poniedziałek, 20 sierpnia 2018

Warszawa | Dzień 2 | Koncert Eda Sheerana !

W niedzielę, drugiego dnia naszego krótkiego wyjazdu, wstałyśmy z przyjaciółką gdzieś koło dziewiątej. Spokojnie sobie zjadłyśmy śniadanie, wyczesałyśmy, zrobiłyśmy makijaż i wyszłyśmy z hostelu pod Stadion Narodowy na czuwanie. O jedenastej byłyśmy na miejscu, a tam pod naszą bramą numer 4 już trochę ludzi się nazbierało. Ku mojemu zdziwieni, co w ogóle nie wyglądało, było tam już ponad sto osób. No i tak koczowałyśmy pod stadionem razem z innymi. 

Organizatorzy wiedzieli jak ma iść ta kolejka, ale oczywiście jej nie przypilnowali i jak był fałszywy alarm, dokładnie nie wiem co i kto, nagle wszyscy zaczęli wstawać i się wpierdzielać w kolejkę. Na szczęście nie byłyśmy na złej pozycji, bo w sumie to i tak byłyśmy na początku tej kolejki, co sięgała od czwartej bramy aż do szóstej. Trochę nas to zdenerwowało, szczególnie tych co długo czekali, a tacy co przyszli o wiele później się wepchali, ale właśnie ja mimo to doszłam do wniosku, że i tak nie stoimy jakoś bardzo daleko, tylko w tym takim korytarzu z bramek, więc źle nie było. Najgorzej, że mieliśmy godzinę do przestania. Tę godzinę 'umiliło' nam  pewne zdarzenie. Otóż, stoję sobie, gadam, albo i nie, z przyjaciółką, a tu słyszę pisk opon i pierwsza bam a zaraz drugie bam a jak się odwróciłam, to tylko spadającą lampę drogową widziałam. Zaraz obok zobaczyłam samochód, który miał wgniecenie w masce o średnicy właśnie tej lampy. Wyglądało na to, że pan sobie za szybko jechał i nie chcąc pierdyknąć samochodu przed nim wolał wjechać w lampę, na oczach policji, która tam się zebrała, by pilnować terenu koło stadionu przed, podczas i po koncercie. Ogółem to ja się dziwiłam, że po takim czymś kolesiowi się nic nie stało, tylko dzwoniąc do ubezpieczyciela, czy gdzieś z żalem patrzył na to bardzo duże wgniecenie. Wątpię, że tym autem gdzieś dalej pojedzie, nawet po naprawie. W sumie, nie było czego tam naprawiać. Ja jestem dziwna, więc się z tego śmiałam, przed tym jednak byłam chwilę przestraszona, bo to tak znienacka uderzyło. 

Wkrótce nadszedł czas na otwarcie bramy. W końcu! Plan był taki: wbijamy, przechodzimy przez kontrolę oczywiście, sprawdzenie danych na bilecie, sprawdzenie bagażu i po założeniu specjalnej opaski na rękę, idziemy na merch, kupujemy szybko to co chcemy, wizyta w toalecie i jazda na płytę. Gdzieś w międzyczasie założyłyśmy Edowe koszulki. Wbijamy czym prędzej razem z innymi ludźmi na płytę, patrzymy, a tam tylko garstka ludzi, czaicie? To my aby przyśpieszyłyśmy krok. I wiecie co? Stałyśmy przed sceną, normalnie prawie pod nią. Jak ja tam już byłam, to ja nie mogłam uwierzyć normalnie. Ja byłam na granicy płaczu, bo ja wybierałam się na ten koncert ze świadomością, że Eda to ja zobaczę jako mróweczkę i to ledwo widoczna, a tu taka niespodzianka. Jak bardzo się myliłam!

Kiedy ekscytacja zajebistą miejscówką opadła, a zdjęcia były porobione, nadszedł czas na kolejne czekanie. Taaak, czekania tego dnia było sporo, ale i było warto! Jednak stanie dało mi się we znaki i w połowie tych czterech artystów musiałam siąść na płycie, między ludźmi, pewnie im przeszkadzając, ale nie miałam wyboru, bo nie wystałabym do końca, a tak napierdzielał mnie kręgosłup, że pod koniec drugiego supportu ja już ledwo stałam. Te pół godziny siedzenia wiele dało, na szczęście. Jeszcze szybko wspomnę, że te dwa supporty, po których sobie siadłam, czyli BeMy i Jamie Lawson grali całkiem fajnie, nie mój typ muzyki, ale dało się tego słuchać, że tak powiem i fajnie umilało czas czekania. 






Dość dużym jak dla mnie zaskoczeniem był występ Anne-Marie, bo okazała się ona być kobietą o dużej ilości energii i niektóre jej piosenki nawet fajnie brzmiały, dlatego dwie sobie znalazłam i dodałam do playlisty. Artystka była otwarta dla swoich fanów, jak i dla wszystkich którzy tam byli, często do nas mówiła i była zaskoczona, że jakaś tam część ludzi, która była pod sceną, znała jej piosenki. Podczas wykonywania piosenki "Then" rozpłakała się, a przed ostatnim utworem ktoś przyniósł jej na scenę taką ładną reklamówkę. W między czasie mówi, że to ostatni koncert na trasie Europejskiej, a że ten koncert jest w Polsce, to trzeba go uczcić po polsku. Po wniesieniu tej reklamówki ładnej mówi do nas "Wy nie wiedzie co się teraz stanie", a za chwilę wyciąga z tej reklamówki... Wyborową. Tak, wódkę, i wypiła po dwa kieliszki razem ze swoim zespołem. To było świetne. Tak mnie zaskoczyła pozytywnie, a jak to zobaczyłam, jak ona powoli wyciągała tą flaszkę, to ja od razu w śmiech. Z resztą, nie tylko ja wybuchałam śmiechem, chyba wszyscy, czy tam większość to zrobiła. Oczywiście nie zrobił na mnie wrażenia fakt, że ona piła tą wódkę, tylko, że była taką na luzie babką i nie gwiazdorzyła.  



Ale kiedy wszedł Ed, kiedy on wszedł, to ja nic nie słyszałam, bo ilość decybelów od pisków i krzyków była taka, że ja słyszałam trzeszczenie w uszach. Ale kiedy ja go zobaczyłam, kiedy on zaczął grać, to ja nadal nie dowierzałam, i tak jak myślałam, zaczęłam płakać. Ale się otrząsnęła, bo mimo, że to łzy szczęścia były, to i tak to był czas na radowanie się, czerpanie radości z tego co się właśnie działo, czerpanie radości z muzyki na żywo i dobrze się bawić. Oczywiście pierwszym zagranym utworem był "Castle On The Hill". Pierwszy koncert, pierwszy utwór ze świetnym tekstem, opowiadającym historię, który kocham właśnie za tekst i mega emocje. A te emocje nie opadały, a wręcz wzrastały i dochodziła jeszcze ekscytacja, gdy nadszedł czas na drugi utwór, którym był "Eraser", czego się nie spodziewałam kompletnie, więc tym bardziej się ucieszyłam, kiedy zaczął go grać, bo ten utwór również należy do moich ulubionych, więc usłyszenie go na żywo było wielką przyjemnością. A jeszcze poprzedniego dnia, robiąc serca na akcję koncertową i słuchając Eda, powiedziałam do przyjaciółki, że ten utwór fajnie by było usłyszeć na żywo. Marzenia spełniają się szybciej niż myślałam. 

Wejście Eda na scenę


"Castle On The Hill"

"Eraser"


Potem było "Don't", a po nim wręcz genialne "Bloodstream", które wielbię w wykonaniu na żywo, a które widziałam na nagraniach na YouTube, które z resztą podziwiałam, to miałam szansę usłyszeć ten utwór na żywo, ale będąc osobiście na koncercie! To było genialne, to była potęga po prostu. Przed "Bloodstream" Ed wygłosił małe przemówienie skierowane głównie do ojców, którzy musieli przyjść na koncert ze swoimi córkami, i do chłopaków, którzy musieli przyjść na koncert ze swoja dziewczyną i w obu przypadkach nie jest to przyjemność, a przymus być na takim koncercie i którzy raczej nie koniecznie lubią jego muzykę i niekoniecznie dobrze się bawią. Ed powiedział, że ma tego świadomość i że robią to dla swoich bliskich, powiedział, że to docenia i podziękował im. Nie zaliczam się do żadnej z grup, ale mimo to zrobiło mi się ciepło na sercu, po tych jego słowach. Przy okazji zdałam sobie sprawę, że znajomość angielskiego się jednak przydaje, chociażby zrozumieć co mówi artysta na którym koncercie jesteś, a który mówi właśnie po angielsku. 

"Bloodstream"


Niestety w tym momencie zaczyna się moja skleroza i nie pamiętam jak dalej dokładnie z chronologią szła lista wykonanych utworów. No ale cóż, ja nie robot, ja człowiek, dodatkowo przy takiej ilości emocji i ekscytacji to można pozapominać, a i tak w sumie kolejność nie jest ważna. W każdym razie. Jak dla mnie dość dużym zaskoczeniem był utwór "Nancy Mulligan". Nie wiem dlaczego, ale jego się nie spodziewałam, ale w sumie była to dla mnie miła niespodzianka, tym bardziej, że na żywo został świetnie wykonany, świetnie brzmiał i zasiał taką radość na koncercie. Podobnie było z numerem "Galway Girl". Oba utwory są takie wesołe, energiczne i taneczne, co dało świetną atmosferę na koncercie.

Wpośród tych energicznych i tanecznych kawałków znalazł się czas na te spokojniejsze jak "Photograph", "Tenerife Sea", "Dive", "Thinking Out Loud", "Perfect" przy którym para stojąca całkiem niedaleko ode mnie zaręczyła się i "I See Fire", gdzie Ed pięknie zmieszał z piosenką "Feeling Good" która w oryginale należy do Michaela Bublé. On tak pięknie połączył te dwa utwory, że wyszło kolejne arcydzieło z pod jego ręki, i gitary. 

"Perfect"


"I See Fire/Feeling Good"


Oczywiście nie mogło jeszcze zabraknąć takich utworów jak "Sing", "Shape Of You", czy "You Need Me, I Don't Need You", które na żywo wykonane jest po prostu majsersztykiem. I dodatkowo górne elementy sceny, takie tak jakby trójkąty, zsuwały się po linach do prawie samej tej dolnej szczeny, na której stąpał Ed, ze tak powiem. To było genialne. Jak ja to zobaczyłam, to byłam zaskoczona co się dzieje na scenie, bo w tamtym momencie akurat jakaś grupa osób wychodziła i mnie trochę zdezorientowała. Ta scena zrobiła na mnie mega wrażenie. I jeszcze podczas tego utworu Ed był ubrany w polską koszulkę, którą podarowali mu fani i machał naszą Polską flagą ! To były emocje. 

"Sing"

"Shape Of You"


Podsumowując. Ja od razu po zakończeniu koncertu, od razu po "You Need Me, I Don't Need You", jak z resztą do teraz, nie mogę wyjść z podziwu, jak jeden człowiek może rozwalić system, w sensie, jak jeden człowiek może dać taki zajebisty koncert w pojedynkę używając tylko gitary, loopera i swojego głosu. To jest po prostu niesamowite! Dodatkowo, zazwyczaj kiedy jestem na jakimś koncercie, to muzycy wykonują utwory według oryginału, jak numery są nagrane na płycie, tylko oczywiście to jest na żywo, a na koncercie Eda prawie tego nie było ! On dodawał jakieś dźwięki, efekty dźwiękowe do kawałków, których nie było w oryginale, a używał do tego, jak wcześniej wspominałam, tylko swojego głosu, gitary i loopera, albo jak miesza swoje piosenki z innymi kawałkami, jak w przypadku "I See Fire". To jest jeden z argumentów, dlaczego ja nigdy nie zapomnę tego koncertu. Widać po Edzie Sheeranie, że robi muzykę, bo kocha to robić, z tego powodu też koncertuje przy okazji dawając przyjemność swoim fanom. On jest szczęśliwy, przez to że jego fani są szczęśliwi. Chyba nie ma takich muzyków jak on. Ed Sheeran jest po prostu zwykłym, skromny, nieśmiałym chłopakiem, który przez swoją miłość do muzyki zdobył takie szerokie grono fanów na całym świecie. 

"You Need Me, I Don't Need You"


Fragmenty innych utworów: 


"Tenerife Sea"


"Galway Girl"





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz