Co tu dużo mówić, no wyjebałam się na rowerze. Nie byłoby to coś niesamowitego, gdyby nie to, że przez moje 23 lata życia rzadko co sobie robiłam. Wywracałam się na rowerze/skuterze, nic się nie działo, może małe zadrapania. Spadałam z drzewa, nic sobie nie łamałam. W szkole na W=Fie jak się wywalała, czy mocno dostawałam piłką, no to tylko ręka mnie bolała, w momencie, gdy innym w takim przypadku wychodziły skręcenia i złamania. Jedynie dwa razy byłam zszywana bo sobie głowę i kostkę rozcięłam. Tymczasem będąc dorosłą nie dość, że się wywaliłam (to jeszcze dałoby radę przeżyć), ale się potłukłam i tak rąbnęłam ręką, że na drugi dzień trzeba było do szpitala pojechać, sprawdzić, czy nie jest przypadkiem złamana.
Na szczęście złamana nie jest, ale dość mocno potłuczona, że dali mi taki rękaw i kazali tę rękę oszczędzać. Jednak ten krótki pobyt w szpitalu nabawił mnie paru przemyśleń. Po pierwsze, źle się czułam, że zawracam komuś dupę, wiedząc, że ta ręka nie jest złamana, ale pieruńsko bolała i ogółem źle to wyglądało i po prostu chciałam skontrolować, czy nie ma tam żadnego złamania, czy czegoś innego. Po drugie, źle się czułam z tego powodu, że były tam osoby starsze, i tu były dwie strony medalu. Bo przykro mi się na nich patrzyło i dziwnie mi było, że ja przyszłam prawdopodobnie z niczym i lekarze zajmują się mną, zamiast tymi starszymi. Oczywiście wiadomym jest to, że pomoc należy się każdemu, ale moje myślenie spowodowane jest moją własną samooceną, która mówi, że nie jestem jakoś ważną osobą.
Wszystko szło sprawnie, ale po prześwietleniu ręki już tak nie było. To co zauważyłam przez siedzenie, czekanie i ogólny pobyt, im dłużej tam byłam, tym więcej karetek, pacjentów, tym samym większy tłok i dłuższy na przykład mój pobyt. I tak nie było źle w moim przypadku, bo ostatecznie czekałam na rozwiązanie mojej sprawy 3/4 godziny, w momencie, gdy taki jeden pan czekał 8 plus te moje godziny. Znalazły się oczywiście takie typowe stare babki, które narzekały, mimo, że jedna nie czekała jakoś długo na wypis, a druga przyjechała karetką, choć nic poważnego jej się nie stało i całkiem szybko ją się zajęli.
Jednak to co zapadnie mi w pamięci dość długo, to jeden taki moment podczas czekania, co ze mną. Otóż przyjechała karetka. Jak wiele karetek wtedy. Ale od razu słychać pośpiech łóżka na kółkach i ratowników, którzy go pchali. Za moment ich widzę i widzę, że poważna sprawa. Jeszcze w tym momencie nie wiedziałam jak poważna. Za chwilę stają z tym łóżkiem tuż koło mnie i słyszę ten charakterystyczny dźwięk aparatury, gdy serce człowieka przestaje działać, a następnie strzał defibrylatora. Po czym idą dalej i ratowniczka mówi tam do kogoś, że mężczyzna, lat 43, siny.
To było dość mocno przeżycie. Fakt, że ktoś umierał tuż koło mnie, w tak młodym wieku uderzył dość mocno. Potem zobaczyłam ponownie tamtą ratowniczkę, która była zmęczona, a na jej krótkich włosach widać był pot, bo przez całą drogę reanimowany był tamten pacjent. Pomyślałam sobie wtedy "respect". Co by się nie mówiło na niektórych w służbie zdrowia, są tacy co faktycznie ratują życie i być może dzięki tej ratowniczce życie tamtego mężczyzny, który jak dobrze usłyszałam, miał zawał serca.
O nie miłym widoku ludzi, bardziej starszych, którzy byli na SORze, a którym pomagano, chyba nie będę wspominać. Po prostu było to przykre i w przypadku wielu osób widziałam tamto miejsce jako umieralnie. Niby im pomagano, bo taka ich robota, ale po niektórych widać było, że koniec już bliski.
Napisałam sobie taki wpis, co mi w głowie siedziało, ale czas, by ręka odpoczęła, bo i tak już dzisiaj używana była do kąpieli, rejestrowaniu burzy i jeszcze pisania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz