Musiałam wyjść z domu i jak ten raz musiałam wyjść, to wiał ten mocny wiatr, co gałęzie, drzewa i słupy z prądem łamał, a jak wróciłam już z powrotem do domu, to byłam przemarznięta i wkrótce pojawiła się gorączka...
Z resztą, to nie jest tylko to. Teraz kiedy zaczęły się czasy jesieni, to wychodząc na dwór, nawet ciepło ubranym, to trzeba mieć tą świadomość, że wróci się przynajmniej lekko zmarzniętym, a na drugi dzień może się pojawić gorączka z przeziębienia.
Mało tego, nie można otworzyć okna, żeby się pokój przewietrzył, bo zaraz też ciebie owieje, a jak nie owieje, to w pokoju będzie niezła piździarnia.
A pamiętam jeszcze te czasy, kiedy to stopniowo zmieniała się pogoda. Koniec sierpnia/początek września, albo i cały wrzesień był całkiem ciepły, może słońce mocno nie smażyło, no ale nie trzeba było się ubierać jak na listopad. W czasie tego września stopniowo się ochładzało, czasami nawet jeszcze październik i listopad był całkiem całkiem pod względem pogody, bo w tamtych czasach jak byłam na mszy na cmentarzu i byłam ubrana w kurtkę i jakąś tam bluzę, to było spoko, a teraz jak bym byłam na takiej mszy, to mając kurtkę, grubą bluzę i ogólnie będąc ciepło ubraną, nawet w kurtkę zimową, to byłoby mi zimno!
Ogółem jesień mogła by być ładna, i być całkiem przyjazną porą roku, z ładnymi widokami z kolorowymi liśćmi. Ja to na przykład miałabym co fotografować czy coś takiego, ale to co się teraz odjaniepawla, to chyba tak się nie da. Teraz jednego dnia jest gorąco, a drugiego dnia piździ jakby zaraz miał spaść śnieg. Znaczy, teraz zaczął się piździernik (na polski - październik), i już nie ma tych wysokich temperatur, ale jeszcze we wrześniu były.
Jak nigdy, to w tym roku najeżę do tych osób, które ledwo wylazły na dwór i już są przeziębione. Brakuje mi czasów, kiedy ja wychodząc na dwór, powiedzmy w takim wrześniu, czy nawet listopadzie, gdzie powiedzmy było zimno i będąc w koszulce z krótkim rękawkiem i krótkich spodenkach nic mi nie było.
Kiedyś zmieniające się pory roku mi nie przeszkadzały, przechodziły z jednaj na drugą i ja się po prostu do nich dostosowywałam. Teraz jednak, kiedy jestem starsza, wole te cieplejsze pory roku, wiosnę lato. Kiedy widzę liście, które spadły i które jeszcze charakterystycznie dla siebie pachną, to od razu mnie coś trafia, że zima idzie, będą lały jesienne deszcze, wiały wiatry a kiedy przyjdzie czas, spadnie śnieg. Zimę znienawidziłam, kiedy musiałam chodzić do szkoły na piechotę i męczyć się ze śniegiem, który był nieodśnieżony na chodnikach i mocno udeptany, że aż stawał się śliski i źle było po nim chodzić, (no, albo była plucha), a podczas drogi, szczególnie rano, zimne powietrze zamarzało mi twarz, nawet jak nie było jakiegoś krytycznego mrozu, a jak do domu wracałam wtedy, to byłam cała czerwona na twarzy i nic mi się nie chciało.
Natomiast wiosnę lubię za to, że powoli właśnie robi się ciepło, z czasem wszystko budzi się do życia, a wtedy zmienia się powietrze, na takie świeże, dni stają się dłuższe, taka radość powraca po tych ponurych czasach, gdzie dni były krótki. W lato jest fajnie ciepło. Wprawdzie w Polsce różnie to z tym bywa, bo w naszym kraju lato potrafi być deszczowe i zimne, ale ostatnio coś się poprawia i na przykład jak dla mnie w tym roku było cieplutkie.
No, to był taki wpis, gdzie moje przemyślenia i narzekania przeplatały się ze zdjęciami które zrobiłam w czasach wiosennych, bo zamiast w tamtym czasie jakoś je opublikować, to ja oczywiście tego nie zrobiłam i dlatego są dopiero teraz. W ogóle chciałam, żeby między takimi postami ze zdjęciami pojawiało się coś innego, żeby nie były cały czas te moje zdjęcia, ale ja zanim wezmę się za cokolwiek, to po prostu szkoda gadać. Chciałam jakoś sobie czas organizować, ale nie wyszło, musiałabym znaleźć jakiś sposób mi odpowiadający. Chciałam, żeby na blogu pojawiały się wpisy regularnie, ale oczywiście to też mi nie wychodzi, bo ja mam tak, że jak na przykład zacznę rysować, czytać książkę, to potem nie wiem którą rzecz robić, albo skupiam się na jednej i olewam resztę. Ja podziwiam ludzi, którzy w ciągu jednego dnia potrafią pooglądać internet, poczytać książkę, obejrzeć film i może jeszcze wyjść gdzież ze znajomymi. Ja się pytam jak oni to robią?
Dobra, trzeba kończyć te gorzkie żale, bo to miał być taki zakończeniowy akapit, a ja napierdzielam na odmienny temat od reszty...
No, w końcu to po prostu tylko JA... 😂
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz