piątek, 16 lutego 2024

Oglądam to jeszcze raz. | "Broken Arrow", czyli zgubiona broń nuklearna.

Podczas powrotu to serii filmów "Transformers" wzięło mnie po drodze na wspominki i wspominałam sobie filmy, które kiedyś oglądałam, bardzo lubiłam i niektóre były moimi ulubionymi. Jeden film prowadził do drugiego, ten do kolejnego, a ten do następnych. Poodtwarzałam sobie trailery niektórych, to też YouTube potrafił zaproponować potem jakieś urywki z tych filmów i pooglądałam niektóre klipy i powspominałam, że to były fajne filmy i w sumie warto by było je sobie odświeżyć, w szczególności po latach. Byłam wtedy zaaferowana Transformersami, a potem innymi rzeczami, ale w nowym roku mnie tak tknęło, żebym coś obejrzała. Mam dużo filmów i seriali do rewatcha, mam dużo nowych filmów i seriali. Tak mnie ścisnęło, że kiedyś oglądałam DUŻO, a teraz prawie wcale. Może kiedyś to aż za dużo oglądałam, bo ja bardzo dużo przebywałam przed telewizorem, ale po tym, jak przestałam oglądać telewizję, to tego oglądałam coraz mniej. Niektóre seriale oglądane na komputerze pokończyły się, filmy oglądałam prawie tylko w kinie, no i czasem coś w domu pod wpływem niektórych z kin oglądałam coś w domu, jak na przykład serię "Maze Runner", którą oglądałam od trzeciego filmu. Zdecydowałam się starać obejrzeć coś w weekend, choć jedną rzecz. 

Najlepiej było zacząć od filmu, który był moim ulubionym i był jednym z pierwszych takich z tego gatunku, jakie obejrzałam. On był jednym z tych, przez które zaczęłam się interesować jako tako filmami. Mowa o filmie z pięknym polskim tytułem "Tajna Broń". Wtedy nie kleił mi się ten tytuł, nie ogarniałam czego tyczy oryginalny tytuł, ale po latach, dorośnięciu, lepiej rozumieniu angielskiego, już ogarniam. Pamiętam jak jakiś dłuższy czas temu przypomniałam sobie o muzyce z tego filmu i YouTube podsunął mi jakiś urywek z niego, a że coś tam ogarniałam angielski, to po obejrzeniu tego fragmentu mnie olśniło, miałam takie "aaaaa to dlatego nazwali to "Broken Arrow".

Przez dłuższy czas myślałam, że "Broken Arrow" jest pierwszym filmem, który zapoczątkował moje zainteresowanie i przygodę z filmami, ale po dłuższym zastanowieniu doszłam do wniosku, iż on był jednym z wielu. W tamtym czasie oglądałam dużo filmów, które lubiłam, na przykład "Komando", "Terminator", "Godziny Szczytu", "Rycerze z Szanghaju", czy "Bad Boys" i "Faceci w czerni". Po prostu była to jakaś grupa tych filmów. A na "Broken Arrow" trafiłam pewnie przez to, że był tam John Travolta, którego oglądałam w niedzielne przedpołudnia w filmach "I kto to mówi" (Look Who's Talking). Ja wtedy patrzyłam kto występuje w filmach, które potencjalnie chciałam obejrzeć i oglądałam głownie te, w których był ktoś mi znany, albo chociażby kogo kojarzyłam. Nie mniej jednak "Broken Arrow" był jednym z pierwszych filmów ulubionych. I w sumie nie wiem co spowodowało, że się tym filmem zauroczyłam, ale oglądałam go za każdym razem, gdy leciał w telewizji. Ja w ogóle wtedy pilnowałam telegazety, żeby wychwycić, czy leci film, który znam i żeby koniecznie nic nie przegapić. Pamiętam też, że w tamtym czasie bardzo spodobała mi się muzyka do "Broken Arrow", szczególnie po obejrzeniu cały czas sobie ją nuciłam, to był czas w którym nie wiedziałam nawet, że muzykę filmową można słuchać, i to był pierwszy raz, gdy zwróciłam uwagę na muzykę w filmie. Polubiłam też aktora grającego jedną z głównych ról, Christiana Slatera, wiadomo, człowiek lubił te dobre postacie i aktorzy ich grające zwracają swoją uwagę. Potem sprawdzałam sobie filmy ze Slaterem, a telewizja to ułatwiła, bo różne stacje puszczały różne produkcje z nim. Ale o tym kiedy indziej. 

Do seansu zasiadłam z pozytywnymi wspomnieniami i emocjami. Już gdy się zaczynał czuć było klimat tego filmu, oraz filmu z lat dziewięćdziesiątych. Charakterystyczne napisy wstępne, mijające się z pierwszą sceną, w której dwójka głównych bohaterów się naparza w boksie, a przy tym przygrywa świetna muzyka. No i ta dwójka, Vic Deakins i Riley Hale, zostają wysłani do przetransportowania broni nuklearnej. W trakcie lotu jeden z nich wyrzuca katapultacją tego drugiego i porywa pociski. Deakins chce dokończyć swój plan ze swoją ekipą, ale Hale próbuje mu przeszkodzić, a po drodze musi się użerać z Terry, pracownicą parku narodowego (o ile się nie mylę), której czasem uda się pomóc. Gdzieś w międzyczasie ci na górze orientują się, że stracili swoją broń nuklearną. Po rozwalonym helikopterze, podziemnym wybuchu jednej z bomb, wielu strzelaninach i ostatecznej bitwie w pociągu, Riley powstrzymuje swojego byłego kolegę, i na koniec znajduje trochę przypalony banknot iluśdolarowy.


Sceny lecącego samolotu, z uwagi na czas powstania filmu, były z lekka komiczne. No niektóre momenty były takie, co spowodowały, że człowiek zachichotał. Taki urok starszych filmów. Podobnie było z niektórymi ujęciami, na przykład Deakins i Riley rozmawiają, jest ujęcie na tego pierwszego mającego konkretny wyraz twarzy i nagle maksymalne zbliżenie na jego oczy, żeby pokazać, że on ten zły. Ale nie takie po cięciu zbliżenie, tylko kamera kręciła w trakcie robienia tego zbliżenia. A to było jeszcze przede zdradą Deakinsa, więc tak jakby widz musiał się domyśleć o co chodzi, albo dali podpowiedź, że coś się dzieje. A jak już jesteśmy przy nim, to John Travolta bardzo fajnie zagrał tego typa, co nie do końca ma równo pod kopułą. I Deakins nie był cały czas stuknięty, tylko co jakiś czas pokazywał tą swoją drugą twarz. Bardzo lubię moment, gdy on przez zaciśnięte zęby mówi, żeby nie strzelać do broni nuklearnej. Tak to świetnie brzmi i wygląda. Natomiast postać Hale'a powiedziałabym, że jest zwyczajna, nie jest on jakoś nad wyraz odważny, czy coś takiego, tylko trochę wygląda na takiego, co po prostu musi zrobić swoją robotę, ale podoba mi się jak została zagrana, dużą robotę robiła mimika, czy tonacja głosu Slatera, który się wcielił w tą postać. No Deakins co jakiś czas pokazywał tą swoją nutę nienormalności, no a Hale z charakteru jest powiedziałabym nijaki. Choć trzeba przyznać, że skoro mimo tego lubię tą postać, to Slater zrobił dobrą robotę grając ją tak, żeby nie wydawała się taka nijaka. Bawiła mnie z lekka kobieca postać, Terry. Mówi ona na przykład, że coś jest złym pomysłem, po czym to robi, albo lata nad nią i Hale'm helikopter, ona nie wie o co chodzi, i ona idzie w jego kierunku i chłop musi ją ratować, i to dwukrotnie. Przy takich sytuacjach mówiłam do siebie "hehe, baba" lub "o, znowu babę trzeba ratować". Ale jako pracownik parku miała przydatne informacje które przydały się podczas działań przeciwdziałających Deakinsowi. Więc była śmieszna, ale nie była bez sensu.


Wedle mojego uznania, to ten film został dobrze zrobiony. Fabuła prosta, nic nie wymyślili skomplikowanego, więc historia została opowiedziana od początku do końca po prostu. Całość nie miała jakiejś głębi, bo też nie o to w tym chodziło, to jest zwyczajny film do popatrzenia na bijatyki, strzelaniny i wybuchy. Szczerze powiedziawszy, to te wybuchy wyglądają w tym filmie o wiele lepiej, od tych w niektórych dzisiejszych filmach. Tą produkcję oglądało mi się bardzo dobrze, wszystko płynęło, więc nie wychwyciłam niczego złego w sposobie jej nakręcenia tudzież zmontowania. Też skoro to film akcji, to się skupiłam na innych rzeczach. No jedynie niektóre wspomniane zbliżenia kamerą, czy niektóre charakterystyczne zabiegi w robieniu filmów w tamtym czasie, ale to raczej nie jest czymś złym.

Po retro seansie mojego niegdyś ulubionego filmu, to raczej teraz moim ulubionym nie będzie, choć sentyment pozostanie. "Broken Arrow" jest dobrym akcyjniakiem, można sobie włączyć, usiąść z piwkiem i chipsikami i oglądać. Wśród strzelanin i wybuchów jest też nuta humoru. Hale na przykład lubił cisnąć bekę z nazwiska Deakinsa, bo jak ktoś skubną angielskiego, to zauważy grę słów z "Deak" i pewnym niecenzuralnym słowem na "k" (w innej wersji na "ch") w języku polskim. Jest jeszcze motyw z banknotem i ja nie do końca zaczaiłam o co chodzi, ale twórcom chodziło chyba o rywalizację między Deakinsem, a Halem, bo na początku, gdy się bili w boksie, to przegrany dawał pieniądza temu drugiemu. I w trakcie filmu ten motyw się powtarzał, jeden drugiemu gdzieś pieniądza zostawiał. Deakins chyba nie docenił Hale'a, bo w jednej scenie patrzył się na ten banknot z wymalowaną na twarzy obawą. Z resztą słusznie, bo to Hale jako ostatni znalazł ten lekko podpalony banknot. Cóż. Podobał mi się ten film, lubię go, ale moje zauroczenie z kiedyś minęło. Teraz mam inną perspektywę na filmy, bo i są lepsze akcyjniaki. Mogę go lubić, mam do niego sentyment, ale jest po prostu dobrym filmem, bez większych fajerwerków. 

Ja się chyba przebodźcowałam w zeszły weekend, w którym oglądałam "Broken Arrow" i kompletnie nie mogłam skupić się podczas pisania tego wpisu, także nie jestem w pełni zadowolona z niego 😅. No cóż, czasem bywa i tak. Człowiek sobie wszystko wypunktował i jak krew w piach 😆. To by było na tyle, trza pisać kolejny wpis, może lepiej mi pójdzie w skupieniu się.

Adieu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz