czwartek, 25 maja 2023

Playlista 37.

Ogarnęłam stronę na Facebooku, ogarnęłam Instagrama, to teraz mogę ogarnąć coś na blogu 😛.


1. Slipknot - Finale
Finał na początek. Jest to też finalny utwór na płycie "The End, So Far". Uwielbiam melodię, która zaczyna i kończy ten utwór, a pomiędzy jest mocniejsza partia. Wokal też jest taki łagodny i brzmi trochę, jak ktoś zmęczony życiem przyjmuje coś kolejnego na klatę, a jakby został spytany, to by powiedział, że jest przyzwyczajony. A tak ogółem kolejny świetny kawałek na playlistach i kolejny smutny do kolekcji 😅.





2. Wednesday Addams - Paint It Black
To jest taki vibe! Oczywiście zostało to po obejrzeniu serialu "Wednesday". Scena z tym utworem była świetna, a ta wersja "Paint It Black" jest genialna. Nim wyszedł oficjalny soundtrack tego serialu, to ja słuchałam tego z fragmentu tej sceny, który ktoś wstawił. Fajnym zabiegiem twórców było to, że wykonawca tego to Wednesday. Podobnie jest z Twitterem, publikowane jest tam, jakby to Wednesday pisała. Co ciekawe, "Paint It Black" w oryginale mnie nie porywa, tak jak ta wersja z "Wednesday", czy cover od Leo z Frog Leap Studios.




3. Nickelback - Just One More
Nie wiem czym zrobione są dźwięki rozpoczynające ten kawałek, ale podobają mi się i zahaczają się u mnie w głowie. Podobają mi się lekko przytłumiony jakby wokal, na przykład w pierwszej zwrotce. Cała kompozycja ma swój klimat i kojarzy mi się z jakąś sceną w filmie, gdzie bohater by coś przeżywał, albo robiąc coś poświęcał się dla kogoś.




4. Iggy Pop - Strung Out Johnny
Usłyszałam to w radiu i wystarczył jeden raz, żebym zakochała się w brzmieniu tego numeru. Ta gitara rozpoczynająca ten utwór, a potem riff, który dołącza, no poezja, a przy nich jest jeszcze fajny synth dźwięk. Wokal brzmi świetnie. A i nazwa płyty z której pochodzi ten utwór bardzo fajny, "Every Loser".




5. Skillet - Psycho in my Head 
Mocny, energiczny, melodyczny, chwytliwy kawałek. Zespół wypuścił wersję deluxe swojego najnowszego albumu "Dominion", gdzie swoje miejsce znalazł między innymi ten utwór.




6. Self Deception - Fight Fire With Gasoline
Złapane z co piątkowej playlisty na Spotify. Podoba mi się, jak ten utwór się zaczyna. Podoba mi się, jak z początku budowane jest napięcie, i w melodii, i w wokalu. Świetny refren z powielonym wokalem. Bardzo mi się podoba jak brzmi wokal. Lubię moment, rozpoczynający się od "I'm half-dead". Wcześniej nie znałam tego zespołu, nadal znam tylko ten jeden utwór. Fajnie, jak coś takiego Spotify zaproponuje. Ale to nie było tylko to.




7. Weathers - Where Do I Sign?
Ten utwór razem z tym powyższym został zasłyszany. Podoba mi się sposób, w jaki śpiewa wokalista. Brzmi, jakby nic go nie obchodziło, tak lekceważąco, na wyjebce. A w refrenie lubię, jak akcentuje "Help me los my mind...". Jest też fajna gitarowa solówka. 




8. New Order - True Faith
Uhuhu, klasyczek. Kojarzyłam to wcześniej, wiadomo, przewinęło się gdzieś kiedyś, ale dopiero teraz został ten utwór ze mną na dłużej. A to wszystko przez Instagrama, i nawet chyba ktoś kogo obserwuję użył do rolki, i to nawet nie "True Faith" tylko "Blue Monday". Dodatkowo w tym czasie taka jedna streamerka miała to na swojej playliście i często leciało na jej transmisji. Któregoś razu pomyślałam, że zobaczę co tam jeszcze New Order gra, i natknęłam się na "True Faith", po którego usłyszeniu miałam takie "kurde, ja to kojarzę!". I od tamtej pory przez długi czas słuchałam tego codziennie, po kilka razy, bez przerwy. I cały czas w głowie miałam "I used to think that the day would never come...". Jako gratis daję też wersję na żywo, bo to też inny wymiar. Uwielbiam to, jak zaczynają grać "True Faith", świetny jest ten dłuższy początek. W ogóle na żywo, to tak inaczej brzmi ten utwór, słychać żywe instrumentu i jeszcze muzycy wprowadzają jakieś zmiany i tworzy to tą magię muzyki na żywo.





9. The Cure - A Forest
Kolejny świetny kawałek. Usłyszałam go w radiu. I są dwie opcje, bo dokładnie nie pamiętam jak to było. Pierwsza opcja, to nie mogłam usnąć i próbując usnąć go usłyszałam, a druga opcja to w trakcie powolnego wybudzania się ze snu zaczęłam słyszeć ten utwór. Tak tylko wspomnę, że ja do snu włączam radio, bo nie lubię usypiać w ciszy. Jaki ten utwór ma klimat, te gitary, te klawisze, ta melodia! Po prostu czysta magia. Dodatkowo byłam w nastroju pasującym do tego numeru. A na instrumentalnym outro, to ja się rozpływam. Tutaj również dołączam wersję na żywo, bo ma jeszcze lepszy, właściwie takie pogłębienie klimatu tego utworu. Usłyszeć wykonane na żywo dźwięk klawiszy, potem gitary i jak dołącza reszta instrumentów, a do tego patrzeć na relację między muzykami na scenie, to czysta przyjemność. Pod koniec jest integracja z publicznością, co też jest piękne. Dodatkowo ta publiczność jest w kompletnie różnym wieku, co jest również niesamowite. 





10. Palaye Royale - Eleanor Rigby
Znam ten utwór w oryginale i w wersji zespołu Pain. W sumie to ta druga była pierwsza 😛. Wersja od Palaye Royale również mi się podoba. Jest zrobiona rzecz jasna w stylu zespołu, a on mi się bardzo podoba. Jest oryginalny i przypomina mi klimaty królewskie, albo szlachecki. 




11. Badflower - Move Me
Jak poznawałam muzykę tego zespołu, to trochę zignorowałam ten utwór, tak samo jak całą EPkę "Temper". Ale zespół koncertował i na jednej z relacji na Instagramie było, jak grali ten utwór na żywo i moją uwagę zwróciła gitara rozpoczynająca ten utwór. Dlatego wróciłam do tego kawałka. I jakie to jest arcydzieło! Poza świetną gitarą na początku, jest piękny wokal w którym słychać emocje, jest delikatny, jest i krzyczany. Początek jest spokojny, potem dołączają instrumenty. Piękny to jest utwór.




12. Disturbed - Part of Me
Nie wiedziałam, który kawałek wybrać, ale w końcu padło na ten. Pewnie przez to, że jest tu kultowe "Oh wa ah ah ah" wokalisty zespołu. Mocny kawałek z fajnym bridgem.





13. The Cramps - Goo Goo Muck
Kolejna pozostałość po "Wednesday". W sumie fajnie, że twórcy w serialach używają takich starszych kawałków. One są takie charakterystyczne na przykład dla lat osiemdziesiątych  (to zależy z jakiego czasu jest dany utwór). A jeszcze jak taki kawałek wpisuje się w moje gusta, no to tym bardziej. Choć i są takie, które nie koniecznie wpisują się w moje ramy, a jednak mi się podobają. 




14. 2Pac - Hit 'Em Up (Dirty)
Ten numer był w jednym z odcinków "Euphorii". On nie zainteresował mnie od razu, choć został świetnie wykorzystany w pewnej scenie, bardzo mi się podobało. Już nie pamiętam, czy oglądałam coś na temat tego serialu, czy zrobiony przez kogoś filmik typu najlepsze/najśmieszniejsze/czy jakieś inne sceny z serialu, ogólnie z całości, albo z główną bohaterką, Rue. No gdzieś w takich okolicznościach złapałam się z tym utworem. I to było jakiś czas po skończeniu oglądania serialu. No i utkwiło mi to w głowie. A jak elegancko do samochodu pasuje.




15. Gorillaz - Cracker Island
Kliknęłam w występ na żywo, to było chyba w jakimś programie telewizyjnym, albo jakieś rozdanie nagród muzycznych i Gorillaz wykonywali na żywo "Cracker Island". Kawałek wzbudził moje zainteresowanie poprzez to wykonanie na żywo i między innymi to, jak wokalista śpiewa przez megafon, żeby był ten taki charakterystyczny efekt na głosie. Zainteresowało, więc sprawdziłam wersję studyjną tego utworu. No i od tamtej pory został w mojej głowie na jakiś dłuższy czas. Bardzo fajne brzmienie. Podoba mi się gitara, bas czy klawisze. Brzmienie wokalu również. Jak słucham tego numeru, to czuję się na takiej wyjebce, że w sumie to już mi wszystko jedno.




16. Rock Symphony 17 Rammstein - Sonne
Pewnego razu YouTube zaproponowało mi wykonanie, w pewnym sensie cover utworu Rammstein, "Sonne". Albo wyhaczyłam to gdzieś indziej w internecie, już nie pamiętam. Ale to jak brzmi ten kawałek w wersji symfonicznej, to to jest poezja i spełnienie moich marzeń. Bardzo podoba mi się "Mein Herz Brennt" piano version, ale też w normalnej wersji ma w sobie symfoniczne elementy. Ten utwór, jak i "Sonne" bardzo pasowały mi do wersji symfonicznej, czy coś w tym rodzaju. "Deutschland" na końcu teledysku też ma takie piano zakończenie. I dopóki nie trafiłam na to wideo, sądziłam, iż nikt tego nie zrobił. Symfoniczne "Sonne" to coś cudownego. Do wszystkich instrumentów typowych dla symfonii dołączona została gitara elektryczna. Do tego chór, który co jakiś czas się odzywał i to dodawało klimatu. Pod koniec jest takie "ooo oooooo" wykonane przez jeden kobiecy głos i słuchając pierwszy raz, to miałam przy tym ciarki. I prawie się wzruszyłam (tak czasami reaguje na muzykę).




17. PALAYE ROYALE - King of the Damned
Pierwsze powtórzenie zespołu na tej playliście, ale chciała, żeby się tutaj znalazł ten utwór, bo bardzo lubię jego brzmienie, bardzo lubię i trochę utożsamiam się z tytułem. Miałam kłótnie ze sobą, czy wziąć ten, czy "Eleanor Rigby", a że to będzie ostatnia playlista z zeszłego roku, to stwierdziłam, że walnę dwa utwory w tym, jak i w innych przypadkach.




18. YUNGBLUD - Time In A Bottle
Kiedy szukałam tego utworu w oryginale w Spotify, gdy chciałam dodać go do playlist, wyświetliła mi się też wersja od Yungbluda i z ciekawości ją odtworzyłam. Okazało się, że było to warte sprawdzenia. Pominęłam kompletnie fakt, że jest on do filmu, któregoś tam z kolei, "Fast&Furious", bo nie lubię tej serii filmów. Zaczyna się spokojnie, tak jak w oryginale, a od połowy jest rockowym kawałkiem. I uwielbiam to połączenie. Bardzo podoba mi się ta spokojna część, jak i ta rockowa, oraz przejście między nimi. Ach ta gitara zaczynająca grać w tej drugiej części 😌. Słychać też muzyczny styl Yungbluda, który bardzo mi się podoba. Słychać jego w tym utworze.




19. Gorillaz - Rhinestone Eyes
Gorillaz po raz drugi. Ten utwór również odtwarzałam mnóstwo razy. Jest świetny. Poznałam go kiedy, powiedzmy, miałam obniżony nastrój, i idealnie mi pasował. Jego brzmienie kojarzy mi się z sytuacją, gdzie człowiek ma już wszystkiego dość, już mu wszystko jedno, i nawet jak gdzieś się coś pali, to on nie przejmuje się nadto, bo jest przyzwyczajony, gdy dzieją się złe rzeczy i na luzie pije sobie piwo.




20. Slipknot - Adderall
Pierwszy utwór z płyty, na końcu. Na początku trochę ignorowałam ten kawałek. To dlatego, że po premierze "The End, So Far" ciągnęło mnie do tych mocnych, ciężkich, gitarowych dźwięków, które oczywiście były. "Adderall" brzmiało dla mnie wtedy dobrze, wpadało w ucho, ale włączyła mi się ta ignorancja. Natomiast któregoś razu, gdy przesłuchiwałam ten album w całości, to niespodziewanie "Adderall" tak mnie złapał, że nie mogłam się od niego uwolnić. Dotarło do mnie, jak cudowna to kompozycja. Tak jak się zaczyna, to jak wkracza wokal, i w ogóle, jak pięknie, łagodnie brzmi wokal w tym utworze. Idealnie pasował, gdy miałam ten, obniżony nastrój.




To by było na tyle, moich muzycznych wywodów.

Adieu.


wtorek, 23 maja 2023

Lublinalia... I trochę Kultu.

Cały czas obserwowałam, czy nie pojawiają się jakieś informacje o Juwenaliach. Bardzo dawno nic nie było, nic się w mieście nie działo i na ostatnim koncercie byłam w listopadzie zeszłego roku. Cieszyłam się, gdy najpierw Politechnika Lubelska ogłosiła swoje Juwenalia, ale okazało się, że nie będzie tam artystów, którzy by mnie zainteresowali, a potem, gdy zostały ogłoszone Lublinalia. 

Gdy ogłaszali artystów, którzy mieli wystąpić na Lublinaliach, znowu się zawiodłam, do momentu, aż ogłosili, że na tej imprezie zagra Kult. Ucieszyłam mordę, jak głupia. Z przyjemnością chciałam posłuchać ich muzyki na żywo. Nawet żartowałam, że jeśli będzie padać deszcz, to i tak pojadę. Do mnie dołączył się tata. Przyjechał z zagranicy na chwilę do polski, i w sumie się ucieszyłam, że też będzie mógł skorzystać, bo będąc za granicą za bardzo nie ma nic do roboty.

Kult miał grać o 22:30, czyli cały dzień był do dyspozycji. Dlatego wykorzystałam go sprzątając dom, bo kolejnego dnia w moim domu miała być rodzinna impreza. Po tym sprzątaniu byłam zmęczona, ale mimo to ogarnęłam się, uczesałam, zrobiłam makijaż, jak to ja się śmieję, makijaż życia i cieszyłam się, że na zakończenie dnia, mimo zmęczenia, posłucham sobie Kultu na żywo.

Wyjechaliśmy z tatą półtorej godziny przed czasem, jakim miał grać Kult, żeby na spokojnie dojechać, zaparkować i dojść na miejsce. Gdy już zaparkowaliśmy, zauważyliśmy, że ludzie idą w przeciwnym kierunku od wejścia na teren tych Lublinaliów. No ale ja stwierdziłam, że trzeba iść tam, gdzie jest wejście.

Gdy doszliśmy na miejsce, było tam dużo ludzi. Jeszcze nie wiedzieliśmy co się działo. Zauważyliśmy, że tłum to nie jest po prostu tłum, tylko bardzo długa kolejka... I to z trzech stron. Stojąc w niej przez jakiś czas, spokojnie można było zauważyć, że ona kompletnie nie ruszała do przodu. Pomyśleliśmy z tatą, że jest dużo czasu i powinno nam starczyć...

Kolejka co jakiś czas szła do przodu, o krok, może dwa. Im bliżej byliśmy wejścia, i im dłużej tam staliśmy, ludzi zaczęło gromadzić się jeszcze więcej. Wkrótce okazało się, że bramy są zamknięte i ludzie ani nie są wpuszczani, ani wypuszczani. Niektórzy sprawdzali co dzieje się za bramą, na terenie Browaru Perła, tam gdzie miała miejsce ta cała impreza, i okazało się, że tam jest mnóstwo ludzi, którzy chcą WYJŚĆ. Przed bramą było bardzo dużo ludzi, za bramą było dużo ludzi. Przed wejściem był ścisk i gdyby ktoś wpadł na pomysł, żeby wypuścić ludzi z terenu Perły, to zrobiłby się chaos, jeszcze większy ścisk i byłoby niebezpiecznie. Już przed bramą było niebezpiecznie, obok nas zemdlała dziewczyna, mimo, że i tak nie byliśmy tak blisko bramy, jak niektórzy. W pewnym momencie zaczęłam się bać, że dojdzie do takiego ścisku, że będzie tak jak na feralnym koncercie Travisa Scotta.

W końcu przyjechała policja, ci w hełmach i z tarczami, i zrobiła korytarz życia dla tych co chcieli wyjść. Wyszło tak dużo ludzi, że to szok. I mimo, że mnóstwo ich wyszło, to ich ilość się nie zmniejszała. Mimo to, że po jakimś czasie dużo osób wyszło, to nadal nie wpuszczali.

W trakcie tego wszystkiego można było dowiedzieć się od ludzi, że na rapera, White, który grał przed Kultem, chciało wejść dużo osób i przez limit osób na terenie imprezy zamknęli bramę i więcej ludzi nie wpuszczali. Moja siostra cioteczna stała dwie godziny w tej kolejce i powiedzieli im, że mają iść. Dlatego znaleźli się tacy, co stali się agresywni i ochrona musiała użyć gazu, na co potem ludzie narzekali, ale ja ochronę w pełni rozumiem.

W pewnym momencie policja puściła ludzi wszystkich tak, by byli po stronie wejścia, ci co nadal niezłomnie stali w tłumie kolejki i zaczęto wpuszczać na teren Browaru.

Po ponad półtorej godziny czekania, prawie utraconej wiary, kiedy już było wszystko jedno, kiedy Kult już grał nawet nie wiem ile, udało się wejść. Przy okazji teren imprezy okazał się jednym wielkim BAGNEM.


Czegoś takiego w życiu nie widziałam. Za każdym razem, gdy szłam na jakieś Juwenalia, to zazwyczaj był porządek. Na ostatnich Juwenaliach na Politechnice na jakich byłam w 2019 roku (chyba) było zorganizowane WEJŚCIE i WYJŚCIE i nawet gdy było dużo ludzi, to to jakoś ogarniali. Natomiast Lublinalia, to kompletna klapa organizacyjna. Niby brama była przedzielona, ale coś nie pykło. Ludzie powinni być kierowani, być pod jakąkolwiek kontrolą. Powinno być zadbane, by wyjście nie było zastawione. A przede wszystkim, powinna była zostać wybrana INNA LOKALIZACJA, a nie mały skrawek ziemi jak na Festiwal Kolorów. Też na terenie Lublinaliów było inne wejście, nie wiem dokładnie z której strony, ale otworzyli je by wypuścić ludzi, jak było już za późno. Ono w ogóle to powinno być normalnym wyjściem dla ludu. Wiadomym było, że po tak dużej przerwie będzie chciało przyjść wiele ludzi. Dodatkowo diametralna zmiana gatunku z rapu na rock, do tego w jednym i drugim przypadku popularnych wykonawców. Przecież ci z tego rapera, prawdopodobnie co najmniej z dziewięćdziesiąt procent wyszła, a tyle samo, jak nie więcej chciało wejść na Kult. Plus czas w jakich artyści wchodzili na scenę. White o 21:30, a Kult o 22:30. Przecież to za mało czasu, żeby ludzie się przegrupowali.




Po sobotnim wieczorze ludzie nie pozostawili suchej nitki na organizatorach. Ludzie zaczęli pisać pod różnymi postami, że to co się działo, to kompletna żenada i porażka organizacyjna. Ludzie pisali, że mimo wolnego miejsca na terenie, nadal nie wpuszczano ludzi, mało tego, że na prędkiego zabierali banery, że darmowe koncerty. Widziałam też komentarze, czy będąc jeszcze na miejscu przed wejściem, że połowa miejsca przed sceną była pusta i Kult nie chciał grać, ale nie wiem, czy to akurat prawda. Pojawiały się też komentarze humorystyczne, tak jak pod postem o rzeczach zgubionych przez uczestników, a jeden użytkownik spytał, co ze zgubioną godnością (śmiechłam, nie powiem).




Pod postem Lublin 112 odbyły się śmieszki. Redakcja zapytała, czy udało się wejść na koncerty. Jeden się spytał, jak sytuacja, i dostał w odpowiedzi ciasna, zaś inny spytał się, czy na zdjęciu jest kolejka czy koncert, w odpowiedzi dostał, że support. Też śmiechłam. Warty jest też komentarz od Justyna Justyna, który mówi, jak to było koło 20.





To co się działo nie dawało mi spokoju i do 3 nad ranem czytałam komentarze ludzi. Z resztą widać po screenach 😅. Moja głowa do teraz ledwie trawi to co się wydarzyło. To dla mnie niewiarygodne wręcz. Mi i tacie udało się dostać na te mniejszą połowę koncertu tylko dlatego, że byliśmy dość blisko bramy w tym tłumie. Sprawę opisał też Lublin 112 i warto sobie tam poczytać (wystarczy kliknąć w obraz). 



A tu jeszcze widok na tłum...


A tu teren, gdzie postanowili zorganizować tą imprezę. To ten zielony kawałek, nad którym kręcę mapą.



A na koniec tego segmentu parę słów od zespołu Kult, który był zaniepokojony, tym co się działo. Wychodzi na to, że organizatorzy stworzyli warunki to zmartwień i dla ludzi i dla zespołu... Mam nadzieje, że faktycznie jeszcze Kult przyjedzie tego lata do Lublina, na godniejszy koncert i że bez zmartwień będzie można na spokojnie przyjść i posłuchać ich muzyki na żywo.





Czas na coś odrobine przyjemniejszego. Mimo, że było to trochę słodko-gorzkie. Stwierdziłam, że skoro udało się tam dostać i byłam pod sceną, to że wykorzystam to ile dane mi będzie. I akurat jak znaleźliśmy sobie z tatą miejsce między ludźmi, i błotem 😆, Kult zaczął grać swój ikoniczny utwór, "Arahja". Gdy usłyszałam pierwsze dźwięki bardzo ucieszyłam się, że i usłyszę ten utwór, i że udało się przyjść w takim momencie, że załapaliśmy się na niego. Nie dość, że genialny utwór, na żywo, to do tego to co bardzo lubię na koncertach, głos LUDU! Niesamowitym uczuciem jest słyszeć jak publiczność jednym chórem śpiewa razem z wokalistą 😍.



Byłam trochę oszołomiona tym co działo się przed wejściem, i nagłośnienie nie było jakoś super, więc miałam trochę opóźnione reakcje, jaki utwór zaczyna zespół grać. Następnym zagranym utworem był "Hej, czy nie wiecie", czyli ponownie, klasyk. 



Z przyjemnością usłyszałam na żywo wykonane "Lewe Lewe Loff", "Celina", czy "Prosto". Oczywiście z wielkim fartem udało się usłyszeć "Baranka", przy którym publiczność również pokazała co potrafi. 




Było też ojojojojojoj, czyli "Piosenka młodych wioślarzy". Jest możliwość, że o czymś zapomniałam, ale to wszystko było zwariowane. Cieszę się, że mogłam być choć na cząstce tego koncertu. Próbuję też tym cieszeniem się przytłumić, co to się działo.





Do dyspozycji jest też internet i dzięki niemu znalazłam nagrania, gdy zespół wykonywał "Wódkę" i "Polskę". No chociaż tyle.

Kult - wódka live Lublinalia maj 2023 Browary Perły Bernardyńska

Kult - Polska , live , Lublinalia maj 2023



Lublinalia ogłosiły, że wracają za rok i wydali jakieś napisane coś, ale nawet nie chce mi się tego wklejać. Ja byłam tylko w sobotę i nie wiem jak było w innych dniach, jest możliwość, że mogło być lepiej, ale też nie było tak diametralnej zmiany gatunku muzycznego. Mam nadzieje, że za rok wyniosą wnioski z tego co się działo, że dało to im lekcje. Jeżeli będzie coś dla mnie to się wybiorę i przetestuję 😛. 

Adieu.


piątek, 5 maja 2023

To miał być szybki rysunek.

Mam pomysł na dwa rysunki i chce je zrobić w szkicowniku. Dlatego przeglądałam sobie ten swój szkicownik, co ja tam mam. Okazało się, że ostatni rysunek narysowałam dość dawno. I mając już rysować to, co planowałam, w ostatniej chwili zdecydowałam, że wypadałoby narysować coś, co by wprowadzało w bieżący rok. Rysowałam takie wprowadzenia do roku 2018 (jeszcze w szkole, w czasie szkolnych nudów) i 2019. A potem mało się tam działo. Znaczy, i tak tam jakoś dużo się nie działo, no ale w pewnym momencie nawet jednego rysunku tam nie narysowałam. No i zastanawiałam się, co takiego można by było narysować. Chciałam coś szybkiego, prostego, żeby za długo nie siedzieć przy nim. No i szukałam inspiracji po moich ostatnich rzeczach, które oglądałam, rzeczy które lubię, które mnie interesują. No po prostu chciałam, żeby to jakoś nawiązywało do mnie, w końcu to ja chciałam coś stworzyć. Ostatecznie postawiłam na motyw, który mi się podobał, a którego arty widziałam w internecie. A chodzi o odtwarzacz Spotify. Ludzie tak jakby personalizowali te odtwarzacz, robiąc je pod siebie, głównie jako grafika i wklejali jakieś swoje teksty, jakieś obrazki i tym podobne. Miałam jakiś wstępny zarys tego, co chciałam narysować i zaczęłam robotę.

Na komputerze miałam screenshoty z takiego odtwarzacza Spotify, jakieś randomowe, nie wiadomo po co mi to było. One robiły mi za wzór. Wzięłam linijkę i zaczęłam odmierzać odległości tak, by mój odtwarzacz był mniej więcej na środku kartki szkicownika. Po zaznaczeniu miejsc, z pomocą linijki wyrysowałam linie. W środku tego, co narysowałam, ponownie zaczęłam wyznaczać, gdzie co powinno się znajdować. Na początku tak mniej więcej, żeby potem dopracować szczegóły. Na bieżąco wymyślałam nazwę playlisty, nazwę artysty i utworu, czy okładkę, czas trwania i tyle ile przeleciało utworu. A przyciski serduszka, poprzedniego i następnego utworu, i chyba blokady, no to już z góry wiadomo, gdzie było trzeba je umieścić. Wiadomo, że skoro to ma być wprowadzenie do 2023 roku, no to to poszło jako okładka tej niby płyty/singla. Zabawa była z resztą i pół żartem, pół serio rysowałam literki nazw. Playlista to "sadge", tytuł utworu to "New Year", a nazwa artysty to "trying to survive", utwór poleciał trzy sekundy, bo zaczynałam to rysować w marcu i tak zostało, a czas całkowity trwania utworu, to "6:66".




Do tej pory szło gładko. Schody zaczęły się, kiedy chcąc robić tą niby okładkę z 2023 chciałam, żeby było coś więcej, niż tylko cyfry. Sęk w tym, że kompletnie nie wiedziałam co zrobić. Przez dłuższy czas nie wiedziałam, co zrobić, a kiedy czułam, że przez to traciłam czas, to zajęłam się którymś wpisem na blogu. Poza tym, że nie marnowałam więcej czasu, to przy okazji z racji tego, że zajęłam się czymś innym, to moja głowa odpoczęła od rysunku i potem podeszłam do niego ze świeżym spojrzeniem. Z wpisem mi się zeszło, dłużej niż chciałam ale okazało się, że miałam rację, bo wpadłam pod koniec pracy nad nim, co dalej robić z rysunkiem. Wiem, że coś zobaczyłam w internecie, ale nie pamiętam co to było, dało mi to pomysł, że takie pęknięcie będzie fajne. Wyszukałam w Google "cracks drawing", czy coś podobnego, i znalazłam taki wzór, jaki mi się spodobał. Nie rysowałam tego jeden do jednego, tylko dopasowałam to do swojego rysunku. 





Postanowiłam jednak, że nie będę ryzykować i szkic zrobiłam na kartce obok. Gdy okazało się, że to co narysowałam ma sens i wygląda całkiem nieźle, to szkic przekalkowałam dopasowując go do rysunku, bo na szkicu ta dziura z pęknięciem było delikatnie za nisko, a przekalkowałam trochę wyżej, żeby lepiej to pasowało jako tło do tych cyfr.





Cyfry zrobiłam czarnym cienkopisem, ale nie pomyślałam, że to pękniecie też ma być czarne, więc obrysowałam te cyfry jeszcze czerwonym cienkopisem i wtedy mogłam zrobić to pęknięcie czarne. Gdy miałam robić tło kredkami, to ogarnęłam, że miałam robić je w fiolecie i musiałam się zastanowić, czy ten fioletowy będzie pasować do tej czerwonej obramuwki cyfr. Czerwony na pewno by pasował, ale ja za dużo rzeczy robię w czerwieni i chciałam coś innego. Wpisałam w Google coś w stylu "purple and red", żeby zobaczyć, jak wyglądają te dwa kolory razem. Okazało się, że to nie jest złe połączenie, więc zrobiłam pierwszą warstwę koloru. Zdecydowałam się, żeby pokombinować z dwoma odcieniami fioletowego, a tak by więcej się działo. W trakcie przyszło mi do głowy, że przy okazji poćwiczę sobie robotę z kredkami. Teraz tak sobie myślę, że w sumie, to chyba trochę za dużo te dwa odcienie i powinien być jeden, no ale tragedii nie ma, można przeżyć 😛.






Rezultat nie jest zły. I tak miał być to rysunek na luzie. Jedynie łączenie tych dwóch odcieni chciałam zrobić inaczej, żeby jeden w drugi gładko przechodził. Może człowiek nauczy się na błędach następnym razem (w szczególności, że mniej więcej wiem, co robię źle 😆).





Tło tej mojej okładki, czyli cały ten odtwarzacz Spotify, to jaśniejszy fiolet zmieszany z szarym, a ten szary na dole przechodzi w czerni. To przejście między szarym, a czarnym miało wyjść inaczej, no ale mi nie wyszło, nie postarałam się. Jeszcze papier w tym szkicowniku nie jest gładki i inaczej się na nim pracuje, niż na takim papierze A4 co mam. Aż zaczęłam myśleć, że na złej stronie kartki rysuje (i to przez pół szkicownika), ale wszystko wskazuje na to, że jestem jednak po dobrej stronie. Jak widać napisy pominęłam, by po naostrzeniu kredki porobić ze szczegółami. Plus miałam problem, jak ja to ogarne, bo te napisy takie małe. Okazało się, że naostrzoną kredką dało radę podziałać ze szczegółami, a potem biały żelopis zrobił dobrą robotę i wyszło całkiem spoko.





No i koniec. Tak wygląda skończony rysunek. Fajnie było rysować coś luźnego, niezobowiązującego, gdzie jakby coś nie wyszło, to bym się nie złościła. 




W trakcie pisania tego wpisu zapomniałam o nagraniach, jakie robiłam podczas rysowania, bo też nie miałam ich w folderze, gdzie mam zdjęcia i się nimi posiłkowałam w trakcie pisania. Ale to nic, bo zlepiłam wszystkie klipy w jedno i wrzuciłam na YouTube. I tak niektóre nagrania trzeba by było dzielić, więc lepiej to było zlepić i żeby wszystko robiło za jedną całość. Dobra, czas się pozbierać po majówce, bo było intensywnie, i brać się za kolejne rzeczy.

Adieu.