piątek, 25 grudnia 2020

2020 sucks.

Rok 2020 zaczął się całkiem sympatycznie imprezą Sylwestrową kontynuowaną po północy. Było spokojnie, żyło się tak, jak przed nowym rokiem. Potem gdzieś zaczęły się pojawiać się jakieś wiadomości ze świata, na przykład o pożarach w Australii, które zasadniczo zaczęły się długo przed nowym rokiem. No i powoli zaczęły się rozchodzić informacje o pewnym wirusie z Wuhan. Można było delikatnie się przestraszyć, bo tam ludzie się zarażają i umierają. Po drodze pojawiały się rzeczy, które udowodniały iż niektóre informacje były fake, fakenewsami. Tym samym włączył się mój sceptyzm. Wkrótce niejaka korona wpadła też do Polski. Zakażenia były, ale w sumie to nie było jakoś krytycznie, tak jak we Włoszech na przykład. Znowu delikatnie pojawił się u mnie mały straszek, no bo nie wiadomo. Ale znowu pojawiały się wypowiedzi między innymi lekarzy, którzy mówili, że to w sumie nie jest groźny wirus, i że na grypę więcej osób umarło. No i w sumie mieli racje patrząc na statystyki. Pomyślałam, że bać się nie będę, ale jakieś tam środki ostrożności lepiej zachować, w szczególności, jak się jechało do miasta, bo we wsi w której mieszkam i w sąsiednich wsiach żadnego zakażenia nie było. Ale ci na górze wprowadzili lockdown. Pomyślałam, że w sumie dobrze, no bo dalsze zakażenia będą duszone w zarodku. I się zaczęło. Nie można wychodzić z domu, wszystko pozamykane, ludzie przestają chodzić do pracy, a ci co mogą, przenoszą pracę do domu. Na początku było poważnie, a potem w internecie pojawiały się kwarantannowe memy. W międzyczasie ludzie podzielili się na tych, co bardzo boją się wirusa, tych co twierdzą, że wirusa nie ma i tych co uważają, iż wirus jest, ale się go nie boją, nie ma takiej mocy jak go przedstawiają, i w ogóle wyjebane jajca. Ludzie zaczęli narzekać na siedzenie w domu, że nie mogą się spotkać normalnie ze znajomymi, pójść na jakąś imprezę, do kina, na zakupy do centrum handlowego. A ja? Tylko czytałam te ich narzekania, oglądałam memy i śmiałam się z niektórych z nich (no bo trochę ironia, jak osoby, które mimo spotkania ze znajomymi siedzą z nosem w telefonie narzekają, że muszą gadać z ludźmi przez messengera a nie na żywo) popijając sobie przy tym kawkę. Jestem osobą, która może policzyć na palcach u jednej ręki ile razy wychodzi z domu. Wychodzę z domu tak rzadko, że zwyczajnie nie odczuwałam tego zamknięcia. Dodatkowo mieszkam na wsi. Wkrótce, gdy obostrzenia powoli schodziły, no bo przecież wybory, można było zaczerpnąć trochę normalności. Wtedy wydawało się, że wszystko wraca do normy. Nawet szpitale zaczęły przyjmować na zabiegi, które przez lockdown zostały odwołane. Trochę się ojeździłam, bo mamę na różne badania przed zabiegowe woziłam. I jak czasami musiałam czekać na mamę, to mogłam pojechać do centrum handlowego. To był czas gdzie klęło się pod nosem, gdy zapomniało się maseczki. I to w sumie nadal jest aktualne. Potem przyszedł wrzesień i wszystko ponownie się zaczęło. Coraz więcej zakażeń, powolne zamykanie szkół, w końcu pozamykanie niektórych przedsiębiorstw. No i ogólnie kontynuował się ten cały cyrk. W 2020 nawet telefon mi się stłukł. Miałam w życiu pięć telefonów, trzy dotykowe i do tej pory poza rysami użytkowania gdzieś z tyłu telefonu, albo na plastikowym ekranie nigdy nic większego mi się nie stało, a tu potłukł mi się ekran! Do tego komputer prawie mi się zepsuł, że miałam breakedowna. I to już nawet nie chodziło o sam komputer, tylko o to, że po pierwsze, miałam tam zdjęcie referencyjne do ważnego rysunku, a po drugie miałam mnóstwo zdjęć, które zrobiłam, te pamiątkowe i te które lądują na moją stronę na Facebooku i Instagramie. Bym straciła kawałek historii i robotę ze zdjęciami zaczynałabym od początku, a dokumentacja rysunków by przepadła, co mnie dołowało. Na szczęście okazało się, że to uziemienie w gniazdku upozorowało zepsuty komputer. Normalnie tragikomedia. Dobrze, że tacie się przypomniało, iż takie coś może mieć miejsce i powiedział o tym. Komputer działa, ale parodniowa załamka była. A info na koniec roku o "kwarantannie narodowej" i godzinie policyjnej w Sylwestra, to już pominę. 

Kończy się grudzień i mam dość.

Mam dość tego, co robi rząd, mam dość tego, że nie można normalnie wyjść nawet do spożywczaka, te wszystkie zakazy, nakazy i inne godziny seniora. Dodatkowo żadnych koncertów, gdzie na dosłownie parę w roku chodziłam i nawet te parę mi zabrano. To samo z kinem, rzadko chodziłam, bo szłam na to, co naprawdę mnie interesowało. Nawet na nową "Mulan" nie poszłam. Toż to nawet na disko polo z koleżankami z okazji urodzin jednej z nich się nie poszło. Dobrze, że nie chodzę do szkoły teraz, bo to istna paranoja. Ten rok spowodował, że nawet ja, osoba która nie lubi ludzi, nie lubi przebywać między ludźmi, szczególnie w dużej grupie i czuję się najlepiej w swoim małym zaufanym gronie znajomych, chce wyjść z domu! Mnie, osoby, która trzeba namawiać, by wyszła z domu. Ja często z powrotu z centrum handlowego, od rodziny, czy nawet czasami od znajomych, muszę odpocząć od ludzi i pobyć sama ze sobą w pokoju, a 2020 spowodował, że brakuje mi koncertów, seansów w kinie i z chęcią bym gdzieś wyszła. Aby się teraz wspomina jakiś koncert, albo Juwenalnia, czy nawet wypad na koncert disko polo, bo koleżanka na urodziny zabrała. Cholera nawet do Empiku w spokoju pójść nie można. 

Mam nadzieję, ze z końcem 2020 roku zacznie być lepiej, że w końcu skończy się ta masakra i masakrycznie zły rok. Oby w przyszłym roku było mniej depresji i więcej sukcesji. 

Miałam zostawić tak ten wpis z samym tekstem mojego elaboratu, ale w trakcie pisania przypomniała mi się piosenka, która mówi "fuck 2020", z czym całkowicie się zgadzam. 


Nawet telefon ucierpiał w tym roku, nawet telefon... 


Scooter - FCK 2020 (Official Video HD)


czwartek, 24 grudnia 2020

Jedyna świąteczna rzecz, jaką akceptuje.

No może nie jedyna, bo obejrzałam jeszcze amerykańskie tradycje świąteczne na kanale Fifty na Pol i "Vlogmas vs. Rzeczywistość" od MishON. 

Od początku grudnia unikałam rzeczy związanych ze świętami, świątecznych postów na Facebooku i Instagramie, vlogmasów, otwierania kalendarzy adwentowych, piosenek tworzonych przez YouTuberów i innego tego typu rzeczy. Ja nie czuje klimatu świąt. I to już nie chodzi o to, że jestem osobą nie wierzącą, jeszcze kiedy teoretycznie wierząca byłam to z czasem przestałam czuć ten klimat świąt. Ogólnie w domu nie było cicho, często słyszane kłótnie, a w święta to tym bardziej. Plus większość świąt była spędzana w domu. No a wiadomo wolałoby się pojechać gdzieś do rodziny. Jako dziecko nie przeszkadzało mi siedzenie w domu, ale jak byłam trochę starsza no to trochę trułam, czy gdzieś nie pojedziemy, a gdy już byłam takim wyrośniętym dzieckiem/nastolatką, no to już była obojętność co do świąt, a po bierzmowaniu powoli zaczynałam wątpić w swą wiarę. 

W tym roku, poza tą całą wirusową sytuacją znowu mam inną sytuację. Otóż, traktuję te dni świąteczne jak takie normalne dni w roku. Nie ma dla mnie w nich nic specjalnego. Ja nawet nie do końca ogarnęłam, że to w sumie w tym tygodniu są święta. Na luzie sobie rysowałam. A jeszcze rok temu można było wyczuć taką mgłę tych świąt.

Zaś przez to, że w żaden sposób nie byłam wkręcona w ten świąteczny klimat, to i nie ruszały mnie posty i inne rzeczy związane ze świętami. A takie vlogmasy na YouTube już nie są filmami z przygotowaniami do świąt, jakimś dekorowaniem wnętrz, ubieranie choinki, gotowanie świątecznych potraw, tylko są już o dupie marynie, które w żaden sposób nie są związane ze świętami, tylko robione tak, aby były filmy i żeby kliknięcia się zgadzały. To nawet w moich oczach zabiera ten cały świąteczny klimat.

Jednak w internecie są też wyjątki, jak te filmy, które wymieniłam na początku, czy taki jeden kreatywny gość, który na swoim streamie stworzył piosenkę świąteczną, ale taką kompletnie na luzie. Ja zazwyczaj się spotykałam, że święta to powaga i nie można ich inaczej, własnie tak na luzie postrzegać. 

Brudną Małpę obserwuję już jakiś dłuższy czas i widzę, jaki z niego kreatywny chłopak. Rok młodszy ode mnie, a zmajstrował se płytę, mixtape'a, a na streamach robi luźne kawałki, jak ten poniżej. A  gdzieś jeszcze wcześniej na transmisji na żywo zrobił EPkę. Niektóre rzeczy podobają mi się mniej, inne bardziej, ale jak już coś mi się podoba, to musi być czymś naprawdę oryginalnym, wyróżniającym się, no i jak ja to nazywam, jest genialne. Wystarczy posłuchać poniższego numeru, gdzie chłop zrobił muze, napisał słowa i wplątał jeszcze memowe cytaty. No kurła świetne! 

I takie świąteczne rzeczy, to ja akceptuje.

święta nie święta

poniedziałek, 21 grudnia 2020

Ed Sheeran zrobił niespodziankę na święta dla swoich fanów i wypuścił nowy utwór.

Ed Sheeran do tej pory był w swojej śpiączce, pomijając małą przerwę na "No.6 Collaborations Project". Przez ten czas nie odzywał się na social mediach, jak i nie wypuszczał nic nowego muzycznego od siebie. No ja chłopa rozumiem, wydał płytę, pojeździł po świecie z koncertami, to i na dłuższy odpoczynek przyszedł czas. 

Ludzie trochę ubolewali nad tym, że go nie ma, i tak dalej, czego trochę nie rozumiem, no bo każdy potrzebuje pauzy, a ludzie z branży muzycznej tym bardziej. No i poczciwi fani próbowali uzyskać jakiekolwiek informacje na temat Eda. Kiedy coś wyda, czy cokolwiek. No i wyhaczyli. Menager Sheerana brał udział w podcaście, gdzie wspomniał o tym, że nie ma szans na nic nowego od Eda w tym roku, prawdopodobnie mając na myśli, że nie będzie zaczynał czegoś nowego z nową płytą, wiadomo, 2020, wirus, i te inne. Jednak pod postem z pewną teorią na fanowskim koncie Eda na Instagramie pojawił się komentarz od samego artysty, że wkrótce dostaniemy jakąś odpowiedź.

I długo nie trzeba było czekać. Wczoraj, 20 grudnia, pojawiła się aktualizacja Instagrama Eda z informacją, że dziś będzie świąteczny prezent. No i mamy. Pięknu utwór, zagrany na gitarze. I od razu jakoś ten rok choć w jednej jakiejś małej cząstce będzie kończył się pozytywnie. 

Od razu pan Sheeran zaznaczył, że piosenka nie jest singlem z nowego albumu, tylko po prostu piosenką, którą napisał rok temu i zwyczajnie chciał się nią podzielić ze swoimi fanami.


Ed Sheeran - Afterglow [Official Performance Video]



Lyrics:
Stop the clocks it’s amazing
You should see the way the light dances off your hair
A million colours of hazel, golden and red
Saturday morning is fading
The sun’s reflected by the coffee in your hand
My eyes are caught in your gaze all over again

We were love drunk waiting on a miracle
Trying to find ourselves in the winter snow
So alone in love like the world had disappeared
Oh I won’t be silent and I won’t let go
I will hold on tighter ‘til the afterglow
And we’ll burn so bright ‘til the darkness softly clears

Oh I will hold on to the afterglow
Oh I will hold on to the afterglow

The weather outside’s changing
The leaves are buried under six inches of white
The radio is playing, Iron & Wine
This is a new dimension 
This is a level where we’re losing track of time
I’m holding nothing against it, except you and I 

We were love drunk waiting on a miracle
Trying to find ourselves in the winter snow
So alone in love like the world had disappeared
Oh I won’t be silent and I won’t let go
I will hold on tighter ‘til the afterglow
And we’ll burn so bright ‘til the darkness softly clears

Oh I will hold on to the afterglow
Oh I will hold on to the afterglow


niedziela, 13 grudnia 2020

Wyszedł teaser do aktorskiego serialu Winx i ludzie się zesrali.

Jeśli kogoś uraził tytuł, no to tylko to cisnęło mi się na usta. 

Jeżeli ktoś zna nazwę "Winx Club", to od razu kojarzy mu się z dość charakterystyczną kreskówką, gdzie główne bohaterki to wróżki, mają jakieś moce, chodzą do szkoły nauki magii, przemieniają się w uskrzydlone postanie i mają duże wcięcie w talii. Sama byłam wielką fanką tego serialu animowanego, gdy byłam dzieckiem. Wtedy wszystko kręciło się między innymi właśnie koło tego. Ulubioną wróżką była Bloom, w segregatorze były karteczki ze wszystkimi czarodziejkami, czołówkę i inne piosenki znało się na pamięć, a podczas zabawy z innymi dzieciakami wcielało się w ulubioną postać. Cholera, ile wspomnień. 

Dokładnie nie wiem kiedy, ale jakiś większy kawałek czasu temu, pojawiła się informacja o planach zrobienia aktorskiego serialu na podstawie tej animacji. Nie orientuję się za bardzo jak ludzie reagowali, ale większość chyba była zaskoczona, tak jak ja. Miałam delikatnie mieszane uczucia, ale jak to poleżało, to doszłam do wniosku, że w sumie to jest dobry pomysł. Historia animowanego "Winx Club" jest fajnym materiałem, by zrobić serial mniej lub bardziej dla trochę dojrzalszej widowni. Była animacja, gdy byłam dzieckiem, a teraz byłby serial aktorski, gdy już jestem dorosła. Wyobraziłam sobie tą fabułę i bohaterki w wersji dla dorosłych. Oczywiście nie spodziewałam się, że aktorski serial będzie odzwierciedleniem jeden do jeden animacji, bo to po pierwsze nie ma sensu, a po drugie no nie do końca się da, jakby nawet ktoś chciał. No nie wyobrażam sobie, żeby żywe człowieki, aktorki, robiły przemiany w uskrzydlone postacie. To nawet głupio by wyglądało. 

Niedawno premierę miał teaser do aktorskiego serialu, który ma tytuł "Fate: The Winx Saga" i niektórzy w komentarzach się zesrali. Dlaczego? Bo nie ma postaci Flory i Tecny. I nie wiem, czy postacie, które są w serialu to są odpowiedniki, czy potem będą postacie Flory i Tecny, ale w obu przypadkach nie rozumiem, dlaczego ludzie aż tak wyskoczyli. Dodatkowo zarzucają, że ten "zamiennik" Flory nie jest latynoską i wyskakują z rasizmem. No jasna cholera. Jeżeli komuś spodobała się fabuła animacji i stwierdził, że to dobry materiał na serial i zaczął ten serial robić według swojej wizji, to wiadomo, że nie będzie to identyczne jak ta animacja, mało tego, sam twórca animacji zgodził się na to, jak to twórca wersji aktorskiej sobie wymyślił. Ludzie teraz wszędzie widzą rasizm, bez względu na to czy mają rację, czy nie. Przecież nie wszędzie muszą być ludzie z różnych narodowości. Nie mam oczywiście nic przeciwko takim osobom, ale też za przesadne pilnowanie tego, czy w serialu jest więcej ludzi o białym, czy czarnym kolorze skóry no nie jest do końca normalne. Jeszcze ci ludzie, co wypisują komentarze typu "gdzie Tecna i Flora", "Dlaczego Flora nie jest latynoską", "Dlaczego to nie jest jak w animacji" atakują bezpośrednio aktorki grające w "Fate". Jedynie, gdzie mogliby wyrazić swoje niezadowolenie, to są twórcy serialu, a nie aktorki. Tam jeszcze inne były dymy, że coś ludziom nie pasowało i wypisywali hejtowe komentarze pod profilami aktorek, to jedna z nich usunęła Instagrama. 

Ja mam podejście do różnych rzeczy takie, jeżeli jest film/serial na podstawie gry, książki, komiksu, to wszystkie te rzeczy są oddzielnym tworem. Mają wspólny temat, wspólną historię, wspólne cokolwiek, ale to są oddzielne, nie związane niczym innym rzeczy, których twórcy zrobili po swojemu, według swojego pomysłu, wyobraźni. Przykładowo, jeżeli jest jakaś książka i ktoś zrobi na jej podstawie serial, a drugi ktoś na jej podstawie zrobi grę, no to będą to trzy kompletnie inne rzeczy. Więc serial animowany "Winx" i serial aktorski "Winx" to są dwa oddzielne projekty. A ludzie zaczęli linczować twórców tego drugiego, że nie jest jak ten pierwszy.

Ja osobiście jestem ciekawa jak zaadoptowali historię z animacji. Nie obchodzi mnie to, czy ktoś jest lub nie. Jestem ciekawa w jakim klimacie ten serial został zrobiony, czy być może będzie to coś podobnego do serialu "The Secret Circle". To ma mnóstwo możliwości, tylko oby tego nie zepsuli.


Fate: The Winx Saga | Teaser and Date Reveal | Netflix

niedziela, 6 grudnia 2020

Moich makijażowych eksperymentów ciąg dalszy.

Jakiś czas temu napisałam wpis o temacie makijażowym, bo się tym zainteresowałam i przyszło mi do głowy, żeby napisać o tym taki wpis, na luzie, bo po prostu chciałam sobie popisać. Wtedy nie miałam o czym pisać więc akurat. Teraz jest podobnie. Nie mam czegoś o czym mogłabym napisać, nawet nieskładnego na spontanie, dodatkowo zajmuję się dość ważnym dla mnie rysunkiem, którego nie chcę spartolić, więc po raz kolejny taki wpis w sam raz. Początki moich makijażowych fascynacji w poprzednim wpisie, o tytule "Co robi osoba nieznająca się na makijażu? Pisze o tym!". 

Moje zainteresowanie makijażem powoli ewoluowało. Z czasem moje dwie paletki jakie miałam zaczynały mi nie wystarczać. Brakowało mi ciemnych matowych kolorów. Wtedy poszukiwałam palety z czernią, szarościami, chyba jakimiś brązami, no ogólnie, żeby były w ciemnych neutralnych zgaszonych kolorach. Miałam wtedy na myśli makijaże na Rockowe koncerty i tego typu rzeczy. Chciałam makijażem ucharakteryzować się i prezentować swoim wyglądem do jakiej kultury należę. Chyba wiadomo o co chodzi. Ale mojej "wymarzonej" palety nie znalazłam i odpuściłam ten temat, choć nadal mam z tyłu głowy do tej pory, bo jednak taka, albo podobna, by mi się przydała. Zaś po jakimś czasie, pod wpływem naoglądania się Instagrama i internetu, naszła mnie ochota na kolory! Chciałam kupić jakąś paletkę  z fajnymi kolorkami. I przez jakiś czas próbowałam również znaleźć jakąś paletkę z fajnymi kolorami. Ale w ostateczności też nie znalazłam niczego dla siebie. No wybredna jestem. Ten temat też zostawiłam w spokoju. Po jakimś czasie spodobała mi się paleta z Rimmela, Magnif'Eyes CRIMSON Edition. Spodobały mi się kolory, które w niej są. Bo są tam i brązy i jakiś różowy z bordowym, plus jakieś cienie błyszczące, czy metaliki. Chyba tak to się nazywa. Brązy okazały się świetne, ale ten róż i bordowy już nie do końca. No trzeba się z nimi trochę namęczyć, ale planuje jeszcze coś z nimi pokombinować. Może znajdę na nich sposób, kto wie. Za niedługo spodobała mi się paletka z Makeup Revolution Sophx. No jakoś do mnie przemówiła, brązy, kolory, błyski. Sposób nakładania tych cieni też mi się spodobała. Do tej pory jest najbardziej eksploatowaną paletą przeze mnie. Chodź teraz, kiedy to piszę, mam ochotę z każdą coś pokombinować, zrobić oddzielne wpisy z analizami każdej z nich. Taka szalona jestem. W każdym razie jednym z pierwszych makijaży zrobiony tą paletką z RIMMELA był ten poniższy. 



To jest makijaż na szybko, na szybko robione zdjęcie, robione w nierównym świetle, co skutkowało tym, że jedno oko jest ciemniejsze przez padający cień. No i ogólnie robienie samej sobie zdjęć nie jest takie łatwe. Za dużo się w tym makijażu nie dzieje, bo to była pierwsza styczność z tymi cieniami i pędzlami jakie sobie kupiłam. O ile dobrze pamiętam. Mimo iż to nic nadzwyczajnego, to podoba mi się, w jaki sposób udało mi się rozłożyć cień na oku od zewnętrznej strony. Na tamtą chwilę zrobiłam to całkiem nieźle. 

Natomiast tej drugiej palecie, z Makeup Revolution, to ja dwukrotną sesję zdjęciową zrobiłam. Pierwszą sesją chciałam uwiecznić odpakowywanie i otwieranie tej paletki po raz pierwszy, a drugą sesję zrobiłam dlatego, że stwierdziłam iż w świetle dziennym będą lepsze zdjęcia. Ostatecznie twierdzę, że muszę zrobić trzecią serię zdjęć, z lepszym światłem, i trochę lepszymi umiejętnościami w fotografowaniu (od września 2019 się trochę pozmieniało) 😆. Ogółem to przez tą paletę naszła mnie ochota na pisanie o makijażu, tak po swojemu. Tak mnie zajarała ta paleta. Ja się nawet nie spodziewałam, że paleta cieni do powiek kiedyś mnie będzie cieszyć. No cóż, czasy się zmieniają. Ale zapłon z pisaniem to ja mam niezły, paletę cieni kupiłam we wrześniu 2019 roku, pierwszy wpis pojawił się w maju tego roku, jak dobrze pamiętam, a drugi teraz 😂.




















Na tym etapie pisania trochę się zagubiłam. Pierwszy pomysł na taki wpis trochę się różni od tego co teraz robię i tak delikatnie nie wiedziałam co tu dalej zrobić, ale chyba trzeba iść prostą drogą i po prostu pokazać jaki ja makijaż z kolorów tej palety wykonałam. Wpierw jednak kilka zdjęć palety w świetle dziennym, skoro już je mam. Też trochę inaczej kolory widać, więc będzie takie drugie spojrzenie na nie. 






Drugą paletką do pomocy była ta od Lovely, moja pierwsza, bo tam jeden cień mi się przydaje praktycznie za każdym razem, gdy robię makijaż.



A jak już jestem przy narzędziach, to jeszcze pędzle, bo ich w poprzednim wpisie nie pokazywałam. Nie są one markowe, firmowe i jakieś drogie, tylko są to zwykłe randomy. Jak się ogląda różne filmy makijażowe, to się słyszy o jakichś Hulu, Ibra, Nabla i inne, a ja sobie wzięłam jakieś takie tanie. 





A teraz krok po kroku, jak ja wykonywałam ten mój makijaż. Po pierwsze, wybieram neutralny kolor, który wtapia się w moją skórę i go nie widać, matowię nim powiekę i wyrównuje koloryt skóry. Wbrew pozorom to działa, bo raz tego cienia nie nakładałam i jak byłam nie wyspana, czy coś widać było na moich powiekach, to potem widać było to pod nałożonymi kolorami. No normalnie to się nakłada jakieś korektory, czy inne bazy, ale jak wspominałam w poprzednim wpisie, ja takich rzeczy nie używam 😅.










Następnie wybieram kolor Pumpkin z palety Revolution. Pamiętam, ze byłam bardzo ciekawa tego koloru, dlatego go wybrałam. Chciałam zrobić coś kolorowego. Naklejałam wtedy jeszcze taśmę, by nie wychodzić cieniem za daleko. 





No jak na pierwsze zetknięcie się z tą paletą i jeszcze przy początkach mojej przygody z pędzlami, to nie wyszło najgorzej, to rozprowadzenie cienia. Może nie ma takiej chmurki przy granicy między cieniem a skórą, ale nie ma też jakiegoś ostrego zakończenia, jak robiłam kiedyś na początku. 




Następnie wybieram drugi cień z palety, o nazwie Danger, i przyciemniam nim zewnętrzny kącik, żeby przyciemnić ten nałożony już cień i żeby trochę się działo na oku. 


I wyszło tak: 



Jeju, jak patrzę na te zdjęcia, to to jakaś masakra, niedoświetlone, nie widać dobrze kolorów. Dobrze, że potem próbowałam uczyć się na błędach. Jak widać osypały mi się cienie, bo najprawdopodobniej brałam ich za dużo, więc wyczyściłam to płynem micelarnym z pomocą patyczka higienicznego. 




Inni nie mieliby takiego problemu, no ale ja to ja i nie uznaje podkładów 😂. No i na koniec tuszowanie rzęs, tuszem, którego w sumie nie pokazałam. Jest to Big Volume cat eyes od Eveline. 




Zdjęcia efektu końcowego wyszły słabo, jeszcze gorzej niż te powyższe, wiec jedynie zapodam te gdzie mam otwarte oczy i widać moją opadającą powiekę 😆.




Pamiętam, że jeszcze robiłam zdjęcia pod koniec dnia, mając na uwadze to, żeby pokazać makijaż po całym dniu, jak cienie się utrzymały na powiece w moich warunkach, że tak powiem, bez podkładów i tych innych, ale chyba zgubiłam te zdjęcie, albo może nawet takowych nie robiłam przy tych pierwszych makijażach, no nie pamiętam. 

W tamtym czasie prawie codziennie robiłam jakiś makijaż, bo chciałam wykorzystać wszystkie cienie z tej palety i sprawdzać jakieś różne połączenie. I chyba każdy makijaż z jakimś tekstem będę umieszczać w pojedynczym wpisie. Jeden makijaż w jednym wpisie. Jeszcze nie wiem jak dokładnie dalej to będę kontynuować. Zobaczymy jak mi to powychodzi.