niedziela, 31 grudnia 2017

Pierwszy koncert - COMA

Na początku tego miesiąca poszłam pierwszy raz sama na koncert, który był koncertem zespołu COMA. Cieszę się, że mogłam na nim być, bo kiedy była okazja by pójść na koncert tej grupy na Lubelskich Juwenaliach, to zmarnowałam tę szansę. Lubię ich muzykę, mają świetne utwory, a niektóre numery są tak genialne, że potrafię ich słuchać bez przerwy. Ogółem Comę słucham stosunkowo od niedawna, oczywiście wcześniej mogłam te bardziej popularne utwory usłyszeć w radiu, albo napotkać w internecie. Ogółem z ich muzyką miałam się zapoznać o wiele wcześniej, ale za nim ja się za coś zabiorę... Ten post powstaje miesiąc od koncertu...

O godzinie dziewiętnastej pracownicy klubu zaczęli wpuszczać ludzi do środka, a będąc tam za pięć dziewiętnasta, to już była spora kolejka i ludzie dochodzili jeszcze. Dodatkowo, kiedy zaczęli wpuszczać, to wpuszczali jakąś grupę osób, tak aby pomieszczenie szatniowe zostało wypełnione ludźmi na tyle ile pozwalało. No i idę za ludźmi, zgodnie z kolejką, i jak już doszłam pod drzwi, to pracownik zamkną drzwi przed nosem, choć pół kroku i bym stałam w progu tych drzwi. Nie było by w tym nic zwyczajnego, gdyby nie to, że wtedy tak się z tego śmiała, nie wiem dlaczego, ale może było to spowodowane moim przeziębieniem i gorączką, gdzie telepało mnie zimno. Nadal tego nie wiem.


Ogółem było niewiele po dziewiętnastej, a gdy weszłam do pomieszczenia, gdzie był bar i miejsca do siedzenia, to było ono już całe wypełnione, co trochę mnie zdziwiło, ale nie dużo, bo w sumie można się tego było spodziewać. Ja sobie stanęłam blisko drzwi do sali, gdzie odbywały się koncerty. W sumie można to nazwać salą koncertową. Mając sporo czasu jeszcze i mając uczucie spragnienia, bo przecież miałam gorączkę, to pomyślałam o zakupie czegoś do picia, a że to był piątek, to patrząc się na innych ludzi, skusiłam się na piwo, bo mogę. I tu też spotkała mnie śmieszna sytuacja (jak dla mnie), nawet moja mama się śmiała jak jej to opowiedziałam. A konkretnie chodzi o to, że kiedy poprosiłam o butelkę danego trunku, to barman już  ją otworzył, chciał zapłatę, i dopiero wtedy jakby go olśniło i poprosił o dowód. To mnie rozśmieszyło, bo teoretycznie o dowód się prosi przed wydaniem alkoholu, no ale w tej sytuacji koleś po prostu określił jako formalność, bo raczej nie wyglądam na małolatę. 

COMA swój występ zaczęła spokojnie poprzez powoli rozwijające się intro, a potem "Leszek Żukowski". Był to koncert z trasy "Metal Ballads Volume 1 Tour", gdzie grupa promowała oczywiście płytę o tym samym tytule, a Piotr Rogucki po pierwszym utworze zaznaczył, że zagrane będę wszystkie utwory z tego albumu, dlatego kolejnym utworem był pierwszy numer z tego krążka, który zostawał również w spokojnym klimacie i nosił tytuł "Uspokój Się". W sumie to byłam pozytywnie zaskoczona, że zespół ma zagrać wszystkie jedenaście kawałków z nowej płyty, bo zazwyczaj wykonawcy grają te najlepiej odbierane, najpopularniejsze utwory, i mieszają z innymi utworami z innych wydawnictw, więc na tym koncercie była taka mała nowość, jak dla mnie. 


Coma - Cukiernicy


Z "Metal Ballads vol.1" strasznie spodobał mi się utwór "Cukiernicy", więc kiedy go zagrali na żywo to się tak ucieszyłam, bo ten kawałek ma tyle energii i jest świetnie skomponowany, że ja bym mogła nie przestawać go słuchać i wciskałabym przycisk 'replay' z każdym razem gdyby się skończył. To samo w sumie mam z kawałkiem "Proste Decyzje", ale dopiero po usłyszeniu go na żywo złapałam taką zajawkę. On jest po prostu świetny, a na żywo wykonany jeszcze bardziej podbija to świetność. Za nim zespół zagrał "Za Słaby", dowiedziałam się, że to numer nagrany ze Skubasem, mało tego, że sam Skubas jest z Lublina. To było takie 'what?!'. No, to jest dowód na to, że na koncercie można dowiedzieć się czegoś ciekawego. Oczywiście kiedy zabrzmiały "Lajki", to nie tylko ja miałam zaciesz, ludzie wybudzili się jakby z transu, bo wcześniej był wolniejszy, spokojniejszy kawałek, zaczęli co niektórzy skakać, tupać nogą, śpiewać, czy jak kto wolał.

Coma - Lajki

Coma wykonała wszystkie utwory z nowego wydawnictwa, ale nie zapomniał wkleić do koncertowej listy innych kawałków. I tak na przykład zagrali inną, nowszą wersję "Skaczemy" pasującą stylistycznie do dwóch najnowszych albumów. TU podaję linka, można posłuchać. Na moje szczęście, że tak powiem, zagrali na moim pierwszym ich koncercie takie utwory jak "System", "Woda Leży Pod Powierzchnią", czy "Trójące Rośliny", a to dlatego, że te kawałki po prostu bardzo lubię, i trochę się bałam, że zagrają coś, za czym powiedzmy nie przepadam, czy coś. Bo ogółem ja mam takie coś, że jak idę na czyiś koncert pierwszy raz, to boję się, że zagrają coś, z czego nie będę zadowolona, na przykład jakiegoś mojego ulubionego utworu, czy do którego może mam sentyment. Dziwne, ale co zrobić. Wplątali jeszcze "W Cwał" z płyty "2005 YU55", i ku mojemu zdziwieniu, słuchacze również dobrze się bawili, bo tu znowu szłam takim tokiem myślenia, jak przy nowej płycie Linkin Park, że ludzie nie za bardzo zaakceptowali tego nowego, innego brzmienia Comy. I znowu się myliłam, bo jak dobrze pamiętam, zespół zaprezentował "Lipiec", przy którym koncertowicze bujali się, wczuwali w grającą muzykę.



Coma - Trujące Rośliny

Była jeszcze taka ciekawa sytuacja, w trakcie koncertu jakaś dziewczyna przez chwilę transmitowała na żywo innej, może przyjaciółce, może kogoś z rodziny. I to mi tak zapadło w pamięć, że ktoś o tym pomyślał i że ludzie jednak umieją jako tako pozytywnie korzystać dzisiejszą technologię. 

A gdy zespół miał już skończyć swój koncert, to jednak Lubelscy fani nie dali tak łatwo im odejść i Coma ponownie na chwilę weszła na scenę, by zagrać "Sto Tysięcy Jednakowych Miast", akustycznie, Urzekło mnie to, że wszyscy usiedli, po prostu jeden za drugim zaczęli siadać, to było super, taki klimat to nadało. Ja oczywiście nie do końca wiedziałam o co chodzi, po prostu robiłam to co wszyscy, i myślę, ze to pewnego rodzaju tradycja.

Po za tym, że słuchanie instrumentów na żywo jest genialną sprawą, to jeszcze wokal przebijał te instrumenty. Bo chodzi mi o to, że czasami jak się pójdzie na koncert, to wokal słabo słychać, albo nie brzmi dobrze, a tu, Piotr Rogucki śpiewał w taki sposób, jakby z płyty go wyrwali. Czasami jak widziałam jakieś wideo z koncert Comy właśnie, to tak jakby niekorzystnie pokazywały wokal Roguckiego, ale jednak jak się pójdzie i posłucha, to jest co innego. Cieszę się, ze jednak zdecydowałam się ten tydzień przed koncertem na niego pójść i zdecydowanie był to jeden z najlepszych koncertów, który na pewno zapadnie mi w pamięć.


Coma - System

środa, 27 grudnia 2017

Lublin Rock Festival

Szperając sobie wśród wydarzeń na Facebook'u, szukając czegoś ciekawego dla siebie, czy przypadkiem nie ma na przykład jakiegoś koncertu w moim mieście, czy czegoś podobnego, udało mi się trafić na bardzo fajną opcję do spędzania wolnego czasu, z bardzo dobrą muzyką, a w szczególności kiedy wyświetliła mi się sama nazwa zespołu LUXTORPEDA, a dodatkowo zespół Sceram Inc., to od razu wiadomo było, że idę. Wysłałam więc link do wydarzenia bratu, on tylko potwierdził że nie przepuścimy takiego dość ciekawie zapowiadającego się wydarzenia. Dodatkowo, kiedy sobie z bratem o tym rozmawialiśmy, to tata stwierdził, że też pójdzie, no bo dlaczego by nie. I tak oto nasza trójca wybrała się na Lublin Rock Festival.

Ogólnie to fajnie ktoś wymyślił, wpadł na pomysł na zorganizowanie takiego festiwalu, i to w moim mieście i mam nadzieję, iż na pierwszej edycji się nie skończy, być może z czasem, w przyszłości zdobędzie tak duże zainteresowanie, że będzie ten festiwal na większych formatach, może plener, albo nawet na Arenie Lublin (po coś w końcu stadion został wybudowany). Taki rozwój wydarzeń byłby świetny. 

Ale wracając do tematu festiwalu, bo chyba tak trochę odbiegłam od tematu (bywa), miałam opisywać co tam się działo i w ogóle. Organizatorzy wychodzą do nas z inicjatywą byśmy dobrej muzyki posłuchali, dobrze się bawili, oraz tych co grają na jakimś instrumencie doedukowali. I właśnie pierwszego dnia, na którym mnie nie było, miały być warsztaty muzyczne, a że ja nie gram na żadnym instrumencie, to nie miałam po co tam iść. Następnie zaś miały zagrać takie zespoły jak Gypsy And The Acid Queen, autora takiego utworu jak "Wilk", który mogłam usłyszeć w radiu; The Underground Man, Marcin Kruk Band oraz T.Love z ostatnim koncertem przed zawieszeniem działalności. 




Zaś drugiego dnia, w tak jakby pierwszej części odbywał się przegląd kapel, i na tej części mnie nie było, bo w tym czasie byłam w szkole i przy okazji miałam próbną maturę z języka angielskiego. Natomiast na drugiej części tego dnia, na który miałam bilet, o osiemnastej zagrał zwycięzca przeglądu kapel, jak dobrze się zorientowałam, był to zespół Workplace, a ja razem z bratem i tatą weszliśmy pod koniec ich występu. Zagrali nawet taki kawałek na koniec, który mogłam usłyszeć w radiu. Mimo, że mogłam ich usłyszeć tylko trochę, tego co grają, to spokojnie mogę stwierdzić, że grali całkiem w porządku, byli spoko.

Następnie zagrał zespół Scream Inc., który znany jest z tego, że gra kawałki zespołu Metallica. Grupa określana jest jako Metallica Official Tribute Band. Miałam okazję już być na ich koncercie, kiedy byli w Klubie Graffiti, wtedy mnie brat wyciągnął i grali świetnie, po prostu wymiatali na scenie i prawie nie było różnicy między nimi a oryginałem, że tak powiem. Tak jakby młodsza wersja Metallici. Nawet nie wiedziałam, że przyjdzie tyle ludzi, a ci bawili się tak, jakby naprawdę byli na koncercie Metallici. Natomiast na Lublin Rock Festival, Scream Inc. mieli mało czasu, żeby pokazać na co ich stać, że tak powiem. Postanowili zaprezentować swoje trzy utwory: "Machinegun", "Higher And Higher" i "Soul Apart". Kiedy miałam iść na pierwszy ich koncert, to sobie z ciekawości odsłuchałam między innymi te utwory i w sumie fajnie było usłyszeć je na żywo. Na żywo wszystko brzmi lepiej. Dodatkowo zagrali  takie utwory jak "Seek And Destroy", "Nothing Else Matters" i "Enter Sandman", które oczywiście w oryginale są Metallicy. I, kiedy już teoretycznie skończyli, to Lubelska publiczność chciała więcej muzyki, i mimo, że zaczęły się przygotowania sceny do kolejnego występu, kolejnej grupy, i perkusja już była trochę rozebrana, prowadzący przekazali informację, że zespół może zagrać jeszcze jeden numer, jakim był "Master Of Puppets", a z racji, że przecież wcześniej publiczność przywoływała zespół, to ten na koniec tego utworu poinformował, a w sumie to zaprosił na swój kolejny koncert w Lublinie, który ma się odbyć znowu w Klubie Graffiti w lutym już przyszłego roku. Więc ja obserwuje wydarzenie i czekam na dostępne do sprzedaży bilety, bo na pewno znów pójdę ich posłuchać.

Przedostatni zespół w rozpisce tamtego wieczoru był zespół FEYM z Lublina i zagrali swoje kawałki, a między innymi, chyba najpopularniejszy, czyli po prostu "Feym", który też mogłam usłyszeć w radiu, i który jest fajnym kawałkiem, oraz te kawałki które skomponowali jeszcze pod innymi, wcześniejszymi nazwami. Bo zespół miał wile nazw. Ogółem ich muzyka mi się podoba, w sensie, o można posłuchać, ale to chyba nie jest tak jakby mój styl do słuchania, nie wiem jak to nazwać. Ogólnie jak już wspominałam, posłuchać można, fajne gitarowe dźwięki. Ludzi się nazbierało jeszcze więcej, widać było, że znają numery FEYMu, to się nawet ucieszyłam, bo kiedy widziałam ich występ przed Scream Inc. w Klubie Graffiti, to jakoś za specjalnie dużo osób nie było.



No i w końcu doszliśmy do finału tej serii koncertów na Lublin Rock Festival, i zagrał zespół LUXTORPEDA. I jak można było się domyśleć, to oni zgarneli największą publiczność. Od razu Litza, znaczy Robert Friedrich, gitarzysta i wokalista, poinformował, że koncert jest nagrywany, do wydawnictwa Live, a dodatkowo Radio Centrum, które podczas festiwalu obchodziło swoje urodziny, transmitowała ten koncert na żywo w radiu. Ogółem cieszyło mnie to, nie wiem czemu, że mogłam uczestniczyć w koncercie, który potem będzie na albumie koncertowym. Dodatkowo, przed rozpoczęciem, Litza powiedział, że zagrają te mniej popularne utwory, bo te popularne już są na pierwszej części LUXLIVE, więc nie ma sensu ich grać, więc zagrali takie utwory jak "Trafiony Zatopiony", "Serotonina", "Cały Cyrk", "J.U.Z.U.T.N.U.K.U." czy "Nieobecny Nieznajomy". Mimo, że nie zagrali tych teoretycznie bardziej znanych utworów, to był jeden z tych koncertów, gdzie bawiłam się najlepiej. Nie wiem czemu, ale po prostu dawno się tak świetnie bawiłam na koncercie. 



Cały festiwal był dobrze zorganizowany. Nie było tak, że się czekało na kolejny zespół pół godziny, czy więcej, tylko kiedy jeden zespół skończył, wchodzili prowadzący z Radia Centrum, zagadywali nas, przedstawiając na przykład zespół, na scenie techniczni zwinnie składali niepotrzebne już instrumenty i prowadzący ogłaszali jaki zespół wchodzi i będzie grał. Liczę na kolejne edycje tego festiwalu i kolejne zespoły, z chęcią się wybiorę. 

Ogółem, ten post powinien powstać bardzo dawno, bo festiwal był 23 listopada, miną miesiąc, a ja dopiero coś bazgrzę, ale po prostu nie miałam czasu. Może nie jestem jakimś bardzo zajętym człowiekiem, ale ostatnio był czas popraw ocen, bo kończył mi się semestr. Musiałam walczyć z matematyką. Na przykład. I przez to moje takie roztrzepanie i zamartwianie się i te sprawy szkolne, spowodowały, że do tego posta straciłam większość materiałów, dlatego jest taki biedny. Normanie przenosiłam pliki z aparatu na komputer, myślałam, że jest wszystko w porządku, ale wchodzę innym razem i tych plików NIE MA. Do teraz nie mam pojęcia co, jak, kiedy, gdzie. A miałam parę nagrań z tego jak grał Scream, FEYM, czy LUXTORPEDA, to tylko jedno nagranie ocalało...

Poniżej, tak na koniec, jeszcze parę fotek, na przykład okularów, czy opasek odblaskowych rzucanych ze sceny przez prowadzących z Radia Centrum ;-D












poniedziałek, 25 grudnia 2017

Powrót do początku roku

Post ten cały czas był jako wersja robocza, więc w końcu się nad nim lituję i publikuję =D 

Robię taki zestaw najlepszych zdjęć z danego miesiąca. Dotychczas były takie postyod sierpnie do lutego, cofałam się miesiącami, ale ogółem planuję żeby takie posty szły normalnie, po kolei ;-)

Pamiątka z Sylwestra, czy zakupu składanki z najlepszymi utworami zespołu Fall Out Boy, gdzie zdjęcia mi fajnie wyszły i dlatego są tutaj zawarte. Dodatkowo widok śniegu, który w tym roku nas nie rozpieszcza, bo go w ogóle nie ma, oraz zdjęcia paru moich rysunków, w tym tak jakby autoportretu, bo narysowałam swój portret, tylko ze zdjęcia z czasów mojego dzieciństwa ☺

PS. Skoro już spontanicznie o trzeciej nad ranem publikuję ten post, to chce napisać, że nowe posty się tworzą i najprawdopodobniej niedługo coś konkretniejszego się pojawi ;-)













wtorek, 28 listopada 2017

Ed Sheeran - ekskluzywny wywiad dla RMF FM

Wchodzę w YouTube, a tam wywiad z Edem =D
A w nim trochę o muzyce, trochę o złamanej ręce, trochę o piwie i oczywiście o koncercie w Warszawie w przyszłym roku ;-)

niedziela, 12 listopada 2017

Garstka z lutego

Kolejny zbiór zdjęć zrobionych przeze mnie. Tym razem czas na luty.
Tutaj zdjęcia znowu wracają do koncertu, tym razem Luxtorpedy, a przy okazji mojego rysunku logo tego zespołu, oraz parę innych rysunków. Oczywiście musiał się tu znaleźć mój KOT, i jeszcze jakaś wiewiórka 😝 
W tym miesiącu jakoś nie za dużo się nafotografowałam, no ale cóż, tak czasami bywa.














sobota, 28 października 2017

Linkin Park & Friends Celebrate Life in Honor of Chester Bennington - [LIVE from the Hollywood Bowl]

Dzisiaj miałam przyjemność oglądać transmisję koncertu ku czci Chestera Benningtona, i muszę powiedzieć, że to było coś wspaniałego, mimo okoliczności. Po prostu pierwsze utwory zagrany jako jeden, czy instrumentalne "Numb" zaśpiewane w całości przez publiczność, oraz wykonania z zaproszonymi gośćmi jak Jonathan Davis z zespołu Korn w świetnym wykonaniu "One Step Closer", Daron Malakian i Shavo Odadjian z System Of A Down w utworze "Rebellion", muzyków z Dead By Sunrise czy Deryck Whibley i  Frank Zummo z Sum 41 w "The Catalyst" oraz innych artystów, nie żałuję, że wstałam o czwartej trzydzieści nad ranem i mimo zamykających oczu mogłam to zobaczyć i posłuchać to co działo się na Hollywood Bowl.

Cieszę się, że zorganizowali transmisję na żywo poprzez YouTube ☺.

wtorek, 24 października 2017

Linkin Park - Papercut (zwieR.Z. Remix)

Jego remiksy są genialne, a ten poniżej to już kompletna miazga ! 
Już wiem, czego będę słuchać przez najbliższy czas.
A ja myślałam, że oryginału nic nie przebije.

PS.: Pewnie napisałabym coś więcej, ale moja wena twórcza jest ograniczona...

Misja - Księżyc

Kiedyś miałam, w sumie to my wszyscy w rodzinie mieliśmy aparat. Była on marki Olympus i pamiętam, że robił świetne zdjęcia, tylko wtedy nie interesowałam się robieniem zdjęć, tak jak teraz, i nie do końca ja jak i reszta rodziny nie umieliśmy się do końca dobrze posługiwać się tym aparatem. To działało na zasadzie, przyciskanie przycisku i zrobienie zdjęcia. 
Pewnego dnia, nie do końca pamiętam, jak to dokładnie było, ale wzięłam ten aparat, tak jak to dzieci robią (wtedy byłam jeszcze dzieckiem, chyba), no i chciałam się nim 'pobawić' i robiłam sobie zdjęcia. I jak zobaczyłam księżyc, to po prostu wpadłam na pomysł, żeby pyknąć mu zdjęcie. I to zdjęcie wyszło takie świetnie, że ja wtedy, jak to dziecko, tak się cieszyłam, tak byłam dumna z tego, że udało mi się sfotografować KSIĘŻYC zwykłym aparatem CYFROWYM.

Niestety, kiedy mój komputer parę razy złapał wirusa, i ogólnie trochę były z nim problemy, to chyba wszystkie zdjęcia właśnie pochodzące z Olympusa, no i jak można łatwo się domyśleć, to moje zdjęcie księżyca. Wcześniej jakoś się tym nie przejmowałam, ale kiedy zaczęło mnie interesować jako tako robienie zdjęć, i przypomniałam sobie o tym zdjęciu, to tak strasznie szkoda mi się zrobiło. A z racji tego, że wtedy jakoś mój Samsung był nowy, i trochę znałam jego działanie, i myślałam, że da radę zrobić zdjęcie księżycowi, to niestety grubo się pomyliłam. I nadałam sobie taki cel, żeby kiedyś sfotografować księżyc. Pomyślałam, że aparaty robiące straszne pikselówy zamiast zdjęć, czasami potrafią zrobić dobre zdjęcie, więc próbowałam telefonem taty, telefonem mamy, telefonem brata, czy jakimiś innymi dwoma, co służyły mi niegdyś jako mp3 (bo mój ówczesny telefon miał zepsute wejście na słuchawki, inna historia), no i oczywiście próbowałam też swoją komórką. I nic nie wyszło. A bardzo chciałam zrobić kiedyś takie zdjęcie jak tym Olympusem.



Ale, pewnego dnia, brata nie było w domu, a brat ma od jakiegoś dłuższego czasu lustrzankę, więc kiedy zobaczyłam... księżyc, to od razu myśl, żeby zrobić zdjęcie. Więc lekko czując się jak złodziej z jakiegoś filmu, zajumałam, znaczy kulturalnie pożyczyłam lustrzankę, oczywiście potem i tak powiedziałam, żeby nie było (przecież potem trzeba było się pochwalić zdjęciami). Robiąc te zdjęcie byłam taka szczęśliwa, jak dawno chyba robienie zdjęć mnie tak nie uszczęśliwiło, i byłam zachwycona działaniem tej lustrzanki. Pomyślałam, iż poczekam aż owy księżyc będzie w pełni. Jak na złość było pochmurnie, padał deszcz, ale ja się nie poddawałam i obserwowałam sytuację. Więc, kiedy już te cholerne chmury na chwilę sobie poszły, ja buch do brata po aparat, na szczęście nie miał nic przeciwko, i chop na dwór prawie na jednej nodze, żeby CHMURY z powrotem mi nie przeszkodziły. Gdzieś w międzyczasie zaliczyłam faila, bo nie znając dokładnie jak ta lustrzanka działa, myślałam, że nie da rady zrobić zdjęcia księżycowi, bo świecił, i światło się odbijało w aparacie, ale jak ogarnęłam, że wystarczy zrobić maksymalnego zoom'a, to pyknęłam parę zdjęć. Dodatkowo strzeliłam kilka fotek rano, jak już było widno, o kawałek księżyca było widać. Miałam ochotę zrobić jeszcze jak był w fazie takiego podgryzionego rogalika, ale on był rano, a ja rano nie mam zbytnio czasu.

Ogółem stwierdzam, że LUSTRZANKA TO POTĘGA, i może kiedyś będę ją pożyczać częściej, ale jak na razie szkoda mi mojego Samsunga, który robi nie najgorsze zdjęcia, i jak na moje użytkowanie chyba starczy (chociaż z lustrzanką by było więcej możliwości i mniej wysiłku). Przy okazji nie chcę nadużywać uprzejmości brata, bo gdyby moja cyfrówka się zepsuła, to wtedy by inaczej patrzył, a tak to trochę może go to wkurzać, jakbym co chwila zabierała jego aparat (no przynajmniej ja bym była).

Pragnę wspomnąć iż na moim Instagramie pojawiały się pierwsze zdjęcia księżyca, i ogólnie tam trochę więcej się dzieje niż na blogu, niestety, więc jak chcecie wpaść, zobaczyć co ciekawego robię, albo co ciekawego dodam to zapraszam ;-) 

Za to na moim Facebooku zaczęły się pojawiać moje pierwsze zdjęcia jakie zrobiłam, z racji tego, że ostatnio nie zdarza mi się czegoś narysować, bo nie mam czasu, a chce ożywić stronkę, chociaż nie wiem czy ona kiedyś w ogóle była ożywiona po jej wielkim upadku... Więc jak ktoś chce, niech wpada, może d Like'a, nie wiem, tak sugeruje...

No, a poniżej moje 'dzieła' w postaci zdjęć księżyca :P