niedziela, 12 stycznia 2020

"Hmmm". "Fuck". | "The Witcher".

Tytuł "Wiedźmin" to duma dla Polaków, patrząc na Sagę i na grą, więc gdy rozniosły się pierwsze wieści o tym, że Netfix chce zrobić serial o tym tytule, to zrobiło się dosyć głośno o tym. Moją pierwszą reakcją było lekkie zdziwienie, że taka platforma chcę zrobić taki serial, a druga moja reakcja, to po prostu się ucieszyłam, bo uważałam, że to bardzo dobry materiał na serial, tym bardziej, że Netflix prawdopodobnie miałby wystarczający budżet, żeby go dobrze zrobić. 

Gdy pojawiły się pierwsi kandydaci do obsady, powoli rozpętywała się burza wśród niektórych, a na dobre się rozpętała, gdy obsada była już finalnie wybrana. Ludziom nie podpasowały aktorki, które miały zagrać Yennefer i Triss. Potem przeszkadzało im to, że na planie zdjęciowym są między innymi osoby czarnoskóre, bo przecież w tamtych czasach nie było czarnoskórych w Słowiańskiej społeczności. Jednak chyba najczęściej spotykałam się z porównaniami i nawiązaniami do gier, czy powstałej polskiej produkcji. Niestety ja też na chwilę wpadłam w tą pułapkę i faktycznie początkowo przeszkadzało mi to, że Triss i Yennefer nie będą podobne do tych z gier. Jednak szybko ogarnęłam się i zasadziłam se kopa w tyłek. Zawsze uważam, nie ważne jaka produkcja, że gra to gra, serial to serial, a film to film, to są kompletnie inne ODDZIELNE rzeczy, zrobione na podstawie tej samej historii. Tak więc puknęłam się w głowę, przypomniałam samej sobie , że "hej, gra a serial Netflixa, to będą kompletnie różne rzeczy". Równocześnie z tym problemem, miałam jeszcze drugi, który dotyczył aktora mającego wcielić się w tytułowego Wiedźmina. Miałam delikatne uprzedzenia co do Henry'ego Cavilla, bo lekko mówiąc nie przepadam ze jego rolą Supermana. No nie lubię tego superbohatera, nic na to nie poradzę. Na szczęście porzuciłam to myślenia i przestałam patrzeć przez pryzmat roli granej przez aktora. 


Zaś po obejrzeniu najpierw Teaseru, potem finalnego Traileru zrobiła mi się taka ochota, żeby w końcu móc obejrzeć ten serial, że parę razy oglądałam ten trailer, bo zrobił na mnie wrażenie i miałam nadzieję na dobry serial. No, o ile tego by nie spartolili. Oczywiście znalazły się te najbardziej irytujące ludzie, którzy czepiali się, że nie ma Słowiańskiej muzyki, czy we fragmentach scen walki nie ma pokazanej krwi. Najwyraźniej zapomnieli, że to TRAILER, gdzie wszystkiego nie pokarzą. Byli tacy, co przerabiali zwiastun i podkładali muzykę z gry, czyli taką, jaka teoretycznie miała być. 

Gdy był dzień premiery, to omijałam wszystko, co było związane z serialem, żeby nie dowiedzieć się żadnego, nawet najmniejszego spoilera. Z obejrzeniem miałam czekać na swój "odpowiedni czas", bo byłam w trakcie pracy nad poprzednim wpisem, ale prawie wszędzie ktoś chwalił się, że ogląda, zaczął oglądać, pojawiały się pierwsze opinie, internet zaczął o tym gadać no i sama zaczęłam oglądać, bo ci wszyscy ludzie jeszcze więcej ochoty narobili. Po pierwszym odcinku byłam ZACHWYCONA! Już na początku jest świetna walka Geralta z potworem, wprawdzie nie duży urywek, bo to był początek, przed intrem, ale i tak mi się podobał. Niedługo potem Geralt musiał walczyć z pewną grupą mężczyzn (staram się nie spoilerować). I ta walka była zwyczajnie poezją. Jak ja to oglądałam pierwszy raz, to mi tchu zabrakło. Potem jak już cały odcinek obejrzałam, to powróciłam między innymi do tej sceny, żeby rozpłynąć się nad nią jeszcze raz. Wtedy też przekonałam się do Henry'ego Cavilla w tej roli, który z resztą nie chciał  dublera,  chciał  żeby ta  postać, 
to był tylko on i żeby była jak najbardziej wiarygodna i sam machał mieczem, przy czym, akurat ta scena podobno była kręcona w jednym ujęciu, BEZ ŻADNYCH CIĘĆ. Tak więc ogromny szacun, świetnie to wyszło. Mówili, że serial ma być tylko na podstawie książek, i już w pierwszym odcinku to widziałam. Wprawdzie książki zaczęłam czytać dość dawno, gdzieś między pierwszą, a drugą klasą technikum i doszłam do piątej część (jeszcze trzy biedne części czekają na mnie ze dwa lata na półce), tak więc pierwsza książka, z opowiadaniami była czytana dawno, ale oglądając pierwszy odcinek miałam takie retrospekcje z tego co przeczytałam. To było fajne uczucie zobaczyć coś zekranizowanego, co się wcześniej przeczytało. Mimo, że Grealt mi zaimponował, to jednak gdzieś wydawało mi się po tym pierwszym epizodzie, że był trochę sztywny w dialogach. Może po prosu to był pierwszy raz, jak zobaczyłam wersję Netflixowego Wiedźmina, i musiałam wgłębić się w ten świat, który został stworzony.

Drugi epizod jest już trochę spokojniejszy. W pierwszym poznawaliśmy zarysy postaci Geralta i Ciri, zaś w drugim pojawia się Yennefer. Pojawia się też postać Jaskra, a jak pojawia się Jaskier, to pojawia się humor. Ogólnie spodobała mi się kreacja tej postaci. On jest takim typem, że prawie na każdym kroku, cokolwiek by nie powiedział, to prawie zawsze się zaśmiejesz. Jest trochę zrobiony na takiego troszkę typowego błazna w serialu, który łazi za głównym bohaterem, ale na szczęście tego tak mocno nie widać. Też ze strony Geralta pojawia się humor, bo na przykład jak walczy z pewnym stworem, to wymienia z nim śmieszny dialog, i tu było kompletne przeciwieństwo tego, co widziałam w pierwszym odcinku, czyli że ta postać trochę jakby sztywna była. Geralt brzmiał jakby wyszedł z takiej swojej sztywnej kreacji i pokazał, że ma w sobie jeszcze inne emocje. No i na końcu pojawia się słynna już piosenka Jaskra, "Toss A Coin To Your Witcher", którą w internecie słyszę WSZĘDZIE, bo wszędzie gdzie może, to się pojawia. No wpada do głowy, nie powiem, i nie da jej się tak szybko pozbyć. A tym bardziej, gdy powstaje metalowe wersja od Leo z Frog Leap Studios. Swoją drogą, ludzie tak oszaleli na punkcie tej piosenki, że pod dwoma wcześniejszymi coverami piosenek "Dance Monkey" od Tones And I (swoją drogą również genialny) i "It's The End Of The World As We Know It" autorstwa R.E.M ludzie wypisywali w komentarzach, żeby zrobił cover właśnie tej piosenki z "Wiedźmina". No i zrobił. Załączam poniżej. 

Toss a Coin to Your Witcher (metal cover by Leo Moracchioli)


W trzecim odcinku wracamy trochę do dynamiki, przynajmniej w kontekście walki, bo Geralt zmierza się z kolejnym potworem, strzygą. I to była bardzo fajna walka, bardzo mi się podobała, że też po obejrzeniu całego odcinka ponownie sobie tą scenę odtworzyłam. Jeszcze ona przeplatała się ze scenami przemiany Yennefer, co było fajnie zrobione, bo to było takie płynne, płynne przejścia, jakieś ujęcie starcia Geralta ze strzygą, która w jakiś sposób kończy się nawiązaniem do ujęcia Yennefer, które zaraz nastąpiło. I tak na przemian. A te dwa wątki łączył krzyk. Ja w pewnym momencie miałam już dość tych krzyków i pod koniec to nawet sobie zmniejszyłam głośność. Jeszcze mam słuchawki douszne, a nie nauszne, bo oglądam na telefonie, bo mi wygodniej słyszeć na przykład angielski, po za tym mój komputer, to uhh, no, tak więc trochę ból. Ogólnie sama strzyga wyglądała przekonująco. Jest paskudna, jak na potwora przystało, więc wszystko jest na miejscu. Sprawdziłam ja strzyga wygląda w grze, no to ta w serialu Netflixa mi się bardziej podoba. Ale na przykład mój brat jak ją zobaczył, to zareagował słowami "tak wygląda strzyga?". 




Nie zwalniamy tępa, bo kolejny odcinek również jest świetny. Na początku jest tak genialna scena z humorem, że ja sobie aż cofnęłam, żeby zobaczyć ją jeszcze raz. Jaskier znowu dał powód do śmiechu. Potem konwersacje jego i Geralta również dawały powód do śmiechu, ale ta pierwsza scena, po prostu wystarczyło, żeby Jaskier odezwał się w trzech słowach, by człowieka rozbawić. Poza tym myślę, że jest to dość ważny odcinek, bo Geralt narzuca na siebie Prawo niespodzianki, po tym jak pomógł niejakiemu Jeżowi, przy czym znowu miałam okazję podelektować się pięknymi scenami walki, przy których była świetna muzyka. Najpierw scena slow motion, gdy Geralt skoczył by przeciąć włócznię, czy coś takiego, strażnika, który chciał zabić Jeża, a potem to już cała sekwencja, na którą się miło patrzyło. Swój czas miała też Yennefer, która miała swoją misję do wypełnienia i początkowo to sceny z jej udziałem były wypełnione dynamiką, więc można było zobaczyć jak sobie radzi. Troszeczkę jej nie poszło, z tą jej misją, ale widać było, że się naprawdę stara. 




Następny odcinek był taki luźny, lekki, z dużą dawką humoru i było pierwsze spotkanie Gralta i Yennefer. To jest chyba jeden z odcinków, w którym charakter Geralta mi się najbardziej podobał, jego ton głosu nie wydawał mi się taki sztywny, a i sarkazm z jego strony się pojawił. Też ten odcinek nie miał takiej ponurej aury, jaką ma większość  odcinków. 



Piąty odcinek, to odcinek poszukiwań smoka. Geralt dołącza do grupy, którą zebrał Borch Trzy Kawki. Jest on również bardziej spokojny i dopiero na końcu walczą w obronie, pewnej rzeczy z tymi złymi. Gdzieś w międzyczasie Geralt kłóci się z Yennefer o jej marzeniu zostaniu matką (bo nie może ją być) i o jego dziecko z Prawa Niespodzianki, dlatego w następnym odcinku widzimy białowłosego w Cintrze, by spełnić swój obowiązek. Królowa Calanthe chce go oszukać, w końcu Cintra zostaje zaatakowana, a Geralt wyrusza w poszukiwaniu Ciri. Przy siódmym odcinku można było mieć wrażenie, ze delikatnie powiewa nudą. Mam wrażenie iż był takim organizacyjnym odcinkiem, żeby poskładać pewne informacje, żeby bez bałaganu wejść w odcinek ósmy. Po prostu było tam dużo wydarzeń, w różnych liniach czasowych i jakby nie zrobili takiego odcinka, to można by było pogubić się jeszcze bardziej. 

Zaś ósmy odcinek to głównie Bitwa o Sodden, a drugim, takim drugoplanowym aspektem jest dążenie do tego, by Geralt spotkał się ze swoim przeznaczeniem. Widzimy małymi urywkami jego drogę, gdzie najpierw walczy z potworami i zostaje ranny, a potem próbuje mu pomóc pewien mężczyzna. Zaś bitwa o Wzgórze Sodden może nie była jakoś bardzo spektakularna, ale dużo się działo, oko miało się na czym zawiesić, nie była nudna i mi się podobała. Tymczasem Ciri trawia pod opiekę pewnej kobiety, która chce pomóc zagubionej dziewczynie. Mało o niej wspominałam, bo w sumie podczas pisania tego tekstu jakoś zabrakło mi miejsca, poza tym jest taki dość zwyczajny. Dziewczyna musi sobie radzić w sytuacji w jakiej się znalazła, i musi uważać komu ufać, no i przy okazji szuka swojego przeznaczenia. 




Ja w ten serial się tak wciągnęłam, do takiego stopnia, że jak na YouTube wyświetlił mi się jakiś filmik, powiedzmy kompilacja humoru z serialu, to ja w niego klikałam. A wiadomo, jak się w coś raz kliknie, to potem YouTube podstawia więcej podobnych materiałów, no, a ja w większość klikałam. Niektóre były nawet fajne. Teraz to się trochę uspokoiło, bo i ludzie pewnie nie robią tych filmików masowa, jak zaraz po premierze, kiedy była ich największa fala. Tak mi się spodobał "The Witcher", że czekam na drugi sezon, z miłą chęcią obejrzę. I tak, wiem, pierwszy sezon nie jest tak do końca bez wad, są pewne rzeczy, które bym zmieniła, inaczej zrobiła, ale mimo to powstało coś bardzo fajnego. Trzeba aby podszlifować ten kamień, żeby wydobyć z niego diament. Z tego co się dowiedziałam, to osoba, która zajmuje się tym serialem, Lauren Schmidt, chciała, by w tym pierwszym sezonie widz pobył z tymi trzema najważniejszymi postaciami, żeby zapoznał się z klimatem i z przedstawionym światem w "Wiedźminie". Wprawdzie dla mnie, to było trochę mało, żeby zaprzyjaźnić się z poszczególnymi postaciami, w końcu było dużo wątków, w różnych czasach i było ciężko skupić się na czyś jednym. Myślę, że jak w kolejnym sezonie opowiadana historia będzie spójna, to wszystkie wątki, jak i bohaterowie się rozwiną.

Było dużo niezadowolenia ze strony niektórych ludzi, że w serialu są złe rekwizyty, jak chociażby jakiś kubek, czy monety, że złe są kostiumy, dobór aktorów, czy karnacja aktorów. A mi żadne z tych rzeczy nie przeszkadzała. Yennefer wypadła lepiej niż się z tego spodziewałam. Przy tej postaci w ogóle można było obserwować jej przemianę charakteru. A charakter zmienił się z takiej bidulki, do takiej potężnej kobiety. Myślałam, ze aktorka jest za delikatna ,a tą rolę, ale nie, udźwignęła tę rolę. Osoby czarnoskóre, które znalazły swoje miejsce w serialu pasowały mi do ról driad, czy elfów, nawet podkreślały te kreacje. Faktycznie czasami twórcy biorą niepotrzebnie takie osoby do swoich produkcji, ale nie w "Wiedźminie". Muszę raz jeszcze wspomnieć o scenach walki, no bo to czysta poezja i mogłabym oglądać taką YouTubową komplikację z nimi właśnie. Jestem ciekawa, jak podejdą do drugiego sezonu, który ma podobno być bardziej skupiony na Geralcie i Ciri.

To tak pokrótce, na szybko, starałam się jak najmniej spoilerować, Myślę, że najważniejsze rzeczy i momenty pominęłam. Chociaż myślę, że ci co mieli obejrzeć "Wiedźmina", to już obejrzeli, patrząc na to, jaki był popyt po premierze. Ogólnie, to chyba będzie najkrótszy wpis, patrząc na ostatni, jaki wyprodukowałam 😆.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz