niedziela, 18 czerwca 2017

Kraków, vol.2 | Take me to Church ?

Po trzech miesiącach miałam okazję wrócić do Krakowa, gdzie celem był Impact Festival, a konkretnie koncert Linkin Park 😄, o czym później...

W dzień przyjazdu nic nie robiliśmy. Z bratem odwiedziliśmy Galerię Krakowską, tudzież wstąpiliśmy do tamtejszego Empika. Potem nie śpiesząc się odnaleźliśmy swój hostel i rozgościliśmy się w pokoju, oraz odpoczywaliśmy po podróży.

Dnia drugiego. Dzień koncertu, zrobiliśmy sobie nie małą wycieczkę. Dzięki mojego brata koledze, który tam studiuje i miał robić nam za przewodnika oprowadził nas po starym mieście, pokazując... Kościoły. W sumie to nie było nic złego, bo Kościoły jako budynki są ładne, i w dodatku to był 15 czerwiec, święto Bożego Ciała, to się tak trochę wpasowaliśmy. A z racji tego, że kolega brata tak sobie nam trasę zaplanował, a sam mój brat lubi zwiedzać kościoły, to ja, jako jedna, nie miałam nic do gadania 😝.










Wśród tylu kościołów udało mi się też złapać budynki o ciekawej architekturze, o ciekawym wyglądzie, jak na przykład Teatr Imienia Juliusza Słowackiego. Udało się również zobaczyć i umieścić na fotografii Pomnik Grunwaldzki. Wśród zdjęć nie kościołowych, jest jeszcze budynek, który ma taką wierzę, a na czubku dachu taką ciekawą kulę. Nie wiem dokładnie o co chodzi w tej budowli, ale wygląd tej kuli jest fajny. Budynek nie jest jakoś podpisany, więc najprawdopodobniej buł budynkiem mieszkalnym, lub tym podobnym, ale ktoś miał niezłą fantazję ozdabiając dach tą kulą 😉.





















Na poniższych zdjęciach wśród tych, gdzie umieszczone są Kościoły, można zauważyć fotografie na której znajduję pomnik Józefa Dietla, prezydenta Krakowa.
Jest również zdjęcie drewnianego Kościoła, a takie występują już coraz rzadziej. Na jego placu jest skromny pomnik Papieża Jana Pawła II.
































Po drodze mijaliśmy Bazylikę Mariacką, czy Barbakan. Dodatkowo zobaczyliśmy sobie Sukiennice. Gdzieś kątem oka, po drodze mogliśmy zobaczyć Filharmonię, czy spojrzeć na zamek na Wawelu. Jest również widoczek na Wisłę 😏.






























No i ostatnim, dość męczącym punktem naszego zwiedzania był kopiec, Kopiec Piłsudskiego. Ogółem, to nie miałabym nic przeciwko temu kopcowi, ale pseudo przewodnik, znaczy kolega brata, wypierdzielił nas w taką trasę, że dwa razy pod górę trzeba było iść, i to taką porządną górę, co było zupełnie nie potrzebne, bo był tam dojazd Komunikacją Miejską, którą zresztą wracaliśmy po męczarniach wspinaczkowych w samo południe. Dzięki tej wyprawie mam zdartego palca, miałam odciski, a jednym z niewielu pozytywnych akcentów jest ten, że się opaliłam i nie jestem już blada jak kartka papieru 😆.











I na koniec optymistyczny akcent, czyli nietypowa nazwa ulicy, "Poniedziałkowy dół" 😂


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz