niedziela, 22 października 2017

Pielgrzymka na Jasną Górę

30 Września 2017

Tak się złożyło, że bieżący rok szkolny, czwarty, szkoły średniej jaką jest technikum, jest moim ostatnim rokiem szkolnym. A ponieważ jak już wspominałam, jest to technikum, to czeka mnie egzamin ten zawodowy jak i ten maturalny. 
Oczywiście oba te egzaminy nie są konieczne, ale ja jestem tego zdania, że skoro wybrało się taką szkołę, to przydałoby się do nich przystąpić. Chociaż spróbować. Początkowo do matury nie byłam przekonana, ale kiedy widziałam jak osoby bez jakichkolwiek perspektyw do napisania tego egzaminu, składa deklarację, to stwierdziłam iż moja wiedza nie jest najgorsza i gdybym nie spróbowała podejść do tej matury, to pewnie żałowałabym tej decyzji. 

Ale to jest temat na inny wpis.


Z okazji, że tak to ujmę, matury, są jak wiadomo organizowane pielgrzymki do Częstochowy, na Jasną Górę, w intencji właśnie zdania matury. Ja nie jestem jakoś zbytnio mega wierząca, ale stwierdziłam, że pojechać nie zaszkodzi. Przynajmniej zobaczę coś więcej niż Lublin, czy Kraków (bo tam zdarzało mi się bywać). Poza tym moja szkoła jest taka wspaniała, że nie organizuje wycieczek. Przez trzy lata nawet klasowo nie poszliśmy do kina, jedynie do Radia Lublin, i to na jakieś tam warsztaty. A tak w ogóle, to i tak ta pielgrzymka była w sobotę.

Dzień pielgrzymki zaczynał się z budzikiem o czwartej rano. Zbiórka była teoretycznie o piątej dwadzieścia. Ja na miejscu byłam te dwadzieścia minut wcześniej. Oczywiście nie wyruszyliśmy o planowanym czasie. Dlaczego? Dlatego, że policja nie przyjechała na czas zbadać kierowców dwóch autokarów, którymi mieliśmy jechać. I tak po dwóch godzinach bezczynności, gdzie w końcu poranne wstawanie dało się we znaki, bo wcześniej jakoś dawałam radę i żyłam, w przeciwieństwie do innych, co próbowali spać na schodach szkoły. Dobrze, że wicedyrektor z nami jechał to mogliśmy się schronić w szkole, przed chłodem poranka. 


W autokarze po prostu umierałam. Z niewyspania. Po jakimś czasie drogi oraz rozmowie z koleżanką z którą siedziałam, a z którą nawet nie miałam już o czym rozmawiać, bo po pierwsze skończyły nam się tematy na tamtą chwilę, a po drugie obie byłyśmy nie wyspane, więc słuchawki na uszy, muzyczka i staranie się o drzemkę. Faktycznie udało mi się kilka razu przysnąć, ale to nie był taki faktyczny sen. 

Kiedy gdzieś w połowie drogi był postój, na stacji benzynowej były kilkumetrowe kolejki do toalety. Ja mam już lekki doświadczenie w podróżowaniu (dwa wyjazdy do Krakowa), więc mi się tak bardzo nie śpieszyło, w przeciwieństwie do innych osób. Gdy już wszyscy wróciliśmy do autokarów, ja zrobiłam się głodna więc wrzuciłam coś na ząb. Trochę się rozbudziłam, więc sobie oglądałam widoki za oknem. 




Oczywiście druga część trasy cholernie mi się dłużyła i jak już w końcu byliśmy blisko terenów Częstochowy, to nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu dojedziemy. Jakie to było szczęście, gdy już dojechaliśmy. Ale oczywiście oczywiście musiało coś stać na przeszkodzie. Wjeżdżamy na parking, jedziemy, jedziemy i jedziemy między zaparkowanymi pojazdami, bo wszystko było zajęte, inne autokary zmieszane ze zwykłymi autami. Według mnie ten parking powinien być jakoś podzielony na miejsca dla autokarów i na miejsca dla osobówek. No, i ja już chce wyjść z pojazdu, ale nie bo nie było miejsca. W końcu, gdzieś na końcu parkingu znalazło się wole miejsce, które było między dwoma innymi autokarami. I tak. Z przodu też autokary, i w ogóle ciasno, to nikt nie wierzył, że można w ogóle było się tam, w to wolne miejsce, wcisnąć. A kierowca kombinował i pojechał trochę do tyłu, trochę do przodu i tak po trochu wycofał w to wolne miejsce. A ja, siedząc z tyłu, aby widziałam, jak milimetry dzielą nasz autokar i lusterko tego zaparkowanego. No, więc każdy, kto nie wierzył, i inni z resztą, zaczęli bi brawo, bo jak się potem okazało, kierowca zaparkował równo na środku tego wolnego miejsca. Szacun! Nie każdy by tak potrafił, zapewne.


Z uwagi na to, że wyjechaliśmy później, to i nie zdążyliśmy na Drogę Krzyżową, bo przecież to w końcu pielgrzymka, dlatego mieliśmy czas wolny na zwiedzanie Jasnej Góry, kupienie pamiątek, czy zjedzenie czegoś ciepłego, a potem mieliśmy spotkać się pod autokarem, zostawić plecaki i inne rzeczy, a następnie iść na mszę do bazyliki. Ale kiedy ja ze swoją koleżanką nie zdążyłyśmy zjeść, może ja nie byłam głodna, ale koleżanka owszem, więc gdy spotkałyśmy naszą katechetkę w drodze do bazyliki, to powiedziała, że jak nie zdążyłyśmy zjeść, to żebyśmy nie szły na msze, bo na razie są wstępne modlitwy, a z racji, że są modlitwy to i są mniejsze kolejki niż przed. I tak zrobiłyśmy, koleżanka zjadła, ja towarzyszyłam jej pijąc kawę. Pierwszy raz piłam niesłodzoną.  Mimo, że miałyśmy pół godziny, to i tak lekko na mszę się spóźniłyśmy przez wizytę w toalecie. Zgodnie ze wcześniejszymi zaleceniami katechetki, wyszłyśmy z bazyliki w trakcie trwania komunii, bo gdybyśmy miały wyjść razem ze wszystkimi ludźmi, to trochę by się zeszło, ale trzeba było wyruszyć chociaż w drogę powrotną o odpowiednim czasie. 

W drodze powrotnej w większości czasu miałam zamknięte oczy. I nie, nie spałam, tylko byłam już na tyle zmęczona, że po prostu moje powieki same opadały i można by było powiedzieć, że nie chciały się otwiertać. 

W gruncie rzeczy w Częstochowie, na Jasnej Górze, nie ma nic szczególnego. To miejsce jest sławne ze względu na obraz Matki Bożej, i ogólnie bazyliką, jako miejsce religii. Według mnie owszem, można pojechać, nie zaszkodzi, ale chyba nie więcej niż raz, może dwa razy. Ogólnie nie żałuję, ale i nie podziwiam tego wyjazdu, i najprawdopodobniej drugi raz nie pojadę.

A tak w skrócie, to byli, zobaczyli i wrócili.

Przy okazji mogłam sobie porobić zdjęcia ;-) By the way, szkoła w ciemnościach wygląda dość creepy, a na Jasnej Górze można było spotkać armaty czy też takie fajne autko, jakim był Trabant =D






























































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz