czwartek, 23 lutego 2023

Moje pierwsze zamówienie na rysunek. | Portret w kolorze.

Tym rysunkiem cofamy się do roku 2021.

Pewnego razu, na jakimś rodzinnym spotkaniu, ciotka spytała mnie, czy narysuję dla niej rysunek, który ma być prezentem. Na co jej odpowiedziałam, że mogę spróbować, ale niczego nie obiecuję (taka jest moja pewność siebie w tym co robię). Małym haczykiem było to, że miałam to zrobić kredkami. Na koncie miałam tylko te dwa portrety, które są poniżej. 


No moje doświadczenie z kredkami nie jest długie, a szczególnie z portretami. Do tej pory byłam bardziej ołówkowcem. Ale przyjęłam wyzwanie. Szczególnie, że ciotce bardzo zależało na portrecie w kolorze, a jej jak na czymś zależy, to łatwo nie odpuści. Ona jest typem człowieka, że jak czegoś chce, to do tego dąży. Z jednej strony to dobrze, a z drugiej trochę stresujące dla mnie. Dobrze, bo zrobiłam coś, czego bym przez długi czas nie zrobiła, czyli narysowałam coś kredkami, i to w dodatku portret. Natomiast stresujące, bo mało rysowałam kredkami, a dodatkowo miałam narysować osoby, które znam, czyli brata ciotecznego i jego dziewczynę. No delikatna presja była, żeby to jakoś wyszło. Mając z tyłu głowy, że mam narysować portret, znanych mi osób, kredkami, oraz to, żeby te osoby wyszły podobne do siebie, trzeba było od czegoś zacząć. 


Szkic
W ostatnim rysunkowym wpisie robienie szkiców było całkiem szybkie. To dla równowagi tutaj nie było. Musiałam umieścić dwie osoby, na jednej kartce. W teorii rysowałam już dwoje ludzi na jednej kartce, ale tamten rysunek wymaga poprawy, skończenia i był robiony ołówkiem. Pierwsze szkice były luźne. Trzeba mi było odpowiednio wykadrować portretowane osoby, dobrać odpowiednią wielkość ich głów oraz odpowiedni ich kąt no i jeszcze trzeba było pamiętać o perspektywie i ramce wokół. Pierwszy szkic powiedział, że głowy powinny być niżej. Drugi, że głowa dziewczyny jest za duża i pod złym kątem. A trzeci, że głowa dziewczyny znowu była za duża, więc nawet nie rysowałam chłopaka. 


Ogólnie chłopak nie był tak kłopotliwy, jak dziewczyna. On już na pierwszym szkicu delikatnie był podobny. Możliwe, że to dlatego, że jest na wprost, a dziewczyna jest bokiem i w dodatku na pierwszym planie. W rysowaniu chłopaka był też jeden haczyk, musiałam go wyjąć zza dziewczyny, bo na zdjęciu referencyjnym miał prawie połowę twarzy za głową dziewczyny, a ciotka chciała całą jego twarz. Dlatego musiałam do mojego zdjęcia referencyjnego poszukać dodatkowych zdjęć referencyjnych. Dobrze, że istnieje coś takiego jak Facebook. Jednak za tym kryło się coś jeszcze, z czym musiałam się zmierzyć... ze SŁABĄ JAKOŚCIĄ ZDJĘĆ.


Ileż ja musiałam się wpatrywać, nadwyrężać oczy, że aż jak teraz sobie o tym przypomniałam, to ból powrócił. Musiałam walczyć z pikselozą i z tym co działo się na kartce. Ile czasu musiałam poświęcić na męczenie oczu w te słabe zdjęcia, który mogłam poświęcić bardziej na rysowanie i jeszcze musiałam rzeźbić twarz chłopaka. Musiałam mu dorysować czoło, oko i krawędź twarzy, co mogło pójść nie tak?

[Tu zdjęcia mogą się powtarzać, bo robiłam i telefonem i aparatem, a idę po kolei z folderami]



Z każdym szkicem wchodziłam w coraz głębsze szczegóły. Choć byłam zaskoczona, że cokolwiek wychodzi i że mimo surowej wersji szkicu i braku szczegółów osoby były do siebie podobne. Na poniższym szkicu do ust dodałam im uśmiech, dziewczynie poprawiłam nos, a chłopakowi czoło. Oboje dostali wyłupiaste oczy, zarys włosów, czy ubrań. Potem ten szkic przekalkowałam.


Im dalej w las, tym więcej drzew. Z każdym szkicem zauważałam coraz więcej szczegółów do poprawy. Gdy wysyłałam zdjęcia z update'ami ciotce, która chciała być na bieżąco, to stwierdziła, że od pewnego momentu te szkice wyglądają tak samo. Natomiast ja poprawiłam dziewczynie oko, chłopakowi usta i obojgu linię włosów. Pozbyłam się też kresek konstrukcyjnych, kółek i innych takich, na których budowałam twarze. 


Kolejna kalka i kolejne poprawki. Ponownie jemu i jej poprawiłam oczy i usta. Mimo tych poprawek, no to to jeszcze nie koniec. Ogółem, to ja rozumiem moją ciotkę, co twierdziła, że wszystkie szkice wyglądają tak samo, no bo ja się zajmowałam naprawdę drobnymi rzeczami. Teraz, jak to piszę, to muszę porównywać zdjęcia tych szkiców, żeby pamięć odświeżyć i jakie zmiany zaszły. A w momencie rysowania to pamiętam, że ja widziałam te różnice w tych szkicach.


Pamiętam, że było mnóstwo poprawek. I jak z początku dziewczyna zajmowała mi czas przy szkicowaniu, to potem jak musiałam dorobić twarz chłopakowi, to też chwilę mi się zeszło. Musiałam męczyć się z czołem, bo albo szło za bardzo w kierunku prawego rogu kartki, albo linia była za prosta i jeszcze musiałam kalkulować co powinno być widać, a co nie zza tej głowy dziewczyny. Wyobraźnia musiała działać. Niektóre rzeczy nabrałyby kształtu przy nadaniu koloru, więc trzeba mi było zostawić niektóre rzeczy, żeby przy nich nie grzebać, bo poprawiając je bym sobie zaszkodziła. A poniższy szkic był ostatnim.



Kolor
Po tylu szkicach przyszedł czas na najważniejsze, i najtrudniejsze, czyli kolor. Wyjęłam swój nieużywany zestaw kredek Polycolor, 72 kolorów od KOH-I-NOOR, bo 24 kolory mogły nie wystarczyć. I zaczęłam rozkminiać jakie kolory, które do skóry, bo wiadomo skóra nie jest tylko beżowa, które kolory do włosów, bo włosy nie są w jednym odcieniu, miejscami jest mniej cienia, a miejscami więcej cienia, plus na zdjęciu referencyjnym ta para miała za sobą światło. Na małej karteczce obok robiłam sobie swatche i porównywałam kolory z referencją, który z nich będzie pasować najbardziej. Pierwsze na rozgrzewkę poło ucho. To ucho było właściwie eksperymentem, czy dobrze robię, tak jak było to w mojej głowie, czy moja wyobraźnia dobrze mi mówi, co mam robić. Potem wzięłam się za włosy. Nałożyłam kolory, starałam się wyblendować te odcienie i to miała być taka podkładka do dalszych poczynań, czyli do wyrysowania włosów, zrobić włosową teksturę. 


Po włosach wzięłam się za skórę. I przy niej to jakbym miała dwie lewe ręce. Nie wiedziałam od czego zacząć. Robiłam wszystko powoli i ostrożnie. Poza tym, że zdjęcie nie najlepszej jakości, no to trochę tam za dużo kredki nałożyłam, dużo też tam wycierałam gumką i poprawiałam, więc to też było eksperymentowanie.




Rezultat
No i, co tu dużo mówić, zajebałam się w robocie. Chciałam zdążyć na czas, nie spierdzielić niczego i tak się wciągnęłam w robotę, że o robieniu zdjęć to nawet nie myślałam. Okazało się, że całe rysowanie twarzy chłopaka, to był eksperyment i pod koniec jej robienia zaczynałam ogarniać jak robić, co robić, jak nakładać kolor, jak je mieszać i blendować. Niestety na jego twarzy jest trochę za dużo czerwonego i zdjęcie to jeszcze wybija, bo próbowałam trochę go zgasić białą kredką, albo tą w kolorze skóry. Dlaczego zdjęcia wybijają te złe rzeczy? U dziewczyny były trochę inne odcienie na twarzy, ale zmieniłam aby kredki, a dalej wiedziałam co robić. Z jej włosami też była zabawa. Z początku się gubiłam, gdy zaznaczałam sobie, gdzie jaki kolor powinien być. Mimo, że głównym celem było zaznaczyć te najciemniejsze miejsca, bo potem idzie już łatwiej. Tak jak robiłam to u chłopaka, najpierw zrobiłam kolor, a potem teksturę włosów. Na zdjęciu to tak średnio widać. W ogóle, to na żywo ten rysunek wygląda trochę lepiej, bo ta tekstura włosa jest widoczna, te warstwy kredek tak się nie wybijają i ten czerwony nie jest taki mocny. Już nie raz przekonałam się, że rysując można wszystko, na przykład wysunąć kogoś zza czyjejś głowy, więc wykorzystałam tę moc również przy kurtce i koszulce chłopaka. Przy kurtce nie narysowałam zamka, a przy koszulce wzorów, jakie na niej były. To była po pierwsze, oszczędność czasu, a po drugie, nie chciałoby mi się tego robić, więc oszczędność czasu mnie uratowała. Tam gdzie jest dużo czarnego, to pomogłam sobie markerem, bo kredka szybko by zeszła. Ale i marker postanowił się powoli wyczerpać i ratowałam się ciemno niebieską kredką, żeby pod odpowiednim kątem imitowało to niebo delikatnie oświetlone w nocy.


Portret wyszedł mi całkiem spoko, jak na moje małe konto portretów kredkami. Wiadomo, że są niedoskonałości i tak dalej, ale ja nie spodziewałam się w ogóle, że wyjdzie tak jak to wyszło. Po tym dłuższym czasie, gdy patrzę na ten rysunek, to para wyszła całkiem podobnie i teraz widzę bardziej to podobieństwo. Ja jestem krytyczna do wszystkiego co robię, więc się tym nie zachwycałam jakoś mocno. Zadowolona byłam, że całkiem całkiem wyszło, nie spierdzieliłam i że skończyłam na czas. Ale gdy pokazywałam, i w ogóle oddawałam go ciotce, to ona tak podziwiała, tak wzdychała, tak się wpatrywała i nawet porównywała ze zdjęciem. Przy tym siostra cioteczna była i też jej się podobało. Za niedługo dostałam wiadomość, że ten dla którego był ten rysunek jako prezent, jak i jego brat, to chłop w szoku był. Fajnie było to uczucie, jak ktoś widzi coś w tej twojej robocie. I tak zakończyłam 2021 rok. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz