wtorek, 2 marca 2021

"Fate: The Winx Saga". Fajnie było zobaczyć bohaterki z ulubionej kreskówki w wersji dla dużych dzieci.

W ostatnim czasie miałam okazję zobaczyć bardzo kontrololowersyjną produkcję Netflixa powstałą w oparciu i popularny serial animowany. Jeszcze przed rozpoczęciem produkcji Netflixowego tworu, na podstawie wstępnych informacji, przecieków i plotek, wylał się różnorodny tak zwany hejt, jak ta produkcja obraża prawie wszystkie grupy ludzi, że nie będzie jakichś postaci z wersji kreskówkowej. Ja do całej sprawy podchodziłam chłodno. Na nic się nie nastawiałam, nie miałam żadnych oczekiwań. Z jednej strony pomyślałam, ze fajnie by było zobaczyć bohaterki z ulubionej kreskówki w wersji dla bardziej starszego towarzystwa, ale z drugiej strony wolałam się nie nakręcać, w razie gdyby twórcom coś nie wyszło. 

Swego czasu, będąc dzieckiem, serial animowany "Winx Club" był moim ulubionym. Miałam na jego punkcie obsesję. Rysowanie postaci z niej, zbieranie karteczek, oglądanie po kilkadziesiąt razy odcinków, zabawa z innymi dziećmi wcielając się w bohaterki, nawet jakieś opowiadania pisałam. Jakiś czas temu nawet obejrzałam sobie ten serial jako dorosła osoba, bo chciałam go obejrzeć po angielsku, trochę taki trening językowy. Napisałam nawet wpis dotyczący tego, ale go ni opublikowałam do tej pory, bo się jakoś nie złożyło,a do tego pisałam wpis o najnowszym wtedy sezonie tego serialu, którego nie skończyłam. Jedyna różnica między oglądaniem jako dziecko, a oglądaniem jako dorosła, to to, że zmieniła mi się ulubiona bohaterka. Za dzieciaka moim autorytetem była Bloom, zaś jako dorosła wolę postać Layli/Aishy. Zwyczajnie charakter mi się zmienił i inne postacie do mnie docierają. A tak to tych samych momentów nie lubię i te same momenty mnie cringe'ują.


Gdy rozniosła się informacja o pomyśle stworzenia serialu aktorskiego w oparciu o animację "Winx Club", to się zainteresowałam, w końcu byłam wielką fanką oryginału. Jak już wspominałam, nie nastawiałam się na nic. Czasami środowisko kreskówki, które nie mogło pogodzić się z brakiem transformacji, postaci Tecny, zmianą imienia dla wróżki z mocami natury i innymi rzeczami, które miały być inne niż w animacji, nakręcało mnie negatywnie, ale na szczęście młotek mojego samodzielnego myślenia uderzył i mi przeszło. 

"Fate: The Winx Saga" zaczyna się wraz z nowym rokiem nauczania w Alfei, szkoły dla czarodziejek, specjalistów i innych takich. Swoją drogą niektórym przeszkadzał fakt, że w Alfei uczą się wszyscy, a nie tylko wróżki jak w kreskówce. Dla mnie to jest jakieś urozmaicenie. Dzięki temu jest więcej możliwości, mi się wydaje. No więcej będzie się dziać między różnymi uczniami, niż tylko między czarodziejkami. Za to jak w kreskówce (prawie) do szkoły przychodzi o imieniu Bloom. Ona taka zagubiona na dziedzińcu szkoły w pewnym momencie spotyka pewnego chłopaka o blond włosach. Chwilę pogadali i Bloom skontaktowała się z dziewczyną o imieniu Stella, która miała ją wdrążyć w nową dla niej sytuacje. Brzmiało to tak, jakby wcześniej się nie spotkały i tylko możemy się domyślać, jak trafiły na siebie. W kreskówce one się poznały i Stella zabrała Bloom do Alfei (to jest kolejna rzecz, do której niektórzy mogliby, albo nawet się przyczepili).


Kiedy Bloom trafia do swojego pokoju, my widzowie poznajemy resztę towarzystwa. Dzieląca z nią pokój Aisha, czarodziejka wody. W drugim pokoju wspólnego apartamentu jest Terra, czarodziejka natury, oraz Musa, która swoje myśli zagłusza muzyką. Zaś trzeci pokój należy do Stelli, czarodziejki światła, która jako jedyna ma pokój tylko dla siebie. Był to pierwszy odcinek, to i pierwsze wrażenie co do bohaterów. Bloom była w moim spostrzeżeniu taką cichą, zagubioną dziewczyną, która nie odsłania za szybko swoich kart o sobie. Ma podejście, że sama sobie ze wszystkim poradzi i nie chce angażować innych. Aisha jest takim stanowczym głosem. Z początku wydawała mi się trochę wredna, ale potem okazuje się taką wspierającą osobą, która trzyma się zasad. Terra mimo że jest nieśmiała, to jest strasznie gadatliwa, a tak ogółem jest taką empatyczna osobą, która jak się potem okazuje, umie wyciągnąć pazury. Musa to taka dziewczyna na ludzie. Jej moce to moce umysłu, w głowie słyszy uczucia innych, aby od nich odpocząć, zakłada słuchawki i słucha muzyki. Z początku tego nie wiemy, ale gdy rozmawia w pewnym momencie z Terrą przyznaje się to tego. Spodobał mi się ten motyw. Bo widać było po postaci, że z czymś się boryka, jednocześnie miało się wrażenie, że olewa swoją współlokatorkę, a tu było trochę zakrywanie swoich problemów. Stella jest taką scwaną bestią, ma się wrażenie. Jakby to powiedziały pewne influerserki, bad bitch, boss bitch, rich bitch. Dziewczyna nie daję sobie w kaszę napluć i to ona rozstawi wszystkich po kątach. 


Bloom jest zagubiona w nowej rzeczywistości. Posiada magiczne moce, których nie rozumie i nie panuje nad nimi. Jest w nowym miejscu, między ludźmi, których nie zna. Dodatkowo pewna nieprzyjemna i trochę mroczna historia ją prześladuje, a przez którą dziewczyna zdecydowała się pójść do Alfei i coś zrobić ze swoją tajemniczą, magiczną stroną. Oczywiście próbuje działać na własną rękę, co kończy się na przykład podpaleniem lasu i straceniu kontroli nad sobą, z czego ratuje ją Aisha swoimi wodnymi mocami. I właśnie ze swoją współlokatorką zaprzyjaźnia się jako pierwsza. Zrozumiałe, dzielą ze sobą pokój Swoją drogą na początku były znajomości między współlokatorkami, a potem poznawały się one między pokojami. Co było fajnie, bo stopniowo zawierały znajomość, a nie wszystko na raz i od razu wszyscy są przyjaciółmi. No jedynie ze Stellą było trochę inaczej, bo ona i ma pokój tylko dla siebie, i chodzi bardziej swoimi ścieżkami. 

Idąc z wątkiem głównym, który poniekąd tyczył się Bloom, poznajemy tę postać. Twórcy jednak nie zapomnieli o pozostałych postaciach i zarysowali pozostałe cztery czarodziejki z głównej piątki, kilki chłopaków i tą jedną złą dziewuchę. Niektóre postacie można określić, czy je się lubi, czy nie, ale dla niektórych jednak było za mało czasu, bo serial ma mało odcinków. Kreskówka ma wszystko takie ugrzecznione, bo wiadomo, jest skierowana do młodszych widzów, ale w aktorskim serialu, dla starszej widowni, mogli śmiało pokazać jacy faktycznie są nastolatkowie, którzy nie zawsze są grzeczni, korzystają z internetu, imprezują, zakochują się, czy mają swoje jakieś problemy i kompleksy.


Bardzo spodobała mi się Musa. W serialu animowanym dość często ta postać potrafiła mnie irytować, czasami nie podobały mi się jej zachowanie, ale to już bardziej kwestia gustu. w "Fate" Musa była wyluzowaną dziewczyną, a jej styl bycia przypominał mi, że "eee, easy". Bardzo podobała mi się kreacja tej postaci. Stella jest podobna do animowanej wersji, lecz takie smaczki jak dumne chodzenie z podniesioną głową, widoczną pewnością siebie i wypowiedzianą ciętą ripostą, gdy jest takie zapotrzebowanie. Część z tych zachowań pod koniec jest wytłumaczone i okazuje się, że dziewczyna, która wydawała się bez uczuć, jednak te uczucia ma. Kolejną postacią, która pasowała do siebie, była postać Rivena. To taki typowy łobuz, namawiający innych do różnych rzeczy, lubiący zapalić sobie papieroska, czy nie patrzeć na reguły i zasady. Zaś dla odmiany jego przyjaciel, Sky, był jego przeciwieństwem. Ale szczerze powiedziawszy ta postać jak dla mnie jest taka nijaka. No do mnie nie przemawia. O wiele bardziej wolę postać Sama, sympatycznego chłopaka, który nigdzie się nie wychyla i nie jest ani szkolnym łobuzem, ani szkolnym przystojniakiem. Też stronę nauczycielską pokazali w sposób, jaki mi się podoba. Poza nauczaniem, byciem jakimś wzorcem i ogólnie dawania dobrego przykładu, też lubią sobie usiąść i wyluzować przy szklaneczce whisky. No i ta zła, co jest impostorem w Alfei. Beatrix. Ona jest fajną złą postacią, taką mroczną i tajemniczą i w sumie nie wiadomo jaki ma cel, jakie ma zamiary. Mimo to, ja jej nie lubię. No niestety ja już tak mam, że irytują mnie złe postacie swoim zachowaniem i intrygami. No ale bez takich charakterów się nie obejdzie. Bez nich nie byłoby filmów i seriali. 


Fabuła jest prosta. Do Alfei przychodzą osoby chcące się nauczyć magii, którą zostali obdarzeni. Za barierą chroniącą teren szkoły, pojawiają się "the burned ones", po polsku spaleni, ale ja preferuję angielską wersję. Z tego powodu wraz z nasileniem zagrożenia, dyrektorka szkoły trenuje uczniów do walki, nie mówiąc im o co chodzi, ale i tak wkrótce się dowiadują. W niektóre rzeczy Bloom jest wmieszana, o czym sama dowiaduje się razem z widzem. Ogólnie Bloom dowiaduje się dużo o sobie. A że ci co wiedzą coś więcej o niej, nie chcą nic jej powiedzieć, uwalania ona pewną kobietę, która chce jej coś zdradzić, ale przy okazji powoduje tym inne problemy. Zaś to skutkowało szokującym zakończeniem. Znaczy to, co zrobili, było proste, ale i tak mnie zaskoczyło. Szczęka mi opadła, bo było sobie spokojnie, a tu bum! zaskoczyli. 

Bardzo spodobał mi się ten(nie)zwyczajny świat, w którym używanie magii styka się z używaniem telefonu i internetu. Podobało mi się też to, ze w uczniach nie było podziału, tak jak to było w kreskówce, gdzie chłopcy uczęszczali do szkoły dla specjalistów, a dziewczęta albo do szkoły dla czarodziejek, albo do szkoły dla wiedźm. W "Fate" w gronie specjalistów są też dziewczyny, a wśród tych czarujących można znaleźć chłopców. Nawet jeżeli zrobiliby, tak jak było w oryginale, to też byłoby fajnie, Te dwa punkty wyjścia są równie dobre, jak dla mnie, i oba byłyby dobrym rozwiązaniem. 


Tak jak zostały przedstawione postacie Stelli, Musy i Rivena pasowało do tego, jak wyobrażałam sobie te postacie, jeszcze przed ogłoszeniem powstania "Fate", gdy pewnego razu przyszło mi do głowy, że taki aktorski serial mógłby powstać. Pozostałe postacie też były w porządku, ale to te trzy były najbardziej takie wybijające się. W sumie do tego grona dołączę dyrektorkę Alfei, bo ona w sumie też została przedstawiona tak jak sobie ją wyobrażałam. W jednych momentach była stanowcza, w innych pokazywała wiarę w uczniów, a w jeszcze innych sytuacjach potrafiła być na luzie babką. A kiedy nasza piątka czarodziejek coś zmajstrowała, co nie było w teorii odpowiednie, to dyrektorka dała im ochrzan, a jak się plecami do nich odwróciła, to się uśmiechnęła, sugerując, że w sumie cieszyła się z tego co zrobiły.

Pierwszy sezon był krótki. To taka próbka i sprawdzenie, czy ludziom się to w ogóle spodoba. Myślę, że w zapowiedzianym drugim sezonie będzie się więcej działo, zobaczymy więcej potworów, więcej magii. Jedne tajemnice się rozjaśnią, a drugie się pojawią. Bardziej poznamy postacie, by w końcu stwierdzić, którą z nich najbardziej się nie lubi. Ja tak mam, że w każdym serialu jest jakaś postać, nieważne czy dobra czy zła, która zawsze mnie irytuje i denerwuje. Mam nadzieję, iż będzie działo się jeszcze więcej, jeszcze bardziej poznamy tamten świat. Moim zdaniem ma to potencjał, ma to duże możliwości, aby tego twórcy nie spartolili. Jakby to był Filmweb, dałabym 7 lub 7,5 na 10 dla tego sezonu. A teraz byle do drugiego sezonu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz