sobota, 15 kwietnia 2023

Kartka urodzinowa dla siostry ciotecznej z okazji osiemnastych urodzin.

Ostatnią pracą wykonaną w 2022 roku, była kartka urodzinowa. Pomyślałam, że skoro "nie mogę jej wiele dać", to dobrym pomysłem będzie zrobienie czegoś własnoręcznie, coś co będzie miało duszę (dusza nie istnieje, ale wiadomo o co chodzi), coś spersonalizowanego. 

Pomysł był. Wiedziałam, że chce narysować dziewczynę, w koszulce z numerem osiemnaście. Miałam dużo, ale jednocześnie nie dużo czasu, bo zaczynałam na początku lipca, a urodziny siostry ciotecznej były dwudziestego siódmego sierpnia, ale wiedziałam, że różne rzeczy lubią wypadać, a w sierpniu były również osiemnaste urodziny brata ciotecznego (choć w tym przypadku byłam kierowcą i niczego nie musiałam leczyć), a dzień przed urodzinami siostry miałam koncert Eda Sheerana, więc po koncercie wracałam w nocy by być na tej imprezie. Dlatego w lipcu od razu wzięłam się do roboty, by tą rysunkową część, która zajmowała najwięcej czasu, była gotowa, i w ogóle zrobić najwięcej roboty przed sierpniem.

Zamysł był, ale musiałam znaleźć podstawę. Wiedziałam, że ze względu na czas, na jego oszczędność (oraz moje lenistwo i iście na łatwiznę), ta rysowana dziewczęca postać będzie tyłem, bo nad nią zapowiadało się dużo roboty, a twarz jeszcze narysować, to bym się nie wyrobiła. Główną moją inspiracją był koszulka, któr bohaterowie zakładali podczas grania w Lacrosse z serialu "Teen Wolf". Obie lubimy ten serial i pomyślałam, że to będzie coś takiego naszego wewnętrznego. Jednocześnie chciałam, żeby zrobić to tak, że ci co nie znają serialu widzieli po prostu kartkę urodzinową, żeby ten akcent serialowy był taki wmieszany, a nie bił po oczach, że o, to z tego serialu. 




Moja pierwsza myśl, to wezmę sobie kadr z serialu, gdzie jakaś postać stoi tyłem, żeby numer na plecach było widać, dorysuje długie włosy, bo przecież ta koszulka jest taka luźna i nie widać sylwetki. Jednak po chwili stwierdziłam, że nie, trzeba podejść do tego profesjonalnie, trzeba to zrobić like a pro. Dlatego zaczęłam szukać podstawy, jak ja to nazwałam, czyli zdjęcia z którego narysuje pozę. No i szukałam jakiś zdjęć, czy wyszukiwałam frazy "girls playing lacrosse", ale nic nie mogłam znaleźć co by mi pasowało. W trakcie poszukiwań przypomniało mi się, że mam pewne zdjęcie Seleny Gomez z sesji dla Pumy (swoją drogą, jak chciałam znaleźć to zdjęcie, żeby je zanotować, jaką ma nazwę i w jakim jest folderze, to nigdzie go nie było i musiałam znaleźć go w internecie, chyba mi wyparowało 😆). Ja z tym zdjęciem miałam inne plany, które czekały od 2018 roku, i w pierwszej chwili się zawahałam. Pomyślałam jednak, że zdjęcie to można wykorzystać dwa razy jako referencję i postanowiłam, że się nim wspomogę. I tu zaczęły się schody...



Chciałam, i w sumie wypadało, żeby zacząć od podstaw. Więc odbyły się kolejne poszukiwania, jak się rysuje ludzi, a konkretnie kobiecą sylwetkę, stojącą tyłem, plecami. Poszukiwania dłuższą chwilę trwały, ale coś tam znalazłam. To był głównie Pinterest, i jedna taka grafika miała różne źródła. I też nie wszystko tu daję, z czego korzystałam, bo nie wszystko sobie zapisałam, miałam niektóre w kartach na przeglądarce i niewiele myśląc wyszłam z tych kart, jak coś było już mi nie potrzebne.





No i zaczęło się, szkicowanie... Oczywiście na początku te brzydkie szkice. Kanciasty, z figur geometrycznych zarys człowieka będącego tyłem. Pierwszy szkic nie jest jakiś najgorszy, ale nie wygląda dobrze. Rysując drugi szkic pomyślałam, że wykadruję szkicowaną postać tak, jak chciałam ją rysować, może to mi uprości. Otóż nie. Tak średnio bym powiedział. Przy trzecim szkicu pomyślałam, że spróbuję narysować takiego kanciaka na podstawie zdjęcia, z którego miałam rysować tę postać. Przez myśl mi przeszło, że kto wie, może coś wyjdzie. No i nie wyszło. Kolejny szkic z resztą też. Stwierdziłam, że czegoś nie widzę, że niby robię według wzorów, tutoriali, tak samo, krok po kroku, ale jednak coś przeoczam.





Dlatego wzięłam się do tego od innej strony. Doszłam do wniosku, że może potrzebuję się rozrysować, spojrzeć na niektóre rzeczy z innej strony, więc narysowałam kanciasty szkic całej sylwetki, oraz mniej kanciasty szkic całej sylwetki. No i te dwa szkice wyszły całkiem spoko. Pomyślałam sobie po tym powinno mi coś wyjść w tym moim docelowym rysunku, a jeżeli nie, no to ja nie potrafię tego narysować.




Zrobiłam kolejny brzydki szkic, z którym dalej nic nie mogłam zrobić. To nie napawało mnie optymizmem. Delikatnie zwątpiłam w swój projekt. Stwierdziłam, że zrobię jeszcze jeden szkic i w zależności jak on wyjdzie, to spróbuję zrobić z nim coś więcej i nie będę zważać na to, jaki jest kanciasty, brzydki i nie przypominającego tego co ma przypominać.




Narysowałam z mojego zdjęcia referencyjnego kanciaka, zignorowałam jak źle wygląda, choć kuło to w oczy. Jeśli dobrze pamiętam, to potem narysowałam zarys rąk, byle jaką głowę, ubrałam też tą postać. No ładne to to nie wyszło, ale i tak najlepsze z tych wszystkich szkiców. Zdecydowałam, że skoro to jest najbliższe temu, co chce narysować, no to spróbuję z tym coś zrobić.




Poprzedni szkic przekalkowałam, żeby to było czystsze, postać trochę zaokrągliłam, żeby ona nie była taka kanciasta, nadałam trochę tekstury koszulce, zmieniłam głowę i jakieś dłonie narysowałam. Jeszcze nie wiedziałam co zrobię tam na dole, poniżej koszulki, więc rysowałam tak jak jest na zdjęciu referencyjnym. No i ten szkic to taki nienajgorszy, więc można było iść dalej.




No, musiałam odnaleźć się w zdjęciach, bo zrobiłam je szkicom nie po kolei, jak były robione 😅 i miałam małego laga w pisaniu. Przekalkowałam ten poprzedni szkic i wykorzystałam to, że nie było jeszcze jakiś dopracowany i powiększyłam postać, bo była delikatnie za mała. Miała wiele do poprawy, więc to był dobry moment do powiększenia, bo przy tym też pewnie trzeba by było coś poprawiać. A tak poprawienia była jedna runda. Narysowałam też imię i numer na koszulce, bo na to też wydawał mi się dobry moment ponieważ założyłam iż na pewno nie wyjdzie mi od razu tak jak trzeba i trzeba będzie robić poprawki, a to najlepiej było robić razem z poprawkami postaci. 




Kolejny szkic, to oczyszczony szkic. Ogarnęłam trochę szczegółów i głowa trochę lepiej wygląda, a i ręka po lewej stronie kartki taka mniej wygięta. Następny szkic to ponownie dopracowywanie szczegółów. Dopracowałam ten rysunek cały czas przyglądając się w główne zdjęcie referencyjne, oraz w te poboczne, z którymi rysowałam na przykład głowę, czy włosy. Znaczy na tym etapie włosy to tylko zarys, bo nie widziałam sensu rysowania warkoczy skoro to nie jest ostateczny szkic, ale jego zarys też można było, i nie zaszkodziło dopracować, żeby potem mieć uproszczoną robotę z rysowaniem warkoczy.




Kolejny szkic miał już warkocze. Skrawek roboty na poniższym wideo.




Coś mi nie pasowało w obszarze od łokci do nie istniejących na tym rysunku dłoni, trochę się poprzyglądałam na szkic i referencję, no i trzeba było ręce wraz z koszulką trochę wydłużyć. Wydłużyłam i od razu to lepiej zaczęło wyglądać. Narysowałam napis i numer, wiedząc po tym wcześniejszym szkicu, jak mniej więcej to zrobić, żeby było równo. Potem ten szkic przekalkowałam. 




Skoro to miała być kartka urodzinowa, to trzeba było walnąć napis "happy birthday". Nie wiedziałam jeszcze do czego ja dojdę, jak to ostatecznie będzie wyglądać, wszystko powstawało na bieżąco, na spontanie, tak jak mi przyszło do głowy, ale wiedziałam, że ten napis mi się przyda. Zrobiłam ramkę, żeby wypośrodkować ten napis, i jak widać ten taki zwykły, czcionką jaką piszę, zmieścił się, ale tą czcionką, w jakiej chciałam ten napis, no to już nie, ale to nic. Nie pamiętam konkretnie, jaka to była czcionka, ale są tylko dwie możliwości. W google wpisywałam frazy "old english calligraphy" i "old german calligraphy". W sumie nie wiem dlaczego, ale przyszło mi to do głowy, że taka czcionka będzie mi pasować.




Odcięłam ten napis od kartki, no bo to i tak szkic, i przekalkowałam na kartkę A5 i dokończyłam napis, po czym jego też przekalkowałam. Może wydawałoby się, że to było bez sensu, bo przecież zrobiłam potem o wiele mniejszy napis, jednak miało to sens, bo tak jakby rysowałam to co jest obok i dzięki temu wiedziałam, że to co rysuje, jest identyczne, bo zwyczajnie powtarzałam, to co jest obok. To też przekalkowałam, żeby ten napis dopracować.






A odcięty fragment kartki z postacią wykorzystałam, oczywiście do przekalkowania, oraz robiła mi jako brudnopis, żeby na przykład zobaczyć, czy taki cienki kratkowy materiał dobrze myślę, jak narysować. 




Postać, jak i napis, przekalkowałam na czystą kartkę. Postać obrysowałam cienkopisem, którymś MICRONem. Starałam się, żeby to zrobić jak najdokładniej, no bo to miało pójść w świat. Rzecz jasna zdarzyły się jakieś małe fuck upy, ale na szczęście nie jakieś straszne, do przeżycia.







Małe wideo z cienkopisowej roboty. Kamera ucieka, bo mój profesjonalny statyw, czyli szkatułka, nie trzymała telefonu stabilnie.




Po linearcie przyszedł czas na kolor. Z początku to trochę zacinałam się z tym nakładaniem koloru. Musiałam się wdrożyć, złapać taką rutynę. Na nagraniu widać, że często się zastanawiałam, starałam się, żeby nic nie spartolić. Ten taki mały lęk, żeby czegoś nie zepsuć, towarzyszył mi prawie cały czas, no w końcu miało to być prezentem.






Po rozgrzewce, czyli włosach, przyszedł czas na pokrycie kolorem koszulki. Tu trzeba było wziąć trzy odcienie czerwonego, czarny i biały. I tu zaczęła się prawdziwa dłubanina. Najciemniejsze miejsca zaznaczyłam czarnym kolorem, a te po prostu ciemne, najciemniejszym czerwonym. Z racji tego, że ta koszulka jest z takiego śliskiego materiału, mocno odbijającego światło, nie wiem jaki to materiał, z jakiego materiału takie się robi, ale czasem aż delikatnie inny kolor jest, jak pada światło, i takie miejsca są zrobione takim odcieniem czerwonego podchodzący pod pomarańcz. Starałam się zrobić te zgięcia materiału. Tu też musiałam się wdrożyć, a na nagraniu widać, jak robiłam poprawki.





Wspominałam, że po włosach koszulka była robiona, a dopiero na powyższym nagraniu (podzielonym na dwa) zauważyłam, że ręka i rękawek na przykład są zrobione, ale nieważne 😛. W każdym razie, ja jak się wdrożyłam, to bardzo podobała mi się ta robota. Satysfakcjonujące było to, jak mi się blendowały te kolory. Wiadomo, że to nie jest nie wiadomo jaki blend, ale na ilość robionych przeze mnie rysunków kredkami, to nie jest źle. Kolory nakładałam warstwami, starając się aby dwa różne odcienie przechodziły przez siebie.





Najwięcej roboty i dziubdziania było koło literek. Starałam się, by w tym obszarze równo rozłożyć kolor. Jak kiedyś coś robiłam, gdzie podobnie trzeba było omijać przeszkody w nakładaniu koloru i przy drobnych elementach nie nałożyłam równo koloru, to widać było po warstwach, że kolor nie był taki sam, jednolity, a tutaj przy kartce urodzinowej chciałam czegoś takiego uniknąć i starałam się to zrobić jak najdokładniej.




Chwila wolności była po tym napisie, z cyframi to nie było jakiegoś większego problemu, bo one są duże, a pod nimi było wolne pole do wypełnienia. Choć przy tym wolnym polu też trzeba było mieć na uwadze, by zostało równo pokryte kolorem, by nie było jakiś prześwitów, albo zbyt dużej ilości warstw kredek.





Fajnie mi się ułożyła robota, bo najpierw robiłam sobie rękawek, potem część koło napisu, po czym robiłam kawałek bez żadnych przeszkód i potem znowu zajęłam się obszarem z napisem. Taka równowaga fajna była. Nie dłubałam w jednym miejscu za dużo. A to dobrze, bo wiem, że czasem takie dłubanie może aby zaszkodzić. 





Trochę bałam się, że te zgięcia materiału wyjdą mi tak symbolicznie, w sensie, że będzie coś tam zaznaczone, że jest, ale nie będzie w ogóle tego przypominać. Jednak wyszło całkiem spoko.






I ostatnie wideo! Cieszyłam się, że to był etap pracy nad tą kartką na czas na początku sierpnia. Element, z którym było najwięcej roboty, był już gotowy. Więc trzeba było zaczynać myśleć co dalej...





Akurat przed dalszymi pracami, gdy przeglądałam Instagrama, na głównej wyświetlały mi się, jako proponowane, te całe reelsy i na jednych z nich były filmiki z robienia wyklejanek. A z racji tego, że zatrzymałam się na jednym takim, to mi potem proponowało więcej. Po prostu kobita miała jakieś naklejki, jakieś wycinki, papiery i inne takie, i sobie je tematycznie przyklejała na jedną, czy dwie strony w jakimś notatniku, albo szkicowniku, a do tego był robiony ten cały ASMR. I po kilku takich filmikach mnie olśniło, że przecież coś podobnego mogę zrobić i ja. Więc wyjęłam cały asortyment papierów, wybrałam kolorową kartkę, która miała być podstawą mojej kartki. Natomiast postać i wypełniony czarnym cienkopisem napis wycięłam, potem przykleiłam do fioletowej, takiej śliskiej kartki, a potem przykleiłam do białego papieru i jego jak i ten fioletowy odcięłam tak, by pasowały do napisu.









Tę postać, i ten napis, tak jak przygotowałam, przykleiłam do tej głównej kartki papieru. Kolory papierów były wybrane pod osobę, dla której była ta kartka. Siostra cioteczna lubi fioletowy kolor, i wybrałam, to co miałam, bo nie chciałam nowego bloku papieru kupować. Znalazłam ten ciemniejszy fiolet i wzięłam go jako tło do postaci i napisu. A ta główna kartka to taki trochę fiolet, trochę róż, ale stwierdziłam, że może być. Ostatecznie kompozycja wyszła bardzo dobrze. W środku kartki wklejone zostały życzenia, one były napisane na białym papierze, a ten biały papier przykleiłam do tego ciemnego fioletu, ja tam to trochę inaczej zrobiłam, niż postać i napis, ale dokładnie nie pamiętam jak, a zdjęcia nie zrobiłam. W ogóle zrobiłam tylko jedno zdjęcie tej kartce urodzinowej. Pewnie miałam zrobić w świetle dziennym i tego nie zrobiłam.




Miałam okazję być przy otwieraniu prezentów mojej siostry, no i wiadomo, że otwierany był i mój. Reakcja siostry na tą kartkę sobie zapamiętam... rzecz jasna pozytywnie, bo dosłownie szczęka jej opadła i aż pauzę zrobiła. To oznaczało, że się opłacało. Człowiek tego nie nakamerował, ale nakamerowały to moje oczy i zostanie w pamięci.

Po dłuższym czasie nie widzę nic złego w tym rysunku, zazwyczaj widzę, jakieś błędy i tym podobne. Zwyczajnie mi się coś udało. Jedynie co bym inaczej zrobiła, co z resztą przyszło mi do głowy podczas rysowania, to włosy inaczej bym narysowała, bo te warkocze takie tu za bardzo cienkie, tu za bardzo grube i po prostu zrobiłabym je bardziej tak, jak wyglądają w realu. Zostałam przy tym, bo stwierdziłam, że czas jest na miarę złata, i że jako takie rysunkowe mogą być. I tak dziwne, że ja ze swojej roboty jestem zadowolona. 

Robiąc ten wpis musiałam dzielić nagrania na dwie części i chyba w kolejnych rysunkowych wpisach, jak będę miała widea, to je złączę w jeden film, wrzucę na YouTube, i wrzucę tu, bo to będzie chyba mniej roboty, jak muszę dzielić te widea.

I tak, pudełko po Pringlesach było moim statywem.

Adieu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz