RollingStone.com również nie przeszedł obojętnie wobec samplera The Hunting Party. Serwis OPUBLIKOWAŁ swoje wrażenia z piątkowego odsłuchu w Nowym Jorku, a wszystko to uzupełnia wywiad z Shinodą. Tłumaczenie zamieszczam poniżej:
„Nie jesteśmy 18-latkami, którzy robią głośną płytę – jesteśmy 37-letnimi, dojrzałymi facetami, którzy robią głośną płytę. A to co złości 37-latka jest inne niż to, co złościło nas kiedyś.”
Takie nastawienie sączy się z pięciu utworów z szóstego albumu Linkin Park, The Hunting Party, które Shinoda zaprezentował Rolling Stone podczas niedawnego odsłuchu w Nowym Jorku. Eksperymentalno-metalowe riffy „Keys to the Kingdom” i punkowate „All For Nothing” rzeczywiście brzmią jak najbardziej wkurzony i pobudzony Linkin Park. To niezaprzeczalnie prawdziwy Linkin Park – w końcu zespół sam wyprodukował ten album, z wyjątkiem jednego utworu.
„Until It's Gone" zaczyna się od dźwięku świergoczącego syntezatora, który był wizytówką zespołu w czasach debiutanckiego albumu, Hybrid Theory, z 2000 roku. Po chwili przeradza się jednak w niepokojącego, ponurego rocka, który za sprawą wokalisty, Chestera Benningtona, przypomina ci, że „nie wiesz, co posiadasz, dopóki tego nie stracisz”. „Wastelands of Today”, wyprodukowany przez Roba Cavallo, niesie podobny przekaz – że „nie ma nic do stracenia” – a wszystko to na potężnym, spazmatycznym, rockowym riffie. Ostatni utwór, jaki usłyszeliśmy - „Rebellion” - zawiera dynamiczny riff i bębny pędzące z prędkością młota pneumatycznego. Łączy to ze sobą hardcore oraz disco i prowadzi do refrenu: „Rebelia – przegraliśmy już na starcie”. Album, który zawierać będzie 12 numerów, nie jest jeszcze gotowy, ale Shinoda obecnie mocno pracuje nad miksem, aby zdążyć przed zaplanowaną na 17 czerwca premierą i letnią trasą koncertową.
Kiedy Shinoda, zaczynając od “All for Nothing”, opracowywał nową drogę dla zespołu, zdał sobie sprawę, że na tym etapie kariery nie jest to zbyt komercyjny kierunek.
- Pomyślałem sobie: „O cholera, chyba żadne rockowe radio tego nie puści” – mówi Mike.
Skonsultował się zatem ze swoim menadżerem i ludźmi związanymi z radiem, którzy potwierdzili jego obawy.
- Powiedzieli, że taka muzyka będzie miała ciężkie życie w radiu – opowiada. – To nie jest najlepszy ruch. Nie możemy polegać na promocji w radiu. Ale ja jestem otwarty na wyzwania. Poza tym, wierzę w muzykę.
Inspiracją dla zmiany brzmienia Linkin Park na The Hunting Party, po tym jak zespół obrał łagodniejszą ścieżkę na ostatnich albumach, był niepokój, jaki w Shinodzie wzbudziła muzyka indie.
- Któregoś dnia chciałem znaleźć coś do posłuchania i tego po prostu nie było – mówi. – Trochę mnie to wkurzyło. Lubię muzykę indie. Lubię indie pop. Ale w pewnym momencie doszedłem do wniosku, że ta szuflada została już zapełniona.
Shinoda podkreślił, że lubi takie zespoły jak Chvrches, Vampire Weekend oraz Arctic Monkeys i jego wypowiedź nie jest atakiem w ich stronę. Jednak kiedy szukał muzyki, której chciał posłuchać w tamtej chwili, zorientował się, że myśli o utworach, które inspirowały go przed powstaniem Linkin Park – o zespołach takich jak Refused, Helmet, At the Drive-In – oraz o kilku innych z czasów, zanim zainteresował się ostrzejszą muzyką, takich jak Inside Out czy Gorilla Biscuits.
- Pomyślałem o albumach, które poprzedzały nu-metal – mówi Mike. – Bez tych albumów nie byłoby Linkin Park.
W ramach ukłonu w stronę własnych inspiracji, Linkin Park zaprosił część z tych artystów do pracy nad The Hunting Party. Wokalista i gitarzysta zespołu Helmet, Page Hamilton, śpiewa w „All for Nothing”, gitarzysta System of a Down, Daron Malakian, pojawia się w „Rebellion”, a ikona rapu, Rakim, udziela się w „Guilty All The Same”.
- Rozmawiałem z Rakimem przez telefon o naszych metodach pracy i opowiedziałem mu o tym, jak muzyka rockowa poszła w stronę, w którą my sami nie chcemy iść – mówi Shinoda. – W odpowiedzi usłyszałem, że jego doświadczenia z hip hopem są podobne. Rap stał się bardzo popowy, a on sam nie widzi siebie robiącego takie płyty. W tym momencie zdaliśmy sobie sprawę, że mamy wiele wspólnego i ten collab nam wyjdzie.
Członkowie zespołu sięgnęli po brzmienia, które inspirowały ich na początku i zamiast udawać się w nostalgiczną podróż, spróbowali (cytując Mike’a) „dźwiękowo zmodernizować całą tę agresję”. „Kings to the Kingdom” zaczyna się od wrzeszczącego, brzmiącego jak robot głosu, by potem przejść do chaotycznych riffów.
- Chciałem aby słuchacz czuł się rozrywany w regularnych odstępach – mówi Shinoda. – Chciałem, aby to brzmiało drażniąco i rozpraszająco. Aby w pewnym sensie cię rozpieprzyło.
Takie podejście było szczególnie trudne dla perkusisty, Roba Boudrona, który miał pełne ręce roboty starając się nadążyć za muzyką.
- To prawdopodobnie najtrudniejsze utwory, jakie kiedykolwiek grał w Linkin Park – mówi Mike. – Musiał przygotować się na to wszystko fizycznie. Biegał, podnosił ciężary, pracował z trenerem. – Po chwili Shinoda dodaje ze śmiechem: - W końcu wylądował u kręgarza, bo nadwyrężył plecy. Nie chciałbym, aby wylądował w szpitalu, ale fajnie było stworzyć coś, co było dla niego tak dużym wyzwaniem. Teraz sam czuje, że dzięki temu stał się lepszym perkusistą.
Shinoda twierdzi, że to co stworzyli, będzie ich najostrzejszą płytą w karierze. Zdaje sobie również sprawę z następstw takiego stwierdzenia.
- Nie zrobiliśmy najostrzejszej płyty w historii – mówi. – Oczywiście wiem, że istnieją super, super ostre zespoły, które tworzą muzykę naprawdę, naprawdę „chropowatą” – dodaje ze śmiechem. – Nie zrobiliśmy płyty w stylu Botch. Nie zrobiliśmy płyty w stylu Meshuggah. Zrobiliśmy naprawdę głośną i agresywną płytę Linkin Park, prawdopodobnie najostrzejszą w naszym dorobku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz