czwartek, 4 sierpnia 2022

Byłam wirtualnie na koncercie zespołu Luxtorpeda na Pol'and'Rock.

Człowiek nie ma okazji wybrać się na Pol'and'Rock, ale na szczęście są transmisje na żywo w internecie z koncertów.

Dzisiaj rozpoczął się 28 Pol'and'Rock i sprawdziłam, kto gra dzisiaj, kto gra w kolejnych dniach, i zobaczyłam, że dzisiaj gra Luxtorpeda, więc przypilnowałam sobie godziny i byłam obecna przy komputerze, by "być" na tym koncercie. 

Dawno mnie nie było na jakimkolwiek koncercie, i nie dość, że nam zabrali koncerty, to jeszcze przez dwuletnie siedzenie w domu tak mnie zamknęło na jakiekolwiek wyjścia, że nawet jak był jakikolwiek koncert w mieście (a było ich mało), to w sumie sobie nic nie robiłam z tego, że ktoś da koncert. Zaś przed tym dwuletnim zastojem, chyba za każdym razem, gdy Luxtorpeda była w Lublinie, to ja na tym koncercie byłam. W ogóle chyba mi brakuje jednego, by było w sumie ich dziesięć. Wiem, że jak się sytuacja trochę poprawiła, i robiono jakieś koncerty, to był też koncert Luxtorpedy, tylko że ja nawet o nim nie wiedziałam, a ostatecznie został odwołany z powodu małej sprzedaży biletów. Potem był jakiś drugi, ale właśnie sobie go olałam, tak jak te inne koncerty. Teraz jest ogłoszony koncert na jesień, może mi się uda.

W każdym razie, jak zaczął się koncert Luxtorpedy na Pol'and'Rocku i zaczęłam ich słuchać, to poczułam, jak brakuje mi koncertów. Mimo, że rysowałam, to czułam się, jakbym tam była. Wzięłam sobie dość mocno podgłosiłam (ale nie na 100% głośności w komputerze, bo bardzo blisko mam głośniki na biurku 😅) i radowałam się dźwiękami. To była taka energia, taka moc, tyle emocji, tak jak zawsze podczas koncertów Luxtorpedy, że mimo, iż to było wirtualne, to w ogóle tego nie poczułam.

Natomiast urzekła mnie jeszcze jedna rzecz. Otóż, Litza, wokalista zespołu, zaczął źle się czuć. Powiedział do publiczności, po małej przerwie, że ma sztuczne zastawki w sercu (o ile dobrze ja to zapamiętałam) i że przez upał nie chcą mu poprawnie działać. Przy kolejnym utworze było widać, że dokuczają mu te dolegliwości. Dlatego zespół wrzucił na luz i zagrał "Sęk", coś kompletnie nie Woodstock'owego, jak to Litza powiedział, ale podczas tego utworu chciał trochę odpocząć. Mimo niewoodstockowości, ludzie się bawili przy tym utworze. Dodatkowo, jak zespół skończył grać ten utwór, to publiczność zaczęła krzyczeć "jak się czujesz?!". I to było takie rozczulające, tak się mi ciepło w środku zrobiło. Litza docenił i powiedział, że po to są koncerty.

To jest perspektywa w widoku komputera, wiadomo, ale mam wrażenie, że będąc tam z tamtymi ludźmi, to człowiek prawie by się czuł jak u siebie. Nie wiem, jak ja introwertyk bym to zniosła, ale mam wrażenie, że bym wytrzymała. To jak oni się tam bawią, jak przebywają ze sobą, czy robią pogo do muzyki zespołu, którą pierwszy raz słyszą. Prawdopodobnie tam nie czułabym się jak dziwak. Jest taka szansa. 

Ten koncert, mimo, że wirtualny, został u mnie i teraz siedzi w mojej głowie. Tak samo jak ci ludzie krzyczący "jak się czujesz", i ogólnie tak jakoś pozytywnie. Mam też nadzieje, że jak Litza mówił, że mu lepiej, to tak zostało.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz