czwartek, 24 czerwca 2021

"I think i've had some kind of a flashbacks". | "FLASHBACK"

Jako fan Dylana O'Briena obserwuję sobie jego poczynania aktorskie. Ciekawi mnie jak wypadł w innych rolach poza tymi w "Teen Wolf", "Maze Runner" i "American Assassin", bo po obejrzeniu między innymi tych produkcji można stwierdzić, że to zdolny aktor i prawdopodobnie stać go na więcej. Z ostatnich filmów bardziej zainteresował mnie na przykład "Love and Monsters ", do którego nie miałam jakichś wysokich oczekiwań, a okazał się bardzo fajnym, przyjemnym filmem, oraz "The Education of Fredrick Fitzellpóźniej "Flashback", którego trailer mnie zaintrygował, ale spodziewałam się, że ten film może mi się nie spodobać.

Po pojawieniu się pierwszych informacji o tej produkcji, cieszyłam się, że powstaje coś nowego z udziałem Dylana, ale nie ekscytowałam się nadwyraz, bo nie wiadomo było, jak to wyjdzie. Oczywiście opis, to tak średnio coś mówił, tylko jakiś cień został rzucony. Dopiero gdy pojawił się trailer można było się czegoś dowiedzieć. I coś w tym trailerze było, że mimo nie do końca interesujących mnie rzeczy, wzbudził u mnie zainteresowanie, z racji tego, że fabuła przedstawiona była jako tajemnicza. A co jest tajemnicze, to człowieka interesuje. 

Po obejrzeniu traileru, myślałam, że film będzie o tym iż główny bohater w jakiś sposób zainteresuje się zaginioną koleżanką jeszcze ze szkoły, będzie prowadził takie swoje śledztwo, a żeby pomóc sobie zaczyna brać narkotyki, przez co rujnuje sobie życie. No tak to zinterpretowałam, może dokładnie się nie przyjrzałam, a może zwyczajnie trailer dawał takie wrażenie. W każdym razie uważałam to za kiepski pomysł na fabułę. Myślałam wtedy, że będzie ona skomplikowana, pomieszana i że się w niej pogubię. Plus, ogólnie nie lubię za bardzo tematyki narkotykowej, nie lubię zjawiska, że ludzie je biorą i nie podoba mi się, jak ktoś z mojego otoczenia coś bierze (nie spodziewałam się tego, ale znalazła się taka osoba koło mnie). Na szczęście film potoczył się inaczej.

Scena rozpoczynająca film ukazuje głównego bohatera, Fredricka Fitzella, będącego u chorej matki w odwiedzinach. Towarzyszy mu jego partnerka. Następnie widzimy ich w gabinecie lekarskim, gdzie doktor informuje o stanie zdrowia matki Fredricka. Mężczyzna dowiaduję się, że jej rodzicielce nie zostaje dużo czasu. Przygniata go ten fakt i już nawet nie słucha, co medyk ma dalej do powiedzenia. 

Na jednym z kolejnych ujęć widzimy Fredricka jadącego samochodem, Jego wyraz twarzy wyglądał, jakby był zmęczony życiem. Stojąc na czerwonym świetle jakby zniecierpliwiony decyduje się na spontaniczny ruch, który skutkuje w spotkanie znajomej twarzy oraz konfrontację z policją. Potem z jakiegoś powodu powracają do niego wspomnienia zza czasów szkoły, a konkretnie o pewnej dziewczynie. Im więcej wspomnień do niego wraca, tym bardziej chce wyjaśnić, odkryć co się z nią stało. Kontaktuje się ze swoimi dawnymi kolegami, odwiedza swoją dawną szkołę i ogółem prowadzi jakby swoje śledztwo.

Jednak w pewnym momencie wspomnienia mieszają się z rzeczywistością i razem z Fredrickiem oglądającemu wszystko się miesza, nie wie, co jest prawdziwe, a co nie. Im bliżej końca filmu, tym bardziej mieszają się ze sobą te dwie strony. W niektórych momentach, gdy myślałam. że Fredrick jest w swojej teraźniejszości, okazywało się, iż byłam w błędzie. Przy jednych wspomnieniach wyglądało to jakby lunatykował, przy innych jakby był zamyślony, a jeszcze przy innych jakby tracił rozum. 

Ogólnie film skupiał się właśnie na tytułowych flashbackach. Poznajemy Fredricka zza czasów liceum, kiedy to, w sumie przez przypadek, wpada w sidła narkotyku zwanego Mercury. W tymże czasie zadawał się nie tylko ze swoimi dwoma kolegami, ale i z dziewczyną, Cindy, z którą chce się dowiedzieć co się stało. W tamtym czasie często brał Mercury, aż prawie źle się to skończyło. Wtedy też Fredrick i reszta wzięli coś twardszego, co poskutkowało amnezją, przez co ani Fredrick, ani jego koledzy nie pamiętali, co się z Cindy stało. Ten aspekt brania narkotyków powodował, że gdy teraźniejszość przeplatała się z flashbackami było jeszcze bardziej efektowne. pod koniec myślałam, że bohater zwyczajnie nadal bierze te narkotyki i w głowie mu się miesza. 


Na końcu okazuje się, że to wcale nie chodziło o to, by dowiedzieć się co stało się z Cindy. Fakt znania jej, brania narkotyków i ogólnie ta historia z przeszłości Fredricka zostały wykorzystane, tak jakby w jego głowie do zrozumienia pewnych rzeczy, do przetrawienia przykrej sytuacji, przedstawionej na początku filmu. 

Ostatnią sceną była ta, w której Fredrick przytula swoją przed momentem zmarłą mamę. A cała droga do tego momentu i to na ile wszystko zrozumiałam oraz właśnie ta scena, doprowadziła mnie do wzruszenia. To było coś, czego się nie spodziewałam. Tak jak wspominałam na początku, spodziewałam się kompletnie czegoś innego. 

To dość specyficzna produkcja i pewnie nie każdemu podejdzie. W sumie dziwię się, że mi podeszło. Zauważyłam, że często podobają mi się rzeczy, które nie podobają się innym, albo są mało popularne. W tym przypadku nie spodziewałam się nie wiadomo jakiego filmu, myślałam, że będzie inny i chyba zwyczajnie mnie zaskoczył. Zaskoczył mnie tym drugim dnem ujawnionym na końcu. 

Nie można też ominąć kwestii odtwórcy głównej roli, Dylana O'Briena, który jak dobrze grał przestraszonego chłopca w "Love and Monsters", tak dobrze grał naćpanego chłopaka w "Flashback". Oglądając te sceny, gdzie właśnie Fredrick bierze Mercury, czułam się, jakbym widziała faktycznie odurzoną osobę. To było tak wiarygodne, że gdybym jakimś sposobem nie wiedziała, że to film, to naprawdę bym sądziła, że coś brał. Cieszę się, iż zobaczyłam Dylana w kolejnym wcieleniu, w którym pokazał się z innej nowej strony. Do tej pory miał dość podobne do siebie role (biorąc pod uwagę to, co oglądałam), więc zobaczyć co więcej potrafi ten aktor, to czysta przyjemność. 


"Flashback" jest nietypowym filmem. Przynajmniej dla mnie, bo choć widziałam motyw wspomnieni w filmach, czy serialach, to takiego ugryzienia tego motywy nie widziałam. Z początku, tak mniej więcej do połowy, dało się oddzielić wspomnienia od teraźniejszości bohatera. Jednak im dalej poznawało się te wspomnienia, w których Fredrick coraz bardziej wsiąkał w branie narkotyków, to coraz trudniej było rozdzielić te dwie rzeczy. Im bliżej końca filmu, tym trudniej było ocenić. Na końcu to się kompletnie zlewało. Jakie było moje zdziwienie, że te flashbacki, to tak naprawdę myśli głównego bohatera, który próbuje sobie poradzić z trudną dla siebie sytuacją. Podobał mi się ten zabieg. Podziałał na moje emocje. Plus to drugie dno, o które tak naprawdę chodziło. Film mnie zaskoczył. Nie spodziewałam, się, że mi się spodoba, zważywszy na moje inne oczekiwania. Myślę, iż kiedyś zrobię sobie powtórkę z tego filmu, by być może dostrzec jeszcze więcej, zauważyć rzeczy niezauważone przy pierwszym seansie, szczególnie przy tym, co działo się na końcu, bo gdy oglądałam końcówkę, to wszystko działo się szybko i mimo skupienia, mogło mi coś umknąć, w szczególności, że napięcie coraz bardziej wzrastało i byłam ciekawa, jak to się zakończy. Plus, oglądałam po angielsku, więc jako osoba mająca wątpliwości co do swoich umiejętności językowych, zwyczajnie mogłam coś źle zrozumieć. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz