czwartek, 23 stycznia 2025

Zbiorczo 9.

Siedzą mi w głowie pewne przemyślenia, więc postanowiłam je spisać. Zazwyczaj jak coś spisuje, to potem już mi to w głowie nie siedzi 😛.


1. Nie oglądam telewizji od dziewięciu lat i cieszę się z tego
Jeżdżę do pewnej osoby i matka tej osoby nie może żyć bez włączonego telewizora. Czy jest coś do oglądanie, czy nie, telewizor grać musi. A jak już naprawdę nic nie ma, no to włączanie Netflixa i szukanie, dosłownie, czegokolwiek. I ona ogląda te różne produkcje na Netflixie nie zważając na to, czy było w jej gustach, zainteresowaniach i tak dalej, czy nie. Oglądała je tylko po to, by je obejrzeć, nie zważając, czy coś jest dobrą produkcją, czy nie. Tak samo było z tą zwykłą telewizją, wszystkie telenowele musiały być obejrzane, tak jak i przeróżne programy typu reality show. Ja myślałam, że to ja swego czasu byłam telewizjo maniakiem, kiedy w czasach, gdy oglądałam tą telewizję, to telewizor musiał chodzić cały czas i głównie robić za tło. Tylko ja nie musiałam być na bieżąco ze wszystkim, i nie darzyłam większości produkcji kompletnie żadnymi emocjami, w przeciwieństwie do matki tej osoby.
No i ostatnio będąc u tej osoby, to miałam okazję trochę tej telewizji pooglądać. Wszystkie możliwe wtedy wiadomości trzeba było obejrzeć. Co z tego, że wszędzie mówili to samo, bo to w końcu wiadomości. "Teleexpress" oglądało się dobrze, Maciej Orłoś bardzo fajnie i na luzie prowadził ten program. "Express" od TTV również dobrze się oglądało i gdy mówione było o czymś, o polityce chociażby, to nie było jakichkolwiek komentarzy, po prostu było powiedziana informacja. Wydaje mi się, że były to najbardziej obiektywne wiadomości, spokojnie można obejrzeć. No i przyszedł czas na "Fakty" TVNu. I jaki to był rak 😑. Komentarze do wszystkiego, głupie, niepotrzebne. Nie wiem, jak inni prowadzący, ale niejaki Piotr Kraśko był tak irytujący, że miało się ochotę podejść do telewizora i mu palnąć z liścia. Czacha dymiła. Po "Faktach" była "Uwaga" i był temat używanych samochodów, że ludzie buble kupują. No i rozprawka nad samochodami kupionymi przez jakichś tam ludzi, co jest z nimi nie tak, w jakich niebezpiecznych sytuacjach ci ludzie byli postawieni przez te samochody (oczywiście w produkcji ktoś to ładnie udramatyzował). Potem rozprawka o tym, co robić, by kupować pewne auto, jak można sprawdzić auta wystawiane na sprzedaż, spoiler, mówili oczywiste rzeczy, jak nie kupowanie ich w komisach, tylko bardziej od osób prywatnych. A jak wypowiadał się jakiś "ekspert", to osoba do której przyjechałam, co jakiś czas mówiła coś typu "a to nie do końca jest prawda" (bo interesuje się motoryzacją), reagując na coś co ten "ekspert" mówił. Po czym na pytanie tego, co robił ten materiał, "dlaczego ludzie trafiają na nietrafione samochody", to ktoś tam odpowiedział, że przez to, że ludzie kierują się wyglądem tych aut... 🤦‍♀️ Ja aby strzeliłam facepalma. Po pierwsze, w takim razie ci ludzie sami sobie są winni, a po drugie, dla mnie to jest normalne, żeby sprawdzać miejsce sprzedaży aut, czy same samochody, pod każdym kątem. Kupno auta, to nie jest kupno szklanki, to nie jest wydawanie tylko "parę złotych", tylko kilka(naście, dziesiąt) tysięcy. Jeszcze tam była akcja kupna krzywego samochodu z ukrytą kamerą, a ja takich rzeczy nie lubię. Szczególnie, że ci redaktorzy z tą ukrytą kamerą zadają zazwyczaj głupie pytania, albo coś wyolbrzymiają. W końcu przeszedł czas na gwóźdź programu, czyli seans programu "Farma". Jakieś randomy, które nie miały nigdy nic do czynienia ze wsią, zgłaszają się do programu, gdzie muszą zajmować się zwierzętami na farmie (samo to już samo siebie podsumowuje), do tego konkurując między sobą w głupich konkurencjach. Był to pierwszy odcinek nowego sezonu i głownie był on wprowadzający tych uczestników i jak oni reagują, radzą sobie z tymi zwierzętami. Oglądając to, to był taki cringe 🙄, że aż skręcało. Ja rozumiem, że nie wszyscy mieli do czynienia ze wsią, ale zachowania niektórych budziły u mnie pytania typu, "a oni tak serio?". Ale to co robili uczestnicy to jedno, ale to jak niektóre momenty zostały zmontowane, przez co robione były na siłę jakieś dramaturgie, sztuczne napięcia, to drugie. W danej scenie nie było przykładowo widać tej dramatyczności, ale muzyką i montażem podkręcili to. Był moment, gdy jedna z prowadzących wchodzi z drugą prowadzącą i próbuje powiedzieć, że w tym sezonie jej nie będzie z powodu jej ciąży. Już pomijając fakt, że mówiła do uczestników, którzy nie zdążyli jej poznać, w produkcji zrobili z tego taką szopkę. Walnęli sklejkę momentów tej prowadzącej w tym programie, zrobiona w taki sposób, z taką muzyką, że zrobili to tak, jakby miała powiedzieć o swojej chorobie, a nie ciąży. I jeszcze żeby ten program był jakiś poważny na takie pożegnania.
Nierozłącznym elementem telewizorni są reklamy. Wiadomo, większość z nich jest po prostu głupia, ale każda przerwa reklamowa, to jeden i ten sam blok reklamowy. Trochę kreatywności by im się przydało. Do tego, jakby same reklamy nie były irytujące, to słuchanie ich w zapętleniu prawie że, to przyprawiało mnie o agresję (taką w przenośni oczywiście).
Sytuacje ratowało to, że oglądałam tą telewizje z osobą, do której przyjechałam i komentowaliśmy to, co się działo na ekranie i razem się śmialiśmy z niedorzeczności niektórych rzeczy oraz naszych komentarzy. No i przez chwilę oglądaliśmy "Świat według Kiepskich", i o dziwo te nowsze odcinki się całkiem niezłe okazały. 
Nie był to pierwszy raz, bo po raz kolejny przekonałam się, że nie warto oglądać telewizji. Bardzo dobrze, że od dziewięciu lat nie karmię się tymi treściami. Przerzuciłam się na internet. I oczywiście nie jest to idealne miejsce, ale wielki plus jest za to, że można robić selekcje treści, można dobierać pod siebie te treści, można wybierać to, co się przegląda, ogląda, i w razie co, można wziąć taki "iks" karty w przeglądarce, tudzież samą przeglądarkę. No widzę jakąś głupotę i mogę z niej po prostu wyjść. Niby w przypadku telewizji można przełączyć na inny kanał, ale często przełącza się z "Trudnych Spraw" na "Ukrytą Prawdę", taki luźny przykład. Jednak nie do końca można przesiać te treści. Przykładowo oglądając YouTube, to większość subskrybowanych kanałów, to coś związanego z moimi zainteresowaniami. Oczywiście wchodzę też w coś poza treści subskrybowanych, ale klikam w to co mnie zainteresuje, a jak w coś kliknę i okaże się to jakieś badziewie, to albo po prostu wychodzę, albo oglądam do końca, by na końcu skwitować to "ale gówno". A YouTube ma jeszcze fajną opcję, że jak kursorem się najedzie, to można sprawdzić czego się po danym wideo spodziewać i to ułatwia selekcję. Do tego można przy wideo kliknąć takie trzy kropki i kliknąć "ukryj", żeby więcej nie proponowano mi podobnych rzeczy, żeby coś co mi się nie podoba, z czym się nie zgadzam, już więcej mi się nie pojawiało. To samo n przykładowo na Facebooku. Też wszystko co widzę w internecie biorę z dystansem, nie ufam i nie wierzę we wszystko co widzę. Nawet jak coś wygląda wiarygodnie, albo jest z wiarygodnego (jak dla mnie) źródła, to zawsze zostawiam i siebie szczyptę dystansu, że ktoś tam na przykład mógł się pomylić. Zaś filmy nie są puszczane tylko w telewizji, jest mnóstwo miejsc w internecie, gdzie filmy i seriale można znaleźć. Nie trzeba szukać po kanałach, co można obejrzeć, tylko ma się na coś ochotę i się to włącza, a do tego nie ma reklam. Mało tego, jak się ogląda serial, to nie trzeba czekać na następny odcinek, choć to też zależy co się ogląda, i można po prostu kliknąć następny odcinek i pożreć cały sezon 😀. 
Także telewizja i internet nie są idealne, jednak internet daje więcej możliwości, więcej wolności, można robić selekcje treści i nie trzeba oglądać tego, co puszczają kanały telewizyjne, gdzie ile nie byłoby kanałów, to nadal jest się do nich ograniczonym, i można sobie wybierać produkcje konkretnie pod siebie. Tak więc cieszę się, że te dziewięć lat temu przestałam oglądać telewizję i nie mam podstaw, żeby do niej wracać. W ogóle mam wrażenie, że w bardzo dobrym momencie przestałam tą telewizję oglądać, bo to były początki paradokumentów, bo potem robiło się coraz gorzej. Coraz więcej niskiej jakości paradokumentów, wkrótce więcej reality show, coraz mniej jakichkolwiek wartościowych rzeczy (o ile  mieli tam jakiekolwiek wartości).



2. Dawid Fazowski sprzedał "Fazolandię"
Dawid Fazowski, prowadzący podróżniczy kanał na YouTube, "Przez Świat Na Fazie", miał marzenie o otworzeniu domu wczasowego i nazwać go "Fazolandia". I pewnego razu postanowił to marzenie spełnić. Jako widz lubiący jego twórczość, no jakoś go wspierałam, tak bardziej duchowo, jak to się mówi, albo tym lajkiem dla zasięgu, ale też dołożyłam małą cegiełkę kupując jego książkę. Dochody z książki miały iść właśnie na cel "Fazolandii", i nawet zrobił akcję, gdzie jeździł po Polsce i osobiście tą książkę sprzedawał, z czego właśnie skorzystałam. Jednak mimo to, że go wspierałam, to jednak jak dla mnie wtedy to było trochę za wcześnie na interes z Fazolandią. Wydawało mi się, że powinien podróżować i powiedzmy w okolicy czterdziestki, czy zbliżając się do niej, zacząć myśleć o interesie. Ale kim ja jestem, żeby mówić komuś, jak ma żyć. Szczególnie, że danej osoby nie znam. Widziałam nie raz, że ludzie działający w internecie mieli jakiś cel, zaryzykowali i im się udało, więc pomyślałam, że z Fazą może być tak samo. Chłop tak zdecydował i zaczął działać. No i faktycznie za jakiś czas kupił ośrodek. Nawet zaczął do niego kanał. Zamysłem Fazowskiego było w sezonie zajmować się ośrodkiem, bo chciał wszystko robić osobiście, a poza sezonem podróżować. Z początku trochę mu to wychodziło, ale z czasem coraz mniej było materiałów na "Przez świat na Fazie". Na kanale, wtedy, "Faza na końcu świata" Dawid pokazywał, jak zajmuje sią tą Fazolandią, no i widać było , że trochę roboty tam było. On wziął sobie, że będzie robił wszystko, bez pomocy, bo w końcu jest gospodarzem, co było według mnie spoko podejściem. Po tych filmach widać też było, że mimo roboty, to Dawidowi ona się podoba i wyglądało, że rzeczy się u niego układają, ośrodek, rodzina, widzowie jako goście, czy "Weekendy na Fazie" organizowane właśnie dla widzów. Jako widz cieszyłam się, że Fazowskiemu się udało w jakimś stopniu, mimo, że kanał "Przez Swiat Na Fazie" ucichł.
Jednak w pewnym momencie cisza zagościła i na kanał "Faza na końcu świata". W teorii no to wiadomo, że nie zawsze jest o czym i jest czas na robienie filmów, ale ta przerwa była wyraźna. Wcześniej, gdy co jakiś czas pojawiało się wideo, to zazwyczaj było to jakieś lokowanie produktu. Mi to nie przeszkadzało, mi zazwyczaj nie przeszkadzają lokowania u twórców, których oglądam. Na szczęście u tych twórców te lokowania nie są irytujące. Jednakże, niektórzy widzowie byli nie zbyt zadowoleni z powodu tych lokowań, a za niedługo zaczęły się pojawiać komentarze o tym, że "Fazolandia" została wystawiona na sprzedaż Pierwsza myśl, jaką miałam, to "co was to obchodzi?", jak smutni i nudni ludzie musieli to być, skoro szukali takich informacji. A tak to brałam te komentarze z dystansem. Stwierdziłam, że nawet jeżeli to prawda, to Faza sam o tym powie, może nie od razu, ale powie, bo on szczery jest. Wiadomo, że mimo iż uważam go za szczerego, to jednak zostawiam ten margines, tak jak wspominałam w powyższym, pierwszym fragmencie tego wpisu, ale jak go już tyle obserwuje w internecie, że on daje vibe takiego swojego chłopa, on mimo tego dużego kanału na YouTube, to nie gwiazdorzy, nie robi z siebie nie wiadomo kogo, jest po prostu sobą. Jak to się mówi, nie odbiło mu od sławy.
No i jakiś czas później faktycznie pojawił się film, i to na kanale "Przez świat na Fazie", właśnie o sprzedaży "Fazolandii". W skrócie, chłop nie wyrabiał, ale nie z ośrodkiem, tylko z kredytem, który na niego wziął. On nawet mówił otwarcie mówił o tym kredycie i że tak właściwie, to on ryzykuje z tym całym interesem, więc z tyłu głowy miał tą świadomość iż może nie wyjść. Wydaje mi się, że może by to wyszło, ale jak wiadomo, procenty kredytowe w pewnym momencie poszły w górę. Moja ciotka płakała z powodu swojego Santandera. I chyba to było tym warunkiem nieprzyjaznym. W każdym razie, Faza w tym wideo pożegnał się z "Fazolandią", porobił jakieś ostatnie czynności, czy zdjął napis "Fazolandia" z budynku. Niby człowiek rozumiał, no że tak wyszło, że nie wyszło, no chłop spróbował, zobaczył z czym to się wiąże, i też Faza się przyznaje do swojego rodzaju porażki, ale smutno się oglądało to wideo, i to jego pożegnanie z "Fazolandią", i samo to, że jednak nie wyszło. I samego Dawida szkoda, bo to było jego marzenie, które się nie udało, a do tego prowadzenie tego interesu trochę go uwiązało w kontekście podróży.
Z pozytywów, to Fazowski właśnie będzie wyruszał w podróż, będzie wracał na "Przez Świat Na Fazie", jak to on sam mówił, tam gdzie jego miejsce, więc mam nadzieję, że powrót na "stare śmieci" się uda. Sam Fazowski po publikacji tego filmu o sprzedaży "Fazolandii", stwierdził, że ma do kogo wracać. Ja za bardzo w komentarze nie zaglądam, bo mam alergię na głupotę ludzką, toteż nie wiem co tam piszą, ale wcześniej zdarzały się komentarze typu "niech wróci dawny Faza", "Faza wróć do podróży" i inne tego typu, czasem bardziej ambitne, zatem są gdzieś tam ci widzowie, co by Fazę w podróży chcieli zobaczyć. Dawid już był w takiej małej podróży, bo wybrał się w pół pieszo, w pół autostopem do Częstochowy, z motywów religijnych, i w pierwszym filmie o tym powiedział, że on jest gotowy na te Indie, do których się wybiera. Kto oglądał, ten wie, że Indie są memiczne w społeczności tego kanału, w skrócie, Fazowski nie przepada za Indiami i z tego względu może być ciekawie. Ja jestem ciekawa tych nowych filmów, mam nadzieję, że powrót wyjdzie dobrze.

Przez Świat na Fazie - Nowy Początek | SPRZEDAŁEM FAZOLANDIE



3. YouTube wyświetlił mi film Olsikowej i walnęło mnie nostalgią
Tylko teraz nie wiem, czy normalny, ten rysunkowy kanał, czy vlogowy. A nieważne.
Któregoś dnia YouTube na stronie głównej wyświetlił mi film Olsikowej, raczej to było rysunkowe, w każdym razie proponowali mi coś z kanału, który subskrybuje, co trochę dziwne. Kliknęłam w to wideo, obejrzałam sobie i jakie ja wspomnienia odblokowałam, poczułam się, jakbym teleportnęło mnie do tamtego czasu. Ogólnie weszłam na kanał i powybierałam sobie filmy, które chce obejrzeć. Potem YouTube wyświetlał mi inne i w niektóre też klikałam, do tej pory mi się jeszcze coś wyświetla. Oglądając te filmy trochę poczułam się jak wtedy, gdy oglądałam je pierwszy raz, trochę poczułam się, jak w czasach, gdy dopiero co wprowadziłam się do własnego pokoju w domu i oglądałam filmy z jej dwóch kanałów na telefonie, czy czasy, w których przywlekłam do siebie do pokoju komputer i na nim te filmy oglądałam. I jeszcze jak się oglądało te filmy po tak długim czasie i z inną głową, bo po części nie jest już się tą samą osobą, to więcej się w nich zauważa, inaczej się interpretuje. Swoją drogą uderzyło mnie to, że widea są przykładowo sprzed sześciu, siedmiu lat. Niby człowiek wiedział, że to już kawałek czasu, ale mimo to, jak zobaczyłam cyferkę pod filmem, to strzeliło mi hita. Oglądając te filmy na kanale artystycznym, zrobiło mi się szkoda, że Olsikowa już nie nagrywa. Próbowała wrócić jakoś dwa lata temu, ale zaprzestała publikacji, co też, szkoda. Przynajmniej nadal jest aktywna na Instagramie.
Jeszcze dopadły mnie przemyślenia, po obejrzeniu takiej pierwszej tury filmów, gdzie z różnych okresów one pochodziły, widząc, jak ta działalność Olsikowej się rozwijała, to mi się tak smutno zrobiło, że jej życie się tak potoczyło, że już na YouTube nie tworzy. Olsikowa jest taką comfort person, bije od niej taką pozytywność, do tego inspiruje do tworzenia i robi to na Instagramie, ale jednak przydałaby się dłuższa forma, bo na Instagramie robi nie tylko rysowanie. Tyle lat ile ja ją obserwuję, to ona jest po prostu dobrym człowiekiem i to ile złych rzeczy ją trafiło, jest niesprawiedliwe, niesprawiedliwy był los. To jest taki typowy przypadek, gdy dobry człowiek dostaje po skórze, a tymczasem, gdzieś jakaś szuja w spokoju sobie żyje. Cholernie dziwnie działa ten świat, dziwnie został skonstruowany, że obrywają dobrzy ludzie. Olsikowa wspięła się dość wysoko po tych YouTubowych szczebelkach i trafiła na niewłaściwego człowieka, który "pomagając" jej przy robocie, manipulował tak, że na przykład brała niezbyt dobre współprace, czy podejmowała decyzje, których by się nie podjęła. Aż w końcu na YouTube został tylko kanał. A i od strony prywatnej ta osoba ją załatwiła. Jak wspominałam, ona próbowała wrócić, ale to z jakiegoś powodu nie wypaliło, niestety. Ale kto wie, może kiedyś. Dobrze by było, bo brakuje mi kontentu artystycznego, a na nic nowego nie trafiam.



Trochę popisałam i trzeba iść dalej.
Adieu.


niedziela, 19 stycznia 2025

Narysowałam drugi podwójny portret na zamówienie.

Z racji tego, że akurat teraz zajmuję się materiałami z rysunkiem narysowanym latem zeszłego roku, to uznałam to za idealną okazję, żeby napisać i wpis o nim, skoro siedzę w tym temacie. I tak by o nim pisała, ale skoro już grzebie w tych materiałach, to czas idealny. Na Instagrama i Facebooka trafiają rzeczy typu szybkie, nawet jakieś w reelsy się bawię, no a blog jest od większych rzeczy.

Trzy lata temu ciotka przyszła z prośbą, by narysować jej syna z dziewczyną. Portret miał być w kolorze, więc niczego nie obiecywałam, bo doświadczenie w rysowaniu kredkami miałam małe. Po trzech latach ciotka ponownie przyszła ze "zleceniem", by narysować jej środkowego syna z dziewczyną, no i tak jak ten poprzedni, miał to być prezent. Ciotka już zapowiedziała, że jak przyjdzie czas, to i trzeciego syna będę musiała rysować. Tu też niczego nie obiecywałam, bo moje doświadczenie skończyło się na tym poprzednim portrecie 😆.

Robotę zaczęłam w maju, czas miałam do sierpnia, więc to było dużo czasu. Spoiler, ledwo się wyrobiłam, bo jak zazwyczaj mam czas, to akurat od maja zaczęło się to lekko zmieniać 😛. Cóż, podobno to się nazywa życie, czy jakoś tak. No i sama praca nad rysunkiem, ale o tym po kolei. Referencja do tego rysunku była, lekko wymagająca. Dwie osoby to jedna sprawa, do przeżycia, ale trzeba było głowy tych dwóch osób zsynchronizować w tym przypadku, bo byli oni przytuleni do siebie. Ustawienie dziewczyny na tym zdjęciu nie należało do najlepszych. Przytulona do chłopaka, zakryta ramieniem, a do tego głowa tak jakby odchylona do tyłu. Więc pierwszy szkic, to pierwsza próba, pierwsza rozkmina. Oczywiście szkic jest paskudny.



Natomiast druga próba wyszła zaskakująco dobrze, nadal brzydki szkic, ale patrząc na ten pierwszy, to o wiele lepiej to wygląda. Ten pierwszy podpowiedział, że głowy mogą być większe, że trzeba inaczej umiejscowić tę dwójkę na kartce. Zrobiłam tak, by twarze były najważniejsze, po co miałam rysować rękę, czy cokolwiek niżej zdjęcia, jak to twarze ważne. Nie, w ogóle nie było tak, że nie chciało mi się i bałam się tych elementów rysować, w ogóle nie 😏. Oczywiście to jest bardzo surowe, są niedociągnięcia, wszystko krzywe, chłopak ma za dużą głowę względem dziewczyny, no i u niej to bardzo źle się dzieje. 



Poprzedni szkic był brzydki, ale na jego podstawie postanowiłam pracować. Brzydki był, ale miał potencjał, więc go przekalkowałam, by go trochę podrasować. I mimo, iż nadal nie jest to szkic ostateczny, no to widać twarze, że tak powiem. No może tylko dziewczyna jest do siebie podobna, mimo, że twarz ma zniekształconą, a oczy nos i usta nie są równoległe do twarzy. W sensie, jakby przez środek jej twarzy była narysowana linia, to oczy, usta i nos by odbiegały od tej linii. U chłopaka jest podobnie, lewe oko (tak jak się patrzy na rysunek) jest wyżej, a prawe niżej, i jakby narysować linie po środku tych oczu, to nos i usta by jej podlegały, ale jednocześnie nie były by równe linii przez środek twarzy. Trochę to wygląda tak, jakby oczy, usta i nos były w takim kwadracie i jakby ktoś wziął ten kwadrat w Paincie lekko przekrzywił względem twarzy. Może nie perfekcyjnie, ale na kopii poniższego zdjęcie zaznaczę mniej więcej o co mi chodzi, przy okazji od razu widać, rzuca się  w oczy to, jak te twarze są z lekka koślawe. 





Także na kolejnym szkicu starałam się wyprostować te twarze. Oczywiście po poprawkach nadal nie było idealnie, ale już było lepiej. U jednego i u drugiego prawa (jak się spojrzy na rysunek) brew opada, no i nadal elementy twarzy nie do końca są na swoich miejscach, no milimetry, tyle brakuje. Przynajmniej oko dziewczynie poprawiłam (lewe patrząc na rysunek). Trochę przestraszyłam się tego szerokiego uśmiechu chłopaka więc go trochę zgasiłam. Jedną i drugą głowę starałam się narysować jak najbardziej poprawnie, aby zbliżać się do tego, co było na zdjęciu, aby rysy twarzy się zgadzały, aby linia na przykład włosów była w podobnym miejscu, jak na zdjęciu. Patrząc na zdjęcie referencyjne i poprzedni szkic, porównywałam je mając jedno i drugie obok siebie na monitorze komputera, a na kartce tworzyłam. Ja widziałam rysunek pod lekkim kątem, bo kartka leżała płasko na biurku, więc widok z góry robił aparat i wtedy porównuje szkic z referencją. Robię tak nie tylko w tym przypadku. Dzięki temu, że śledziłam referencję i szkic, wiedziałam jak pójść ołówkiem po kartce. I tym sposobem, że rysowałam, jak najbliżej mi się udało do refernecji, to nie musiałam rysować większych głów, bo się okazało, że niektóre linie były nie tak narysowane i powodowały, że głowy są mniejsze. Po prostu wcześniej było źle narysowane. Zdjęcie tego szkicu musiałam podrasować, bo jest to kalka tego szkicu, bo... w sumie nie wiem, co autor miał na myśli. Pewnie chciałam pokazać, że to robię, w sensie, że pracuję kalkując. 




Największy problem był w twarzach, więc to na nich się skupiłam. Włosy u jednego i u drugiego to była kwestia dokładniejszych linii, a ręka dziewczyny i koszulka chłopaka były bardzo zbliżone. Walczyłam z ustami dziewczyny, bo one miały trochę dziwaczne ułożenie i chciałam, żeby były w odpowiednim miejscu, pod odpowiednim kątem i żeby nie były karykaturalne. U chłopaka był problem z zarysem żuchwy i policzka, to wszystko przez niewyraźne zdjęcie referencyjne. Nie wiedziałam, jak poprowadzić te linie, bo dokładnie nie widziałam, czy coś będzie zarysem, a co będzie czymś do zaakceptowanie podczas koloru. Kolejny raz się przekonałam, że najlepiej rysować z dobrej jakości zdjęcia. 




Ileż ja się wpatrywałam w to zdjęcie, i w jego fizyczną wersję, i w zdjęcie tego zdjęcia, którym posługiwałam się na komputerze, gdzie porównywałam referencje ze szkicami, czy próbowałam sobie pomóc przybliżając je. Wpatrywanie się w to zdjęcie, oraz jego pikselozę przyprawiało mnie o szaleństwo. To też było powodem, że robota mi wolno szła, i że byłam kompletnie zdemotywowana. Wiedziałam, że jak już szkic będzie gotowy, to najgorsze będę miała za sobą. Na poniższym szkicu musiałam chłopakowi oczy, brwi, nos i usta przesunąć w lewo, tak o drobinę, aby były bardziej wypośrodkowane na twarzy. Z racji tego, że między tymi elementami były dobre odległości, oraz wygląd ich mi pasował, to nie chciałam rysować tego od początku, bo to by był ponowny proces rysowania, poprawiania i tak dalej. Dlatego wzięłam jakiś skrawek papieru z poprzednich robót rysunkowych, przekalkowałam te elementy na nią, i na nowej kartce, gdy miałam już całość przekalkowane, oczywiście poza tymi elementami twarzy, to tę karteczkę przyłożyłam tak by było to wszystko na środku twarzy, co sobie wcześniej zaznaczyłam na tej karteczce, takie punkty koordynacyjne i przekalkowałam tak, by było już wszystko na swoim miejscu. A tak, to dodałam mu objętości we włosach i właśnie trochę dokładniej i mniej koślawiej narysowałam mu koszulkę. Natomiast jej narysowałam, tak trochę bardziej, rękę, myślałam, że w tym temacie, to już nie będę nic robić. Coś mi nie pasowało w tym policzku, co się nim do chłopaka przytula. No i tak poprawiłam, że jeszcze bardziej mi nie pasowało.




Kolejny szkic, to poprawianie drobnostek, szczególików i jego nie udokumentowałam tego zdjęciem, jedynie na wideo zostało coś tam uwiecznione. Wszystkich szkiców było osiem i ten ósmy to był ten na którym kładłam kolor. Jego nie kalkowałam, bo to nie jest idealny sposób, ma pewne wady, jak na przykład grube linie, czy linie, które potem się nie ścierają. Wyciągnęłam z szuflady starą metodę i po prostu przyłożyłam do okna dwie kartki i tak szkic przekopiowałam, a potem poprawiałam parę rzeczy. W końcu ołówek lepiej jest wytrzeć niż linię po kalce. Kiedyś może będę potrafiła narysować jeden szkic, na jednej kartce i na tej kartce ogólnie będzie robiona cała robota. 




No i przyszedł czas na kolorowe kredki! Ogólnie, najlepiej rysowanie kredkami, czy ołówkami ułożyć sobie tak, by nie rozmazywać tego, co jest już na kartce, czyli na przykład jeśli się jest praworęcznym, to rysować od lewej do prawej strony kartki. Starałam się tego trzymać, ale jak się później okazało, przynajmniej w tym przypadku, różnie z tym bywa. Kolor zaczęłam od małego kawałka włosów dziewczyny, by w razie co najmniej zniszczyć w razie, gdyby poszło mi coś nie tak, no i dla rozgrzewki. Jak już skończyłam ten fragment włosów za uchem, no to pięłam się ku górze. Chciałam, żeby ogólnie włosy inaczej wyszły, żeby miały więcej swojej włosowej tekstury. Blendowanie kolorów mi się podoba, ale przeoczyłam moment, w którym kartka by przyjęła kreski właśnie tej tekstury włosów. Nie wiem, czy w pełni to ja, czy też kartka, która nie jest nie wiadomo jakiej jakości, bo pochodzi z bloku stu kartek, kupionego z dziesięć lat temu z Lidlu. Jest możliwe, że to i to.





W rysowaniu kredkami mam małe doświadczenie, i jak z włosami poradziłam sobie w miarę spoko, to ze skórą, ogólnie twarzą, już tak niezbyt. Próbowałam zrobić cienie, próbowałam zrobić, by skóra nie była tylko w kolorze cielistej kredki. No przynajmniej nie jest to płaskie. Ładne też nie. Ma jakiekolwiek kształty. Nie jest to wybitna robota, kolory nie są dobrze zblendowane, są plamy. Ucho, okolice oczu, czy czoło są w różnych kolorach, nie jest to spójne. I na razie piszę o twarzy dziewczyny. Tak mi się nie podoba to czoło, te paskudne odbicia światła. Okolice oczu, głównie te wory pod oczami (które i tak potem lekko poprawiłam), no nie dobrze. Niestety to mi to ucho się podoba.





Idealnie z kolorami nie było. Usta przez to jak były ułożone, trochę wyglądają, jakby niebyły na swoim miejscu, więc dobrze, że nie narysowałam ich z dokładnością, bo dawałyby jeszcze większe wrażenie, że nie są na swoim miejscu. Jak na poniższym zdjęciu widać, zaczęłam robotę nad bluzką i przez pośpiech nie podoba mi się, jak ona ostatecznie wyszła, bo miała być biała, wyszła szara. Miałam w głowie, że biały ma w sobie cienie, i są odcienie białego, i za bardzo mi to w głowie siedziało. Nie pomagał fakt, że ja improwizowałam z tą bluzką, ona była oryginalnie w panterkę. Nie wyobrażałam sobie robienia tej panterki. Jestem przekonana, że to by wyszło gorzej, niż ta biała bluzka, co zrobiłam. Ja tą panterką bym oszpeciła ten rysunek. Plus nie robieniem tej panterki zyskałam trochę czasu. Na tym etapie, to i włosy chłopaka są porobione. Ogólnie to miałam robić twarze, a potem resztę, ale podczas roboty wyszło inaczej. Podczas rysowania moje flow poszło w stronę ubrania najpierw dziewczyny, a potem automatycznie chłopaka. Pomyślałam, że w sumie dobrze, ubranie z głowy będę miała i będę mogła skupić się na rysowaniu twarzy chłopaka, bo deadline się zbliżał. 




Chłopak miał troszkę ciemniejszy odcień skóry i takową uczyniłam, tylko znowu wyszło lekko plamiście, choć i tak pod pewnymi względami trochę lepiej, niż u dziewczyny. Ale kompletnie nie wiem, co się porobiło z policzkami, od strony nosa i ust. Od strony oczu wygląda to okej, no ale po tej drugiej stronie, nie wiadomo o co tam chodzi. Jeszcze ten błysk światła na brodzie, tak średnio wygląda. Też coś mi nie grało z ustami. Coś mi nie grało, i po paru chwilach przypomniałam sobie, że ja celowo zmniejszyłam ten uśmiech, bo na etapie szkicu przestraszyłam się, że ten uśmiech będzie za szeroki i zrobiłam go mniejszego z możliwością poprawienia, bo to było łatwe do poprawienia. Tylko ja o tym zapomniałam i normalnie rysowałam na finish, przez to kartka była styrana. Gdybym o tym pamiętała, no to bym mniej warstw zrobiła. To już chyba taki wiek, że pewne rzeczy trzeba zapisywać. Tak więc głowa chłopaka podobała mi się do połowy jego twarzy 😆.




Niedługo po skończeniu rysunku, wzięłam się za poprawkę tych ust. Nie mogłam doczekać się, aż to poprawię i będę miała spokój. Podczas robienia tej poprawki, czułam pod swoimi narzędziami, że kartka była zmęczona życiem, dobrze, że kąciki uśmiechu były wypełnione czernią, bo robiąc coś warstwowego, to mogłaby być ciężko. Po zrobieniu tej poprawki byłam zdziwiona, że tak mały szczegół poprawił wizualnie rysunek. I patrząc na ten rysunek teraz, po dłuższym czasie, to bym ten uśmiech jeszcze troszeczkę powiększyła. Podczas robienia tej poprawki znowu się bałam przesadzić, dlatego to tak wyszło, ale mimo to i tak lepiej to wygląda. Poniżej zdjęcie przed i po poprawce, a pod nimi taka sklejka ze zbliżeniami. To jedno zdjęcie ma takie piksele czarne, bo musiałam zdjąć trochę jasności na przykład i edytor zdjęć ten taki z tego, gdzie się zdjęcia przegląda na komputerze, trochę powariował.





Rysunek wyszedł "not great not terrible". Leciutko gorzej od poprzedniego. Najbardziej uwierają mnie te plamy, źle wyblendowane kolory. No to jest kwestia praktyki. Dziewczyna jest delikatnie za blada w zestawieniu z chłopakiem, a on zaś chyba ma trochę aż za bardzo koloru, przynajmniej w niektórych miejscach, no i tam gdzie na głowie zaczynają się włosy, to za mało tych wyrastających włosów narysowałam, ten tak jakby przedziałek tych włosów jest trochę za łysy. Kończyłam ten rysunek koniec lipca/początek sierpnia i patrząc po czasie na niego, no to mimo mankamentów, to są też małe pozytywy, chociażby te twarze mają jakieś podobieństwo do siebie. Teraz, gdy robiłam rzeczy na Instagrama, Facebooka, czy pisałam ten wpis, to trochę poprzyglądałam się temu rysunkowi, i to co zauważyłam, to jak mi się fajnie udało zrobić, tam gdzie chłopak ma wygolone włosy, że widać i przód i tył. Udało mi się uchwycić, że głowa, w uproszczeniu mówiąc, jest okrągła. A i czoło wygląda w jego przypadku całkiem nieźle. Szyja bardzo mi się podoba, jak mi wyszła, raczej idealna nie jest, ale patrząc na poprzednie szyje w moim wykonaniu, to źle nie jest, delikatny progres jest, do tego kolor skóry jest w tym miejscu najlepszy. Obawiałam się szyi, a wyszło lepiej niż się spodziewałam. Bałam się też koszulki i też wyszła mi całkiem w porządku. Może cienie nie musiały być takie czarne, przynajmniej niektóre z nich, ale to nie jest coś kującego. A będąc przy ubraniach, to przejdę do bluzki dziewczyny, bo mimo, że biała mi nie wyszła, to nawet udało i się ukształtować na tym niby materiale tej bluzki, zarys ręki, dzięki czemu, to takie wybrzuszenie rękawa nie wygląda dziwnie. Z jakiegoś powodu rysowanie jej kolczyków mi się podobało. Jakoś samo rysowanie ich najpierw ołówkiem, potem kredkami mi się podobało, plus jak one wyszły. Był request, by zostawić białą ramkę na krawędziach kartki, więc takową zostawiłam, tylko podczas rysowania głowa dziewczyny tak mi wypadła, że ucho i kawałek włosów byłyby ucięte, no brzydko by to wyglądało. Nie wiedziałam, jaka będzie do tego rysunku ramka, więc wpadł mi na pomysł, by włosy z uchem wychodziły tak jakby poza tą białą ramkę. Takaż to moja inwencja twórcza. I nie ważne jaka to by była ramka do tego, to coś tam z tego mogło by być widać. Nawet to było małym ubezpieczeniem, że w razie, jakby ramka odsłaniałaby tą białą ramkę zostawioną na kartce, to to ucho by było widoczne. No a jak ramka by to przykryła, to by przykryła i trudno, choć wydaje mi się, że coś zakryte taką ramką lepiej wygląda, niż jakbym tego nie narysowała. A tło było zainspirowane tłem, które znajdowało się za tą dwójką na zdjęciu. Ogółem, to wybrałam dwa kolory, jeden taki trochę żółty, trochę pomarańczowy, a drugi po prostu pomarańczowy i pokrywałam nimi obszar. Kolorów używałam na zmianę, a kierunek w którym szły kredki był różny, aż w końcu kredki na końcu szły prosto, no i tak zostało.










Przy tym rysunku po raz kolejny przekonałam się, jak ważne jest zdjęcie referencyjne dobrej jakości. Musiałam rysować ze zdjęcia robione telefonem, z przekłamanymi kolorami i bez dobrej jakości, bez jakiejkolwiek ostrości. Ileż ja musiałam wpatrywać się w to zdjęcie, i w oryginał, i w kopię na monitorze. Jednak nie zawsze to wystarczało. I jakie szczęście, że rysowałam kogoś z rodziny, i jestem nieoficjalnym fotografem rodzinnym, bo na każde spotkanie rodzinne biorę aparat i robię zdjęcia i dzięki temu miałam kilka zdjęć tej rysowanej pary. Czasem musiałam niektóre części składać z czterech różnych zdjęć. I przez to, jak wyglądała praca nad tymi wszystkimi szkicami, to mi się nie chciało nad nim pracować, brakowało mi chęci i motywacji i rysowanie tych szkiców było tak rozciągnięte w czasie, no zajęło więcej czasu, niż bym im dała na narysowanie. Gdyby nie to zdjęcie, jego jakość, to praca szłaby o wiele szybciej i mogłabym bardziej skupić się na kolorze i nie musiałabym się śpieszyć w pewnym momencie. Po tym rysunku zdecydowałam, że kolejne co narysuje, takiego portretowego, to wybiorę sobie ostre, wyraziste, dokładne zdjęcie, i wezmę ołówki. Ale na razie to ostało się na planach. Plus przed tym chce narysować pewien rysunek, który od dawna mam w planach, ale nie miałam okazji go wykonać, no i też trochę się obawiam go rysować, dlatego czegokolwiek nie będę chciała narysować, to jego pierwszego muszę, żeby się przełamać, bo inaczej będę to cały czas odciągać. Wracając do zdjęć i rysunku. Zdjęcia temu rysunkowi robiłam w świetle żarówkowym i świetle dziennym. W jednym i drugim świetle inaczej ten rysunek wygląda, inne rzeczy są uwydatnione. Jedynie podczas robienia zdjęć w świetle żarówkowym, to aparatowi coś się nie podobało i nie do końca dobrze wyszły. To też te zdjęcia robiłam w razie, gdybym nie zdążyła zrobić tych drugich zdjęć na drugi dzień, bo wtedy miałam jechać do odbiorcy z tym rysunkiem i nie wiedziałam, czy zdążę, czy nie zapomnę zrobić zdjęć przed wyjściem. Na szczęście w świetle dziennym udało mi się zrobić zdjęcia, dzięki czemu są lepsze.





Dobra, ale byłam tak ambitna przy tym rysunku, że cały proces nagrywałam. No dobra, to nie była kwestia ambitności, tylko przypadku. Chciałam mieć jakieś klipy z rysowania i niechcący nagrałam wszystko. Przy okazji niechcący się dowiedziałam, że rysowałam pięćdziesiąt godzin. A jeszcze było siedem szkiców nie mierzonych czasem. Do tej pory nie liczyłam w żaden sposób czasu rysowania jakiegokolwiek z moich rysunków, no może jakoś na oko, ale było takie poglądowe aby. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że przy takim średnio wykonanym rysunkiem spędziło się tyle czasu. Poniższe video jest sklejką wszystkich nagranych klipów, bez większego montażu, jedynie przycięłam początek, albo koniec w niektórych nagraniach. Czy zrobiłam oddzielne wideo na bloga i na Facebooka/Instagrama? A no tak. Tutaj po prostu sklejka wszystkiego, a na społecznościówki miałam ogarnąć trzy widea, takie skrótowe. Zrobiłam osiemnaście części... bo jak zobaczyłam, że jedno wideo ma czas trwania jednego reelsa, to poszłam na łatwiznę i posklejałam jak mogłam, ile mogłam, bo musiałam pilnować timera, żeby w tego reelsa się zmieściło. Wizja wybierania tych niby najlepszych momentów i cackania się z tym, żeby to złożyć, niezbyt mi odpowiadała. Ale jak tak pracowałam z tymi nagraniami, to fajnie było sobie popatrzeć, jak to się rysowało, jak to powstawało, szczególnie po takim dłuższym czasie od ukończenia.

Chyba już nie mam nic do napisania. A przynajmniej nic mi nie przychodzi do głowy. Więc nie będę przedłużać tego wpisu i procesu jego pisania. Tak więc poniżej wideo do obejrzenia i Adieu.



piątek, 10 stycznia 2025

Oglądam to jeszcze raz. | Chłop niechcący został policjantem. "Kuffs".

Po obejrzeniu "Transformers: Rise Of The Beast" (na ten moment, już rok temu 😅), uznałam, że mam czas i mogę włączyć dobie jeszcze jeden film, a że wpadłam niechcący na filmografię Christiana Slatera w tamtym czasie, i natknęło mnie, żeby z niej coś obejrzeć, no i rzecz jasna, jak przyszedł czas to jedną z produkcji z jego udziałem wybrałam. Przeglądając moją listę filmów do obejrzenia, to właśnie dumałam, co można by było obejrzeć. Wiele filmów mam takich, co są do ponownego obejrzenia. I jak wtedy przeglądałam, i wspominałam sobie treści tych filmów, to wpadł mi również "Kuffs" i sobie przypomniałam, jaka to była świetna komedia. A do tego świetny motyw muzyczny. Samo wspomnienie wzbudziło u mnie śmiech. Pamiętam go jako zabawną lekką komedię. Również film z kolekcji obejrzanych z ciekawości do twórczości z udziałem Christiana Slatera, w czasach, gdy pierwszy raz oglądałam filmy z nim. Jak któregoś razu przeglądałam tą swoją listę do obejrzenia (było ich kilka, parę razy patrzyłam na tą swoją listę), to sobie odtwarzałam trailery, również do "Kuffs", i potem YouTube podsuwał mi treści w tym kontekście, i tak obejrzałam kilka fragmentów z tego filmu, co mi przypomniały świetność tego filmu. Wtedy też przeszło mi przez myśl, żeby go obejrzeć, ale oczywiście tego nie zrobiłam 😆.



W filmie śledzimy beztroskie losy George'a Kuffsa. Dowiaduje się od swojej dziewczyny, Mayi, że będą mieli dziecko. George oczywiście wymiguje się z tego, przecież dla niego to za wcześnie na dziecko, choć było mu trochę szkoda, że rozstał się z dziewczyną. Życie George'a zmienia się, gdy ginie jego brat, Brad, i dopadają go dorosłe rzeczy. Do Brada należał posterunek policji, tylko to była taka policja ochotników, którzy pomagali tej takiej normalnej policji, więc przed George'm była decyzja, czy przejmuje stery, czy oddaje spadek komuś innemu. Chętnych było dużo do przejęcia sterów nad posterunkiem, ale Kuffs podejmuje szaloną decyzję i postanawia szefować na tym posterunku, ku zdziwieniu innych, i swoim. Głównym celem George'a jest znalezienie zabójcy swojego brata. 

Ale zanim to, to Kuffs musiał zostać policjantem, żeby policją móc rządzić. Sceny, w których Kuffs biega, czy pierwszy raz strzela z broni, są przekomiczne. Po obejrzeniu tego filmu odtworzyłam sobie między innymi tą scenę i ile razy ja jej nie widziałabym, to ona bawi tak samo za każdym razem. Świetne to jest, uśmiałam się niemiłosierne, może i humor prosty, ale dla mnie to kwintesencja komedii. Do tego moment ten podkreślał główny motyw muzyczny, co robił bardzo często z resztą. Podrzucę wideo z tego, bo to po prostu trzeba zobaczyć. Może kogoś to zachęci do obejrzenia, jeśli nie widział.

Kuffs (1992) - Clip: Kuffs In Training (HD)

Jak już George jest tym policjantem, to okazuje się, że nie może się zająć swoim głównym celem, bo ku zdziwieniu, ma się obowiązki. Wyrusza na patrol z Tedem Bukovsky'm, który z początku udaje glinę twardziela, na co Kuffs się nie nabiera, wręcz przeciwnie. Podczas patrolu George zauważa pewnego typa i chce za nim jechać, ale jego nowy kolega mu w tym przeszkadza. Jednak dają sobie po mordzie i jest po sprawie. Kuffs wpada na trop dwóch bandziorów mających związek ze śmiercią Brada. Zaraz po tym musi zająć się chłopem, który chce skoczyć z okna i przy okazji dostaje kulkę. Za dużo nie zdradzam, bo to jest kolejna świetna scena. Rzecz jasna próba przekonania tego chłopa, żeby nie skakał, była przekomiczna. Wymiana zdań między nim a Kuffsem komediowo genialna. 

Kuffs nie za bardzo ma uznanie na swoim posterunku, dopadają go kłopoty poniekąd przez swoje decyzje, a poniekąd przez to, że chce być tym gliną, tudzież chce znaleźć zabójcę swojego brata. I jak mu się karta odwróciła na jego korzyść, to zaraz mu się odwróciła z powrotem przeciwko jemu, tak dla równowagi. Ostatecznie udaje mu się dorwać tych odpowiedzialnych za śmierć Brada, trochę z pomocą Teda, oraz z drobnymi komplikacjami po drodze. Po tym wszystkim George ogarnia pewne sprawy pod względem tej policji, co ją prowadzi, schodzi się z Mayą i bierze na klatę ich dziecko, no i ogólnie ponownie mu się zmienia życie, on zaś zmienia swoje podejście, i tyle.




Historia prosta, ale ile humoru w trakcie jej opowiadania. Główny bohater jest trochę stereotypowy, tu taki luzak, hulajdusza, kombinator, dający wrażenie nieudacznika, chłopak, który chce się wymigać się od dziecka. To właśnie George wszystko opowiada, dlatego co jakiś czas w trakcie scen były offtopy od tej postaci, i komentuje on daną sytuację, często używając sarkazmu. W trakcie trwania filmu Kuffs ma więcej szczęścia niż rozumu, ale zdarza się, że coś niecoś potrafi i to nawet sam tego nie wiedział. Bardzo mi się podoba, jak została przedstawiona ta postać, że tu chłopak zdaje się, że jest do niczego, nie przekonuje ludzi do siebie, z początku mu niezbyt wychodzi, ale ostatecznie pokazał, że da radę coś zrobić. Pokazali taką jego drogę, z humorem rzecz jasna. To też przez to co mu się przydarzyło w życiu, gdzie podczas tego sam ogarnął, że nie jest do końca taki do niczego, zmienił zdanie co do podjęcia się rodzicielstwa. Taką małą przemianę postaci nam pokazali. Niektóre postacie, tak jak Ted, są trochę przerysowane, i widać, że zrobione zostało to specjalnie, że to był element komediowy. Z niektórymi sytuacjami, dialogami i innymi rzeczami było podobnie, również były przerysowane, a niektóre zahaczały o absurd. Choć to nie jest film, przy którym patrzy się na realność pewnych rzeczy, ale fajnie to zostało zrobione, że to nie kuje w oczy, a wręcz jeszcze się z tego człowiek śmieje.

Było mnóstwo fest śmiesznych scen. Nawet taka w teorii poważniejsza scena, w której taki jeden chce zabić Kuffsa nie obyła się bez humoru i George szuka broni po całym mieszkaniu. Albo gdy Kuffsa chcą wysadzić i Ted próbuje mu pomóc. Ogólnie ostatnia strzelanina była ubrana w humor. No i jeszcze scena, gdy George był na pierwszym patrolu z Tedem, zobaczył i chciał pojechać za bandziorem i zrobił taki prawie drift, ale Ted kazał mu się zatrzymać, po czym w wiązance przekleństw przekazał George'owi, że chce zginąć od kulki, nie w wypadku samochodowym i żeby kontynuował patrol. Po czym Kuffs skwitował go "You may have a limited vocabulary, Ted", na co ten mu odpowiedział "Fuck You" i to nie było ocenzurowane, a ta cała wiązanka była ocenzurowana w przeróżny sposób, co jak się domyślam, również było elementem humorystycznym.

Kuffs - Cursing Scene


Oglądając ja się świetnie bawiłam, fest się uśmiałam i polecam, jeśli to trafia w czyjeś gusta, albo po prostu lubi komedie. W ogóle, to trailer ma taki fajny vibe ze swoich czasów, teraz inaczej się robi trailery.

Kuffs (1992) - Official Trailer


Dobra, to by było na tyle. Ten wpis powstawał na początku zeszłego roku, a dokładnie jakaś część, dopóki nie złapałam zawiechy i kompletnie się nie mogłam odblokować, więc w końcu zajęłam się innymi rzeczami (i przy niektórych z nich też miałam zawiechę 😆), ale przyszedł czas na niego i prawie że archaiczny wpis został skończony. On nie jest jakiś długi i ja wiedziałam, że nie będzie długi, ale jak zawiecha złapała, to nic nie mogłam poradzić. Ja nawet nie wiem, dlaczego w ogóle łapią mnie te zawiechy podczas pisania. Mam w głowie to co chce napisać, ale nie mogę ubrać tego w zdania. Cóż, pozdrawiam po nieprzespanej nocy i Adieu.





piątek, 3 stycznia 2025

Zbiorczo 8.

Zapomniałam, że mam taką serię wpisów, w których piszę o różnych rzeczach z moimi jakimiś przemyśleniami i pomyślałam, że można do tego wrócić. No dobra, nie zapomniałam, tylko nie było nic, o czym mogłabym sobie popisać, albo też nie miałam takiej potrzeby. Poza tym i tak nie miałam od pewnego momentu czasu. Mam jeden wpis do dokończenia, dwa większe do napisania, które potrzebują czasu i przygotowania, ale takie "Zbiorczo", to można sobie machnąć, dlaczego by nie, szczególnie, że coś tam się znalazło. Znaczy, tu też potrzeba chwilę poświęcić, ale zawsze to nie ma tu na przykład zdjęć, które obrabiam, albo nie piszę o czymś, co potrzebowałoby sprawdzenia informacji, albo poukładania chronologicznego, tak jak przy rysunkach. To zacznę od takiego szybkiego, prostego.


1. Reboot "Winx Club"
Ja z serialem animowanym "Winx Club" mam długą historię, po krótce wspominając, ulubiony serial z dzieciństwa, wracałam do niego wiele razy, obejrzałam go od początku kilka razy, ostatnim razem do siódmego sezonu, jako dorosła osoba, oglądałam również filmy i "World Of Winx". Miałam jeszcze ten ósmy sezon obadać, ale się nie złożyło, mimo iż nawet zaczęłam. Może kiedyś się uda. A więcej, od początku i obszerniej pisałam w TYM wpisie, zrobiłam cały elaborat. I jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam wyświetlenia (między innymi) tego wpisu 🙈. Od tego wpisu obserwuje sobie dzieje w "Winx'owym" świecie i w pewnym momencie padła informacja o reboocie serialu. Każdy liczył na kolejny sezon, a tu z jakimś rebootem wyjechali. W tamtym czasie sobie to olałam, bo to w końcu była pogłoska, plus do takich rzeczy mam duży dystans, no bo pod szyld fana się nie nadaje.
Jednak wieści o reboocie okazały się prawdziwe, mało tego, ma to być dziewiąty sezon serialu. Jak oni te kropki połączyli, to ja nie wiem. W mojej głowie pojawiły się pytania po co? na co? dlaczego? No minęło dwadzieścia lat od premiery, ale skoro uważają, że robienie na nowo "Harry'ego Pottera" jest za wcześnie, to i na "Winx" też. Poza tym już serial aktorki próbowali robić... No i wyszedł teaser do tegoż Winxowego rebootu. I cóż moje oczy ujrzały. Jakby to powiedzieć (a właściwie napisać), stylistyka animacji mi nie spasowała. Nie będę się patyczkować, bo tak jak za pierwszym razem, tak i teraz mam tylko jedno pytanie, co to za gówno? Nie przepadałam za 3D animacją w filmach, kompletnie nie lubiłam jej, gdy pojawiała się jako element w niektórych sezonach, gdzie sobie wymyślili, że jakieś tam światy będą postacie w 3D zamieniały. No nie lubię, nie podoba mi się. Wiem, że to zapowiedź i rzeczy mogą się zmienić, ale i tak nie napawa mnie to optymizmem. Mam złe przeczucia. Jeżeli samą historię zmienią, tak jak animację, to już katastrofa. Jeszcze taka Alfea nawet nieźle wygląda, ale postacie? Główne bohaterki mają takie twarze, że nie chce się patrzeć, a ich ubrania źle wyglądają, bo tak zostały zaprojektowane, albo źle wyglądają przez animacje. Teaser pokazał też, że będą drobne zmiany w opowiedzeniu tej historii i tego bym się nie czepiała, no chyba, że jakaś zmiana będzie głupia, kretyńska, nielogiczna, bezsensu i nieprzydatna. Można mieć odmienny pomysł na opowiedzenie jednej historii, ale jak coś będzie idiotyczne, to lepiej jakby nic nie robili. Zobaczymy, co tam wyklują. Mam nadzieję, że za bardzo ich nie poniesie (szczególnie w głupocie).

WATCH IT NOW! Winx Club Reboot Teaser Trailer | Magic is back ✨


2. "Włatcy Móch" i "Włatcy Móch; One"
Jakoś blisko końca wakacji w internecie i nie tylko, zaczęła się intensywna promocja serialu animowanego dla dorosłych "Włatcy Móch: One", powiązanym oczywiście z dobrze znanymi "Włatcami Móch", który miał swój początek w 2006 roku, a zakończył się w 2011. Ten kto zajmował się marketingiem "One", miał do tego łeb na karku, bo od razu ruszyła strona na Facebooku (wybudzona po latach, którą mam polubioną i dzięki której w ogóle się dowiedziałam o WM:One), ale również pozostałe social media. Tak reklamowali, i tak promowali, że obejrzałam też tych pierwszych "Włatców".
Miałam pisać tylko o tych nowych, ale jak już o tych starych wspomniałam, to mnie natknęło. Ogólnie byłam ciekawa, jak po latach "Włatcy Móch" będą mi się podobały, szczególnie, że ja to oglądałam (przeważnie) za dzieciaka, co z resztą lekko niedozwolone było, bo to przecież animacja dla dorosłych. Z początku na luzie sobie włączyłam odcinki, jak nie było nic do włączenia na YouTube, a w pewnym momencie jak poleciałooo. Całkiem szybko mi minęły te dziewięć sezonów. Okazało się, że do teraz mam w pamięci teksty (czasem nawet z pełnego odcinka) w głowie, a podczas oglądania niektóre teksty uploadowały mi się razem z biegiem serialu/wydarzeń w nim. Też myślałam, że nie wszystkie odcinki widziałam, ale po zobaczeniu całości, okazało się, że jednak widziałam wszystkie, oglądając, wszystkie odcinki kojarzyłam. Myślałam, że od połowy serialu będę kojarzyła coraz mniej, bo bardziej pierwszą połowę niegdyś oglądałam, no ale jednak nie. Nie spodziewałam się też, że ten serial po tylu latach będzie mi się podobać. Seryjnie podczas oglądania śmiałam się jak wtedy, gdy oglądała, ten serial pierwszy raz. Bardzo podobają mi się te pomysły na te przeróżne historie, humor też świetny. Wiadomo, jak każdy serial miał swoje lepsze i gorsze odcinki, no tak po połowie zaczynało być różnie, czasem humor słaby, czasem historia taka sobie, no coś nie pykło, ale było też i tak, że humoru nie było, bo był kijowy, albo po prostu nieśmieszny, ale miał jakieś przesłanie, czy zwracał uwagę na pewne rzeczy, co mnie zdziwiło, no bo kiedyś był ten serial dla mnie "śmieszną bajką". W sensie, wcześniej, we wcześniejszych odcinkach też zwracał ten serial na coś uwagę, ale tak bardziej prześmiewczo, to "coś" było obiektem humoru. Za dzieciaka się nawet tego nie zauważało. Zaś animacja, taka prosta, czasem płaska, jakby robiona w Paint, gdzie niektóre ruchy postaci były takie kwadratowe, albo jak ktoś machał ręką na przykład, czy coś podobnego, to w animacji ta ręka została odcięta do tego ruchu, no to to ma swój urok, to należy do klimatu serialu. Bardzo podobają mi się cztery główne postacie, no i pani Frau, czy Higienistka. Podoba mi się, jak została przedstawiona bujna wyobraźnia Maślany, Konieczka, Czesia i Anusiaka, jak na przykład przenoszą się do ich ulubionej gry, "Magicznych Wojowników", albo jak idą do swojej bazy. Świetne są też ich teksty, ich slangi, a Czesiowe śpiewanie "Alleluja" (i nie tylko) jest już kultowe, tak jak z resztą jego głos, który niegdyś każdy próbował naśladować. Też podobało mi się, jak te cztery chłopaki w różnych sytuacjach mówili o czymś z perspektywy ich zainteresowań, Konieczko naukowo, Maślana finansowo pieniężnie i tak dalej. Postać Higienistki jest bardzo charakterystyczna. Tu taka uczuciowa, pragnąca miłości, a tu trochę takie męskie zachowania. No i ta gra na basie! Mimo, że każdy jej blues brzmi chyba, prawie tak samo, to zawsze nadrabiany jest tekstem, który miał w sobie zawsze choć trochę humoru, a który potrafił uderzyć znienacka, że parskało się śmiechem. No i pani Frau i jej "Apokalipsa!!!" oraz darcie mordy, czasem nawet jak tylko coś mówiła. Również ikoniczna postać, dzięki której twórcy pokazują w prześmiewczy sposób realia szkoły i nauczycieli. Tak więc serial bardzo dobry, bardzo fajny, z humorem, z drugim dnem, czasem ze swojego rodzaju morałem.
A jak wyszło z "Włatcy Móch: One"? Miałam obawy i wątpliwości. Bałam się, że zrobią coś tylko, żeby zrobić, albo zagrać na nostalgii u ludzi, no i tego typu rzeczy. Przed premierą mówiono, że ten serial będzie o dorastaniu, że chłopaki będą zainteresowani dziewczynami, poza Czesiem, bo jemu to nie będzie się podobać. No i tak było na początku przez parę odcinków. Potem gdzieś to im znikło. Próbowali przy tym nowego formatu, z czasem od niego odeszli, trochę kombinowali, no i gdzieś tam wracali do tego formatu z pierwszych "Włatców". Bardzo było to nierówne, tak jakby nie wiedzieli, w którą stronę pójść. Ten nowy format, którym zaczynali mi się podobał, było to coś nowego i w sumie fajnie, jakby to rozwinęli. No a oni gdzieś po drodze się lekko pogubili. Mimo tego różnego formatu, to się dobrze oglądało. A jak z fabułą odcinków? Pierwsza połowa sezonu podobała mi się bardziej, pomysły były niezłe, koncept tego, że Anusiak, Konieczko i Maślana mają dziewczyny, a Czesiowi się to nie podoba, przypadł mi do gustu. Chłopaki uganiali się z dziewczynami, a Czesio po nich cisnął. Trochę też pokazali tą taką walkę podczas dorastania, że tu się dorasta, a tu jest jeszcze dzieckiem. Albo uważanie się za dorosłego, ale jednak nie do końca. Gdzieś po połowie poziom trochę spadł, bardzo szkoda. Niby miały one jakieś akcenty, ale niestety nie dały rady pociągnąć danych odcinków. Z humorem również było różnie. Podobnie jak z fabułą, do połowy humor dawał radę, no a po połowie, to już różnie było. Do połowy udało im się w większości mnie rozbawić, no a po połowie, to ten humor im nie wyszedł. W większości żarty były nieśmieszne, gdy robili jakąś parodię, no to było to prześmiewcze, ale mało śmieszne. Trochę szkoda. Delikatnie brakowało mi granego przez Higienistkę bluesa, choć ten brak był do przeżycia. Brakowało mi bazy chłopaków, po zabraniu im starej mieli nową, ale użycie jej pojawiło się gdzieś na końcu, nie wiem czy nie w ostatnim odcinku. Lekko zabrakło też darcia mordy przez Frau i za mało apokalipsy. Nawet jak się darła, to trochę animacja nie pokazywała dobrze tej ekspresji. Niestety z muzyką też tak średnio. Czołówka lekko zmieniona, ale ta sama, a tak to praktycznie był jeden motyw muzyczny, co odbierało niektórym scenom. Bo na przykład była spokojna scena i grała taka spokojna muzyka, a jak się coś działo, to była ta sama ta muzyka i nie podkreślała tego, co się dzieje, no i taką scenę dynamiczną, to tak dynamicznie się nie odbierało. Ale wróćmy może, do czegoś bardziej pozytywnego, żeby rozładować trochę tą negatywność. Bardzo podobało mi się wprowadzenie nowych postaci, postaci nauczycieli, i z dwojgiem były odcinki wprowadzająco przedstawiające, które mi się podobały. Wprowadzili też nową postać na cmentarzu, świetną babcię Jadzię (o ile się nie mylę), świetnie uzupełniając wujasów (o nich nie wspominałam przy pierwszych WM, ale wiadomym jest, że są to świetne postacie). Bardzo podobało mi się to, że w wypowiedziach Maślany, Anusiaka, Konieczka, a nawet Czesia, słychać, że są starsi, ale nadal chociażby odpowiadali facetce w starym stylu. Jeżeli chodzi o tę trójkę z dziewczynami, no to dla mnie to trochę znikąd pojawiły się pojawiły u nich jakieś tam uczucia, ale powiedzmy, że to jest taka dziecinno/młodzieńcza miłość od pierwszego wejrzenia. Też nie rozumiem dlaczego jeden z nich jest z Andżeliką, zważywszy, że przez cała pierszą wersję "Włatców" chłopaki i Andżelika walczyli ze sobą. To już lepiej, jakby były trzy nowe dziewczyny w klasie i one razem z chłopakami prowadziłyby wojenki z Andżelą. Przynajmniej nadrobili to humorem, w którym śmiali się z tych stereotypów w takich typowych związkach. Podobało mi się również, jak Czesio wrzucał swoim kumplom, że koledzy są "miętkimi" fajami na przykład, czy wygarną im, że uganiają się za dziewczynami, jak głupi, dano taki kontrast, że on jest mądrzejszy, a im trzem rozum odjęło od tych dziewczyn. Bardzo podobała mi się scena z traileru, w której Czesio jedzie z Higieniską i pyta się, czy on też będzie się uganiał za dziewczynami, ta odpowiada mu twierdząco, po czym ten mówi, że on woli umrzeć i wyskakuje z samochodu. No świetnie. A drugi taki kontrast u Czesia, to tak jak jest mądrzejszy od swoich kolegów, tak z drugiej strony nie chce dorastać, chce być nadal dzieckiem. Nawet była o tym piosenka, którą Czesio śpiewał ze swoim misiem, a wujasy grały na instrumentach. Z tego co mi wiadomo, to serial robiono między rokiem 2017 a 2019 i mimo tego poruszał tematy, które są nadal aktualne. Trochę im się zeszło z emisją, ale aktualność została.
W jakimś stopniu podobał mi się ten serial, no ale ma swoje wady. Rozumiem ludzi, którym się on nie spodobał, czy zawiedli się na nim. Pierwsza połowa spoko, druga połowa średnia, ja oglądałam głównie robiąc coś innego. Oglądałam i w tym czasie powiedzmy ogarniałam zdjęcia. I chyba najlepiej go tak obejrzeć, nic się z niego nie straci, a i czas też się nie zmarnuje. Jeszcze ktoś mógłby obejrzeć dla tak zwanego odmóżdżenia, czy jak nie ma co do tego serialu jakichkolwiek wymagań, albo, gdy nie ma się niczego, czy niema się na nic konkretnego ochoty.

Włatcy móch - ONE | Zapowiedź 1

Włatcy Móch - One | 8 września, 20:00 | Czwórka



3. Drugi sezon "Arcane"
W ostatnim czasie głośno się zrobiło o serialu animowanym "Arcane". No jest to głośny tytuł. Było głośno przy pierwszym sezonie, było głośno przy drugim sezonie i nadal widzę pokłosie tego drugiego. Ja pierwszy sezon obejrzałam tylko dlatego, że skłonił mnie do tego teledysk z piosenką od Imagine Dragons, który był zrobiony z "Arcane'owej" animacji. I ta animacja, jej styl, jej kreska, tak mi się spodobały, że aż włączyłam ten serial. Więcej o tym pisałam tutaj, bo machnęłam wpis, tylko uprzedzam, że nie pamiętam co ja tam nabazgrałam 😅. No i jak zaczęłam oglądać ten pierwszy sezon, to on mnie nawet zainteresował, mało tego, on mi się spodobał, a zakończyli go tak, że człowiek się zaciekawił, co będzie dalej. Gdzieś między pierwszym, a drugim sezonem poszła informacja, że na tym drugim serial się zakończy. Ja miałam takie "what?" (mówione przez Tigera Bonzo). No ale niedługo pomyślałam sobie, że może to i lepiej, jakby mieli robić kolejne sezony i traciłyby na jakości. Też chodzą głosy, że mają powstawać inne rzeczy w świecie tego serialu.
Zacznę od negatywów, żeby potem móc się cieszyć tymi dobrymi rzeczami. Drugi sezon "Arcane" jest odrobinę słabszy od pierwszego. Tak jak oglądając pierwszy sezon czasem miałam laga i wolno mi się kropki łączyły, bo mój angielski nie był najlepszy, czy musiałam wdrożyć się i zapoznać w nieznanym świecie przedstawionym, tak w drugim sezonie gubiłam się przez to, jak został zrobiony. Momentami wydarzenia działy się za szybko. Czasem były momenty, w których nie wiadomo było co z czego, dlaczego, jakby zapomnieli czegoś wyjaśnić. Trochę pogubili się z tym co ma się dziać z miastem Piltover i jego undercity, Zaun, które chciało być oddzielnym miastem w pierwszym sezonie. Ten pomysł, że Zaun chce być niepodległym miastem, podobał mi się, ale go nie zrobili w drugim. Myślałam, że przez to co się zadziało w ostatnim odcinku pierwszego sezonu, to będzie dalsza walka między tymi miastami, że będzie ta zapowiadana wojna, no ale jednak niestety nie. Ja w pewnym momencie nie wiedziałam co dzieje się między Piltover, a Zaun. Niby polowali na Jinx, potem zamykali jej zwolenników, a znowu w sumie nie wiadomo, dlaczego i za co Jinx miała tych zwolenników. No niby coś tam wybucha, ale to nie jest regularne i nie robi ona żadnej rewolucji. Jinx jest też nazywana terrorsytą, z czym można się zgodzić, no bo w końcu swoje bomby wybuchała. A propos jej wybuchających rzeczy, no to na końcu pierwszego sezonu ona rakietę w pewien budynek, dlatego w pierwszym odcinku drugiego sezonu mamy do czynienia z pokłosiem wybuchu tej rakiety. Walnęła ona w council, radni w nim zginęli, zostali ranni, a Jayce co się trzymał z Mel zauważył (ja nie), że kobieta jakimś dziwnym trafem nie została draśnięta nawet żadnym kawałkiem gruzu. Niedługo Mel znika. Okazuje się, że ona ma pewne umiejętności, przy okazji dowiaduje się pewnych rzeczy o swej matce, Ambessie. Gdy przychodzi czas, to Mel umie posługiwać się tymi swoimi nowymi umiejętnościami, co się o nich dopiero co dowiedziała. No, dziwne. Niby pokazane jest, gdy Mel używa tych swoich umiejętności, to czasem wyglądała, jakby nie wiedziała co robi, albo robi coś jakby intuicyjnie i jest tym zaskoczona, że ona tak umie, ale nadal, skąd ona niby wie, jak tych swoich umiejętności używać. Nie zostało to pokazane. Nie miała nawet szkolenia na speedrunie. I w ogóle, to ona miała mało czasu antenowego, na końcu jest jej chyba najwięcej. Ale o tym, że zniknęła, to może bohaterowie wspomnieli o tym ze dwa razy. A taki Jayce to raczej powinien mieć to przynajmniej z tyłu głowy. A jak jestem już przy nim, no to Jayce wraca tam, gdzie powinien, czyli do laboratorium, on się tam tym Hextechem bawi, w pewnym momencie, przez pewne zdarzenia trafia on do jakiegoś świata po apokalipsie. Samego działanie Hextechu nam nie wytłumaczyli, a tego, gdzie i w jaki sposób przeniósł się Jayce tym bardziej, co też powodowało u mnie zagubienie. No i on chodzi po tym apokalipsowym świecie, domyślam się, że jest w przyszłości, ma obóz przetrwania, i w sumie nie wiadomo gdzie i po co idzie, on po prostu idzie przed siebie, ale jak dociera tam gdzie dociera, no to to ma sens, o tym sensie też nie dowiadujemy się od razu. Ale zakończenie tego mi się podobało. Ale z racji tego, że nie powiedziano nam od razu, po co i za czym, to nie wiedział człowiek, dlaczego Jayce, gdy już wrócił do tego świata właściwego, to on za wszelką cenę objął sobie misję pozbycia się Hextechu i zachowywał się jak szalony. To trochę powodowało takie moje lekkie zagubienie, ale przynajmniej potem miało swoje wytłumaczenie. I tak jak koniec tej wędrówki Jayca po tym apokaliptycznym świecie mi się podobał, tak to, dlaczego on chciał zniszczyć Hextech, i w ogóle te dwie rzeczy się połączyły, również mi się podobało. A co u jego kolegi? Victora? No żyje i staje się jakimś bogiem, czy czymś takim i odchodzi w swoją stronę. Chce znaleźć swój sens i cel życia po swojej przemianie i go znajduje, pomaga ludziom i wkrótce powstaje taka uzdrowiskowa wioska. Tylko szkoda, że potem wątek Victora zamienili w szaleńczego boga niosącego (w pewnym sensie) zniszczenie. Nie podobało mi się to. Z początku to było fajne, że on tam pomagał tym ludziom, taka wioska się zrobiła, a potem go zamieniają w okrutnego boga, mówiącego, że Hextech to życie. Natomiast tu znowu nie wyjaśnili, co temu Victorowi się stało, jakie i skąd ma swoje moce, i w ogóle, co się jemu stało. Ale przynajmniej Jayce wraca go na dobrą drogę, co mi się podobało, bo ja lubiłam tą dwójkę i brakowało mi tego, że oni sobie razem pracowali i na koniec tego drugiego sezonu był powrót tego duo, w pewnym sensie. I fajnie, że wrócenie Victora na dobre drogi było czymś co miało sens, i w ogóle jak to się działo, to się pewne kropki ze sobą łączyły. We wszystkich trzech wyżej opisanych sytuacjach można było się zagubić, albo łapało się taką dezorientację. Ja się trochę gubiłam, jak oni wrzucali nas do jakiegoś świata, w sensie, tam gdzie trafiła Mel, tam gdzie trafił Jayce, ta wioska uzdrowiskowa Victora też miał ten vibe. Może jakby to rozjaśnili, to nie byłoby takiego odbioru. No i jeszcze ta matka Mel, Ambessa. Trochę nie ogarniam jej motywów, nie wiem czy mnie coś ominęło, czy to nie zostało powiedziane. To co było wiadome, to jej władza się marzyła. Zaś pomimo tych luk, to postać Ambessy była świetna w swoim charakterze. Świetnie zrobiona postać, taka twarda baba wojowniczka, taka trochę z męskimi cechami, tak jakby tylko z ojcem się wychowywała. Jest to postać pod pewnymi względami denerwująca, a i z jej działaniami się nie zgadzałam, ale to taka postać, o to w niej chodzi. Niechcący udało jej się porządzić miastem, bo jej córka zniknęła. Udało jej się zgarnąć zwolenników. Udało jej się zmanipulować Caitlyn, która ślepo kierowała się żądzą zemsty za śmierć matki. Była to świetna scena, gdy Ambessa mianowała Caitlyn na generała. Tym samym Caitlyn przeszła tak jakby na jej stronę. Ambessa przemawia, jest budowane napięcie, muzyka wszystko podbudowuje, wymawia nazwisko Caitlyn, i wszyscy w szoku, Caitlyn też. By zmotywować, Ambessa wali pięścią w pierś, reszta powoli robi to samo. Caitlyn w końcu wychodzi z szeregu, nabiera pewności siebie, a gdy podchodzi do Ambessy, to jej (z premedytacją) mówi, o pomszczeniu jej matki, czy tam, że jej matka zazna sprawiedliwości. To jest właściwie znany schemat, bohater kogoś traci, chce zemsty, a chcąc tego dokonać, zatraca swoje uważania i trochę siebie. Nawet olewa swoją miłość, czyli wiadomo, Vi, i jeszcze sobie znajduje zastępstwo, no i oczywiście pod koniec wraca na tą dobrą stronę. Fajnie tu przedstawili problem z jakim się zmierza ta postać, że ona nie może pogodzić się z tym co się stało. W każdym razie mimo znajomego schematu, mi się to podobało, szczególnie w kooperacji z wątkiem Vi, która ma trochę pozawalany świat, trochę przykrych rzeczy przeżyła, siostrę spisała na straty, będąc utwierdzonym, że (niegdyś) Powder zmieniła się na niezbyt dobre no i nie ma powrotu, i tak właściwie ma tylko Caitlyn. Nawet zgadza się zostać enforcerem, co było sprzeczne z nią. Do tego Caitlyn montuje ekipę do upolowanie Jinx. W teorii do czegoś tam jeszcze, ale głównie do upolowania Jinx. No a gdy jest do tego okazja, to Vi utwierdza Cait, że może strzelać do jej siostry, gdy będzie miała czysty cel na celowniku. No i, o bogowie, walka! Dwie siostry walczą, ale jaka to była walka! No świetna! Vi i Jinx ruszają na siebie, zwolnione tępo. Kilka ciosów, zwolnione tępo. Jakieś zbliżenia na ciosy, zwolnione tempo. A do tego całość w rytm muzyki. To jest tak dobre, że wpisuję to w listę świetnych sekwencji walk, a jest to animacja. Najlepiej to zobaczyć, bo słowa tego nie oddają. Do tego sceny tej walki przecinają się ze sceną co się dzieje (między innymi) z Jaysem. I to wszystko pod muzykę, która to wszystko podbudowuje. Dzięki niej, też czuje się taką dramatyczność tych obu scen. Podczas walki Vi i Jinx dochodzi do sytuacji, gdzie Caitlyn strzela (jak już nie walczy z Seviką), trochę ryzykuje życiem Vi, ale wiadomo, załatwienie Jinx najważniejsze. No ale trafia tylko w jej palec, środkowy. Gdy tamte dwie kontynuują bitwę, wtrąca się takie małe, takie przybrane od Jinx, ale to małe nie jest powodem by Caitlyn się powstrzymała i ponownie chce strzelić, ale Vi ją powstrzymuje, bo nie chce ryzykować życiem tego małego, co staje się kością niezgody między nimi, bo Caitlyn wielce obrażona, że swojego celu nie mogła ustrzelić, i drogi tych dwóch się rozchodzą. Jeszcze Vi z kolby karabinu od tamtej dostała. No i tak jak do tej pory dziewczyna się jako tako trzymała, po tylu rzeczach nieprzyjemnych, co jej się przydarzyły i ogólnymi męczącymi głowę myślami, a do tego z pomiędzy dwojgiem wybrała Caitlyn, a nie swoją siostrę, oraz wbrew sobie została tym enforcerem, to po tym zdarzeniu z Caitlyn Vi zostaje złamana. Ja to nazywam w przenośni załamaniem nerwowym. Z różu zmienia barwy na czarny, walczy w podziemnych ringach za pieniądze, no i imprezuje, że trzeba ją do domu holować. Ładny tu montaż zrobili. Tu walka, tu impreza, tu holowanie, a w domu po spaniu uderzanie pięściami w worek bokserski, i to wszystko w rytm muzyki, co robią w tym serialu fenomenalnie. Podobało mi się to, że pokazali tą drugą stronę Vi, w sensie, ona się trzymała, jak mogła, szła do przodu mimo wszystko i to jej siostra uważana była za szaloną, a teraz ona, może nie stała się szalona, ale jak ja to nazwałam, załamanie nerwowe, nie była w dobrym stanie psychicznym. Z racji tego, że Vi zmieniła swój kolor na czarny, to ludzie w internecie śmiali się, że jest emo. Ja tak wcale nie uważam, według mnie to fajnie podkreśliło to co się działo z Vi. Ale za to mem, gdzie są cztery ujęcia z różnych czasów i trzy z nich to neutralny wyraz twarzy Vi, bez zmian poza wiekiem, z podpisami "zobaczyć śmierć swoich rodziców", "prowadzenie gangu" i "siedem lat w więzieniu", a na tym czwartym jest Vi w czerni z podpisem "miesiąc w lesbijskim związku", śmieszy mnie za każdym razem. Jak dla mnie motyw, że po przeżyciach postać nabiera czarnych barw, jest znany, może trochę oklepany, ale mi się podoba, lubię go, on podkreśla to co się dzieje u takiego bohatera. Natomiast u Jinx inaczej pokazali "radzenie" sobie z przeżyciami, bo ją prześladują głosy. Choć w drugim sezonie trochę mniej, naprawdę musi ją coś mocno striggerować, a tak to ona głównie siedzi taka przygnębiona, bez energii, a przecież ona siedząc i coś dłubiąc chociażby, to ona kręciła się na krześle na przykład. W pierwszym sezonie była ona energiczna, ekspresyjna, a w drugim jest bardziej przygaszona, stonowana, co spowodowane było tym, co działo się w jej głowie, i życiu. Ona miała mętlik w głowie, powiedzmy jakiś tam przystanek miała u Silco, dawał jej jakiś sens życia, ale jak go nie ma, to i ten sens znikł, nie wiedziała co ze sobą zrobić. Świetnie jej stan pokazuje jej pierwsza scena w drugim sezonie. Idzie w niej zakapturzona, kompletnie jest zobojętniała na to, co się wokół niej dzieje, a gdy trafia na to takie małe, w sensie Ishe, i widzi, że ją jacyś goście gonią, no to bez namysłu i bezuczuciowo ich załatwia. I od tej pory Jinx miała ogon, w postaci Ishy, a między nimi trochę taka siostrzana więź powstała, no bo w końcu miały tylko siebie, co też było powodem do zadumy u Jinx. Mnie momentami Isha irytowała, choć głównie to były takie dziecięce zachowania, takie typowe dziecięca zachowania, ta dziecięcość to tłumaczyła, tylko że ja dzieci nie lubię, więc pewnie dlatego. Ale wracając, no to pierwsza scena z Jinx w drugim sezonie bardzo mi się podobała, rzecz jasna została okraszona świetnym utworem ją podkreślający. Kolejną świetną sceną był moment, gdy na Jinx próbował zapolować niejaki Smeech ze swoimi kolegami. Ku zdziwieniu w jej odsiecz zjawia się Sevika, z którą się za bardzo nie lubiła, ale miały wcześniej pewną rozmowę. Dlatego Jinx zrobiła jej wybuchową rękę, która bardzo pomogła Sevice w walce. I ta ich walka ze Smeechem i jego gromadką, to kolejny taniec do kolejnego świetnego kawałka. Piękna sekwencja, druga moja ulubiona scena, zaraz po walce Jinx i Vi, obie wiele razy sobie odtwarzałam, by podziwiać ten kunszt. Oczywiście podobała mi się ostatnie wejście Jinx, po pewnej powiedzmy przemianie, a nawet w sumie dwóch, i leci sobie z odsieczą powołana przez Ekko. Było wiele dobrych momentów z Jinx, na przykład dostanie się do więzienia, czy walka z pewnym potworem, ale staram się tu pokrótce 😅😆. A skoro o Ekko wspomniałam, to bardzo podobało mi się, jak rozbudowali wątek tej postaci, w jaką stronę z nią poszli. Z boy savioura zrobił się naukowiec, skonstruował maszynę bawiącą się czasem na przykład. Miał też duży udział w przemówieniu do pewnej postaci, czy na końcu miał bardzo ważną rolę. Jednak był moment, który nie do końca mi spasował, a konkretnie ten, w którym Ekko trafia do alternatywnej rzeczywistości. W sensie, to ma swoje pozytywy, i cele, które rozumiem, jednak ja mam konflikt z alternatywnymi rzeczywistościami. Nie tylko w tym przypadku, bo i w innych serialach mnie trochę to gryzie. Niby to ciekawy zabieg, ale coś w nim mnie gryzie. Ogólnie lepiej bym to przyjęła, no bo równoległy świat, inaczej i lepiej tam się żyje, niektóre dzieje życiowe inaczej się potoczyły niż w timelinie, który znamy, czy Ekko wyniósł pewne wnioski, uzyskał nowe doświadczenia, ale oni do tego wątek romantyczny dołączyli, między Ekko, a tamtejszą Powder (oczywiście już wyrośniętą 😛). Trochę mi to nie pasowało. Ona mogła mieć jakieś uczucia do tamtejszego Ekko, ale Ekko, co niechcący znalazł się na jego miejscu tak szybko się zauroczył w niej? No nie wiem, mam pewne wątpliwości, do tego, że można mieć tak szybko uczucia do drugiej osoby. Gdyby nie to, no to trochę inaczej bym na to patrzyła.
A tak, to jeszcze moment, gdy Jinx i Vi ponownie się spotykają. Mają do siebie dystans, ale mimo tego co się między nimi działo (no biły się na przykład 😆), to działają razem i dodatkowo zachowują się jak typowe rodzeństwo. I to mi się podobało, że one już tyle przeszły i mają taki mindset, jakby im było już wszystko jedno, jakby ich już nic nie obchodziło, nic ich nie zaskoczy i, że tak powiem, zaryzykowały ponowną współpracę. Na samym końcu również był taki siostrzany moment. Podobało mi się, że Jayce, gdy wrócił z tego miejsca po apokalipsie, mimo, że w pierwszej chwili myślałam, że zwariował, to w końcu przestał być taki z lekka irytujący, taki łatwowierny w swoje marzenia i swoje działania. Taki stanowczy się stał. Jak to się mówi, wymężniał. Bardzo podobały mi się te teledyskowe sceny, podczas których były świetne utwory, chyba większość z nich trafiło na moje playlisty. Muzyka skomponowana również świetna, jak chociażby podczas momentu wybierania Caitlyn przez Ambessę. No i pewnie o czymś zapomniałam, ale i tak już za długo to piszę 😂.

Arcane: Season 2 | Official Trailer | Netflix



Miało być szybko i krótko, a pisałam to długo i tekst wyszedł dłuższy niż przewidywałam. Po drodze jeszcze zawiechę w pisaniu miałam. Aż mnie nowy rok zastał 😆. Dobrze, że niczego nawet sobie nie obiecywałam. Cóż, idę zająć się czymś... kolejnym, bo na pewno w momencie pisania tego wpisu mam coś do zrobienia 😆.

A to jeszcze zostawię tu Facebooka i Instagrama, a co mi tam. Co z tego, że po lewej na blogu są wszystkie linki 😂.



Adieu.