Noisey: Czy utwory mają już tytuły?
Mike Shinoda: Wymyślanie nazw zawsze było dla nas trudne, zwłaszcza jeśli chodzi o tytuły albumów. Tym razem było łatwiej niż w większości przypadków, ale długo dyskutowaliśmy na ten temat. Nigdy nie wymyślamy tytułów przed ukończeniem płyty.
Ciężko jest opisać w trzech słowach tak abstrakcyjną rzecz jak album.
Czasem nasze płyty mają wspólny motyw, jednak zdarza się, że nabierają kilku różnych znaczeń. Najłatwiej poszło nam z tytułem A Thousand Suns, który był cytatem z Oppenheimera. Wypowiedział te słowa po zdetonowaniu bomby i to w pewnym sensie o tym jest ta płyta.
Ile osób słyszało nowy album do tej pory?
Całość? Niewiele. Nasz menadżer lata teraz w różne miejsca z pięciościeżkowym samplerem i puszcza go dziennikarzom i ludziom z wytwórni, którzy muszą wiedzieć, co się szykuje. Płyta wychodzi latem i musimy zadbać o to, aby odpowiednie osoby dowiedziały się, z czym przyjdzie im pracować. A w pewnym stopniu będzie to wyzwaniem. (…) Nasz pierwszy singiel jest agresywny, trwa 6 minut, a radio nie zagra niczego powyżej 3:30, ani czegoś, co zawiera wrzaski. Jest mnóstwo zasad i jeśli nie jesteś Rihanną, Nicki Minaj albo Lady Gagą, radio nie zagra też niczego chłodnego. Interesują ich tylko ci, którzy są na topie. Ja nie potrafię żyć w takim świecie. Owszem, to biznes, rób to co jest konieczne, ale mnie taki świat wydaje się obcy. Kiedy pracuję nad utworem, to nie kalkuluję. Myślę o tym, jak stać się lepszym twórcą i producentem.
Jak rywalizujecie z fabrykami utworów popowych?
Stary, to jest szalone. (…) Przy tej płycie spędziliśmy pół roku w studiu i drugie tyle poza nim, tworząc nowe dema i wyrzucając je. Dla porównania, równolegle z nami pracował pewien popowy artysta, którego imienia nie wymienię. W studiu miał spędzić trzy dni. Pierwszego dnia wpadł na pół godziny, drugiego na 15 minut, a trzeciego dnia nie przyszedł wcale. Utwór był gotowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz