poniedziałek, 11 października 2021

Użytkowanie palety MAKEUP REVOLUTION i pierwsze zetknięcie z błyskami.

Pierwszy wpis makijażowy:

Drugi wpis:

Trzeci:

Czwarty:


Z racji tego, że mam zastój twórczy, we wszystkim, i nie mogłam skończyć rysunku w ostatnim czasie, bo byłam przeziębiona, to przyszło mi do głowy skończyć serię pięciu wpisów o makijażu. Ich zamysłem było przedstawić jak zaczęło się moje zainteresowanie makijażem, jak szło mi jego wykonywanie, jak się zafascynowałam tematem i tak dalej. Te pięć wpisów to trochę tak jakby jeden, tylko podzielony na części, żeby to jakoś masakrycznie długie nie było i każdy zgrupował jeden zbiór. Temat będę kontynuowała kolejnymi wpisami, a ta seria pięciu była takim wstępem. Makijaże robione były w 2019 roku, wpisy spisałam trochę w zeszłym, trochę w tym roku, a od tego czasu trochę się zmieniło. Przy okazji fajnie sobie popisać coś na luzie, gdzie nie muszę czegoś cały czas sprawdzać, bojąc się o pomyłkę (choć mimo to mam wrażenie, że i tak coś przekręcam).


Poniższe makijaże robione były paletką z MakeUp Revolution, o której już wspominałam wiele razy we wcześniejszych wpisach. Przez pewien czas miałam fazę na robienie ognistych makijaży. Bardzo podobał mi się pomarańczowy, bordowy i taki pomarańczowy zbliżony do czerwonego. Często powtarzałam jakieś połączenia i sposób nakładania cieni. Albo coś było sprawdzone i powtarzałam to, gdy nie miałam dużo czasu na robienie makijażu, lub chciałam coś udoskonalić, bo wiedziałam, że da się lepiej. Robiłam tak samo z resztą cieni. I tak dwa pierwsze makijaże oka są podobne, jak nie takie same tylko robione w innym czasie.

Ten pierwszy został zrobiony nie wiem na jaką okazję. Prawdopodobnie był to test przed zrobieniem go w docelowy dzień, w którym chciałam się pomalować. Chciałam zobaczyć jak połączyć cienie, jak je ułożyć na powiece, dowiedzieć się czego nie robić lub wpaść na pomysł jak coś zrobić lepiej. Makijaż wydaje się trochę niedbały, ale jeżeli dobrze myślę, że on był taki próbny, no to mogło pójść coś nie tak. Plus, to były moje początki, większość makijaży taka była. Widzę też, że zaszło coś, co nawiedza mnie do dziś (choć na dzień dzisiejszy, jest coraz lepiej), czyli jedno oko pomalowane delikatnie inaczej od drugiego. 




Drugi był robiony w dzień ostatniego koncertu zespołu COMA, na który szłam, a makijaż dopasowany był do koszulki. Ja pamiętam, że nie byłam z niego wtedy zadowolona, ale patrząc teraz, to to jest całkiem niezłe, jak na tamte czasy. Podoba mi się. Nawet blendowanie jest całkiem niezłe. Poszły tu dwa pomarańczowe cienie, a kącik przyciemniłam bordowym.




Kolejny makijaż to zło. Miało to potencjał, ale pomarańczowy (którego prawie nie widać) w ogóle nie zblendował się z tym bordowym. Dodatkowo tak wyszłam z cieniowaniem poza cieniowanie powieki i zrobiła się plama. I gdyby nie ta plama, to by uszło. Ale od wewnętrznego kącika oka też coś się podziało. No cóż, bywa i tak. 




Następny też nie jest za bardzo udany. Słabo zblendowałam cienie, zrobiło się plamiście i jeszcze cieniowanie zakończone tak mocno, a nie jakąś chmurką delikatną. Trochę słabe zdjęcie, ale chyba tu poszły trzy kolory - pomarańczowy, bordowy i czarny. Dużo robiłam takich makijaży. Podobały mi się kolory i ich ułożenie. Chciałam wyćwiczyć blendowanie i nakładanie cieni, bo według mojej teorii mogło to wyglądać dobrze, gdyby było w miarę dobrze zrobione. I niektóre mi wyszły, ale na pewno nie ten poniżej. 




I nadchodzi on. Pierwszy błysk. Do tamtej pory nie używałam błyszczących cieni, bo nie widziałam u mnie ich zastosowania. Plus chciałam najpierw trochę bardziej okiełznać maty. Ale przyszedł Sylwester, do tego byłam po obejrzeniu serialu "The Witcher", gdzie podobały mi się makijaże jednej z bohaterek i zainspirowałam się. Nie miałam zielonego matowego wtedy, więc wzięłam błyszczący. Jak na pierwszy raz wyszło całkiem nieźle. Jedynie ten czarny mógłby być trochę bardziej chmurką i w wewnętrznym kąciku inaczej poprowadzony. Błysk nakładałam raz palcem, raz płaskim zbitym pędzelkiem, bo nie wiedziałam, jak będzie mi wygodniej. Odkryłam zaś, że przyciskając cień palcem wydobywa się lepszy błysk, lepszy jego efekt. I tak spodobał mi się błysk na oku. 





Po obserwacjach podczas wykonywania tamtego makijażu, przy następnym już zrobiłam to lepiej. Blendowanie czerni wyszło chmurkowo, nie powstała mi taka czarna plama, jakbym miała siniaka. Tym razem jednak wzięłam inny błysk z palety, taki miedziany. Bardzo ładny. Tylko jedno zdjęcie, bo tylko jedno się ostało z serii porobionych zdjęć na prędko. 



Potem przez dłuższy czas żadnego makijażu nie dokumentowałam. Chciałam po prostu nabrać doświadczenia. Przez ten czas na przykład doszła mi nowa paleta, dwa pędzelki (a miały mi starczyć tylko dwa) i pewnie coś do ust. Postanowiłam do makijażu używać tego co mam i jak najbardziej je wykorzystywać, na różne sposoby, w różnych kombinacjach. I używałam, albo kolorów z jednej paletki, albo z dwóch paletach, ale głównie to pierwsze. Też jakoś dużo się nie malowałam, bo przyszedł ten czas, gdzie się siedziało w domu (sadge). Mogę zauważyć, iż jakieś postępy robię. Wychodzi raz lepiej, raz gorzej. Jak wyjdzie coś spoko, to się cieszę, jak coś pójdzie nie do końca po mojej myśli, to albo wiem co, albo staram się znaleźć w głowie rozwiązanie, by następnym razem to powtórzyć i lepiej zrobić. No cóż, wsiąkłam w ten makijaż. Polubiłam to. W szczególności, gdy rzadko wychodzę, i dodatkowo się nie wychodziło w ogóle przez rok, to chcę jakoś fajnie wyglądać. Zobaczymy, gdzie to zajdzie. Choć patrząc na to, że miały mi starczyć tylko dwa pędzle, a już mam ich trochę więcej, to o czymś świadczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz