czwartek, 28 września 2023

Oglądam to jeszcze raz. | "Transformers". Wszystkie filmy.

Po latach, i to tak konkretnie po latach, obejrzałam ponownie wszystkie filmy "Transformers". Serię poznałam w 2010 roku, albo w 2011 tuż przed premierą trzeciej części. Już nie pamiętam dokładnie, choć obstawiam bardziej tą pierwszą opcję, bo obejrzałam dwa pierwsze filmy, a w jakimś nie dużym odstępie czasu premierę miał trzeci film. Wtedy jako dziecko bardzo jarałam się tymi produkcjami. Za każdym razem, gdy puszczali je w telewizji, to ja oglądałam. Jednak wkrótce telewizję przestałam oglądać. I od tamtej pory trzech pierwszych filmów nie widziałam, a dwa kolejne widziałam tylko raz w kinie. Więc tak jak przy pierwszych trzech minęło już sporo czasu, tak i przy tych dwóch niechcący też (pisząc to, właśnie uświadomiłam sobie, że czwarty film będzie miał za rok dziesięć lat). 

Niedawno miał premierę najnowszy film, "Transformers: Rise of The Beasts", widziałam jego trailery, po premierze obejrzałam jego jedną recenzję, co algorytm YouTube'a to wychwycił i zaczął mi proponować materiały związane z tym konkretnie filmem oraz z tymi wcześniejszymi filmami. Nawet wideo z muzyką mi podsunęli. Włączyłam jedno wideo, gdzie mówione było coś o Transformers, odtworzyłam też sobie kultowe "Arrival to Earth" ze ścieżki dźwiękowej pierwszego filmu. Które pierwsze odtworzyłam, nie pamiętam, ale to i tak odtwarzałam jedno po drugim. I wraz z tymi materiałami trafiła mnie strzała nostalgii i wspomnień, jakie te filmy były dobre, jak bardzo mi się podobały. Potem obejrzałam jeszcze parę wideo, bo oczywiście YouTube zaczął proponować mi tego jeszcze więcej, w tym różne sceny. Zaczęła mnie łapać zajawka na te film i do tego stopnia chwycił mnie hype, że potem w najbliższy weekend zrobiłam maraton Transformersowy. Z pewnych przyczyn chodziłam spać po szóstej nad ranem, więc ten nocny czas, ciszę i spokój, wykorzystałam w piątek i sobotę. Pierwszego dnia dwa filmy, drugiego reszta. 

Tak więc zamiast iść oglądać nowy film, ja się zajęłam starymi. Życie 😆.

Zwarzywszy na to, iż minęło dużo czasu, to oglądając pierwsze trzy filmy, nazwałam je prawilną trójcą, przy okazji sprawdziłam, czy nadal wpisują się w kategorię moich ulubionych, oraz czy dwa pozostałe nadal mnie zadowalają i są dla mnie spoko. Byłam ciekawa, jak to będzie po takim długim czasie.

Również warto by było ostrzec, że ja się nie będę patyczkować i mogą być spoilery, więc skoro znalazł by się ktoś, kto nie zna Transformersów, to informuję.




Transformers [2007]
Baza wojskowa w Katarze zostaje zaatakowana przez coś, co żołnierze widzieli po raz pierwszy na oczy, a co próbowało zhakować wojskowe dane. Rozpoczyna się śledztwo, kto za tym stoi. Jeden z analityków wpada na trop. Tymczasem Sam Witwicky kupuje swój pierwszy samochód. Gdy nadarza się okazja, chce odwieść do domu dziewczynę, która mu się podoba, Mikaelę. Dziewczyna się zgadza, a podczas drogi ta dwójka sobie rozmawia i trochę poznaje, natomiast auto daje znaki starego samochodu. Mimo komplikacji udaje się dojechać do celu. I ten moment podwózki, rozmowy, poznawania się tej dwójki oraz psikusy samochodu pozostał cringe'owy. Pamiętam, że bawił mnie on, ale jednocześnie skręcało mnie z zażenowania. Ja ogólnie nie przepadam za wątkami miłosno romansowymi, odkąd pamiętam, takimi typowymi, tanimi. I jak lata temu nie przepadałam za tym momentem, tak teraz tym bardziej. Wkrótce zaczynają się dziać dziwne rzeczy i okazuje się, że samochód Sama, to robot, który ratuje go przed drugim robotem. Samowi i Mikaeli (która się niechcący napatoczyła) udaje się porozumieć z robotem. Komunikując się przez radio (nastawia sobie je tak, by składały się zdania tego, co chce powiedzieć) przekazuje im, że jest przybyszem z kosmosu i nadejdzie więcej takich, jak on, po czym zmieniając się w samochód otwiera im drzwi, chcąc by wsiedli. Podczas drogi Mikaela dziwi się, że skoro Bumblebee jest robotem z kosmosu, to dlaczego jest takim samochodowym gratem. Autobot chyba poczuł się urażony, bo wygnał dwójkę i po chwili wrócił jako super fura. Byli w szoku, wsiedli z powrotem i ruszyli ponownie w drogę. I tu zaczyna się niezmiennie mój ulubiony fragment, wraz z kultowym "Arrival to Earth", gdzie to roboty przybywają na ziemię, jak spadające gwiazdy, trafiają w różne miejsca i szukają kamuflarzu w różnych modelach samochodów. I ta scena, gdzie jeden ląduje w czyimś basenie i wychodzi do niego mała dziewczynka pytając się, czy jest wróżką zębuszką, no świetna. A potem, jak się wszystkie spotykają w jednym miejscu i jadą w jednej grupie jak w gangu, a za chwile Optimus Prime jako ciężarówka zatrzymuje się centralnie przed Samem i Mikaelą, po czym transformuje się, a następnie piękny ruch kamery pokazuje transformacje reszty na drugim planie. To jak zrobili to ujęcie tak od dołu, dzięki czemu można było poczuć wielkość robota, czy to, jak zrobiono samą transformację i widzi się, jak te wszystkie części przestawiają się i z ciężarówki robi się postać, jest czymś, co zawsze będzie robić na mnie wrażenie. (No musiałam wstawić klip z tej sceny).

Transformers (2007) - Autobots Arrival On Earth Scene 4k HDR

To też ta scena została mi pokazana w momencie, kiedy koleżanka pokazywała mi ten film i chciała zachęcić mnie do obejrzenia. Co jak widać jej się udało. Dobrą scenę do tego wybrała. Gdy Optimus się poskładał i rozciągnął metalowe części, przedstawił się, powiedział iż on i reszta to Autonomiczne Organizmy Robotyczne, krócej Autoboty. Przybyli oni na Ziemię, by odnaleźć All Spark, po polsku to była chyba wszechiskra, obiekt o kształcie kostki, więc nazywali to też The Cube, i muszą to zrobić nim odnajdą ją Decepticony, te drugie, złe roboty, które chcą użyć kostki do zniszczenia Autobotów. Autoboty zaś chcą odbudować swoją planetę, Cybertron i zakończyć wojnę. Informacja, gdzie jest ta kostka jest na okularach Archibalda Witwicky'ego, dziadka Sama, a które chłopak posiada. Dlatego wszyscy jadą do domu, gdzie on mieszka, by ten mógł poszukać tych okularów i przekazać je Autobotom. Podczas poszukiwań przybywają agenci z Sektora 7 i aresztują Sama, jego rodziców oraz Mikaelę. Oczywiście chodzi im o te konkretną dwójkę, co miała do czynienia z Autobotami (rzecz jasna rodzice Sama nie mieli pojęcia o niczym), które próbują odbić Sama i Mikaelę, co nawet dobrze im szło, ale przyjechało wsparcie od Sektora 7 i ta dwójka ponownie zostaje pojmana, razem z Bumblebee. I kiedy zamrażali go zamrażali, Samowi udało się na moment wyrwać i próbował ratować swoje pierwsze auto w formie robota. Odpychał ludzi z Sektora 7, jednemu wyrwał tą broń strzelającą zimnem i wycelował w niego. Ten moment kiedyś chwycił moje kamienne serce (znaczy, wtedy było mniej kamienne), i teraz było tak samo, tylko emocje odczuwałam trochę lżej, no bo ja znałam ten film, wiedziałam co się stanie. Było to smutne, chłopak biegnie bronić swojego metalowego przyjaciela, jeszcze dali slow motion, co podbiło to wszystko. I w pełni rozumiem Sama, kto miał pierwsze auto i się do niego jakkolwiek przywiązał też powinien zrozumieć.


Sam i Mikaela lecą helikopterem do siedziby Sektoru 7, razem z Maggie, która pracowała nad sprawą shakowania militarnej bazy danych, oraz jej kumpel. Ta scena i dialogi są krótkie, ale za każdym razem wybucham śmiechem tak samo. To trzeba zacytować. 

Maggie Madsen: What'd they get you for?

Sam: I bought a car. Turned out to be an alien robot.

Glen: (szeptem) Wow.

Sam: Who knew? 

Po angielsku, bo po takiemu oglądałam, plus wole oryginał niż przetłumaczone. Choć o ile dobrze pamiętam, to polskie tłumaczenie nie było złe.

Na miejscu Sektor 7 przekonuje się, że Sam coś niecoś wie, a w trakcie rozmowy z agentem Simmonsem Sam domyśla się, że poza zamrożonym Megatronem mają też i AllSpark, a gdy mają się przejść do tej kostki, chłopak żąda, żeby wypuścili Bumblebee i również zobaczył iskrę, no logiczne, z jego planety to pochodzi. Wypuszczają go, a ten zamienia wielką kostkę do takiej wielkości dla człowieka. Muszą uciekać z kostką, bo Decepticońskie impostory nie śpią i grasują, co spowodowało, że Megatron się zaczął rozmrażać, co nie było niczym dobrym. Dojeżdżają do miasta, gdzie czeka na nich wsparcie wojska. Zaczyna się (o bogowie) walka. Gdy Bumblebee zostaje ranny, daje kostkę Samowi, a ten pilnuje jej jak może. Podczas walki z Megatronem, Optimus Prime chce, aby Sam włożył kostkę w jego metalową pierś, by w ten sposób ją zniszczyć. Sam natomiast zamiast tego wymierza kostkę w klatę Megatrona i to go zabija. Wszystko kończy się dobrze. Sam i Mikaela zostają parą. Optimus Prime widząc odwagę ludzi, że jest w nich coś więcej niż na pierwszy rzut oka (ale się zdziwi w czwartym filmie), woła resztę Autobotów, by szukali schronienia na Ziemi. Natomiast sekretny Sektor 7 zostaje zlikwidowany, Megatron wrzucony do wód oceanu i jakby co, to nikt nic nie widział.



Włączając ten film byłam tak zajarana i samym tym faktem, i tym, że zobaczę ten film, który był moim ulubionym oraz do którego mam wielki sentyment, do tego kultowa przemowa Optimusa. Bardzo się cieszyłam, gdy oglądałam ulubione sceny, ale nie tylko, bo w całym filmie jest dużo momentów, które lubię. Nie lubianych momentów nie ma, ale za to są te cringe'owe, jak właśnie rozmowa w aucie, gdy Sam odwoził Mikaelę, albo rozmowa Sama z rodzicami, gdy ten szukał okularów w swoim pokoju u próbował ich spławić. One były dla mnie cringe'owe i takie pozostały. Fabuła nie jest jakaś skomplikowana, wymyślna i niesamowita, i wcale nie musi. Jest prosta, na moje oko logiczna i to jest film, żeby się dobrze bawić. Ona ma trzy linie, jedna opowiada historię Sama, druga żołnierzy, którzy przeżyli atak na bazę wojskową z początku filmu, no a trzecia, to spojrzenie na działania rządowe. Każda z nich ma sens, ma jakiś cel i pod koniec wszystkie się spotykają. Wydaje się to prostym zabiegiem, ale ja po latach to doceniam i uważam to za cos świetnego. Efekty komputerowe, jak na 2007 rok są bardzo dobre. Wiadomo, że czasem było widać niedoróbki, ale to można wybaczyć, bo to 2007 rok. Zdarza się, że w dzisiejszych wydawałoby się nowoczesnych produkcjach CGI jest o wiele słabszy, a czasem wygląda nawet obrzydliwie. A patrząc na te roboty, czy ich transformacje dają mi wrażenie, że istnieją w tym przedstawionym świecie. Nie miałam czegoś takiego, że przyszło mi na myśl "ooo, ale gówno", "jak mam niby uwierzyć, że to jest prawdziwe". Obraz jest charakterystycznie pomarańczowy, wszyscy wyglądają jakby byli opaleni, albo cały czas stali w świetle zachodzącego słońca. Nie wiem o co chodzi z tym, ale to jest chyba trochę taki znak rozpoznawczy tego filmu, no mi ten element zapadł w pamięć. 

Postacie były takie, jak ich zapamiętałam. Sama, głównego bohatera, bez zmiennie bardzo lubię. Jego postać ma taki charakter, że ja bym się mogła z nim zakumplować. Poczucie humoru go nie opuszcza, nie szczędzi sobie sarkazmu (uwielbiam sarkazm), kombinuje, żeby jakoś poradzić sobie w życiu, a na końcu pokazuje, że ma w sobie coś tam odwagi. Mikaela jest taką postacią, którą ani lubię, ani nie lubię, jest prawie całkowicie dla mnie obojętna. Nie ma nic w sobie, co by mnie przyciągało, jedynie doceniam moment, gdzie nie chce ona być zupełnie bezużyteczna, chcąc pomóc cokolwiek i bierze rannego Bumblebee na ciężarówkę, by potem ona jechała, a on strzelał. Choć przedstawienie strachu przed tym wyczynem przez Megan Fox trochę mnie bawił, nie wiem czemu. Oczywiście jest genialny agent Simmons, no genialna postać. Oglądając ten film przypomniała mi się ta postać, jej teksty, charakterystyczne zachowanie. Też w pierwszym momencie nie ogarnęłam kto to, bo pierwszy raz oglądałam po angielsku i dotarło po jakimś czasie, że ja gościa znam. Lubię też grupę żołnierzy z Katarze z kapitanem Lennoxem. Między nimi jest fajny humor sytuacyjny i dialogowy. Lubię scenę, gdy Lennox dzwoni po pomoc, ale na linii był pośrednik od operatora, czy ktoś taki, i w pewnym momencie pyta się, czy Lennox chce pakiet premium, tymczasem koło żołnierza strzelanina, wybuchy. 

No cóż, po tak długiej przerwie od ostatniego obejrzenia tego filmu nic się nie zmieniło. Nadal lubię ten film. Teraz nawet go doceniam, bo jak na 2007 rok trzyma poziom, i w sumie brakuje teraz takich produkcji. Po tym czasie też więcej zauważyłam. Takie drobne, jak na przykład to, jak rząd na końcu kasuje Sektor 7 i dowody o robotach, co trochę pokazuje, jak władze strują tym, o czym ludzie mają wiedzieć, a o czym nie. To też był właśnie pierwszy raz, jak oglądałam ten film w oryginale, po angielsku, bez żadnych napisów i innych lektorów i to było ciekawe doświadczenie, bo mimo, że pierwszy raz w oryginale, to i tak pamiętałam niektóre kwestie mówione przez bohaterów, dosłownie nie czułam jakiejś dużej różnicy, gdy nie było lektora. Po latach uważam, że to naprawdę dobry film. Fabuła ma sens, cały czas coś się dzieje, dużo akcji, humoru i dobre efekty komputerowe. Cieszę się, że w końcu wzięłam się i obejrzałam ten, jak i resztę filmów z tej serii, bo już po tym jednym czułam taką frajdę po obejrzeniu. 



Transformers: Revenge Of The Fallen [2009]
W drugim filmie Sam wybiera się na studia! Podczas pakowania rzeczy chce wziąć ze sobą bluzę, w której w poprzednim filmie biegał z kostką pod pachą i nieoczekiwanie wypada z niej fragment AllSpark. Robi to trochę zamieszenia, bo ten spadający fragment swoją mocą ożywił sprzęt w kuchni, który zaczął strzelać, a jeszcze większe zamieszanie robi Bumblebee, który rozwala nie tylko nowe roboty. Pamiętam, że kiedyś rolowałam się na podłodze (oczywiście w przenośni) oglądając ten moment. Teraz również się śmiałam, no ale już po podłodze się nie tarzałam. Po latach być może mniej śmieszy, plus swego czasu bardzo często oglądałam między innymi ten film, więc mimo iż dawno nie widziałam, no to i tak do znam. Wracając do Sama i jego studiów. Chłopak myśli, że ma spokój od swoich robotycznych kumpli z kosmosu. Jednak zaczyna widzieć znaki, jego auto samo do niego przyjeżdża i robi mu przypał, a do tego atakuje go dziewczyna, która okazuje się Decepticonem, i w ogóle Decepticony na niego polują przez to, co ma w głowie. Z opałów ratują go Autoboty, lecz podczas walk ginie Optimus Prime. Sam ma wyrzuty sumienie przez to, że zginą przez niego. No cóż, za pierwszym razem, to ja byłam w szoku, że Prime zginął, miałam takie "jak to?", "Optimus ginie? I co dalej?". Teraz było mi po prostu smutno (choć nie spodziewałam się, że w ogóle jakoś na to zareaguje).

Sam postanawia zrobić coś ze znakami w swojej głowie. Dzięki swojemu nowemu koledze, Leo, trafia do Simmonsa, byłego agenta zlikwidowanego Sektoru 7 z poprzedniego filmu, który z początku olał temat, ale łatwo go było przekonać do dalszej rozmowy. Tak więc Sam razem z Mikaelą i niechcący Leo, docierają z Simmonsem do Decepticona, króry przeszedł swego czasu na stronę Autobotów. Pamiętam do teraz ten strach, który miałam razem z bohaterami, jak oni uruchomili tego robota i w tym samym momencie ogarniają, że to Decepticon, po czym jak się okazuje, że on jest po dobrej stronie, to taki kamień spadł z serca. Sam pokazuje temu Decepticonowi, Jetfire, te znaki co widział w głowie. Ten zaś wyjaśnia, że znaki te mają związek z Matrycą (Matrix of Leadership) ukrytą przez Prime'ów i wyjaśnia jaką ma moc. Sam dedukuje, że Matryca może ożywić Optimusa Prime'a i to bierze sobie za cel. Jetfire teleportuje wszystkich do Egiptu, by odszukać tą Matrycę. Gdy ją odnajdują, w rękach Sama zamienia się w proch. Podczas oglądania za pierwszym razem miałam takie samo przerażenie, jak on. Ale Sam nie poddał się, pozbierał ten proch do skarpety z zamiarem kontynuowania swojego planu.

Simmonsowi udaje skontaktować się miedzy innymi z Lennoxem, mówi mu, że potrzebują Optimusa i daje mu współrzędne, gdzie do zrzucić. Oczywiście cała grupa wyrusza w tamtą stronę. A im bliżej, tym trudniej. W międzyczasie Upadły, który przybył a Ziemię po śmierci ostatniego Prime'a z planem, no tak w skrócie zniszczenia ludzkości, chce uruchomić śmiercionośną maszynę. A jego sługa, Megatron (co go Decepricony zmartwychwstali) próbuje zabić Sama, gdy domyśla się, że chce on ożywić Optimusa. No i mu się prawie udaje, bo gdy Sam biegnie ku Prime'owi, to wystrzeliwuje ku chłopakowi pocisk, a gdy Sam zostaje odrzucony przez wybuch i nie można było go obudzić, no to mnie wstrząs za pierwszym razem, gdy oglądałam. Miałam takie "przecież on nie może umrzeć". I ja się kompletnie nie spodziewałam, bo przecież znałam ten film i wiedziałam co tam się działo, ale oczy mi się zaszkliły. I w ogóle, ku zdziwieniu, bardzo mi się spodobało, jak Mikaela klęczała nad Samem, mówiła, żeby się obudził, jak ona jego nie kocha i tak dalej, nie poruszyło mnie to nie wiadomo jak, ale no mi się podobało pod względem tego romantycznego aspektu. Jednak Prime'owie uznają Sama za godnego, wracają do życia, a Matryca składa się z ziarenek w całość. Więc Sam wstaje, idzie i dokonuje swojego celu. Optimus Prime ożywa, ale Upadły zabiera mu Matrycę i próbuję uruchomić maszynę. Ale zjawia się staruszek Jetfire i daje Optimusowi swoje części. Upgrade'owany Prime idzie do tego Upadłego, ubija go i niszczy śmiercionośną maszynę.



Ponownie, nic się nie zmieniło w przypadku tego filmu, podoba mi się i lubię go. Znów, więcej zrozumiałam. I to jest strasznie ciekawe, jak dosłownie jakaś drobna rzecz powodowała u mnie, że "aaaa to dlatego". Sama fabuła była prosta, zrozumiała, składna. Udało się też tutaj fajne ujęcia zrobić. Na przykład kamera podąża za wystrzelonym pociskiem przez Optimusem, albo jak Sam łapie Decepticońskiego insekta i jest ujęcie na jego dłoń w momencie, gdy zgniata go palcami i w tym samym kadrze ostrość przechodzi na jego twarz, czy przejście kamery przez małą dziurkę w ścianie, pokazane jest co się dzieje poza tym domem, po czym wraca przez dziurkę od klucza. Kiedyś nie zwracałam na takie przeczy uwagi, a teraz tak i lubię, jak filmy są w ciekawy sposób nakręcone, mają fajne, kreatywne ujęcia i cieszę się, że teraz jak się zebrałam do obejrzenia tej serii, to mogłam to zauważyć. 

Moment, w którym Sam jest z tą Decepticońską dziewczyną, oni się całują i wkracza Mikaela, był i pozostał dla mnie cringe'owy. No nutkę cringe'u musieli dorzucić. Simmons przypomniał o sobie. Scena, w której on mówi, że jest człowiekiem zdradzonym przez kraj, który kocha (na tym etapie wybuchłam śmiechem), to ja się po dłuższej chwili zorientowałam, o co chodzi, jak mi się wersja z lektorem na chwilę przypomniała (i po raz drugi wybuchłam śmiechem, tylko mocniej). Ja mam tak, że jak coś oglądam po angielsku, do tego coś się dzieje i do tego może są jeszcze jakieś wybuchy czy coś, to mi czasem kwestie dialogowe ciężko wychwycić, i z tym Simmonsem miałam podobnie, aż w końcu do mnie dotarło. Jeszcze ja to ostatnio oglądałam z polskim lektorem i pewnie bym sobie szybciej ogarnęła, bo to mnie bawiło, a tak to pierwszy raz po angielsku, gdzieś tam mi trochę ciężko wychwycić dialogi, aż w końcu miałam takie "a to to!" 😂. "One man, alone, betrayed by the country he loves, now it's last hope in their final hour of need" 😆. Natomiast gdy Sam biegł z Mikaelą przez cała pustynię, to mi się śmiać chciało, że ona akurat tam biegnie na darmo, jeszcze trzeba się za nią oglądać i w ogóle aby przeszkadzała. Ja wiem, że to taki wątek miłosny i tak dalej, ale to nie przeszkadza w tym, że mnie to bawi. Też, jak wspominałam, nie ruszają mnie wątki miłosne tego typu. I tak jak w pierwszym filmie rozwalali miasto, tak w drugim postanowili rozwalić trochę Egiptu 😆. Oglądając ten film również dobrze się bawiłam. Dużo humoru, akcji, fajnie wyglądające wszelkiego rodzaje wybuchy, serio, Michael Bay lubi porządną robotę, jeśli chodzi o wybuchy.



Transformers: Dark Of The Moon [2011]
Autoboty pomagają ludziom w zapobieganiu konfliktom oraz czuwają, czy nie ma gdzieś Decepticonów. Podczas misji w Czarnobylu i przeprowadzeniu śledztwa technologii z kosmosu, atakują ich dwa Decepticony, Schockwave i Driller. Optimus odkrywa też część pochodzącą z Arki, statku kosmicznego z Cybertronu, który myślał, że zaginął. Autoboty dowiadują się, że ludzie odkryli Arkę po ciemnej stronie księżyca podczas swojego lotu w kosmos. Dlatego lecą na księżyc. Na Arce odkrywają Sentinela Prime'a i sprowadzają go razem z filarami, które stworzył, na Ziemię, którego ożywiają za pomocą Matrycy. Ogólnie z jakiegoś powodu rozbawiło mnie, jak przedstawili Czarnobyl, w jedno miejsce walnęli chyba wszystkie charakterystyczne obiektu z tego miejsca, no mogli się trochę bardziej postarać 😅.

Sam nie może znaleźć pracy, co go gryzie, tym bardziej, że jego dziewczyna, Carly, ma pracę i to do tego dobrze płatną. Fajnie tu pokazali, że można być po studiach (i uratować dwa razy świat), i pracę ciężko znaleźć. Po kilu rozmowach kwalifikacyjnych w końcu przyjmuje jakąkolwiek pracę. Jednak nie jest mu dane spokojnie popracować, bo najpierw zaczepia go koleś i sprzedaje mu pewne informacje, po czym atakuje go Decepticon. Dlatego jedzie do siedziby NEST (Nonbiological Extraterrestrial Species Treaty), ale tam zostaje zignorowany przez takiego jednego ważniaka, co myśli, że zna się na robotach z kosmosu i tak dalej, a tak naprawdę gówno wie. Dlatego Sam kontaktuje się z Simmonsem i obgaduje sytuację. Odkrywają, że Decepticonom chodzi o Sentinela. Niespodziewanie Sentinel zdradza Autoboty i wyznaje, że zawarł umowę z Decepticonami, bo chce ocalić Cybertron i wkótce aktywuje swoje filary oraz sprowadza Decepticony. Decepticony żądają też, by ludzie odesłali Autoboty. Gdy oglądałam ten film po raz pierwszy, to zdrada Sentinela była dla mnie zaskoczeniem i poczułam tą zdradę razem bohaterami filmu. Teraz też poczułam ten klimat zdrady.

Gdy Sam idzie po Carly, okazuje się, że jej szef, Dylan Gould, jest po stronie Decepticonów, porywa Carly, a Samowi daje Decepticoński zegarek, który wczepia się w jego ciało i karze mu dowiedzieć się jakie plany mają Autoboty, a gdy będzie chciał powiedzieć coś, czego Decepticony by nie chcieli, zegarek zareaguje. 

Autoboty zostają odesłane z Ziemi. Scena, jak się zjeżdżają, jeden za drugim, do tej rakiety co mieli nią lecieć, z eskortą helikopterów i innych, a do tego utwór ze ścieżki dźwiękowej (te dźwięki, które wpasowały się w odgłosy helikoptera w spowolnionym tempie), jaki został zrobiony, była i pozostała dla mnie przejmująca. A potem jeszcze Sam żegna się z Optimusem i Bumblebee, no smutno mi się zrobiło. Do tego walnęli sceną, jak Sam ogląda start rakiety i jak ona zostaje zestrzelona przez Decepticony. Widok zestrzeliwanej rakiety, oraz wyraz twarzy Sama, który na to patrzył, ścisnęło moje kamienne serce. Wiadomo, że za pierwszym razem najmocniej, ale ile ja tej sceny nie oglądałam to zawsze robi u mnie smutek. Oglądając pierwszy raz, nie mogłam uwierzyć, że najpierw Autoboty odlatują, a potem dodatkowo zostaje zestrzelony, po tym zadawałam sobie w głowie pytania, co dalej? jak dalej się to wszystko potoczy? kto przyjdzie na pomoc? Teraz po prostu poczułam ten smutek.

Transformers 3 Dark Of The Moon - Autobots Leaving Earth Scene 4k

Gdy Autbotów już nie ma, Decepticony okupują Chicago. Rozmieszczają Filary na całej Ziemi, by przyciągnąć Cybertron. Sam postanawia ruszyć na pomoc Carly, przy czym ma swoich sprzymierzeńców. I scena, gdy jadą ulicami zniszczonego miasta, z soundtrackiem, muzyka skomponowana zmieszana z utworem "Iridescent" od Linkin Park, była tak smutna, że ponowne mnie ścisnęło. Ona również ile bym ją nie widziała, to ona zawsze mnie ruszała. Gdy są atakowani przez Decepticona, niespodziewanie, ku ich zaskoczeniu (również i moim, kiedy oglądałam pierwszy raz) pojawiają się Autoboty broniąc ich. Ten moment też bardzo lubię w tym filmie, i jak Optimus mówi "We will kill them all" oraz skwitował, że ludzie, ci co rządzą, mają nauczkę. Udaje się odbić Carly, próbują wszyscy przetrwać w atakowanym i walącym się budynku, NEST team pozbywa się Shockwave'a, Optimus walczy z Sentinelem, a Sam powstrzymuje Dylana przed uruchomieniem Filara kontrolnego, który Bumblebee niszczy. Optimus nie odpuszcza Sentinelowi po tym co zrobił i go zabija.

Transformers: Dark of the Moon - Clip (10/19) Iridescent

Transformers: Dark of the Moon - Clip (11/19) The Autobots' Return


Ten trzeci film jest taki najpoważniejszy, w sensie no on ma taki ton, bo Autoboty są wygnane, Decepticony robią rozpierdziel, niszczą miasto, zabijają ludzi, próbuję przyciągnąć Cybertron, czuje się to, że nie za dobrze się dzieje. W dwóch poprzednich filmach czuło się coś takiego przez chwilę, a tu w większości filmu. To też trochę pokazuje, jak ludzie, ci co są na górze, a do tego nie znający się na jakiś temat, a mają władzę do podejmowania decyzji, nie zawsze robią coś dobrego. Decyzje takich ludzi kosztuje życie innych. Dobrze to skwitował Simmons, gdy Autoboty wchodziły do swojej rakiety, by opuścić Ziemie: "Years from now they're going to ask us: where were you, when they took over the planet? We're gonna say: we stood by and watched". Fabuła jest dobra, jak zwykle nic nie wygórowanego, ale z sensem, choć postacie Carly i Dylana wydawały mi się niepotrzebne. Chyba, że coś mnie ominęło. Carly była, żeby Dylan miał kogo porwać, a Dylan był po to, żeby miał kto porwać Carly. Ktoś też wpadł na pomysł, żeby spróbować dać trochę znaczenia dla postaci Carly i poszła ona podjudzić Megatrona przeciwko Sentinelowi. To też było takie meh. A kończąc już jej temat, to jak jest moment, gdy są w tym walącym budynku, to ona nagle wyskakuje w... obcasach 😂, rozbawiło mnie to. A do tego trzeba było ją cały czas ratować 😛. Choć trzeba wziąć pod uwagę, że scenariusz był pisany pod postać Mikaeli, a że coś nie pykło, to musieli sobie radzić. 

W tym filmie transformacje robotów są trochę skromniejsze, ale dali bajery, że któryś w postaci samochodu podczas jazdy transformuje się tylko trochę, żeby na przykład wyciągnąć broń i z niej strzelać. Za nim zrobiło się poważnie i smutno, to oczywiście było dożo humoru

Nie jest to film idealny, i jest odrobinę słabszy od dwóch poprzednich, to muszę przyznać, ale i tak mi się podobał i dobrze mi się go oglądało. 






Warto by było podsumować tą prawilną trójcę. Świetnym było ponownie zobaczyć te filmy i tak jak były, tak zostają moimi ulubionymi. Na Filmwebie mają już dawno zasłużone serduszko. Są bardzo dobrze zrobione, jak na swoje lata wydania, szczególnie pierwszy film. Opowiadane historie mają sens, a niektóre elementy są wspominane z poprzedniego filmu, mam na myśli to, że wydarzyło się, było wspomniane, coś w tym rodzaju, w jednym filmie, a w drugim było o tym mówione, jak bohaterowie łączyli kropki w jakiejś sprawie. Efekty specjalne są dobrze zrobione, niekiedy lepiej wyglądają od tych z najnowszych filmów. Mam wrażenie, że mało się robiło filmów podobnego typu w ostatnich latach, bardzo dużo było tych o superbohaterach robionych na potęgę i które straciły na wartości. 

Postać Sama bardzo lubiłam i nadal bardzo lubię, rzecz jasna i w tym przypadku nic się nie zmieniło. Lubię jego charakter, poczucie humoru, rzucanie sarkazmem, kombinowanie. Towarzyszymy temu bohaterowi od liceum, aż do dorosłości, co jest fajne i w każdym filmie jest w innym miejscu w życiu, liceum, studia, praca. Shia LaBeouf świetnie zagrał tę postać. Podejrzewam, że on, jak i grana przez niego postać byli bardzo podobni z charakteru w tamtym czasie (co często się zdarza u młodych aktorów i ich pierwszymi rolami), więc Shia miał ułatwioną robotę. Polubiłam tego aktora i po pierwszym razie, jak obejrzałam Transformersy, sprawdzałam sobie inne jego role i obejrzałam jakieś z filmy z jego udziałem. I też od tamtej pory od czasu do czasu sprawdzam sobie, czy jest jakaś nowa produkcja z jego udziałem i jak takowa jest, to czy mnie zainteresuje. A że te trzy filmy z tytułem "Transformers" zostały moimi pierwszymi ulubionymi filmami, to automatycznie Shia LaBeouf został moim pierwszym ulubionym aktorem, szczególnie po zobaczeniu jego innych ról.

Świetnie zrobione zostało to, jak roboty ingerują w życie Sama na poszczególnym etapie oraz to, jaką rolę miały Autoboty po przybyciu na Ziemię. Bardzo podoba mi się, jak one współpracują z ludźmi, przeprowadzają różne operacje, są zintegrowani. Autoboty zbudowały zaufanie do siebie.

Do wszystkich filmów została skomponowana genialna muzyka, ona pomagała budować w nich klimat. Toteż filmy te spowodowały, że pierwszy raz zainteresowałam się muzyką skomponowaną i zaczęłam słuchać ścieżki dźwiękowej z tych produkcji. Nie wiedzieć czemu do tego czasu młodsza wersja mnie była przeświadczona, że takiej muzyki się nie słucha, w sensie tak jak utwory różnych artystów, zespołów chociażby z radia. Cóż, młoda byłam, życia się uczyłam 😆. Filmy same w sobie są nostalgiczne, ale do tego dochodzi nostalgia tego typu, że dzięki nim poznałam chociażby zespół Linkin Park, który stał się moim pierwszym ulubionym zespołem, który do tego rozpoczął moją przygodę z mocniejszą muzyką. Do tego takie zespoły, które słucham do teraz; Disturbed, Green Day, Nickelback oraz inni artyści i zespoły, do których w sumie warto by było wrócić, bo kiedyś słuchałam tego na okrągło i niezłe kawałki to są.




Transformers: Age Of Extinction [2014]
Tym filmem odcinamy się od poprzednich trzech. Mamy Cade'a Yeagera, który sprowadza do domu starą ciężarówkę. On ogólnie zajmuje się jakimiś naprawami, coś tam buduje i zbiera różne części. Ogólnie kombinuje, jak może, aby wpadł jakiś grosz, bo w domu jakoś się nie przelewa. Jego córka, Tessa, widząc ciężarówkę, nie jest za bardzo zadowolona i zaczęła wymieniać wszystko co w ostatnim czasie mu nie wyszło. Cade wieży, że tym razem, z tą ciężarówką, mu się uda, a Tessa uważa, że to kolejny złom i kompletnie nie wierzy w ojca. 

Niedługo ciężarówka okazuje się Transformerem. Jest to Optimus Prime, który był w takiej trochę hibernacji po tym, jak został mocno uszkodzony podczas walk, gdy razem z innymi Autobotami wpadł w pułapkę zastawioną przez ludzi. Ludzi? Tak, bo pięć lat po Bitwie o Chicago roboty są wrogo postrzegane. Jest też specjalna jednostka CIA black ops, Cemetery Wind, która poluje na Autoboty. Cade podejmuje się naprawy Optimusa. 

Jednak do Yeagerów przyjeżdżają ci od Cemetery Wind i szukają Autobota. Gdy sytuacja robi się nie za ciekawa, Optimus Prime wyskakuje i broni Cade'a i Tessę. W całym zamieszaniu Cade łapie drona CIA, a gdy ucieka razem z córką i współpracownikiem, ratuje ich Shane, chłopak Tessy, z którym potajemnie się spotykała, a który jest kierowcą rajdowym. Podczas tej ucieczki współpracownik Cade'a ginie, a reszta się chowa w opuszczonym budynku. 

Gdy Cade bawi się dronem od CIA, którego złapał, odkrywa, że firma K.S.I. robiąca swoje roboty na wzór tych z kosmosu, jest wplątana w Cementery Wind i ataki na Autoboty. Podstępem wchodzi do budynku K.S.I. i odkrywa, że z martwych Autobotów i Decepticonów robią te niby własne roboty. Szef tej firmy, Joshua Joyce, ma między innymi głowę Megatrona i z niej robi prototyp żołnierza Transformera, Galvatrona. Autoboty niszczą laboratorium, Ci od Joshuy wysyłają Galvatrona, żeby walczył z Optimusem, ale w pewnym momencie tracą nad nim kontrolę. Do walki wkracza Lockdown, asasyn z Cybertronu, pracujący dla Stwórców (Creators). Udaje mu się pojmać Optimusa, i przy okazji niechcący Tessę. Autoboty idą po Optimusa, a Cade i Shane po Tessę. 

Wkrótce Autoboty odkrywają, że Galvatron, to wskrzeszony Megatron. Ten dzięki ludziom, którzy stworzyli własne roboty, ma swoją armię. Joshua dostaje Ziarno (Seed) i wykorzystać go chce do swoich interesów, ale Cade informuje go, że jego Galvatron chce podbić Ziemię, więc rezygnuje ze swoich planów. Optimus woła do pomocy Dinoboty i wyjaśniają te złe roboty. Gdy Optimus walczy z Lockdownem, Cade stwierdza, że musi mu pomóc, a za nim Tessa, bo przecież ojca nie zostawi, no zaś jej nie zostawi Shane. I kiedy Prime jest przygwożdżony do ściany, to Cade odwraca uwagę Lockdowna, Shane jest za kierownicą, a Tessa zahacza hak, najpierw wywracają Lockdowna, a potem wyciągają miecz z Optimusa, a ten zabija tego drugiego robota.



To był pierwszy raz, gdy obejrzałam "Age Of Extinction" po tym seansie w kinie, no i trochę się pozmieniało. Pamiętam, że w 2014 roku ja byłam tym filmem zachwycona, mimo iż odbiegał od trylogii.  Było w nim wszystko co lubiłam, akcja, strzelaniny, wybuchy i roboty, które walczą. Teraz oczywiście również lubię te elementy, ale też patrzę na inne rzeczy. Wiadomo, ten film nie miał klimatu, taki jaki miała prawilna trójca, ale miał swój własny, który polubiłam. Fabuła jest w porządku. Pomysł, że Cade naprawił Optimusa mi się podobał, choć jak dla mnie trochę mało tej naprawy pokazano. Mogli pokazać więcej tego, bo zaraz akcja i w sumie trochę to wygląda, jakby Cade ledwie się wziął za naprawy i już było po wszystkim, albo daje wrażenie, że jednak Optimus nie był aż tak mocno uszkodzony. Też jak oni tam we trójkę uciekają w pole i zgarnia ich Shane, to w sumie nie wiadomo skąd on się tam wziął, w sensie, pokazane było przed całą akcją, że przyjeżdża, ale film nie podpowiada nawet, że Tessa ma sekretnego przyjaciela. Teoretycznie można mieć w domyśle, że coś jest na rzeczy z nim, i że Tessa mogła być umówiona na tajemnicze spotkanie, no ale still. Natomiast podobało mi się, jak Cade majsterkuje przy dronie od CIA, którego złapał podczas najazdu na jego dom, Grzebie w nim, aby spróbować dostać się do jakichś informacji, a potem go przerabia i sterując dżojstikiem zdobywa dane, dzięki którym potem wchodzi do siedziby K.S.I., a tam przeprowadza trochę takie śledztwo. Tym majsterkowaniem pokazał, że jednak coś niecoś on potrafi. Ładnie to kontrastuje z tym, co pokazane zostało na początku, że mu nic nie wychodzi. Pod koniec filmu, jak już była finalna walka, Cade wypala, że musi pomóc Optimusowi i ta ingerencja człowieka w sprawy robotów nie podobała mi się. Jeszcze wejście na statek Lockdowna było spoko (choć z ewakuacją z tego statku trochę popłynęli), albo sterowanie latającym pojazdem, w którym siedziała cała trójka, też to przeszło, choć było na granicy. No a w tej finalnej scenie, to Cade poszedł pomóc Optimusowi, który tak naprawdę nie potrzebował tej pomocy, zanim coś zrobił przed sobą miał gościa z wyciągniętą ręką z pistoletem wycelowanym w niego i to Optimus musiał ratować Cade'a, przez co nie był skoncentrowany na walce z Lockdownem i został przygwożdżony przez niego mieczem. Tą akcję ratuje to, że jak Tessa z chłopakiem się przytaczają, to oni zajmują się wywróceniem Lockdownem i wyciąganiu miecza z Optimusa, to Cade odwracał temu złemu uwagę, do tego Bumblebee się udzielał, no i było spoko. W Sumie Tessa z Shane'm zrobili więcej niż Carly w trzecim filmie. A motyw z ciężarówką, która ma linę zakończoną hakiem przypomina mi moment z pierwszego filmu, jak to Mikaela podobnym wozem woziła Bumblebee i on sobie strzelał do Decepticonów, a ona jeździła.


Relacje między Cade'm i Tessą są takie typowe dla ojca i córki w filmach, czyli ojciec pilnuje córki, zabrania się spotykać z chłopakami, czy każe jej się przebrać, gdy uważa iż ubrała się niestosownie. Natomiast relacje między Cade'm a Shane'm to też typowa relacja chłopak-ojciec dziewczyny, który zabrania mu dotykać jego córki, mówić do niej, tak jak się mówi do dziewczyny, gdy jest się parą. W obu przypadkach nic nowego, już się widziało. Oczywiście Tessa przez jakiś czas w filmie była wielce zakochana w Shane i nie zauważała swojego ojca, któremu coś wychodzi w kontekście jego majsterkowania, ratuje ją i tak dalej, a na końcu ona przecież nie zostawi swojego ojca. Część z tego wszystkiego miała powodować śmieszne momenty i niektóre nie zagrały, a na przykład tym "nie zostawię swojego taty" próbowali  działać na emocjach, no ale na mnie to nie działało. Niektóre dialogi były napisane na kolanie, bo słysząc je lekko więdły uszy. Może nie jestem ekspertem od języka angielskiego, ale chyba rozumiem go na tyle, żeby wyczuć zdanie niewygodnie do słuchania. Pewnie dlatego niektóre wymiany zdań miały być śmieszne, ale nie były, albo brzmiały nienaturalnie i sztucznie. 

Design Transformersów mi się podoba, jest nowy, inny, świeży. W prawilnej trójcy wyglądają one bardzo podobnie z filmu na film, a w czwartym który odcina się od tych trzech filmów, roboty mają taki przyszłościowy wygląd. Jednak to co jest minusem, to transformowanie się tych robotów. O wiele lepiej i efektowniej wyglądały ona w pierwszym i drugim filmie. Jest też coś nowego, czyli transformowanie się tych robotów zrobionych przez ludzi i mi to kompletnie nie pasowało, bo to latające cząsteczki składały się w robota. Mimo to, są spoko momenty, jak ten, w którym Optimus zmieniał się z starej ciężarówki w nową i kawałki rdzy odpadały, może nie ma tu nic specjalnego, ale mi się podobało, było sympatyczne. Całkiem spoko wyglądała transformacja Lockdowna, z samochodu do robota, czy transformowanie jego głowy w lufę broni. I chyba tyle, to jest to co zapadło mi w pamięć. To co zapadło mi w pamięć, że oglądając "Age Of Extinction" w kinie bardzo podobały mi się kolory obrazu i podczas seansu po latach również te kolory mi się podobają. W filmie tym jest też świetna muzyka, dopasowana podkreślała daną scenę. Lubię scenę, razem z utworem skomponowanej muzyki, gdzie Lockdown idzie na tle swojego statku i coś tam gada do Optimusa, którego potem zabiera na statek. Lubię też ten moment w soundtracku, gdzie wplątany został utwór od Imagine Dragons, "Battle Cry", czy ten fragment na końcu filmu przy przemówieniu Optimusa i na początku napisów końcowych. A co do Imagine Dragons, to ja się zdziwiłam nieco, że to oni zrobili utwór do filmu i że to nie był Linkin Park. Z jednej strony miałam lekki żal, a z drugiej się cieszyłam, bo lubiłam Imagine Dragons i byłam ich świeżym fanem w tamtym czasie. Natomiast "Battle Cry" to świetny utwór, człowiek czuje się jak w filmie, jakby jechał na jakąś specjalną misję w momencie, kiedy jedzie do sklepu na zakupy spożywcze. 

Z tym filmem mam tak, iż mimo swoich pewnych mankamentów, to mi się podoba. Mimo, że jest on inny od swoich poprzedników, z innymi bohaterami i z Autobotami postrzeganymi negatywnie przez ludzi. I ten pomysł z źle postrzeganymi Autobotami mi się podoba, ale z drugiej strony trochę to burzy to, co trzy filmy poprzednie zbudowały, czyli współpraca, kooperacja, jednoczenie się ludzi z Autobotami, że te dwa gatunki sobie pomagają, a ludzie są bronieni przez Autoboty. Jednocześnie natomiast fajnie to pokazuje, że ludzie zganiają na kogoś innego winę i zdejmują z siebie odpowiedzialność. W tym przypadku przez ludzi Decepticony zniszczyły Chicago, a zgonili to na Autoboty, które ludzi uratowały. Tak więc we mnie są wilki dwa.

Ten film mi się podobał i miał swoje schodki, ale to jeszcze nic.



Tranformers: The Last Knight [2017]
No i doszliśmy do ostatniego filmu z tytułem "Transformers" jaki obejrzałam. Po obejrzeniu w kinie on mi się bardzo podobał. Wiadomo, były roboty, były walki, strzelaniny, wybuchy, do tego motyw Króla Artura, Merlina i w tym świecie zostały ulokowane roboty, więc mi pasowało. "The Last Knight" był nie tylko inny od prawilnej trójcy, ale też od swojego poprzednika, co też mi nie przeszkadzało, a nawet było na plus. Po latach to się trochę zmieniło.

Merlin przybywa z pomocą Królowi Arturowi i Saksoni zostają zwalczeni. Pomoc ta pochodziła od Transformerów ukrywających się na Ziemi. Merlin dostał coś co po angielsku nazywa się staff, słowo która ma wiele znaczeń, w tym "kij" i "laska", a ja nazwałam to potocznie różdżką, bo nie wiem, jak to przetłumaczyli na polski. Ona miała jakąś tam moc, która była odbierana wśród ludzi jako magia. Znalazło się miejsce też dla robotycznego smoka. Ten wstęp mi się podoba, bo fajnie w tą legendę Króla Artura został wpleciony motyw Transformerów, że w różdżce była moc postrzegana jako magia, a smok postrzegany jako stworzenie, był po prostu robotem, a do tego była nutka humoru.

Gdy film wraca do współczesności, Optimus przybywa na ruiny Cybertronu i spotyka Cybertroniańską boginię Quintessę. Chce ona tak jakby przestawić Optimusa na swoją stronę i posłużyć się nim do ratowania Cybertronu. Udaje jej się zrobić Prime'owi coś na zasadzie prania mózgu i zsyła go na Ziemię. Z tą boginią mam trochę dylemat. Z jednej strony nie jest to złe, a z drugiej coś mi tu nie pasuje. 

Tymczasem na Autoboty nadal urządzane są polowania, tym razem przez nową grupę paramilitarną Transformers Reaction Force (TRF). Niektórzy są temu przeciwni i tu mamy powrót pułkownika Williama Lennox'a, a obok niego generał Morschower. Oni byli w czasach, kiedy to Autoboty były sprzymierzeńcami i pracowali z nimi, więc wiedzieli jak było. Tu chyba twórcy chcieli zainteresować fanów prawilnej trójcy i którzy niekoniecznie polubili czwarty film.

Natomiast Cade Yeager pomaga Autobotom i ukrywa ich na swoim złomowisku. Przemierzając rozdarte wojną Chicago w poszukiwaniu Autobotów, spotyka Izabellę, a umierający Autobot daje mu talizman. Wkrótce okazuje się, że Cade z tym talizmanem są ważni i razem ze spotkanym Cogmanem, takim robotem na wzór człowieka, podróżuje do Wielkiej Brytanii na zaproszenie Sir Edmunda Burtona. W to samo miejsce zostaje przywieziona Viviane Wembly, profesorka z Oxfordu, która nie wiedziała o co chodzi, co się dzieje. Burton opowiada im o Transformerach. Są na Ziemi z ludźmi od wieków. Ich egzystencja była pilnowana przez tajny związek (ang. secret society) zwana Order of Witwiccans, której Burton jest ostatnim członkiem. Wyjawia im, że Viviane jest potomkiem Merlina, a Cade z talizmanem może doprowadzić do Merlinowej różdżki. Ten moment mi się podobał. Szczególnie, gdy Sir Edmund opowiadał, fajnie się tego słuchało i nawet nadmieniony został Sam Witwicky. Sympatyczne to było. Sama postać Burtona mi się podobała. No a relacja między postaciami Cade'a, a Viviane działała na zasadzie, że sobie docinali, ona pokazywała swoją wiedzę, chcąc pokazać, że jest niby od niego mądrzejsza, bo przecież jest profesorką z Oxfordu, a on w trakcie rozmów pokazywał wiedzę na temat robotów na przykład, o których kobieta kompletnie nic nie wiedziała. To jest typowe zagranie między męską, a żeńską postacią i wiadomo do czego to prowadziło.


Oczywiście Cade i Viviane wyruszają w poszukiwania Merlinowej różdżki. Rzecz jasna ją znajdują. W międzyczasie rozpoczynają się dymy. Z Cybertronu spadają macki na Ziemię, Optimus, właściwie Nemesis Prime, walczy z Bumblebee, a wcześniej zabiera Merlinową różdżkę, by trafiła ona do Quintessy, a ludzie ogarniają, że są w ciemnym zadku i nie mają za wiele czasu na swojej planecie. Na szczęście Bumblebee wraca Optimusa z pod kontroli Quintessy przemawiając swoim prawdziwym głosem, którego Prime dawno nie słyszał. Jednak przebudzone Transformerowe Rycerze chcieli go ukarać wedle swoich zasad, za jego zdradę, ale talizman Cade'a zmienia się w Excalibur i zderza się z mieczem jednego z rycerza. Rzecz jasna Excalibur był mocno przekonywujący dla Transformerowych Rycerzy. Do tego momentu to się jakoś oglądało. Podobała mi się scena, w której Bumblebee przemówił do Optimusa swoim własnym głosem, czy gdy w dłoni Cade'a trafił Excalibur, mimo, że to było specyficznie zrobione, no tak typowo nad wyraz wyniośle. Natomiast moment, gdy Cade i Viviane wyruszają w poszukiwania tej Merlinowej różdżki i wypływają jakąś łodzią podwodną, a potem w niej ta dwójka sobie docina i tam twórcy próbowali ogarnąć jakąś romantyczną nitkę, no to jest słaby. A i jeszcze do tego pod tą wodą wojsko rusza na nich. Twórcy popłynęli za daleko z tym pomysłem. Gdyby to było krótsze i zrezygnowaliby z pewnych niepotrzebnych rzeczy, jak kolacja, w którą Cogman wrobił Cade'a i Vivian. Kurde, są gdzieś pod wodą, płyną na misję i tak z dupy kolacja... 

No i końcówka tego filmu, to droga blokowana przez niedzielnego kierowcę. Mimo tego, że była akcja i coś tam się działo, to nie pomogło, żeby film nie był nudny, a do tego to się ciągnęło fest. Ta końcówka mnie wykończyła. Dodatkowo pomysł, by akcja działa się na jednej z tych macek Cybertronu, co nad Ziemią wisiały. Nie podoba mi się to. I na ten skrawek idą, właściwie lecą Autoboty, Dinoboty, Rycerze, wojsko, no i oczywiście Cade z Viviane. To było już tak wymyślne, że aż za bardzo. Ja toleruje w filmach bardzo dużo, ale skoro dla mnie jest czegoś za dużo, to już coś znaczy. Oczywiście Viviane zabiera tą różdżkę, Ouintessa zostaje pokonana, no a Autoboty wracają odbudować Cybertron. 



Mam wrażenie, że ten film jest za długi, albo on się tak ciągną. Po prostu w dużej mierze był on nudny. Nie płynęło się przez niego tak jak przez poprzednie cztery filmy. Były momenty, które mi się podobały, ale od tej całej podróży łodzią podwodną moje zainteresowanie spadało. Film zazwyczaj rozpoczyna się spokojnie, coś się wydarza i podążając za fabułą, relacjami między bohaterami oraz ich decyzjami i ogólnie, jak się sprawy potoczą, robi się coraz ciekawiej, są wyjaśniane tajemnice i zagadki, a na końcu jest zwieńczenie, finalna walka w przypadku Transformersów. Oglądając "The Last Knight" nie odczułam czegoś takiego.

Postać Izabelli została wprowadzona, w sumie nie wiem po co, ona jest na początku i na końcu, kompletnie nie wykorzystali tej postaci, a szkoda, bo ona mi się podobała i miała potencjał. Relacja między Cade'm a Viviane niepotrzebna, jakby na siłę. Może by to przeszło, gdyby to inaczej, lepiej zrobili, a tak, to jedynie odczuwałam że twórcy chcieli jakąś relację damsko męską i im nie wyszło. Wróciła też na chwilę postać agenta Simmonsa i jak go lubię, tak jego skromny udział nie był potrzebny. 

A w końcówce podobał mi się aby jeden dialog między Cadem a Santosem, który (chyba, nawet nie pamiętam) dowodził TRF, co polował na Autoboty, a który w wyniku wydarzeń w filmie musiał razem ze swoim oddziałem wyruszyć obok Autobotów, bo jak się okazało, Autoboty nie takie złe. Rzecz jasna Cade był ścigany przez TRF, bo był po stronie robotów i gdy lecieli na tą mackę elegancko wyjaśnił Santosa.
"Santos: All good, Yeager? You got something to say?

 Yeager: You and your guys never stopped hunting me.

  Santos: Orders. You were with them.

  Yeager: With "them"? I believed in one of the great ones,  Optimus Prime and his crew. I never lost faith, you did. Now you want to fly with me."

Dziwnie trochę ten dialog został wprowadzonym tak nienaturalnie, ale nie tylko on taki był, a przynajmniej miał najwięcej sensu. 

Tak jak "Age Extinction" był inny od prawilnej trójcy, tak "The Last Knight" jest jeszcze bardziej odmienny od całej reszty. Oglądając go nie odczuwałam klimatu Transformersów, "Age" miał swój własny takowy klimat, a "Knight" nie miał nawet tego. Transformacje Transformerów we wcześniejszych filmach przykuły moją uwagę, szczególnie te z prawilnej trójcy, je to podziwiałam, a z czwartego filmu również je obserwowałam i zauważyłam chociażby, iż nie są takie efektowne. Tymczasem w "Knight" nawet tych transformacji nie pamiętam. W czterech poprzednich była genialne muzyka, podkreślała co się działo na ekranie, czy to co było coś wesołego, humorystycznego, czy to było coś poważnego, czy to była jakaś walka, czy podkreślała jakąś podniosłą chwilę. Natomiast w piątym filmie muzyka była niezauważalna, jakby była tylko tłem nic znaczącym, jak włączony telewizor podczas gotowania. Jedynie jeden utwór ze ścieżki dźwiękowej jest taki co mi się spodobał i został w głowie na dłużej. Ten film jest najsłabszy od pozostałych. Zobaczymy co to będzie z tym najnowszym filmem, czy pobije "The Last Knight", czy jednak będzie od niego lepszy.



Bumblebee [2018]
To jeszcze nie koniec, bo z gatunku Transformers jest też film "Bumblebee" z 2018 roku, i tak przy okazji, tak na koniec, żeby ten elaborat był kompletny, to jego tu uwzględnię, tak bonusowo. Ten film również oglądałam pierwszy i jedyny raz w kinie. Pamiętam, że on mi się podobał, był lekki oraz był kompletnie odmienny od dotychczasowych filmów o Transformerach. Akcja się dzieje w 1987 roku, czyli długo przed czasem z pierwszego filmu, to taki początek Transformersów na Ziemi. Albo przynajmniej tych Autobotów, które znamy z filmów, bo przecież w piątym filmie nam powiedzieli, że Transformery były z ludźmi od wieków. 

Nastoletnia Charlie chce mieć swój samochód. W dniu swoich urodzin ma nadzieję, że takowy właśnie dostanie, ale niestety się myli i jest zawiedziona. Wkrótce udaje jej się przygarnąć starego Volkswagena Garbusa. Samochód okazuje się  być tajemniczym robotem. Robot jak i Charlie są zdezorientowani, ale dziewczyna zachowuje zimną krew i oboje się uspokajają. Dziewczyna zapoznaje się, a potem spędza dużo czasu z maszyną i się z nią zaprzyjaźnia, a nawet nadaje mu imię, Bumblebee. Niedługo też odkrywa, że jej nowy kumpel został wysłany na Ziemię, aby jej bronić.

Tymczasem za Bumblebee na Ziemię przybywają dwa Decepticony. Jack Burns z Sektoru 7, który próbuje polować na Bumblebee, wykrywa te dwa Decepticony. Oczywiście ludzie nie wiedzą nic o robotach z kosmosu i że dzielą się na Autoboty, Decepticony oraz na dobre i złe. No i dlatego, że ludzie nie mają pojęcia z czym mają do czynienia i za namową jednego doktorka, pomagają tym Decepticonom. kiedy Sektor 7 wytrapia Bumblebee i go łapie, Decepticony dostają to, co chciały i zabijają doktorka, ale ten przed swoją śmiercią ostrzega Burnsa, że popełnili błąd pomagając im. 

Decepticony odkrywają, że Autoboty mają odwiedzić Ziemię i zabijają Bumblebee, po czym wyruszają, by skontaktować się ze swoimi. Natomiast Charlie nie daje odejść swojemu przyjacielowi i wraca Bumblebee do życia, a temu wraca pamięć wyrusza pod wieże radiową, aby przeszkodzić Decepticonom, żeby nie wysłali oni informacji do swoich. Przy okazji ratuje Burnsa, który zmienia zdanie co do niego.

Charlie żegna się z Bumblebee, uważa, że ma ważne rzeczy do zrobienia, a ona nie może z nim zostać. Udaje jej się naprawić Corvettę, nad którą pracowała z tatą nim zmarł i przez długi czas nie udawało jej się tego auta naprawić. Więc przejażdżka Corvettą na koniec filmu było miłym zakończeniem. 


Film ten to lekka opowieść, taka familijna, przyjemna, do tego z przesłaniem, bo skupia się na problemie głównej bohaterki. Charlie czuje się niezauważana, samotna i niezrozumiana. Źle jej z tym, że wszyscy jakby zapomnieli o tym, że niedawno zmarł jej tata, a jej mama tak szybko znalazła nowego partnera. Dlatego dziewczyna ucieka się w samochody, próbuje naprawić Corvettę, nad którą pracowała niegdyś z tatą, czy potem zajmuje się sympatycznym Garbusem. Ona w końcu wykrzykuje co jej siedzi na duszy swojej matce, gdy ta zaczęła jej mówić, że oni próbują normalnie żyć, a ona im to utrudnia. Po tym podejście matki się lekko zmieniło bliżej końca filmu. 

Film nie miał dużo walk w sobie, skupił się właśnie na Charlie, na jej osobie, na jej problemie, na jej emocjach, na tym, że główna bohaterka dusi wszystko w sobie i nie radzi sobie z odejściem ojca. Fabuła, jak i główna postać, są bardzo podobne do tych filmów dla nastolatków, ale to nic złego, bo sama swego czasu takie oglądałam. "Bumblebee" właśnie przypomina mi trochę takie produkcje, jak "Herbie Fully Loaded (2005)", "Princes Protection Program (2009)", czy inne podobne produkcje z tamtego okresu. 

Podobał mi się ten film. Wprawdzie przy pierwszym razie te emocje z ekranu mocniej do mnie przeszły, ale wiadomo, za drugim razem to już inaczej jest, jak się jakiś film ogląda. Bardzo dobrze został zrobiony. Historia prosta, więc nie było czego tu spierdzielić. Jest namiastka tego co się działo na Cybertronie, na chwile też był Optimus i wygląd robotów jest ten taki kultowy. Efekty specjalne też dobrze wyglądały. Ten film jest kompletnie odmiennym spojrzeniem na Transformers, jest kompletnie inny od wszystkich tych pięciu co obejrzałam i o których tutaj pisałam. To taki świeży powiew. I głównym Autobotem nie był Optimus, tylko sympatyczny Bumblebee, który zasłużył na taki swój film. Dobrze mi się ten film oglądało, przyjemny, niewymagający z dodatkiem Transformersów. A do tego jest mały easter egg, przynajmniej dla mnie to był, kiedy szłam na ten film do kina, że głosu Bumblebee użyczył Dylan O'Brien, aktor, którym zaczęłam się interesować blisko rok wcześniej po obejrzeniu "Maze Runner: The Death Cure", więc jako nowa fanka się cieszyłam 😛. A ten easter egg sprzedała mi kumpela tuż przed seansem w kinie.




Świetnym uczuciem było wrócić do tych wszystkich filmów. Oczywiście szczególnie do prawilnej trójcy, bo była to nostalgiczna bomba, do tego przekonałam się, że po tylu latach od pierwszego obejrzenia i po tylu latach nie widzenia tych trzech filmów okazało się, iż nadal są moimi ulubionymi filmami, a do tego świetnie się na nich bawiłam, tak jak to było kiedyś. Dwa pozostałe Transformersy oraz "Bumblebee" zostały skonfrontowane pierwszy raz po obejrzeniu ich w kinie. 

No, teraz będzie trzeba obejrzeć nowy film z tytułem "Transformers". Trochę się obawiam tego "Rise Of The Beast". Byłam do niego pozytywnie nastawiona, ale mając z tyłu głowy, co za niedługo przypomniał mi "The Last Knight", że z tymi kolejnymi filmami z jakiejś serii filmów różnie bywa, nie zawsze pozytywnie. Choć nie tracę nadziei, kto wie, może twórcy mają rację i będzie to nowy, lepszy początek dla Transformers. We will see. Akurat zanim wydukałam na papierze ten wpis, a potem przelałam na wersję elektroniczną, to "Transformers: Rise Of The Beast" jest już na streamingach, więc trzeba będzie rzucić okiem. Na ten moment, to już koniec, nie ma już nic, jesteśmy wolni, możemy iść. Już wystarczająco se popisałam 😛.

Adieu.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz