie. Fajnie bo byłam na koncercie zespołu COMA, a nie fajnie, bo to był ich ostatni koncert. 

To już drugi pożegnalny koncert na jakim byłam w tym roku. Gdzieś z początku roku byłam na ostatnim koncercie lubelskiego zespołu Phedora, a teraz byłam na ostatnim koncercie COMY. I to dziwne uczucie, kiedy było się na fajnym koncercie, ale był on ostatni. 

Na swój ostatni koncert w Lublinie COMA wybrała sobie dość nietypowe miejsce, bo w Centrum Spotkania Kultur, gdzie tego typu koncerty są raczej rzadkością. Dziwnie się czułam siedząc w sali Amfiteatru, zamiast stać przed sceną w którymś klubie. A właśnie, nietypową rzeczą było to, że wszyscy musieliśmy siedzieć, bo w końcu to Amfiteatr, i w trakcie koncertu widziałam jak niektórych energia rozpierała. To jest ciekawe w sumie, bo jak stoję, to zbytnio się nie ruszam, tam pokiwam głową i potupie nóżką, a jak musiałam siedzieć przez cały koncert, to nagle mi się ruszać zachciało 😆. 

Swoją drogą, ledwo lepiej poznałam zespół, a tu działalność skończył 😛. Na początku słyszałam w radiu utwory COMY i wiadomo, że kojarzyłam takie tytuły jak "Los Cebula I Krokodyle Łzy", "Daleka droga do domu", "System", czy "Spadam". Po jakimś czasie, jak już zaczynałam ogarniać jak działa internet, chciałam wziąć się i przesłuchać ich wszystkie albumy, ale tak długo mi się zeszło, że jak już przesłuchałam, to jakoś niedługo potem pojawił się album "2005 YU55". Wiec tak na oko znam się twórczością zespołu tak pięć/sześć lat. Na koncertach zaś byłam tylko na czterech, łącznie z tym pożegnalnym, i do tej pory żałuję, że jak grali na Lubelskich Juwenaliach któregoś roku, to ja wybrałam urodziny w rodzinie... To jest definicja bólu istnienia.



Cieszę się, że mogłam być na tych czterech koncertach, a ten pożegnalny, to ja w ogóle nie czułam, że jest pożegnalny. Była taka genialna atmosfera, że ja sobie siedziałam i delektowałam się muzyką. Zespół zaczął od przegenialnego utworu "Zaprzepaszczone siły wielkiej armii świętych znaków", gdzie początek lekko przydłużyli, co dało świetną atmosferę, a i tak utwór sam w sobie jest długi. Ja uwielbiam ten tytuł, a zagrany na żywo to czysta przyjemność dla uszu. Chyba z tego zachwytu, to aż oczy mi się lekko od łez zawilżyły. No lepszego rozpoczęcia koncertu chyba nie mogli zrobić.

Innym utworem przy którym zachwycałam się, że jest grany był "Cisza i ogień". Pewnego razu jechałam busem i usłyszałam ją w aplikacji na Spotify, i tak wryła mi się w głowę, że spytałam się, gdzie ja byłam, że o nim zapomniałam. Cieszyłam się, że został zagrany, chyba rzadko gra się takie melancholijne utwory, zazwyczaj są to te bardziej żywsze. No ale te żywsze również zostały zagrane, jak na przykład "Proste Decyzje", które bardzo lubię, "Lajki", które są bardzo fajne, "Trujące rośliny", czy "Odwołane". 

Zespół zagrał również utwory z ich najnowszego albumu, takie tytuły jak "Meluzyna", "Fantazja", "Przybysze z Matplanety", czy "Marsz robotów". Nie zabrakło też "Daleka droga do domu", "Los Cebula I Krokodyle Łzy", "Leszek Żukowski". Ku mojej uciesze wykonany został utwór "Popołudnia bezkarnie cytrynowe", który również uwielbiam, a na końcu oczywiście, tradycyjnie "Sto tysięcy jednakowych miast", ale tym razem nie siadaliśmy, tylko staliśmy, bo przecież siedzieliśmy przez cały koncert.  





Zespół pięknie zagrał, a do tego uroku dołączyło się świetne nagłośnienie, przy którym kompletnie nie czułam, że jest za głośno, nic mi nie szeleściło, żaden dźwięk mnie nie drażnił, jak to było raz w pewnym klubie no i ogólnie poezja. Dodatkowo mogłam zobaczyć jak mniej więcej wygląda Centrum Spotkania Kultur, bo raczej za szybko się tam nie pojawię 😛. Atmosfera była cudowna. Światła tak świetnie podkreślały to, co działo się na scenie, to aż szkoda, że nie mogłam swojego aparatu wyciągnąć, tylko jedynie telefon (a tyle świetnych ujęć by wyszło...😢). Ból dla fotografa. No cóż, może innym razem. 

Minęło już trochę czasu, a ja cały czas w pamięci mam ten wieczór i cały czas o nim myślę. Dodatkowo rodzice puszczają jakąś płytę COMY, więc tym bardziej nie dają mi zapomnieć. Tak pozytywnie nakręciła mnie ta muzyka wykonana na żywo i kontakt Piotra Roguckiego z publicznością, że ja jestem w stanie teraz pisać ten wpis,a normalnie miałabym amnezję i kompletnie nie wiedziałabym co napisać. Miałam kilka takich sytuacji, to wiem o czym mówię 😛. Dodatkowo jestem w trakcie pracy nad innym, trochę większym wpisem i teraz mi to idzie z łatwością, a przed koncertem się zacinałam i nie wiedziałam co pisać, mimo że to o czym piszę nie jest kompletnie związane z koncertem 😂. To się nazywa magia muzyki 😄. 

Ogólnie muzyka na żywo jest czymś wspaniałym. Mam nadzieję, że będzie mi dane jeszcze nie na jeden koncert, albo muzyczny festiwal pójść i czerpać przyjemność z słuchania swoich ulubionych wykonawców. Dla fana nie ma chyba nic lepszego niż usłyszenie utworów ulubionego zespołu, wykonawcy na żywo. Ja jak chodzę na koncerty, to jestem strasznie wdzięczna, że mogę na takowym być i często jestem wzruszona jak to było na koncercie Eda Sheerana, czy w tym roku na koncercie zespołu Sabaton na Mystic Festival, no albo będąc niedawno na koncercie zespołu COMA. 


COMA - Daleka droga do domu | GAME OVER TOUR | Lublin

COMA - Proste Decyzje | GAME OVER TOUR | Lublin


COMA - Trujące rośliny | GAME OVER TOUR | Lublin


COMA - Cisza i ogień | GAME OVER TOUR | Lublin 01.12.2019


COMA - Popołudnia bezkarnie cytrynowe | GAME OVER TOUR | Lublin 01.12.2019

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz