środa, 18 grudnia 2019

Ostatni koncert Luxtorpedy w tym roku. | Lublin, 14.12.2019.

Wydawałoby się, że będąc na dziewiątym koncercie jednego zespołu może wkraść się jakaś rutyna i monotonia, w szczególności, że grupa nie wydała od czterech lat nowego albumu, i faktycznie na niektórych tak było, ale to też bardziej zależało od mojego nastroju, przynajmniej w większości przypadków. W każdym razie prawie na każdym koncercie trafia się coś, niespodziewanego, spontanicznego, co potem na żadnym koncercie się nie powtarza i tworzy takie wydarzenie niepowtarzalnym. 

Niepowtarzany i na którym mnie jeszcze nie było był ostatni koncert zespołu Luxtorpeda, na którym byłam. Przyszłam na niego bez większej ekscytacji, bo w końcu był to mój dziewiąty koncert, a dodatkowo była w przygnębionym nastroju, no miałam tak zwanego 'doła'. Ale gdy tylko weszli na scenę, pojawił się powód by pojawił się uśmiech na mojej 'zdołowanej' twarzy, bo Litza, wokalista, zaczął opowiadać anegdoty, dotyczące jego poprzedniego wieczoru. 

Po zagranym drugim utworze powoli zapominałam o swoim dołowym nastroju i nawet to się trochę udało, ale potem zespół postanowił zrobić mi psikusa u zagrać nowy utwór, który jest no z głębokim tekstem. Podany został jej tytuł, ale ja jak zwykle nic sobie nie zanotowałam i mam amnezję i nie pamiętam 😆. Po niedługim czasie zagrany został drugi nowy kawałek, jak dobrze pamiętam nosił tytuł "Opty-Pesy", ale co do tego nie mam pewności. Nie ufam swojej pamięć. Poniżej fragment tego utworu, plus zabawna sytuacja na scenie, która poprawiła mi trochę ten zdołowany humor 😉. 

Luxtorpeda - fragment nowego utworu | Lublin 14.12.2019


Kolejnym fajnym akcentem było zagranie utworu "7 razy" pod muzykę utworu "Tata dilera" Kazika Na Żywo. To było super, taka zabawa muzyką. Mam też wrażenie, że zagrali to na spontanie, co jeszcze bardziej ufajniło, że tak powiem, tą sytuację. Z początku to ja w ogóle myślałam, że zagrają z oryginalnym tekstem "Tata dilera", ale potem zaczęli śpiewać kompletnie inny tekst, że nawet początkowo nie mogłam ogarnąć co to za Luxtorpedowy kawałek 😂. 

Kultowa Luxtorpeda | Lublin, 14.12.2019


Litza na początku, jeszcze przed graniem wspomną, ze to ich ostatni koncert w tym roku i że nie wiadomo co się może wydarzyć. I chyba tego się nikt nie spodziewał. Otóż wokalista zaprosił fana na scenę i zaczęli GRAĆ METALLICĘ 😁. To było tak urocze i zajebiste, że nawet ja byłam poniekąd szczęśliwa razem z tym chłopakiem. Swoją drogą wyglądał na młodszego ode mnie, a grał na gitarze niemal jak profesjonalista. To było piękne 😄.

Luxtorpeda gra Metallicę z fanem | Lublin, 14.12.2019


Na końcu zespół zagrał utwór z solowego repertuaru Hansa, z którym miałam okazję się zaznajomić i w sumie gdzieś w głębi siebie miałam taki malutki cień nadziei, że zagrają coś z niego. I zagrali. Jak Litza zapowiadał ten utwór to ja już wiedziałam o co chodzi i byłam szczęśliwa, po tytuł "Kiedyś zaśpiewam ci" z płyty "Poprawna Praca Serca" jest tak pięknym utworem, tak pięknie brzmi (szczególnie puszczony w samochodzie na cały regulator 😆), że to była czysta przyjemność usłyszeć go na żywo, na końcu koncertu. 

Hans Solo, ale jednak z zespołem - Kiedyś zaśpiewam ci | Luxtorpeda, Lublin, 14.12.2019


Także podczas tego koncertu było tyle akcentów, że wlicza się to tych najlepszych koncertów Luxtorpedy, na jakich byłam. Dodatkowo te akcenty i grana na żywo muzyka i trochę humoru od zespołu trochę przegnały mi tego mojego 'doła'. Z niecierpliwością czekam na ich nową płytę, która podobno w przyszłym roku, za co trzymam kciuki, a sądząc po dwóch nowych utworach, raczej fani się nie zawiodą nowym wydawnictwem, tak myślę. Z resztą, oni nigdy nie zawodzą, nie ma o co się martwić 😊.





sobota, 14 grudnia 2019

skinny & dorski - przedmieścia / official video | I to się nazywa dobry rap!

Nigdy nie spodziewałam się, że będę słuchać rapu, no przynajmniej tego co jest teraz popularny, jakiś Bedoes, Szpaku, czy inny Tymek, albo coś co robią YouTuberzy. Zmienili to dwaj panowie, Warga z kanału zDvpy, który wydał swoją płytę i Skinny, znany również jako Brudna Małpa. 

O tym drugim chciałabym chwilę popisać, bo to co chłopak robi, to magia, kosmos normalnie. On też nie jest jakoś stricte YouTuberem, po prostu sobie robi filmy, a na filmach on robi wszystko, vlogi, gra, majstruje przy furze i tak dalej. Początkowe jego kawałki mi się nie podobały, ale te kawałki, które publikował aby zapowiedzieć swoją płytę są genialne, a najbardziej genialny jest ten poniżej, a z teledyskiem to już chyba inny wymiar 😃. Obserwuję go już trochę i nie da się nie zauważyć, że robi muzykę, bo lubi ją robić, że to z pasji. I robi to bardzo dobrze 😊. Z numerem "przedmieścia" jakoś się utożsamiam, nie wiem czemu. Nie wiem, może dlatego, że niektóre kawałki tekstu trochę pasują do mojego życia. Nie ważne 😛. Bit jest świetny, idealnie pasuje do tekstu i jego przesłania. Całość jest taka ciężka, agresywna momentami. No co tu dużo mówić, zajebisty kawałek!  

Nie mogę się doczekać, aż puszczę sobie ten numer w samochodzie, na cały regulator 😆. Chciałam napisać coś produktywnego, ale zawsze, jak zamierzam o czymś napisać, to moje pomysły na tekst idą sobie w cholerę i nic mi się nie klei tak jak bym tego chciała... Fuck. 





czwartek, 12 grudnia 2019

Trailer nowej płyty Selena Gomez! | "Rare"

Dzisiaj Selena Gomez opublikowała trailer swojego nowego albumu, który swoją premierę będzie miał 10 stycznia 2020 roku i jestem bardzo podekscytowana! Ta artystka jest ze mną najdłużej w mojej muzycznej podróży i po prostu nie mogę się doczekać jej nowej muzyki. 

A sądząc po trailerze można spodziewać się świetnych utworów, kompletnie nowego brzmienia, taki powiew świeżości i w muzyce Pop i w muzyce Seleny. Te urywki udostępnione w trailerze mi się spodobały i nie mogę się doczekać, żeby je usłyszeć. Spodziewam się bardzo dobrego powrotu artystki. 

Po obejrzeniu tego traileru jestem trochę bardziej podekscytowana, ale pewnie ta ekscytacja delikatnie opadnie, dopóki, powiedzmy, nie będzie premiery utworu z płyty, albo premiery samej płyty, ja tak mam 😛.





niedziela, 8 grudnia 2019

Polak potrafi! | "PÓŁ WIEKU POEZJI PÓŹNIEJ" | Fanowski film o Wiedźminie

Wczoraj odbyła się premiera fanowskiego filmu inspirowanego twórczością Andrzeja Sapkowskiego i który miałam okazję obejrzeć niedługo po premierze na YouTube. Szczegółów znam mało, bo dowiedziałam się o tym filmie z różnych stron internetowych, bo w jednym momencie pojawiły się mnóstwo artykułów na jego temat, z racji tego, że ostatnio temat Wiedźmina jest bardzo popularny, bo Netflix stworzył serial, który niedługo będzie miał swoją premierę. Tak więc przeczytałam, zobaczyłam takowe informacje i z ciekawości obejrzałam po prostu ten film. 

Pierwszym moim zaskoczeniem było to, że pojawiła się postać Lamberta, a nie Geralta, co jak dla mnie było fajną odmianą, bo zazwyczaj ten drugi gra główną role, a tu twórcy wzięli Lamberta i stworzyli swoją historię powiązaną z Sagą Wiedźmina. Fabuła w filmie była prosta, ale fajnie opowiedziana, podobało mi się, dobrze się oglądało. Świetnie zostało to nakręcone, mimo iż delikatnie widać, że to nie jest "profesjonalna" produkcja. W obrazie czuć taki słowiański klimat, z którym ludzie najczęściej kojarzą Wiedźmina, muzyka, lokalizacje, stroje postaci, wszystko było na wysokim poziomie. 

Produkcja powstała dzięki zbiórkom internetowym, niezależnie i niekomercyjnie, jak sami napisali "Film od fanów, dla fanów". Cieszę się, że powstało coś takiego. Świetna, twórcza, kreatywna rzecz, którą trzeba chwalić i rozpowszechniać dla większego odbioru. Po scenie po napisach można sądzić, że twórcy mają ochotę zrobić kolejny film, i mam nadzieję, że im się uda, bo to dobre jest! Wśród tego syfu na internecie, szczególnie na YouTube, trzeba chwalić takie produkcje i zachęcam do jego obejrzenia i dzielenia się nim z innymi.





PS. Moja wypowiedź mogła być trochę chaotyczna, bo nie mogłam się skupić nad pisaniem, a chciałam się podzielić tym filmem.


środa, 4 grudnia 2019

COMA powiedziała Game Over Lublinowi.

Grudzień zaczęłam  fajnie i nie fajnie. Fajnie bo byłam na koncercie zespołu COMA, a nie fajnie, bo to był ich ostatni koncert. 

To już drugi pożegnalny koncert na jakim byłam w tym roku. Gdzieś z początku roku byłam na ostatnim koncercie lubelskiego zespołu Phedora, a teraz byłam na ostatnim koncercie COMY. I to dziwne uczucie, kiedy było się na fajnym koncercie, ale był on ostatni. 

Na swój ostatni koncert w Lublinie COMA wybrała sobie dość nietypowe miejsce, bo w Centrum Spotkania Kultur, gdzie tego typu koncerty są raczej rzadkością. Dziwnie się czułam siedząc w sali Amfiteatru, zamiast stać przed sceną w którymś klubie. A właśnie, nietypową rzeczą było to, że wszyscy musieliśmy siedzieć, bo w końcu to Amfiteatr, i w trakcie koncertu widziałam jak niektórych energia rozpierała. To jest ciekawe w sumie, bo jak stoję, to zbytnio się nie ruszam, tam pokiwam głową i potupie nóżką, a jak musiałam siedzieć przez cały koncert, to nagle mi się ruszać zachciało 😆. 

Swoją drogą, ledwo lepiej poznałam zespół, a tu działalność skończył 😛. Na początku słyszałam w radiu utwory COMY i wiadomo, że kojarzyłam takie tytuły jak "Los Cebula I Krokodyle Łzy", "Daleka droga do domu", "System", czy "Spadam". Po jakimś czasie, jak już zaczynałam ogarniać jak działa internet, chciałam wziąć się i przesłuchać ich wszystkie albumy, ale tak długo mi się zeszło, że jak już przesłuchałam, to jakoś niedługo potem pojawił się album "2005 YU55". Wiec tak na oko znam się twórczością zespołu tak pięć/sześć lat. Na koncertach zaś byłam tylko na czterech, łącznie z tym pożegnalnym, i do tej pory żałuję, że jak grali na Lubelskich Juwenaliach któregoś roku, to ja wybrałam urodziny w rodzinie... To jest definicja bólu istnienia.



Cieszę się, że mogłam być na tych czterech koncertach, a ten pożegnalny, to ja w ogóle nie czułam, że jest pożegnalny. Była taka genialna atmosfera, że ja sobie siedziałam i delektowałam się muzyką. Zespół zaczął od przegenialnego utworu "Zaprzepaszczone siły wielkiej armii świętych znaków", gdzie początek lekko przydłużyli, co dało świetną atmosferę, a i tak utwór sam w sobie jest długi. Ja uwielbiam ten tytuł, a zagrany na żywo to czysta przyjemność dla uszu. Chyba z tego zachwytu, to aż oczy mi się lekko od łez zawilżyły. No lepszego rozpoczęcia koncertu chyba nie mogli zrobić.

Innym utworem przy którym zachwycałam się, że jest grany był "Cisza i ogień". Pewnego razu jechałam busem i usłyszałam ją w aplikacji na Spotify, i tak wryła mi się w głowę, że spytałam się, gdzie ja byłam, że o nim zapomniałam. Cieszyłam się, że został zagrany, chyba rzadko gra się takie melancholijne utwory, zazwyczaj są to te bardziej żywsze. No ale te żywsze również zostały zagrane, jak na przykład "Proste Decyzje", które bardzo lubię, "Lajki", które są bardzo fajne, "Trujące rośliny", czy "Odwołane". 

Zespół zagrał również utwory z ich najnowszego albumu, takie tytuły jak "Meluzyna", "Fantazja", "Przybysze z Matplanety", czy "Marsz robotów". Nie zabrakło też "Daleka droga do domu", "Los Cebula I Krokodyle Łzy", "Leszek Żukowski". Ku mojej uciesze wykonany został utwór "Popołudnia bezkarnie cytrynowe", który również uwielbiam, a na końcu oczywiście, tradycyjnie "Sto tysięcy jednakowych miast", ale tym razem nie siadaliśmy, tylko staliśmy, bo przecież siedzieliśmy przez cały koncert.  





Zespół pięknie zagrał, a do tego uroku dołączyło się świetne nagłośnienie, przy którym kompletnie nie czułam, że jest za głośno, nic mi nie szeleściło, żaden dźwięk mnie nie drażnił, jak to było raz w pewnym klubie no i ogólnie poezja. Dodatkowo mogłam zobaczyć jak mniej więcej wygląda Centrum Spotkania Kultur, bo raczej za szybko się tam nie pojawię 😛. Atmosfera była cudowna. Światła tak świetnie podkreślały to, co działo się na scenie, to aż szkoda, że nie mogłam swojego aparatu wyciągnąć, tylko jedynie telefon (a tyle świetnych ujęć by wyszło...😢). Ból dla fotografa. No cóż, może innym razem. 

Minęło już trochę czasu, a ja cały czas w pamięci mam ten wieczór i cały czas o nim myślę. Dodatkowo rodzice puszczają jakąś płytę COMY, więc tym bardziej nie dają mi zapomnieć. Tak pozytywnie nakręciła mnie ta muzyka wykonana na żywo i kontakt Piotra Roguckiego z publicznością, że ja jestem w stanie teraz pisać ten wpis,a normalnie miałabym amnezję i kompletnie nie wiedziałabym co napisać. Miałam kilka takich sytuacji, to wiem o czym mówię 😛. Dodatkowo jestem w trakcie pracy nad innym, trochę większym wpisem i teraz mi to idzie z łatwością, a przed koncertem się zacinałam i nie wiedziałam co pisać, mimo że to o czym piszę nie jest kompletnie związane z koncertem 😂. To się nazywa magia muzyki 😄. 

Ogólnie muzyka na żywo jest czymś wspaniałym. Mam nadzieję, że będzie mi dane jeszcze nie na jeden koncert, albo muzyczny festiwal pójść i czerpać przyjemność z słuchania swoich ulubionych wykonawców. Dla fana nie ma chyba nic lepszego niż usłyszenie utworów ulubionego zespołu, wykonawcy na żywo. Ja jak chodzę na koncerty, to jestem strasznie wdzięczna, że mogę na takowym być i często jestem wzruszona jak to było na koncercie Eda Sheerana, czy w tym roku na koncercie zespołu Sabaton na Mystic Festival, no albo będąc niedawno na koncercie zespołu COMA. 


COMA - Daleka droga do domu | GAME OVER TOUR | Lublin

COMA - Proste Decyzje | GAME OVER TOUR | Lublin


COMA - Trujące rośliny | GAME OVER TOUR | Lublin


COMA - Cisza i ogień | GAME OVER TOUR | Lublin 01.12.2019


COMA - Popołudnia bezkarnie cytrynowe | GAME OVER TOUR | Lublin 01.12.2019

wtorek, 3 grudnia 2019

Popis dziczy na Knotfescie

Wiele razy spotykałam się jak niektórzy użalali się nad Meksykanami, bo zły Donald Trump chce wybudować mur na granicy, bo przecież to ludzie i trzeba być empatycznym. Zaś sam Donald Trump chce wybudować ten mur by chronić swoich obywateli, bo przez nielegalnych imigrantów jest większa przestępczości.
I wiecie co?
Ma rację.

Ostatnio miałam tą nieprzyjemność zobaczyć co się działo na Knotfescie w Meksyku. Wcześniej coś widziałam na Instagramie, jak zespół Slipknot przepraszał fanów, że nie wystąpi, ale nie wiedziałam szczegółów, ale niestety je zobaczyłam.

Ludzie wyłamali barierki, podpalali jakieś podesty, wyrywali i kładli w ogień kable, wchodzili na scenę i spalili perkusje należącą do zespołu Evanescence. Jak ja na to patrzyłam to byłam lekko wstrząśnięta i niesamowicie wkurwiona. Ci ludzie nie mieli kompletnie żadnego szacunku do niczego i nikogo. Zachowywali się gorzej niż zwierzyna. Po prostu we mnie się do tej pory gotuje, choć piszę to prawie o piątej nad ranem, żeby po śnie tekst mi nie uciekł  z głowy. Gdy oglądałam wideo, jak ci ludzie na luzie brali i rozwalali, a potem podpalali perkusję Evanescence, to strasznie mi się zrobiło szkoda zespołu, że musiał mieć styczność z takim nieprzyjemnym (delikatnie mówiąc) akcydentem. 

Oba wymienione wyżej zespoły napisali, że chcieli by wrócić i wynagrodzić fanom to, że nie wystąpili, tyle że ja na ich miejscu nigdy więcej bym nie przyjechała do tego kraju, ci ludzie na to nie zasługują po czymś takim. Ja wiem, że nie wszyscy, to bandyci i chuligani, ale gdyby coś takiego stało się mi i mojemu zespołowi, to pokazała bym środkowy palec jedynie i nigdy tam nie wracała. No albo przynajmniej przez parę lat chociaż, a jak już by się zdarzyło, żebym przyjechała zagrać jakiś koncert, to po pierwsze nie na festiwalu, a po drugie w jakiejś hali, albo stadionie, żeby sami faktyczni fani na tym koncercie byli. 





Tylko teraz nasuwa mi się pytanie, gdzie byli organizatorzy i ochrona? To wyglądało jakby nikt tego nie pilnował, a przecież jak ja idę na jakieś Polskie Juwenalia chociażby, to jest mnóstwo osób z firmy ochroniarskiej. Dlaczego nikt nie pilnował sceny, skoro był tam rozstawiony sprzęt? Niby widziałam jak próbowali wyganiać (lekko mówiąc) ludzi, którzy weszli na tą scenę, ale i tak potem wchodził ktoś inny. Chociaż, w sumie patrząc z drugiej strony, to niebezpiecznie było przebywać z tymi ludźmi, i niech lepiej już niszczą sprzęt niż żeby zrobili ludziom krzywdę, albo chociaż jakąś policje wezwać, żeby towarzystwo rozgonić. Nie wiem, i'm confused. 

W każdym razie, ludzie sami wyłamali barierki, no chyba że naprawdę był to kłopot techniczny i źle były zamontowane te barierki, kto wie, to Meksyk, ale zakładając bardziej to pierwsze, no to sami byli sobie winni, że odwołano dwa ostatnie występy. Ta wściekłość, że trochę wcześniej festiwal został zakończony zawdzięczali samym sobie, a ci, co nie mogli się z tym pogodzić, a dodatkowo był pierdolnięty na umyśle, no to robił rozróbę razem z innymi. 

Przeraża mnie to, jak ludzie mogą się zachowywać i do jakich czynów mnogą się posunąć. Meksyk nie poprawił sobie tym swojej reputacji, a bardziej pokazał, że jednak Donald Trump ma rację. Mam nadzieję, że ten mur zostanie wybudowany, najlepiej z drutem kolczastym. A ten, kto będzie chciał się dostać do USA, to dostanie się tam LEGALNIE. 


¡TERROR EN KNOTFEST MÉXICO 2019! [ TODOS LOS VIDEOS ] 🔥👹

¡TERROR EN KNOTFEST MÉXICO 2019! PARTE 2 [ TODOS LOS VIDEOS ] 🔥👹


poniedziałek, 25 listopada 2019

Polska drugi raz z rzędu wygrała Eurowizję dla dzieci. No i fajnie.

Ja ogólnie nie przepadam za czymś takim jak Eurowizja. Uważam to za taniej jakości 'coś', gdzie jest taniej jakości muzyka. Ale jak każdego człowieka goni ciekawość, w szczególności, kiedy rok temu oglądałam Junior Eurovision, kiedy to Roksana Węgiel wygrała, dzięki czemu tegoroczna Eurowizja organizowana była w Polsce, tak więc byłam ciekawa, co tam się wydarzy i jak to będzie, bo z organizowaniem czegoś w Polsce bywa różnie 😉.

Tak jak rok temu pisałam, że piosenka "Anyone I Want To be" Roksany Węgiel na tle pozostałych utworów było wybijające, i nie brzmiało jak inne piosenki, nie było kolejną balladą, czy czymś z rodzaju 'łupu cupu' (tak wiem, oryginalne nazewnictwo 😆), tak w tym roku "Superhero" Viki Gabor jeszcze bardziej wybija się z pośród innych, chociaż w tym roku były też trochę mocniejsze propozycje niż w zeszłym roku. Nawet podoba mi się ten utwór, choć nie leży w moich gustach i nie jest czymś wyczynowym, no ale słuchając go, to ja go czuję, że tak powiem. Dziewczyna ma dwanaście lat i ma TAKI GŁOS, że ojeju.

I tak jak tegoroczne "Superhero" mi się podoba, mimo, iż może nie będę go słuchać na co dzień, to zeszłoroczne "Anyone I Want To Be" tylko akceptowałam, miałam neutralne zdanie, tak z czasem go znienawidziłam. Po prostu już wtedy tak nie do końca przepadałam za samą Roksaną, a jak już zaczynali puszczać tą jej piosenkę WSZĘDZIE, dosłownie WSZĘDZIE, nawet w najciemniejszych odłębach internetu, pisać na jej temat niemalże codziennie, nawet coś w stylu "Roksana Węgiel dodała zdjęcie na Instagrama", to moje nerwy nie wytrzymały. Uważam, że "Superhero" jest o wiele lepszą piosenką, a Viki ma o wiele lepszy głos niż Roksana i nagroda tegorocznej Eurowizji dla dzieci jej się należała 😄.


Poland 🇵🇱 - Viki Gabor - Superhero - LIVE - Junior Eurovision 2019


Słyszałam poprzedni utwór Viki, "Time", jeszcze z czasów "The Voice Kids" bodajże, no i on mi się nie podobała kompletnie. Jest niskiej jakości muzycznym tworem. W porównaniu do "Superhero" jest taaaakaaa różnica. "Time" to jest taka piosenka z brudnopisu, napisana na szybko i nagrana na kolanie, a głos dziewczyny kompletnie do niej nie pasuje. Takie moje zdanie. 

Warto wspomnieć jeszcze o poziomie tegorocznej Eurowizji, bo wśród, jak dla mnie, kiczu, były całkiem dobre pozycje, jak u reprezentantów Australii, Północnej Macedonii, Kahachstanu, a i uczestnicy z Malty i Rosji pod względem wokalnym byli niczego sobie. Byli jeszcze tacy uczestnicy, gdzie głos był bardzo dobry, ale piosenka już nie, na przykład reprezentant Gruzji, Walii, czy Portugalii. Jednak najbardziej irytującymi dźwiękami podzielili się z nami ludzie z Holandii, Francji, Hiszpanii i Białorusi. No nie podobały mi się ani piosenki, ani występy, a wokalnie to też tak słabo. Tak więc całkiem sporo było tych 'spoko' propozycji. W zeszłym roku, jak dobrze pamiętam, mało co mi się spodobało. Trochę szkoda mi tych z dobrym wokalem, a którzy dostali słabe kompozycje, takie rzeczy mnie gryzą.

Viki Gabor from Poland wins the Junior Eurovision Song Contest 2019! 🇵🇱


A tak na koniec wspomnę, że jeżeli mówię, znaczy piszę 😛, że coś mi się podoba, to bardziej w takim znaczeniu, że brzmi dobrze i całkiem dobrze się tego słucha, z tym, że raczej tylko jednorazowo, podczas konkursu Eurowizji 😂.

A tymczasem się żegnam, bo noc jest.

Viki Gabor - Superhero - Winning Performance - Junior Eurovision 2019

środa, 20 listopada 2019

Małpko tańcz.

W ostatnim wpisie poruszałam temat muzyki, której zazwyczaj się nie słucha mając w gustach swój jakiś dany gatunek muzyczny, ale są wyjątki w postaci powiedzmy jednej piosenki, która się podoba, a nie jest w tym gatunku. Wspominałam też, że sama miałam zamkniętą głowę na inną muzykę niż Rock/Metal i prawie wszystko inne uważałam za gówno (w większości jest tak do tej pory, ale pojawiają się wyjątki 😛). Wczoraj po raz kolejny potwierdziły się moje teorie. 

Otóż nie mogąc usnąć przeglądałam YouTube, no i na telefonie troszkę jest inaczej niż na komputerze, i polecane są inne rzeczy. Takim sposobem trafiłam na poniższe nagranie z wykonaniem na żywo dość popularnej, z tego co zauważyłam, piosenki z tytułem "Dance Monkey". Wtedy byłam na poziomie takim, że klikałam cokolwiek mnie w jakiś nawet najmniejszy sposób zaciekawiło. No i kliknęłam, i się mocno zdziwiłam. 

Do niedawna, a właściwie do wczoraj, tą piosenkę uważałam za kolejny popularny chłam, który ludzie masowo słuchają, a niektórzy słuchają tylko dlatego, że jest popularna. Teoretycznie nawet mnie zainteresował pod względem wokalnym i melodia szybko wpadała do ucha, jak gdzieś słyszałam fragmenty, czy w filmikach na YouTube, czy ktoś ją puścił i słyszałam kątem ucha, ale nie posłuchałam tej piosenki nigdy, mimo jakiegoś tam zainteresowania. Od początku moim założeniem na jej temat był taki, że zrobił ją jakiś DJ, czy coś w tym rodzaju, typiara, która śpiewa, jest jakaś randomowa i wzięli ją do tej piosenki tylko dlatego, że ma w jakiś sposób charakterystyczny głos i mając nadzieję, że przyciągnie ludzi, dodatkowo nasuwała mi się myśl, że jest to jakaś piosenka dla humoru, bo przecież 'monkey' w tytule, 'małpa', śmieszne... NIE.

Włączając to wideo, spodziewałam się dużo tancerzy, jakieś spektakularne choreografie i wystrojoną laskę próbującą coś śpiewać, ale i tak słychać playback. JAK JA SIĘ MYLIŁAM. To co zobaczyłam, to wokalistka, sama jedyna na scenie, ubrana normalnie, jakby przyszła do siebie do domu, widać w tej dziewczynie taką pewnego rodzaju oryginalność, taki jej styl. Dodatkowo nie jest laską z figurą modelki i wystrojoną w jakieś dziwaczne sceniczne kreacje, tak jak początkowo sądziłam, spodziewałam się włączając to wideo, tylko zwyczajną dziewczyną, która jak wstała, ubrała się i wyszła z domu, tak przyszła na tą scenę i zaśpiewała. To dało mi pierwszego takiego liścia w twarz. A drugi szybko nadchodził, bo gdy zaczynała śpiewać, to szczena mi opadła. JAKI ONA MA GŁOS! Znaczy, jak wspominałam, słuchać było, że ma taki charakterystyczny ten głos, ale na żywo robi po prostu MIAZGĘ. Prosta piosenka, bez jakieś większej historii w tekście, chociaż do tekstu nie zamierzam się przyczepiać, bo jest on adekwatny do muzyki rozrywkowej. Poza tym, jaką ona ma energię na tej scenie, ona po prostu żyje tą muzyką, którą stworzyła! Ja jak widzę coś takiego, w jakimkolwiek gatunku muzycznym, to mi się ciepło na serduszku robi, bo widać, że to nie jest robione dla pieniędzy, tylko z pasji.

                                    Tones and I - Dance Monkey (2019 NMA Performance)


Pod tym co obejrzałam, pojawił mi się w proponowanych poniższy materiał, z występu w programie Jimmy'ego Fallona i znowu mnie zaskoczyła, bo wstęp zagrała na pianinie i pokazała swój wokal z innej strony, a potem tak jak w poprzednim nagraniu pokazała moc swojego zadziornego głosu. Potem oczywiście przesłuchałam EP-kę, którą wydała, to tylko sześć utworów, więc dużo czasu mi nie zajęło i muszę powiedzieć, że owszem, jest to Pop, ale te piosenki opowiadają o czymś, po prostu są o czymś i mimo, iż w sumie tylko dwa tytuły prawdopodobnie ze mną zostaną, właśnie "Dance Monkey" i "The Kids Are Comming", to ta reszta piosenek nie jest zła, tylko ja jakbym miała ich słuchać, to moja cierpliwość by powiedziała 'STOP' i wyrzuciłabym to przez okno, w przenośni oczywiście 😛.

                                        Tones and I: Dance Monkey (U.S. TV Debut)


Pomimo tego, że znowu się przekonałam, że książki po okładce się nie ocenia, to jednak chyba mi już zostanie takie sceptyczne nastawienie to tej dzisiejszej muzyki popularnej, takiej co w radiu puszczają, bo dużo rzeczy to jednak chłam, dużo rzeczy robione jest tylko dla pieniędzy, nie przemawiają do mnie takie twory. Wiele takich tworów słuchałam, bo ktoś puszczał, no bo słucha taką muzykę i mi się zwyczajnie nie podobały. Albo spodobał mi się jakiś fragment piosenki, która okazała się potem niezbyt warta mojej uwagi, i w mojej myśli takie 'co za shit'. Dobrze, że przynajmniej jak coś takiego spodoba mi się, to po prostu tego słucham i nie hamuje się jak kiedyś.

PS. Jeśli coś brzmiało bez sensu, to tylko dlatego, że spałam cztery godziny 😆, a chciałam napisać ten wpis.

niedziela, 3 listopada 2019

Nietypowa muzyka, której słucham. | Melanie Martinez

Chyba większość ludzi ma swój określony gatunek muzyki, jakiego słucha, ale wśród wykonawców tego gatunku, ma jeszcze takich artystów, którzy są z kompletnie innego gatunku muzyki, którzy są kompletnym przeciwieństwem do tego co słucha, albo jest czymś nietypowym. I tak ludzie słuchający rapu, znajdą coś do im się spodoba w Popie, ludzie słuchający popu znajdą coś dla siebie w Reggae, a ludzie słuchający Rock'a znajdą sobie coś dla siebie w muzyce klasycznej, i tak dalej i tak dalej. Wiadomo o co chodzi. No i ja słucham głównie tej mocniejszej muzyki, Rock'a/Metalu i również mam kilka takich wyjątków w swojej muzycznej bibliotece, a o jednym z nich chciałam sobie popisać. 

Podobny wpis chciałam zrobić już dawno i zacząć tak jakby od początku, ale ja za nim się wezmę za cokolwiek, no to trochę się schodzi (nawet z pisaniem tego wpisu 😆). Musiałam dostać takiego kopa mobilizacji, żeby w końcu to zrobić, a artystka, o której chciałam popisać, dała mi wystarczający powód swoim nowym wydawnictwem, które jest jednocześnie albumem muzycznym i filmem. Niedawno swoją premierę miał album "K-12" Melanie Martinez, i razem z filmem wywarła na mnie ogromne wrażenie. Jednocześnie zainspirowało mnie to, aby zacząć w końcu tą serię wpisów. Znaczy, mam nadzieję, że będzie to seria, bo ze mną to nie wiadomo 😆.

Z Melanie Martinez spotkałam się oglądając filmik na YouTube takiej dziewczyny, której kanał nazywa się Kaktusiara i jak dobrze pamiętam rysowała w nim coś związanego z Melanie, no bo można było zauważyć, iż była jej fanką, a podczas filmiku w tle leciała piosenka "Cry Baby". Mam nadzieję, że niczego nie poplątałam. Potem obejrzałam chyba drugi film nawiązujący to tej artystki, no i gdzieś mnie to zaintrygowało. Nie wiem dlaczego i co dokładnie mnie przyciągnęło, aczkolwiek postanowiłam wyszukać daną piosenkę, wyżej wymienioną, i zobaczyć co to. Po obejrzeniu teledysku i wysłuchaniu piosenki, nie wiedziałam w sumie, co się wydarzyło, miałam takie 'WTF?' trochę. Z początku teledysk wydawał mi się dziwny. Duża, że tak powiem dziewczyna, ubrana w ubrania takie upodabniające się do tych dla dzieci, w ogóle ucharakteryzowana na dziecko, znajduje się w pokoju ucharakteryzowany na pokój dziecięcy, wokół niej są zabawki,które potem jej dokuczają, no i w ogóle wszystko było takie dziwne. Piosenka natomiast podobała mi się na jej początku, ale jak były partie refrenu, to myślałam, że coś mnie trafi, był irytujący na tamtą chwilę. Nie było to w moich klimatach, nie za bardzo podchodziło mi to, co zobaczyłam, ale co zrobiłam? Poszłam dalej i zobaczyłam następną piosenkę. 

Dlatego klikałam proponowane przez YouTube klipy do piosenek i z czasem zorientowałam się, że te teledyski są ze sobą połączone i po trzech, czy czterech piosenkach wpadłam na szalony pomysł i stwierdziłam, że włączę sobie playlistę, na której teledyski były ułożone chronologicznie, i mimo, że nie do końca podobały mi się te utwory, a teledyski te były dość charakterystyczne, to wzbudziło u mnie jednak taką specyficzną ciekawość i mimo iż to było kompletnie daleko od tego, co mnie interesuje i muzyki jakiej słucham, to jednak chciałam zobaczyć to całość po kolei. 

Kiedy już obejrzałam/wysłuchałam całość, to teledyski uznałam za takie pewnego rodzaju dziwne, ale zarazem oryginalne, zaś z muzyki zostawiłam sobie tylko kilka numerów - "Mad Hatter", on po pierwszym przesłuchaniu mi się spodobał i słuchając tej piosenki można się poczuć takim badassem, "Carousel", które brzmi tak fajnie creepy i nadawałby się do jakiegoś Horroru, albo Thilleru, bo nadałby jakiejś scenie jeszcze bardziej niepokojącego wydźwięku, "Dollhause", który jak dla mnie jest w podobnych klimatach, co poprzedni utwór, a sposób śpiewania zwrotek jest tak dobry, taki charakterystyczny, że porządnie wbija się w głowę, no a z teledyskiem robi wrażenie, a ostatni utwór, jaki sobie zostawiłam, to "Pacify Her" i zwyczajnie podoba mi się jego brzmienie, 

Potem do tematu nie wracałam przez jakiś czas. Słuchałam tylko tych piosenek, co sobie zostawiłam, do czasu, gdy natknęłam się na Instagramie na informację, że Melanie będzie wypuszczać nowy album, potem dotarła do mnie informacja, którą w sumie zignorowała, ze to będzie jednocześnie film i tym samym tematem się ponownie zainteresowałam. Zaintrygowało mnie jak artystka połączy muzykę i film, plus widząc jej teledyski, które owszem były dziwne i na tamten moment nie zrozumiałe, ale widziałam w nich kreatywność i oryginalność, mimo, iż może nie do końca mi się też one spodobały. Do teledysków może potem nie wróciłam, ale do muzyki już tak, bo postanowiłam przesłuchać ponownie całą płytę "Cry Baby" i efekt końcowy był taki, że tym razem spodobała mi się cała płyta! Nie wiem, czym to było spowodowane, ale zwyczajnie pozostałe utwory mi się spodobały. I sama sobie dałam robotę, bo musiałam dodać je do playlisty 😆. A tylko wspomnę, że na playlistach lubię mieć porządek i mieć dodane utwory według listy ułożonej na płycie 😂. 

Od tamtej pory moje zainteresowanie powoli się zwiększało. Na początku tylko zaobserwowałam Melanie na Instagramie, bo publikowała ona rzeczy dotyczące nowego wydawnictwa, ale też swoje zdjęcie w charakterystycznym dla niej stylu, tak jakby starej fotografii i często była ubrana, tak jak pokazywała się przykładowo na teledyskach.  Z czasem pojawiało się coraz więcej rzeczy związanych z nowym albumem, na przykład snippedy nowych utworów i w sumie tylko one musiały wystarczyć aż do premiery, bo nie opublikowała żadnego singla. Tymczasem na YouTube zaś, zaczynały mi się pojawiać w proponowanych filmach wywiady z Martinez, które oczywiście z ciekawości klikałam i dzięki nim udało mi się coś dowiedzieć na temat artystki. Dzięki temu te wszystkie dziwne do tej pory rzeczy stały się bardziej zrozumiałe. Nazwa piosenki, a jednocześnie albumu "Cry Baby", to imię wymyślonej przez Melanie postaci, zaś utwory i towarzyszące im teledyski opowiadały o losach tej postaci. Ogółem Martinez miała dość duży udział w reżyserowaniu klipów, niektóre wyreżyserowała w pełni ona. Im bardziej ją poznawałam, tym bardziej uważałam ją za kreatywną osobę. A po wysłuchaniu nowego albumu i obejrzeniu filmu, to już tym bardziej.

Nasza dzisiejsza bohaterka jest starsza ode mnie tylko trzy lata, bo urodziła się 28 kwietnie 1995 roku w Astorii, Queens, a wychowywała się w Baldwin, Nowy Jork. Jeszcze jako mała dziewczynka, słuchając Britney Spears, The Beatles, Christiny Aguilery, Brendy, Tupac'a, czy Biggie Smalls, postanowiła zostać wokalistką. Wiadomo, jak każde dziecko miała wymarzony zawód. Dzieci często zmieniają jednak zdanie, to zależy czym się interesują w danym momencie, ale nie w przypadku Melanie, bo, co mnie zdziwiło, będą w przedszkolu zaczęła pisać poezję. Tak poezję. A to już całkiem blisko do pisania tekstów piosenek, nie? 

Jako dziecko Melanie była bardzo emocjonalna, a nie wiedząc jak wytłumaczyć swoje uczucia i będąc nimi przytłoczona, płakała. Z tego powodu dostała przezwisko beksa, co po angielsku znaczy cry baby. Znajome? Tak Martinez wpadła na pomysł na imię swojej wymyślonej postaci. 

W 2012 roku wzięła udział w telewizyjnym konkursie "MSG Varsity Talent Show", gdzie zaśpiewała interpretację piosenki "Money (That's What I Want)" The Beatles autorstwa Baretta Stronga oraz "Shake Me, Wake Me (When It's Over)" od The Four Tops. Niestety została wyeliminowana w drugiej rundzie. Później, również w 2012 roku, zgłosiła się do trzeciej edycji programu "The Voice", gdzie na przesłuchaniu w ciemno wykonała utwór "Toxic" Britney Spears i z trójki jurorów, która się odwróciła, wybrała Adama Levine z Maroon 5 jako swojego trenera. Przeszła przez etapy bitwy i nokautów, dostając się do odcinków na żywo, gdzie doszła do piątego i w nim została wyeliminowana. Jednak była wdzięczna za to iż mogła w ogóle wziąć udział w tym programie, bo jak mówiła "Nigdy nie spodziewałam się, że dojdę tak daleko i to jest poza tym, o czym marzyłam. Jestem wdzięczna, że mogłam wyrazić kim jestem, jako artystka i naprawdę dotknąć ludzkich serc, ponieważ to było podstawowym celem",("I never expected to get this far and this is beyond what I've even dreamed of. I'm just so glad I got to express who I am as an artist and really touch people's hearts because that was the ultimate goal"). 


                     Melanie Martinez - Toxic (The Voice)

Po "The Voice" Melanie niezależnie zaczęła pracę nad swoim oryginalnym materiałem. Swój debiutancki singiel, "Dollhause" wydała 9 lutego 2014 roku. Utwór zaczyna się charakterystycznym dźwiękiem pozytywki, która brzmi jakby wydobywała go jakaś zabawka, co nadaje takiego creepy charakteru. Podoba mi się sposób śpiewania wersów zwrotek, zaś refren jest skomponowany tak hipnotyzująco, że zostaje w głowie na dłuższy czas, a z teledyskiem, gdzie Melanie gra lalkę i robi takie lalkowe ruchy, to robi jeszcze lepsze muzyczne wrażenie.

Historię piosenki artystka porównała do "Edwarda Nożycorękiego (Edward Scissorhands)", mówiąc, że opowiada ona o perfekcyjnym domu, z perfekcyjnym trawnikiem, w którym wszyscy wyglądają tak samo. Ale w każdym takim domu jest popieprzona grupa osób, która ukrywa się za bogactwem i doskonałością. ("It's the perfect hause, with the perfect lawn and they all look the same. But behind each hause there's a screwed up group of people, who are hiding behind wealth and perfection"). Do "dollhause" został nagrany teledysk, który powstał dzięki fanom, bo Melanie założyła internetową zbiórkę, gdzie fani mogli dodać swoją cegiełkę, co im się w sumie opłaciło, bo klip wyszedł świetnie. No mimo, że może nie do końca moje klimaty, to jednak robi wrażenie. Patrząc na charakteryzacje postaci będących w teledysku, na ucharakteryzowane pomieszczenia wyglądające na pokoje w domu dla lalek, czy na zachowania postaci, którzy odwzorowują to, o czym jest utwór i o tym o czym mówiła sama autorka i pokazują oni, że są perfekcyjni na zdjęciu, a gdy rozchodzą się w swoje kąty i poddawali się swoim NIE perfekcyjnym zachowaniom. Ogólnie za takimi rzeczami jak fryzury, makijaże, czy samo kręcenie teledysku, stali przyjaciele Melanie.

7 kwietnia 2014 Martinez trafiła do wytwórni Atlantic Records. Artystka ogłosiła, że chciałaby wyruszyć w trasę koncertową, zaś 19 maja 2014 wydała swoją debiutancką EP, zatytułowaną "Dollhause", a jedyny singiel z niej pochodzący, "Carousel", pokrył się złotem, certyfikowany przez Recording Industy Association of America (RIAA). Utwór zaczyna się od charakterystycznych dźwięków harmonijki (chyba, bo nie jestem do końca pewna, ale wydaje mi się, że to właśnie ten dźwięk), który jest podobny do takiego, cobyśmy usłyszeli jadąc właśnie na tytułowej karuzeli, albo ogólnie w wesołym miasteczku, no tak mi się kojarzy i ten dźwięk przeplata się w utworze. Dodaje też creepy klimatu. W piosence słychać też mocny bit, którą dodaje taką głębię. Właśnie głównie te dwa dźwięki spowodowały, że ta piosenka została w mojej głowie i musiałam ją zapisać na swojej playliście. Powstał również teledysk do tego utworu, który podkreśla jej creepy klimat, a akcja dzieje się w wesołym miasteczku i tytułowej karuzeli. Dodatkowo "Carousel" został wykorzystany jako motyw przewodni czwartego sezonu serialu "American Horror Story". Trzecim z czterech utworów na EP "Dollhause", to utwór "Deat To Me" o spokojnej melodii, coś w rodzaju ballady, ale jeszcze bardziej balladowy jest utwór "Bittersweet Tragedy" ze stałą melodią, żadnych przyśpieszeń. Te dwa utwory poznałam trochę później, po drugim przesłuchaniu albumu "Bry Baby", po którym postanowiłam trochę więcej dowiedzieć się muzycznie i zobaczyć jak brzmią utwory z EP-ek, których nie słyszałam i których nie było na wcześniej wspomnianym longplayu. Z tych dwóch utworów pozostał ze mną tylko "Seat To Me", bo mi się faktycznie spodobał, a "Bittersweet Tragedy" jakoś do mnie nie przemówiło. 


                     Melanie Martinez - Dead To Me 
                    (Official Audio)


                     Melanie Martinez - Bittersweet Tragedy 
                    (Official Audio)

1 czerwca 2015 roku wypuściła singiel "Pity Party", który pokrył się złotem według RIAA. Sample z refrenu zostały zapożyczone z utworu "It's My Party" piosenkarki Lesley Gore. I to właśnie refren spowodował, że ta piosenka mi się spodobała, bo wpada w ucho, no i jak mi wpadł w ucho, to już nie wyleciał, nie tylko refren, a cała piosenka. Słuchając jej za pierwszym razem coś mi nie odpowiadało. I miałam z tą piosenką coś takiego, że właśnie mi się nie podoba, ale została mi w głowie na dłużej, i mnie prześladowała. I nuciłam ją, mimo, że jej jeszcze nie lubiłam. 
Kolejny singiel swoją premierę miał 10 lipca 2015 i nosił tytuł "Soap". Z tą piosenką miałam tak, że nawet mi się podobała, przy pierwszym przesłuchaniu, ale gdy zaczynał się refren, to myślałam wtedy, że zwariuję przez ten bit zrobiony na wzór kapiącej wody. Tak mnie ten dźwięk irytował, że ledwie dosłuchałam do końca tej piosenki. No ale gdzieś po tym drugim przesłuchaniu płyty, zmieniłam zdanie co do "Soap", choć nadal łapię irytacją słysząc ten refren, ale to już zależy od mojego nastroju. I jak powiedzmy jestem wesoła, albo mało podatna do irytacji, to spokojnie sobie tej piosenki słucham, a jak mam zły humor i łatwo się irytuję, to ją omijam. Raz byłam nie w humorze i włączyłam "Soap", to chwilę po usłyszeniu refrenu jednak wyłączyłam ją. Singiel ten wylądował na dwunastym miejscu na liście Alternative Digital Songs oraz szóste na liście Pop Digital Songs. 
Niedługo po "Soap" swoją premierę miał kolejny singiel - "Sippy Cup", który pojawił się 31 lipca. Po pierwszym usłyszeniu był to utwór dla mnie obojętny i w sumie nie miałam o nim jakiegoś większego zdania. I teraz w sumie też tak jest, bo nie jest to jakiś masterpiece i w melodii mało się dzieje, ale jest taki spokojny, można usiąść, posłuchać go, zrelaksować się na przykład, albo jak chce się posłuchać czegoś wolniejszego, spokojniejszego, to właśnie taki utwór się przydaje. 



Na nową muzykę nie trzeba było długo czekać, bo czternaście dni później, 14 sierpnia 2015, wyszedł  album "Cry Baby", który  opowiada o życiu postaci  wymyślonej przez Martinez, ale każda piosenka ma odzwierciedlenie w prawdziwym życiu.  Pierwszym  numerem z albumu jest utwór o tym samym tytule. Od niego też się zaczęło moje zainteresowanie  Melanie  Martinez.  Ogólnie  z  utworem
"Cry Baby" miałam taką sytuację, że część zwrotek mi się nawet podobała, muzyka i sposób śpiewania artystki, w jej głosie taki fajny charakterek słychać, no ale refrenu nie mogłam znieść, w jakiś sposób mnie irytował, nie podobało mi się jak Melanie śpiewała podwyższonymi lekko tonami swojego głosu, i ciągłe powtarzanie "Cry Baby, Cry Baby" nie służyło mi do słuchania. Ale jak już słuchałam drugi raz album "Cry Baby", to moje podejście do tego refrenu zmieniło się diametralnie, było kompletnym przeciwieństwem tego, co odczuwałam za pierwszym razem, gdy słuchałam tego utworu, bo znalazłam w tym refrenie pewien urok i teraz podoba mi się całość. Piosenka jest też przedstawieniem postaci którą Melanie wykreowała i nazwała Cry Baby, a piosenka mówi o tym, że jest bardzo wrażliwa, łatwo się denerwuję, co zazwyczaj kończy się łzami.
Jako drugi utwór na albumie jest wspominane "Dollhause", który opisuje życie rodzinne Cry baby. Jej rodzina robi pozory perfekcyjnej, ale taką nie są. Matka jest alkoholiczką, przez męża, który ją zdradza, zaś brat bohaterki zażywa narkotyki. 
Trzecim numerem jest "Sippy Cup" będący głębszym spojrzeniem na rodzaj rodziny Cry Baby i jak naprawdę radzą sobie z rzeczami. 
Czwarty to "Carousel". Jest o pierwszym spotkaniu z miłością, która jet przykładem krążenia w kółko. Śpiewa o pogoni za kimś, do kogo nie dotrze. Cry Baby frustruje to, a gdy zdaję sobie sprawę, że nie może iść do przodu, ani rozwijać się w tym związku, jeszcze bardziej ją to frustruje.
Piątym utworem na albumie "Cry Baby", to "Alphabet Boy". Po pierwszej styczności z tą piosenką byłam ją zaintrygowana, ale ten jeden raz nie wystarczył, abym oceniła, czy mi się podoba, czy nie. Po powtórnym przesłuchaniu albumu przekonała mnie do siebie ta piosenka, głównie ten pewny siebie głos Melanie, taki mówiący "sama sobie poradzę, nie potrzebuję twojej pomocy, łaski bez". Czy coś w tym stylu. Nawet taka moja mała interpretacja wskazuje na to, że jest to piosenka o zerwaniu postaci Cry Baby ze swoim chłopakiem. 
Szóstym numerem na płycie jest też już wspominane "Soap", mówiący o trudnościach powiedzenia swoich uczuć chłopakowi, w którym się zakochało. Strach i obawy przed wyrażaniem głębszych emocji. Bohaterka zmaga się z tym, żeby powiedzieć chłopakowi, w którym się zakochała, o swoich uczuciach, które powodują, że czuje się zawstydzona i bezbronna. Boi się, że kiedy powie "Kocham cię" to pozbawi ich związek w niezręcznej sytuacji. Chłopak zareagowałby pozytywnie, albo odrzuciłby. 
Siódmym numerem zaś jest "Training Wheels", który jest taką spokojną melodią. Przypomina  mi trochę kołysankę, pierwsze dźwięki podsunęły mi takie porównanie. Takich piosenek lubię słuchać jak jestem spokojna, chce się uspokoić, albo chce odpocząć. Zaś sama piosenka jest o miłości. Ukazuje związek Cry Baby z jej sympatią. Chce ona przejść do następnego etapu. Tytułowe "koła treningowe" to metafora, że chce być poważna i upiera się, że pomoże jemu w porzuceniu lęku przed zaangażowaniem się w związek. 
Numer osiem to znajome "Pity Party" opowiadający o trochę nieudanej imprezie urodzinowej Cry baby, na które nikt nie przychodzi, łącznie z chłopakiem na którym jej zależało (ten sam z dwóch poprzednich utworów), co doprowadza ją do załamania emocjonalnego.
"Tag, You're It" to numer dziewięć. Z tą piosenką mam trochę problem, bo przy każdej dotychczas coś napisałam, co mi się podoba, albo próbowałam jakoś opisać jak brzmi porównywając do jakiegoś dźwięku, ale przy tej nie mogę napisać. W sensie, ona mi się podoba i jest jedną z tych bardziej lubianych piosenek na albumie, tylko nie mogę znaleźć odpowiednich słów. Jedyne co mi przychodzi do głowy, to myśl, że ta piosenka świetnie by pasowała do jakiegoś filmu, czy serialu, gdzie jest scena, właśnie z tą piosenką i są jakieś sceny z bohaterami. Chodzi mi o te sceny, gdzie gra tylko muzyka i są poszczególne ujęcia, gdzie postacie coś robią, muszą podjąć trudną decyzję, albo stało się coś trudnego do przeżycia i wśród tych postaci jest cisza, nie rozmawiają, ale my słyszymy muzykę. Lubię takie sceny. A jeszcze jak rzeczy na ekranie dzieją się pod rytm muzyki, to już w ogóle. Zaś tekst "Tag, You're It" jest o porwaniu Cry Baby przez wilka. Jest to metafora do napaści na tle seksualnym, gdzie napastnik wykorzystuję dziecięcą grę. 
Pod dziesiątką jest utwór "Milk And Cookies". Przy nim mam podobne odczucia co przy poprzednim utworze, też widziałabym go w jakiejś scenie w filmie czy serialu. Mogę dodać, że śpiewnie zwrotki mi się bardzo podoba. I kiedy Melanie śpiewa pierwszy wers - "One, two...", tak powoli, z wyraźnymi przecinkami pomiędzy tymi dwoma słowami; "...melatonin is coming for you", jest już śpiewane trochę szybciej, to mi się bardzo podoba. Refren zaś jest śpiewany dość wysoko, ale mi to nie przeszkadza. Ogólnie podoba mi się ta kompozycja, jest trochę wolniejsza, melodia jak i śpiew jest taki delikatny. W tekście Cry Baby jest zrozpaczona, że coś w niej pęka i zabija porywacza trującymi ciastkami i mlekiem. 
Jedenastka to "Pacify Her". Jedna z pierwszych piosenek Melanie, jaką sobie zapisałam. I znowu zradza się problem z próbą napisania czegoś o tym utworze. Ja niestety się tak zacinam, nie wiem co napisać, a potem pisanie wpisu się wydłuża i wydłuża, a na blogu pojawia się jeszcze później, o wiele później, niż bym tego chciała. Ale no cóż. Wracając. "Pacify Her" zaczyna się od dźwięków mi przypominających taki z pozytywki, i to takiej bardziej dla dzieci, albo w ogóle jakiejś zabawki dla dziecka, co w pisuje się w styl Martinez. I on się tam pojawia dość często w melodii, jest w sumie takim główniejszym motywem. I w ogóle ta piosenka ma taki fajny klimat. Co do tekstu, to opowiada on jak Cry Baby próbuje odbić chłopaka innej dziewczynie. Wie, że chłopak czuje coś do niej, a nie do swojej obecnej dziewczyny, dlatego ona chce, aby chłopak się jej pozbył. 
Powoli zbliżając się do końca, docieramy do "Mrs. Potato Head" pod numerem dwunastym. Utwór zaczyna się takim miłymi i przyjemnymi dźwiękami, które przewijają się przez cały utwór. I właśnie te dźwięki spowodowały, ze spodobała mi się ta piosenka. W ogóle to cała piosenka ma takie miłe, delikatne brzmienie, mimo że jest smutna. Utwór mówi o chirurgii plastycznej, podkreślając, że nawet jeśli piękno boli, to nie warto zaczynać cięcia i wklejania czegoś w siebie, ponieważ potem można tego żałować, że zmieniło się siebie w kogoś, kim się nie jest. Melanie mówi o tym w ten sposób: "zmiany w twoim wyglądzie nie poprawią twojej niepewności. [...] Chciałam napisać piosenkę, która naprawdę by przypominała mi i innym o tym, że jesteśmy piękni, kiedy jesteśmy naturalni". 
Ostatni, dwunasty utwór na podstawowej wersji albumu jest "Mad Hatter", pierwszy, który mi się spodobał po pierwszym jego usłyszeniu i nie musiałam go słuchać kilka razy, żeby się przekonać do niego, czy upewnić się czy ma pewno mi się podoba, tak jak miałam z poprzednimi piosenkami, jakie sobie zapisałam na playliście na początku. "Mad Hatter" jest taka badass, confident piosenka. No musiałam użyć angielskich słów, bo najlepiej określają tą piosenkę. Słuchając jej, przed oczami mam dziewczynę, która idzie po korytarzu szkoły, albo pracy i widać po niej, że niczego się nie boi, jest gotowa na nowe wyzwania. Albo ktoś, kto jest prześladowany, wyśmiewany nagle rzuca jakąś ciętą ripostą swoim oprawcom i to on wychodzi za wygranego. Jest jeszcze opcja, że jest jakaś scena w filmie, lub serialu, gdzie główny bohater walczy z tymi złymi i jest dobry w walce więc idzie mu to dobrze, albo ktoś robi coś kozackiego. Pasowała by mi ta piosenka do jakiejś sceny. No musiałam wciepnąć tu coś o filmie i serialu, bo jak ja słucham takich utworów to w głowie same obrazy mi się tworzą. Moja wyobraźnia pracuje. Właśnie tak działa na mnie muzyka. Utwór mówi o tym, że bycie szalonym jest okay. Cry Baby zaczyna czuć się komfortowo z tym, kim jest. Jest po prostu szaloną osobą i akceptuje fakt, że wszyscy najlepsi ludzie są szaleni. Inspirowana "Alicją w Krainie Czarów". 
Jest oczywiście i wersja deluxe albumu "Cry Baby", gdzie są dodatkowe trzy utwory. To było moje odkrycie, bo przy pierwszym odsłuchu olałam sobie wersję deluxe, nie odczuwałam takiej potrzeby. Pierwszy z trzech utworów nosi tytuł "Play Date". Jest lekki, przyjemny z delikatnym wokalem. Opowiada historię Cry Baby, która czuje się jedynie przyjacielem dla kogoś, kto mało o nią dba, mimo, że się często spotykają. Żałuje tego, że nie dbała o to, jak mało się komunikują, ale na koniec utworu przyznaje, że ceni ich spotkania. 
Drugi tytuł, to "Teddy Bear", który dla mnie ma brzmienie kołysanki. W melodii słychać charakterystyczny dźwięk na partii zwrotek, który powoduje, że piosenka zostaje dłużej w głowie, strasznie chwytliwe. Zrobiony chyba za pomocą gitary i jakoś podsterowany, ale nie mam pewności. Fajna, spokojna, chwytliwa kompozycja.
Trzeci i ostatni dodatkowy utwór to "Cake" przy którym mam podobne odczucia, co przy poprzednim. Zaczyna się od wyciszonej melodii pianina, który stopniowo staje się bardziej wyraźny i jest w partii melodii zwrotek. Przy drugiej zwrotce dodany jest dźwięk tykania zegara i rytmiczne klaskanie, co daje fajny efekt w kompozycji. Zaś melodia refrenu zaś jest czymś w rodzaju muzyki elektronicznej, tak mi się wydaje. Normalnie by mnie irytował, ale tu jest skomponowany w sposób w jaki ja mogę tego słuchać. Do tego dodali coś w stylu śpiewu operowego, który jest wykorzystywany bardziej jak dźwięk niż wokal. Utwór opowiada o tym, jak Cry Baby przeciwstawia się jej kochankowi, który chce ją tylko dla przyjemności, ale on próbuję ją omotać z powrotem. 

Do wszystkich utworów z albumu "Cry Baby", oczywiście podstawowej wersji, zostały nakręcone teledyski, które nawiązują do siebie. I tak teledysk do "Cry Baby" ukazuje narodziny głównej bohaterki. Tuż po porodzie jej matce syn podpala papierosa, zaś nowo narodzone dziecko płacze, przynoszone na rękach przez pielęgniarkę. Matka krzywi się i przeszkadza jej płacz, przez co nazywa dziecko beksa. Dlatego chłopiec, jej syn, w akcie urodzenia wpisuje imię Cry Baby. 
Po tym wstępie przenosimy się ujęciem do domu i zaczyna lecieć piosenka. Melanie wciela się w małe dziecko i odpowiednio ucharakteryzowana leży w łóżeczku. Cry Baby budzi się, a zaraz widzimy scenę, gdy siedzi w dziecięcym krzesełku, który służy do karmienia, to też jej matka właśnie to chce zrobić, ale robi to będąc pijana i trzymając w ręku butelkę wina. Widać, że jest alkoholiczką. Cry baby nie chce jeść podanego przez matkę pokarmu, a w   kolejnych    scenach     jest
dręczona przez zabawki, aż w końcu nie wytrzymuje emocji i zaczyna płakać, do tego stopnia, że łzy zalewają cały pokój. Następnie jest zbliżenia na domek dla lalek, z którego okna przelewa się ta łzowa powódź. Tego segmentu chyb anie do końca rozumiem, ale wydaje mi się, ze ten domek dla lalek jest metaforą tego, co się dzieje w głowie bohaterki. To co wiem na pewno, jest to nawiązanie do następnego utworu. 
Teledysk do "Dollhause" odwzorowuje to, co dzieje się w tekście. Ukazuje dom dla lalek w którym jest Cry Baby i jej (nie)perfekcyjna rodzina, którzy są przedstawieni jako lalki. Obraz odwołuje się do śpiewanego tekstu, ukazując matkę upitą do nieprzytomności, brak obecności ojca, który ma kochankę i zapewne jest u niej i brata który pali marihuanę. Gdy rodzina ustawia się do zdjęcia, to po jego zrobieniu wraca do swoich czynności. Następnie rodzina ogląda telewizję i w tym czasie Cry Baby zwraca uwagę słuchacza    na   jej   matkę,   która   wie   o   zdradach   męża, 
dlatego gdy nikt nie patrzy  pije
alkohol. Zaraz przychodzi dziewczynka, która chce pobawić się lalkami, dlatego każde z nich wraca na swoje miejsce, "być plastikiem". Przemawia do niej Cry Baby i nagle pojawia się w domku dla lalek i zostaje "przemieniona" w lalkę. Jednak udaje jej się wrócić z powrotem i przestraszona ucieka. Moja interpretacja jest prosta. Moment ustawiania się do zdjęcia jest odzwierciedleniem "z rodziną wychodzi się dobrze tylko na zdjęciu", natomiast moment, gdy rodzina wraca na swoje miejsca i staje się ponownie "plastikiem", to dla mnie jest ten moment kiedy rodzina udaję tą "perfekcyjną", że wszystko z nią w porządku, gdy ktoś z zewnątrz patrzy. 
Kolejny obraz jest do piosenki "Sippy Cup". Po raz kolejny widzimy pijaną matkę Cry Baby, która nadal nalewa sobie trunek do filiżanki,
siedząc w  kuchni. W końcu pijana 
ląduje na podłodze. Cry baby śpi w swoim pokoju i przebudza się, akurat w tym momencie oślepia ją światło z zewnątrz. To jej ojciec przyjechał z kochanką i gdy przechodzą przez kuchnię, zauważa ich pijana matka, która napada na nich, przywiązuje do krzeseł i po ostatnim łyku wina, zabija ich. Po swoich czynach jest zszokowana i przykrywa dwa ciała białym materiałem. Natomiast Cry Baby schodzi by sprawdzić co się dzieje "na dole, w kuchni". Dokonując makabrycznego odkrycie jest w szoku. Zaś matka pozbywa jej przytomności, przywiązuje do łóżka i ją otruwa. 
Następny teledysk jest do"Carousel". W sumie to za dużo on nie pokazuje, bo Cry baby kręci się na różnych karuzelach, jest w wesołym miasteczku z chłopakiem, który ją zmusza do siedzenia,  co jest interpretacją kręcenia się w obłędnym kole i staniu w miejscu w związku, w którym jest główna bohaterka. 
Idąc dalej mamy klip do "Alphabet Boy" w którym w sumie również się nic nie dzieje. Znaczy jest to prosty obraz i Melanie będąc swoją wykreowaną postacią robi różne rzeczy, na przykład wspina się na duże klocki, z których potem spada, je lizaka, którego jej ktoś zabiera, jest to prawdopodobnie chłopak bohaterki, o którym jest piosenka, podpala mu papierosa, strzela z pistoletu na wodę, je płatki na mleku w kształcie literek, a obok ułożony jest z nich tytuł  piosenki,  który  zaraz potem rozwala,  gdzieś     tam    trzyma     duży                         
nóż, na lodówce ułożone jest "Fuck You" i te sceny tam się przeplatają ze sobą nawiązując do tekstu. Jako fajny dodatek są napisy na dole obrazu, które były tekstem piosenki, zrobione na wzór karaoke. 
Potem mamy coś nowego, z czym się nie spotkałam wcześniej, czyli połączenie teledysków do piosenek "Soap" i "Training Wheels". Jest teledysk do pierwszego utworu, kończy się w jakiś sposób, i zaczyna się drugi teledysk, zaczynając nawiązując do tamtego zakończenia. No tak jakby dwie części. W części pierwszej, "Soap", Cry Baby będąc w wannie, zdenerwowana do Johnny'ego, chłopaka, którego lubi i z trudnością zaprasza do domu. Johnny przed przybyciem bierze kąpiel. Kran włącza się sam, napełniając wannę wodą. Telewizor, który był w łazience sam się włączył, gasną świece. W pewnym momencie do jego wanny spada toster, rażąc prądem. Gdy pojawiają się mydlane bąbelki, Johnny rozbija je. W pewnym momencie, niespodziewanie w wannie pojawia się Cry Baby i cała roztrzęsiona całuje chłopaka. Przechodząc do drugiej części, "Training Wheels", to ma tak jakby dwa segmenty. Pierwszy z nich zaczyna tą część teledysku i Cry Baby leży w lesie, blisko chłopaka w któym się zakochała. Gdy budzi się, jest zdezorientowana i jednocześnie przestraszona, patrzy na chłopaka, podchodzi do niego i dotyka go palcem w policzek, a ten się budzi, zaś dziewczyna odskakuje z przestrachem. Chłopak próbuje ją jakby uspokoić, zaraz zatyka jej oczy, stojąc za nią i po chwili je odsłania. Dziewczyna jest zdenerwowana i chce odejść, ale chłopak podchodzi i ją łapie, ale ona ponownie chce odejść, to też on łapie ją za rękę, potem za drugą i dziewczyna się uspokaja. Zaczynają się kręcić w koło i w pewnym momencie Cry Baby puszcze ręce chłopaka, ten ląduje na dużym kamieniu i jest na nią obrażony. Ona chce się pogodzić, ale jakby chłopak  zaczął  się  droczyć  i  ją  naśladować  i  przedrzeźniać,
na co tym razem ona się obraża i 
odchodzi. I na tym ten segment się kończy. Drugi zaś jest o nauce chłopaka jazdy na rowerze. Cry Baby przychodzi z rowerem i chce, aby chłopak na nim usiadł. Ten jednak nie za bardzo tego chce. Nie jest tego pewien. Dziewczyna nie daje za wygraną i chłopak robi co ona chce. Cry baby uczy go jazdy i popycha rower, aby pomóc mu wystartować. Udaje mu się pojechać i nawet mu się to spodobało, na co dziewczyna też jest zadowolona. Uznaje, że chłopak jest gotowy i zdejmuje dodatkowe koła od roweru. Tej decyzji chłopak również nie jest pewien. Cry baby ponownie pomaga mu ruszyć, ale za chwilę chłopak się wywala, dlatego dziewczyna przykleja mu na kolano plaster i zaraz próbują dalej. Gdy chłopak jedzie na przeciwko niej, Cry Baby czeka, nastawia się na pocałunek, ale chłopiec znika, a ona prawie upada do przodu. Pierwszego segmentu chyba nie rozumiem, więc go zostawię, zaś ten drugi, z rowerem, interpretuje w ten sposób, że nauka jazdy na rowerze to taka metafora rozwoju związku. Najpierw przełamanie się, aby usiąść na rower, potem pierwsza jazda, jeszcze z dodatkowymi kółkami dołączonymi do tylnego koła, a potem ich zdjęcie i ryzyko jazdy, pierwszy upadek, kontynuowanie nauki jazdy, gdzie już jest wszystko w porządku. Każdy z tych etapów nauki jazdy odpowiada jakiemuś etapowi w związku.
Potem mamy klip do "Pity Party" w którym nasza płytowa bohaterka organizuje imprezę urodzinową. Z podekscytowaniem pisze zaproszenia i wysyła je, a w dzień właśnie tej imprezy budzi się, będąc już ubraną   w   sukienkę   na   tę   okoliczność  i  jest  szczęśliwa.  Z niecierpliwością czeka na gości,

którzy jednak nie przychodzą, w tym chłopak, na którym jej zależało. Jest tu mowa o tym samym chłopaku z poprzednich dwóch utworów. Cry Baby jest rozżalona. Najpierw rozmawia z niewidzialnymi gośćmi, potem przebiera się za klauna, aż w końcu wpada w kompletny szał i wszystko rozwala. Gdy już porozcinała pluszaki, poprzebijała balony i zniszczyła jeden z tortów, na końcu usiadła przy stole, zdmuchnęła świeczki z tortu z napisem "Happy Birthday Cry Baby" i opadając na oparcie krzesła, kontynuuje palenie papierosa. 
Przy kolejnych utworach znowu mamy łączenie dwóch teledysków. Najpierw mamy część z teledyskiem do "Tag, You're It". Jest to kontynuacja zaraz po "Pity Party", co mogą sugerować wyrzucane przez Cry Baby śmieci, które składają się z elementów dekoracji, czy plastikowych kubków. Nasza bohaterka idzie sobie zrobić zakupy. I tak wybiera sobie w sklepie płatki śniadaniowe, a będąc przy kasie, by zapłacić za produkty, kasjerka daję jej tajemniczą fiolkę, wyglądającą na taką z trucizną. No ona sobie wychodzi, widzi lodziarnię i chce kupić sobie loda. W lodziarni jest wilk, który wcześniej się przewijał, na przykład jadąc, miał przy sobie nóż, machał dzieciom ze szkolnego autobusu, czy podczas jazdy i prawdopodobnie myśleniu o tym, co chciał zrobić, obficie się ślinił. Wilk daje loda, ale nie takiego, jakiego Cry Baby chciała, tylko tylko  takiego  specjalnego, po  którym traci  przytomność, co było 
celem  wilka,  który zaraz pakuje
ją do samochodu i odjeżdża z wesołą muzyczką lodziarni. Ekran się ściemnia i rozjaśnia już na nowej scenie z zaczynającą się piosenką "Milk And Cookies". Cry Baby budzi się w skrzyni, między pluszakami i przestraszona z niej wychodzi. Znajduje się w pomieszczeniu przypominającym kuchnię, gdzie na lodówce wisi kartka, prawdopodobnie od porywacza w którym nakazuje zrobienie ciastek i pozostawienie ich na stole. Cry Baby posłusznie zaczyna robić ciasteczka. W pewnym momencie wypada jej fiolka, którą dostała od kasjerki i zapewne domyślając się, że to trucizna dolewa jej do składników ciasta. Wilk, mimo iż ją obserwuje, nie widzi tego, bo akurat dzwoni do niego telefon. Cry Baby zrobiła ciasteczka na czas, a wilk widząc to, przychodzi do niej. Ta jest przestraszona, ale kiedy trucizna zaczyna działać, uśmiecha się przebiegle i ucieka. 
Tekst "Pacify Her" opowiada o odbijaniu chłopaka i teledysk również jest o tym. Znowu mamy umieszczone wszystko w dziecięcym świecie. Cry Baby bawi się sama w łóżeczku, kiedy to przychodzi chłopak razem ze swoją dziewczyną, którzy zaczynają się bawić między sobą. Chłopiec zainteresował się Cry Baby. Dziewczyna, która z nim jest widzi to i zwraca mu uwagę, aby skupił się na niej. Dlatego Cry Baby pisze do niego wiadomość, czy chciałby się z nią pobawić, zaś ten po przeczytaniu uśmiecha się do niej, wykazując chęć, ale jego dziewczyna widzą tą wiadomość drze kartkę, dając chłopcu do zrozumienia, że nic z tego. Zdenerwowana Cry Baby używając swoich mocy, rzuca grą planszową i znajdującymi się na niej pionkami. Tamta dwójka kontynuuje zabawę, a Cry
Baby odkręca lalkom głowy, by potem zrobić to samo ze swoją głową, używając prawdopodobnie magii i udaje jej się ponownie zwrócić uwagę chłopca na siebie. Podoba się jemu sztuczka. Jego dziewczyna znowu chce aby na nią zwrócił uwagę więc nastawia się na pocałunek, ale do jej trafia dziecięcy smoczek, co po angielsku znaczy pacifier i nawiązuje do tytułowego "Pacify" - spacyfikować. Cry baby i chłopiec chcą się do siebie zbliżyć, ale nagle między nimi pojawia się tamta dziewczyna i pokazuje się chłopakowi nagą górną partię swojego ciała, co przekonuje go, by jednak z nią został i wychodzą z pokoju. No a Cry Baby płacze. 
Przechodzimy do przedostatniego klipu, klipu do "Mrs. Potato Head". Cry Baby ogląda telewizję, czesząc w międzyczasie włosy lalki. W telewizji zaś lecą reklamy promujące tabletki na odchudzanie, czy peruki. Cry baby postanowiła być jak te panie z reklam i idzie do łazienki, by chusteczkami "powiększyć" sobie piersi, założyć perukę i wziąć tabletki. I kiedy już wygląda "perfekcyjnie" wraca by kontynuować oglądanie telewizji. Tam zaś puszczony jest jakiś film,
w którym do mężczyzny  przychodzi                                   

kobieta, którzy wyglądają na parę i są szczęśliwi. Kobieta dostaje nowy naszyjnik i kartkę, na której zapisano datę i godzinę wizyty u lekarza. Chirurga plastycznego. Ona jest z tego powodu uradowana i lekko zdziwiona, że mężczyzna zrobił to dla niej, zaś ten jest szczęśliwy, że spełnił jej (prawdopodobnie) zachciankę. Kobieta przed snem bierze tabletki, nawiązując do tych, które wcześniej pokazywane były w reklamie. Kolejnego dnia, po przebudzeniu, patrzy w lustro, pewnie sprawdzić, czy tabletki działają. Potem dochodzi do wizyty u chirurga plastycznego, gdzie planowane są zmiany w wyglądzie kobiety które mają być wykonane na zabiegu. Operacja plastyczna dochodzi do skutku. Powiększenie biustu, gdzie implanty zostały pokazane jako zmięte chusteczki, (nawiązanie do tego, co robiła Cry Baby). Potem pacjentkę widzimy na wózku z obbandażowaną całą głową i kroplówką. W kolejnej scenie jest już ona w domu i śpi, a mężczyzna wykorzystuje to i ścina jej włosy. Widząc to po obudzeniu, jak zwykle, patrząc w lustro, jest przerażona. Jej partner próbuję ją uspokoić. Zaraz odbandażowuje jej twarz , by zobaczyć efekty operacji plastycznej. Kobieta wygląda... okropnie. Mężczyzna panikuje i jest przerażony, do czego się przyczynił. Aby uspokoić kobietę, podarował jej perukę. Ona również nie cieszy się ze zmian, ale próbuje udać, że wszystko jest okay i stroi się dla swojego ukochanego. Czekając na niego, przez okno widzi go z inną kobietą, której wręcza kwiaty (tak jak jej na początku). To ją zabolało. Zaś Cry Baby po obejrzeniu tego filmu również jest zszokowana i zdejmuje perukę i wyjmuje chusteczki z biustonosza. 
No i ostatni. Teledysk do "Mad Hatter". Cry Baby siedzi sobie na łóżku, prawdopodobnie w swoim pokoju, i zapala sobie papierosa. Zaraz pija tajemniczy trunek i zasypia, czy tam traci przytomność, ale jeszcze przed zamknięciem oczu widzi dwie kobiety, z czarnymi oczami. Jedna to kasjerka z "Tag, You're It", a druga to pielęgniarka z klipu do "Cry Baby". Po tym jak już nasza bohaterka zamknęła oczy, pojawia się ona w jakimś tajemniczym miejscu, gdzie jest taką kukiełkę, która w jest w pudle i wyskakuje, kiedy się korbką pokręci. I właśnie Cry Baby tak wyskakuje, bo lalka kręciła taką korbką. Zaraz pojawiają się pluszaki i tą lalkę, która okazała się być dmuchana, podają ją dziewczynie, która zaś przedziurawia ją,
aby  wyssać z niej prawdopodobnie                                   

hel, bo za chwilę unosi się ku górze. Tam zaś dotyka sufitu z białych róż, a gdy ich dotyka, stają się czerwone. Razem z nią są pluszaki. Cry Baby nagle spada i znajduje się już gdzie indziej, a przed nią stoją dwie podobne dmuchane lalki, do tej z początku. Cry Baby przed nimi zdziera sobie skórę z twarzy, która swoją drogą wygląda dziwnie, zaś dwie lalki zaczynają się topić, bo pluszaki zaatakowały ich suszarkami. Potem pluszaki zaczynają chodzić, tańczyć wokół dziewczyny, a potem ją podnoszą, noszą na rękach i podrzucają tak, że aż trafia do gabinetu lekarskiego. Doktor chce dać jej jakieś tabletki, ale nagle pojawiają się pluszaki i ją uwalniają. Cry Baby trafi nagle do naczynie z lodami, które leży na stole, przy którym siedzi "rodzina" dmuchanych lalek, która chce pojeść sobie lody. Cry Baby znowu zostaje uratowana przez tamte pluszaki. Potem idzie za nimi do ogrodu? gdzie idą sobie pączek z dziurką, lód, ciastko. Cry Baby bierze sobie tego pączka i go zjada, tym samym go zabijając. Nagle się budzi. nadal jest w swoim pokoju, w swoim łóżku. Również ma czarne oczy. Nie do końca pojmuję o co chodziło w tym teledysku, ale piosenka, jak i pewnie sam klip inspirowany jest "Alicją W Krainie Czarów", więc nie będę zadawała pytań 😛.

Wszystkie teledyski są zrobione w takich dziecinnych klimatach, takie są też charakteryzacje postaci, czy pomieszczeń i wszystko ma taki specyficzny, może nie do końca zrozumiały format, jak dla mnie i w sumie nie mogę powiedzieć, czy on mi się podoba, bo niektóre rzeczy są naprawdę spoko, niektóre są dziwne, a niektóre nawet mające morał, jak na przykład w teledysku do "Mrs. Potato Head", który mówi, że operacje plastyczne nie są konieczne, żeby być pięknym. Mimo tego, że może nie do końca to rozumiem i też nie mogę określić czy to lubię, to ja tego nie neguję, a nawet szanuję, bo to jest bardzo kreatywne! Nigdzie nie widzę takiego podejścia do pokazywania muzyki, zazwyczaj jakaś popularna gwiazdeczka pokazuje w teledyskach jak tańczy, coraz częściej widzę wyzywający ten taniec, albo jest roznegliżowana, albo te dwie rzeczy łączą się ze sobą. Rzadko takie teledyski opowiadają jakąś historię i odzwierciedla to, co się dzieje w tekście, bo te też w gruncie rzeczy są o niczym, albo o pieniądzach, albo o tym, że ktoś chce widzieć kogoś w swoim łóżku i tak dalej. Ostatnio zaczęłam szanować i doceniać rzeczy kreatywne, nawet mimo tego, że coś może mi się nie podobać, mogę tego nie rozumieć, albo nie wiem co o tym myśleć. I właśnie na przykładzie teledysków Melanie, nie do końca wiem co o nich myśleć, ale widzę w nich kreatywność, co mi się podoba. 




25 listopada 2016 Martinez wypuściła drugą EP-kę zatytułowaną "Cry Baby Extra Clutter EP", z samymi bonusowymi utworami z "Cry Baby", w formie winylowej płyty. Znalazły się na nim utwory "Play Date", "Teddy Bear", "Cake" i "Gingerbread Man", który został wydany w grudniu 2015 jako świąteczny singiel. 

Jest jeszcze jedna EP, ale różnie ją nazywają, że tak powiem, bo jest to specjalnie wydana EP-ka dla sklepu iTunes i niektórzy jej nie zaliczają , a niektórzy mówią że jest drugą EP, przed "Cry baby Extra Clutter EP", więc ja tylko wspomnę o nim. Został wydany 6 maja 2016 roku i na sobie mieścił utwory "Pity Party", "Dollhause", "Dead To Me" i "Bittersweet Tragedy". 




I takim sposobem doszliśmy do sedna, do czegoś, czym Melanie mnie zaimponowała i zainspirowała do stworzenia tego wpisu. Otóż ostatnim punktem tego mojego "wypracowania" będzie album, który jest jednocześnie FILMEM zatytułowanym "K-12", mający swoją premierę 6 wrześnie 2019 roku. Na początku chyba trzeba wyjaśnić  tytuł.  Otóż tytułowe K-12 jest to system edukacyjny używany, z tego co wyszukałam, między innymi w Ameryce. Na początku myślałam, że tylko w Ameryce, ale nie 😛. Chodzi w nim o to, że zaczyna się od przedszkola ('K' - Kindergarten) do 12 klasy. Jeden/dwa lata w przedszkolu (w zależności, czy pójdzie się do niego w wieku czterech, czy pięciu lat), potem pięć lat szkoły podstawowej, trzy lata Middle school, czyli odpowiednika naszego gimnazjum (jak jeszcze było 😆), no i cztery lata liceum. Tam są jeszcze różne opcje tego systemu i szkół, ale to już nie ruszam tego tematu, kto będzie chciał więcej się dowiedzieć, to znajdzie odpowiedź u wujka Google 😛.
W filmie "K-12" powracamy do znanej nam już postaci Cry Baby (i znowu będę mnóstwo razy postarzać to imię 😂). Otóż główna bohaterka wyjeżdża do szkoły, coś w rodzaju z internatem. Jest z nią jej przyjaciółka Angelita i cały autobus uczniów. Cry Baby jest zestresowana całą sytuację, tym, że jadą do szkoły i tym, że uczniowie, głównie jeden z Niebieskich chłopców (Blue Boy)i Kelly ze swoją paczką, robią sobie z niej żarty i dokuczają jej. Już w pierwszych scenach mamy styczność z pastelowym stylem, czyli w sumie wszystkim - wystrojami wnętrz, charakteryzacje postaci, czy nawet szkolny autobus, który był o kolorze pudrowego różu. Oczywiście nie zabrakło też charakterystycznego dziecięcego akcentu w ubieraniu postaci. Chociaż na ten moment dziecięcy styl pasował najbardziej,
bo  przecież  postacie  zaczynają                                   
edukację i będą chodzić do przedszkola. Tu w ogóle warto wspomnieć, że każdy utwór w filmie jest wyznacznikiem, w której klasie są bohaterowie. I tak pierwsza piosenka, to przedszkole, druga piosenka do pierwsza klasa, i tak dalej. Tak więc pierwszym tytułem jest "Wheels On The Bus", bo w końcu jechali autobusem. Ma w sobie dźwięki piosenki dla dzieci o tym samym tytule i być może artystka właśnie nawiązywała do tego, bo w filmie jak już było wspominane, będą zaczynać naukę w przedszkolu i taki dziecięcy klimat to tego pasuje. Piosenka ta jest takim delikatnym rozpoczęciem albumu. Opowiada o tym co dzieje się w autobusie, na przykład niektórzy palą marihuanę, a zachowania uczniów ignoruje kierowca autobusu. Zaś opowiadająca o tym na śpiewająco Cry Baby, próbuje ich ignorować. Gdy czytałam interpretacje utworów, to w tej piosence ten kierowca autobusu jest taką metaforą ludzi, którzy widząc jak gdzieś dzieje się coś niedobrego, to ignorują i nie reagują w żaden sposób. Film jest musucalem, więc kiedy jest piosenka i Cry Baby śpiewa, to wiadomo, zrobione jest to jak teledysk i te sceny mi się bardzo podobały i fajnie zostały umieszczone w filmie. I w scenie z piosenką "Wheels On The Bus" jest nawet mała choreografia. Wszystkie postacie siedzą równo na siedzeniach autobusu i patrzą przed siebie jak zahipnotyzowani i tańczą na siedząco choreografię rąk. Pod koniec scen z autobusem Cry Baby i Angelita pokazują swoje nietypowe, bo magiczne, umiejętności. Gdy już dojechali do szkoły, Cry Baby razem ze swoją przyjaciółką popatrzyły się z obawami ba budynek, zanim do niego weszły. 
W kolejnej scenie szukają sali lekcyjnej, a gdy już ją znajdują z wielką niechęcią do niej wchodzą, spóźnione, co nie spodobało się nauczycielce, pani Daphne, która przed momentem zażywała narkotyki, co było przedstawione metaforycznie, jako proszek z kredy. Zaraz cała klasa musiała wstać do przysięgi. Nie wstał jednak jeden chłopiec o imieniu Henry, dlatego wynieśli go z sali siłą. Cry Baby przestraszyła się tego i wróciła do swojego, szkolnego zajęcia. I tu mamy kolejną piosenkę, "Class Fight". Dotyczy ona chłopaka o imieniu Brandon, który w filmie siedział za plecami Cry Baby i który chciał pożyczyć od niej gumkę do ścierania ołówka. Dziewczynie się to spowodowało, bo zauroczyła się w nim, ale ten ma dziewczynę, Kelly, która widząc to, miała atak zazdrości, dlatego od razu zareagowała. Poza złamaniem ołówkiem, to drugi ołówek zrzuciła z ławki, pozorując jego spadnięcie i wstała, by go podnieść, a robiąc to, wypięła się tyłkiem do Brandona, żeby przypomnieć mu o sobie. Chyba wiadomo o co chodzi, nie? Dodatkowo rzuca zmiętą kartkę z wiadomością do Cry Baby, aby ją nastraszyć. Nadszedł czas drzemki. Cry Baby i Angelita idą do magicznej kryjówki pod kołdrą, by pomówić o pogróżkach Kelly.
Angelita  proponuje  przyjaciółce                                   
wykonanie telefonu do matki. Mimo niechęci Cry Baby robi to, ale i tak jej matka nie odbiera, bo jak widzimy na ujęciu, leży ona na podłodze, prawdopodobnie pijana. W tym momencie jest refren piosenki, w którym jest tak jakby konwersacja między Cry Baby a jej rodzicami, matka jej mówi, by nie płakała z powodu tego chłopaka, co się w nim zauroczyła, zaś ojciec radzi jak zwalczyć Kelly. Czytając na temat tego utworu, to jego tekst może dotyczyć rywalizacjii kobiet w branży muzycznej, ale też o tym, jak kobiety są doprowadzane do wściekłości na inną kobietę, a nie na mężczyznę, który jest co do nich nie fair. Co w sumie pokazane jest dalej w filmie, bo Kelly, która jest zazdrosna o swojego chłopaka i w wyniku tego wpuszcza pod kołdrę Cry Baby jadowitego węża, która sobie poradziła z gadem. Potem akcja dzieje się na placu zabaw. Cry baby siedzi sobie z Angelitą, kiedy to Brandon się do nich przysiada, o czym chcą powiedzieć przyjaciółki Kelly, ale ta nie daje sobie przerywać swojej gatki, dlatego te gadają o tym między sobą. Gdy Kelly zauważa w końcu, że jej nie słuchają i w końcu widzi to, co przyjaciółki chciały jej przekazać. Wpada w furię i idzie w kierunku tamtej trójki. Brandon ucieka na bok, a Kelly atakuje Cry baby i przez chwilę ją bije. W końcu wyciąga nóż i przecina jej skórę na ręce i właśnie w tej chwili magiczne moce Cry Baby się ujawniły i unosi siebie i Kelly, a za chwilę swoimi wydłużonymi przez magię dwoma warkoczami oplątuję jej szyję i zaczyna dusić. Zaś pozostali, którzy jeszcze przed chwilą krzyczała "fight! fight!", gdy to Cry Baby była bita, nie mogła wyjść ze zdziwienia, a Angelita, która był trzymana, żeby nie pomogła Cry baby, wiedząc o umiejętnościach swojej przyjaciółki, aby się uśmiechała. Oczywiście Cry Baby puściła Kelly, ale obie zostały ukarane, bo akurat nadeszła nauczycielka, pani Daphne. Wszystkie utwory usłyszałam i poznałam oglądając film, bo stwierdziłam, że jak zacznę od przesłuchania albumu, to potem nie obejrzałabym filmu, bo albo by mi się utwory spodobały i bym tylko słuchała muzyki, a jak by mi się nie spodobało, to może stwierdziłabym, że film nie jest wart zobaczenia. I w sumie dobrze zrobiłam, bo piosenka "Class Fight" zrobiła na mnie wrażenie właśnie ze scenami z filmu. Muzyka fajnie przeplatała się ze scenami w filmie, i te dwie rzeczy się uzupełniały. I na początku leciała piosenka i podczas niej działy się wydarzenia scen filmu, potem jak główna bohaterka z przyjaciółką siedzi pod kołdrą, to muzyka jest ściszona, i w ogóle jest tylko melodia, bez słów, a w tym czasie te dwie postacie rozmawiają, potem jak Cry Baby dzwoni do matki i zaczyna się refren, to tak płynnie muzyka jest głośniejsza i płynnie jest ten refren śpiewany. Potem też jest taka muzyczna przerwa, jak dzieją się rzeczy przed atakiem Kelly na Cry Baby i potem znowu tak płynnie pojawia się śpiewana część piosenki. I to mi się bardzo spodobało. Samo brzmienie utworu mi się podoba, a z filmem (czy nawet moją wyobraźnią) ma jeszcze bardziej fajniejszy klimat. 
W pomieszczeniu, gdzie Cry Baby odbywała karę, był również Thomas, który brał jakieś tabletki. Gdy główna bohaterka spytała się, dlaczego używają leki na uczniach, ten odpowiedział jej iż po to, aby ich kontrolować i żeby nie mogli stamtąd wyjść. Cry Baby wykorzystuje swoje moce, by skontaktować się z dyrektorem szkoły, który przed chwilą zwolnił panią Harper, która jest po zmianie płci, tym samym pokazując jak nie akceptuje takich zmian u ludzi. Cry Baby wyzywa go i mówi, że wszystko robi źle. Od momentu dzwonienia Cry Baby do dyrektora, jest piosenka "The Principal" i przewija się on z momentem przesłuchania w sądzie, gdzie wszyscy członkowie sądu, to starzy, biali mężczyźni, którzy nawet nie słuchają co mówi Cry Baby.
Sceny  z  przesłuchaniem  są  też                                   
pierwszymi takimi artystycznymi scenami, bo główna bohaterka oraz inni uczniowie tańczą na sali sądowej. W końcu Cry Baby używa swoich mocy, aby wszyscy z rządu zniknęli. Tymczasem dyrektor zaczyna się dławić po wypiciu czegoś i upada, ale pani Daphne woła na pomoc Bunny Doctors (króliczych doktorów) i ratują go. W piosence dyrektor jest metaforą dla prezydenta Stanów Zjednoczonych, Donalda Trumpa. Tekst krytykuje to jaki jest okrutny i chciwy, pozwala niewinnym ludziom, w tym dzieciom, umrzeć by mógł iść swoją drogą. Ja tam nie wiem, jak tam jest z tym Trumpem, i nie chcę wtrącać się w politykę nie swojego kraju, bo zwyczajnie nic o niej nie wiem, a powyższa informacja na temat prezydenta Stanów, w tekście tej piosence zostały znalezione gdzieś w internecie. Tak wspomnę, w razie czego. Co do samej piosenki to podoba mi się w niej to, w jaki sposób Melanie śpiewa zwrotki. Głównie chyba tą pierwszą, bo robi to świetnie wrażenie z tym co się dzieje na ekranie. Ona tak zadziornie to śpiewa i fajnie to brzmi. 
W następnej scenie wygląda na to, że Cry Baby spóźnia się na lekcje i dlatego zostaje tak jakby ukarana przez nauczycielkę, panią Penelope. Kara zaś polegała na tym, że nasza główna bohatera została zmieniona w kukłę/lalkę i pani Penelope upokarza ją dalej robiąc nią teatrzyk. Zostało to fajnie przedstawione, bo raz Cry Baby faktycznie jest tą kukłą, a raz jest przedstawiona jako człowiek i w tym momencie ona tańczy. Wszyscy uczniowie na początku szaleńczo chcieli tego przedstawienia, potem robili zdjęcia i śmiali się z Cry Baby, a gdy ta, jako lalka, została rzucona i widać było jej lalkowe wnętrzności, to ci uczniowie nie byli już tak entuzjastycznie nastawieni i zrobili takie "uuuu" i odeszli. To był kolejny artystyczny moment w filmie, bo Cry baby tańczyła będąc sterowaną. I to mi się bardzo podobało. Tak jak w poprzednim utworze była to
świetna   choreografia.  To  jest                                   
moment utworu "Show&Tell", której tekst nawiązuje do tego co się dzieje na ekranie, bo mówi o tym, że gwiazdy postrzegane są jako "doskonałe", przez publiczność, jaki przez przemysł muzyczny, Mówi też o fanach, którzy gdy nie zrobią sobie zdjęcia z Melanie, obrażają ją. Oczywiście nie tylko Melanie, bo ludzie wszystkie gwiazdy potrafią obrazić, nawet kiedy są "prawdziwym fanem" kogoś, bo nie zrobili sobie z nią zdjęcia. "Show&Tell" jest drugą piosenką, która spodobała mi się od razu. Już gdy były publikowane fragmenty utworów, albo gdy były fragmenty słyszane w trailerach, to piosenka zwróciła moją uwagę. Jej jak się słucha, to jest hipnotyzująca. Ja jak już przesłuchałam parę razy wszystkie piosenki z płyty i już mniej więcej wiedziałam jak który utwór brzmi, to był taki moment, że jak włączyłam "Show&Tell", to już potem tylko "reply" był wciskany, do momentu aż zdecydowałam się włączyć drugą piosenkę, która tak samo, a nawet bardziej, została mi w głowie. A o niej już za chwilę. 
Cry Baby w postaci kukły zostaje zabrana przez pielęgniarki, na takim łóżku jak są w szpitalu, co przewozi się chorych. Nie wiem, czy to ma jakąś nazwę, a jak ma to teraz nie pamiętam jaką, ale chyba wiadomo o co chodzi. Pielęgniarki zostawiają ją przed drzwiami gabinetu i odchodzą i za nim wróciły, Cry Baby odczarowała Angelita. Mimo to grupa pielęgniarek przychodzi i przywiązują obie dziewczyny właśnie do takich łóżek, co przed chwilą pisałam i od tego momentu zaczyna się piosenka "Nurse's Office". Kolejny artystyczny moment w filmie, bo podczas tych scen pielęgniarki tańczą. Choreografia była świetna, idealnie dopasowana do muzyki, wszystkie ruchy były w rytm tej piosenki i to dało taki efekt genialny, że to jest jeden z moich ulubionych momentów tego filmu. Ogółem piosenka przypomina mi klimaty piosenek "Dollhause" i "Carousel", też ma takie charakterystyczne dźwięki, również podobne do takich z wesołego miasteczka.  Te  dźwięki przewijały się przez cały utwór, więc łatwo
je usłyszeć. Piosenka zwróciła na                                   
siebie moją uwagę już przy zapowiedziach filmu i właśnie te dźwięki, które próbowałam opisać, zostały w mojej głowie i nawet odtwarzałam trailer, żeby usłyszeć, żeby się wsłuchać w ten fragment utworu. To jest druga piosenka odtwarzana z mnóstwem replayów, zaraz po "Show&Tell". Dodatkowo refren tak się wbija w głowę, że jak tylko sobie pomyślę, albo przypomnę o tym filmie, to słyszę refren. Świetna jest ta piosenka. Tekst "Nurses Office" dotyczy udawania choroby, aby unikać chodzenia do szkoły, z powodu tego, że dokuczają jej uczniowie z klasy. Tekst dotyczy też ignoracji nauczycieli co do prześladowania uczniów przez innych uczniów. Wracając do tego co dzieje się w filmie, to nasze dwie bohaterki chcą uciec od pielęgniarek, ale przeszkadzają im Bunny Doctors (będę używać angielskiej wersji, bo lepiej brzmi 😛). Zaraz Cry Baby i Angelita znowu zostają przywiązane do łóżek, potem odurzone lekami i podłączone do jakiegoś urządzenia. Z opałów ratuje je Lilith, duchowy przewodnik. 
Kolejna scena nie jest już związana z poprzednim wątkiem. Cry Baby idzie na zajęcia teatralne, które niekoniecznie lubi. Konfrontuje się z klasą, która niezbyt ją lubi. Jeden z uczniów próbuje dopiec dziewczynie, ale ta broni się ciętą ripostą. Zaczyna się utwór "Drama Club". Cry Baby śpiewając tekst piosenki chce pokazać swoją niechęć do tych zajęć i że nie chce na nich być Jednak zostaje zmuszona do wzięcia udziału w przedstawieniu. Podczas niego tańczy jako jedna z trzech par pod rytm "Drama Club" i śpiewając, że nie zapisze się do tytułowego drama club, właśnie w nim występuje. Podczas tego przedstawienia chce "obudzić" dzieciaki, które są pod kontrolą władz szkoły i widać po ich wyrazach twarzy, które są sztucznie  uśmiechnięte.  Po raz kolejny jakby ochroniarze, czy coś,
chcą  ją  unieszkodliwić,  ale im                                   
się to nie udaje. I tu jest świetna scena, przy której piosenka miała taką przerwę od śpiewanego tekstu i była tylko sama muzyka. I kiedy Cry Baby chciała się wyrwać to w tym momencie piosenki, to ona krzyczy "Wake Up!", (obudź się), aby dotrzeć do tych kontrolowanych przez szkołę uczniów, a jej krzyk rozniósł się takim echem po całej sali i ci uczniowie wracają do siebie. I ta scena zrobiła na mnie takie wrażenie, to było takie świetne. Potem te dzieciaki za przewodnictwem Cry Baby poszli zaatakować dyrektora i go obalają. W tej piosence Melanie mówi o ludziach chowających się za scenariuszem. Postać Cry Baby ma dość uczniów, którzy nie są sobą i udają kogoś kim nie są. Zaczyna odczuwać presję, ze jest sądzona za wszystko, co powie, podczas gdy stara się żyć własnym życiem. Cry Baby i Angelita zakopują dyrektora, a potem jak gdyby nigdy nic, idą grać w tenisa. Lekko creepy, ale fajna scena. Ale jeszcze fajniejsza jest scena samej gry w tenisa, kiedy to piłeczka odbijana jest za pomocą magicznej bańki. W scenie tej widać nową koleżankę Cry baby i Angelity - Celeste, która również posiada magiczne zdolności. Podczas "gry" w tenisa prowadzą rozmowę na temat swojego ciała, które poznają. Tymczasem piłeczka do tenisa odlatuje i znajduje się przed chłopcem o imieniu Ben. 
Kolejna scena to już piosenkowa scena z utworem "Strawberry Shortcake". Jest z rodzaju bardziej tych artystycznych, bo jest choreografia w szatni i w basenie, dodatkowo są tancerze, którzy tańczą pływając w wodzie, czy Cry Baby ma "spódnicę" z tortu. Wszystko jest ze sobą połączone: obraz, piosenka, tekst, który dotyczy   niepewności   dziewczyn                                   
swojego ciała, plus obwiniają one siebie za to, że płeć przeciwna zwraca na nie uwagę. Piosenka jest o tym, ze uczy się dziewczyny od najmłodszych lat, że cenione są wtedy, gdy są atrakcyjne dla mężczyzn. Powoduje to, że czują się niepewnie, gdy nie pasują do standardów społeczeństwa. Cry Baby chce się wpasować w te standardy i woskuje nogi, czy wypycha stanik, by piersi wydawały się większe. To natomiast powoduje, że na dziewczyna zwraca na siebie uwagę chłopców, za co czuje się winna, że są przez nią rozpraszane. To jest bardziej taka metafora, ze niektórzy obwiniają ofiary - dziewczyny, że same prowokują płeć przeciwną do molestowania, czy gwałtu. 
Następnie mamy poruszony w humorystyczny, lekki i na luzie sposób temat okresu i dziewczyn. Mam wrażenie, że twórcy, w sensie Melanie, chcieli poruszyć ten temat w normalny otwarty sposób, a nie coś w rodzaju "o, okres, to tylko lekko wspomnę, (albo nawet w ogóle), bo to wstydliwy temat", Chcieli pokazać, że okres jest czymś normalnym i naturalnym. Tak jak się idzie do toalety załatwić potrzeby fizjologiczne, tak my dziewczyny mamy dodatkowo okres. Uważam, że robienie z tego wielkiej tajemnicy, jest bez sensu i robi właściwie jeszcze więcej problemu. Tak więc pochwalam ujęcie tego tematu w ten sposób. Tymczasem przyszedł czas na lunch i na piosenkę "Lunchbox Friends", gdzie Kelly próbuję namówić Cry Baby, aby była jej koleżanką, ale tylko na czas lunchu. Gdy przyjaciółki Cry Baby widzą ją przy stoliku paczki Kelly, nie podoba im się to. Nasza główna bohaterka wyrywa się z sideł Kelly, nie chce być koleżanką tylko przy lunchu i zaczyna tańczyć. A podczas tańczenia wpada w oko chłopakowi o imieniu Ben i poznaje nową koleżankę, której taniec Baby się spodobał i ujawniła przed nią czarne oczy,  co  znaczyło, że również ma   magiczne   zdolności.   Obie                        
podchodzą do Angelity i Celeste, która wypomina Baby kontakt z Kelly, co tamta ignoruje i przedstawia im nową znajomą - Magnolię. Zaraz odkrywają, że jedna z dziewczyn z grupki Kelly, Flear, również jest jedną z nich i widać, że nie jest szczęśliwa w tamtym towarzystwie od którego dziewczyny postanawiają
ją uwolnić. Magnolia wpada napomysł bitwy na jedzenie, podczas której Kelly zabiera Flear do toalety, a za nimi idzie Cry baby. W toalecie zaś zaczyna się piosenka "Orange Juice", a na ekranie Kelly zmusza Flear do wymiotów, bo chcąc być jej przyjaciółką, trzeba mieć określoną figurę. Przez działania Kelly, Flear cierpi na bulimię i nienawidzi swojego ciała. Cry Baby chce pomóc, mówi jej, ze jest piękna i że każdy zasługuję na miłość. Wers "You turn orange  to orange juice                                   
(zmieniasz pomarańczę w sok pomarańczowy)" dotyczy właśnie osób z bulimią, którzy po zjedzeniu posiłku zwracają go. Cry Baby po rozmowie z Flear wymieniają się oczami i główna bohaterka zwalcza bulimię i Kelly będąc tak jakby w umyśle Flear. Obie wracają na miejsce bitwy na jedzenie i dołączają do Angelity, Celeste i Magnolii. Gdy Kelly widzi, swoją byłą przyjaciółkę z Cry Baby, jest wściekła. Nagle przychodzi syn dyrektora i pyta się kto zaczął bitwę, Kelly od razu wskazuje na Cry Baby, która faktycznie to zrobiła, rzucając jedną kanapkę. 
Cry Baby dostaję karę. Jest w sali gdzie inni też odbywają swoje kary. Oni i ona mają przywiązane ręce do stolików i są faszerowane lekami, by byli posłuszni. W międzyczasie gra sobie utwór "Detention", który mówi o samotności oraz o tym, że rówieśnicy nie dbają o twoje uczucia, dopóki jesteś dla nich korzyścią. Zaś tłumienie w sobie uczuć, gdy udajesz, że jesteś szczęśliwy, gdy tak naprawdę nie jest, jest formą tortur psychicznych. Może to się odnosić do tego, jak negatywnie społeczeństwo traktuje celebrytów z chorobami psychicznymi. Wracając do Cry Baby, to z początku chciała wydostać się za pomocą magii, ale nie udaje jej się to. Dostaje zastrzyk po którym pojawił się na jej ustach sztuczny, szeroki uśmiech, w pewnym momencie widać jak płacze. To było smutne. Tu niby
uśmiech   (mimo,  iż   widać,  że                                   
sztuczny), a tu łzy płynące po policzkach. Aż mi się smutno zrobiło podczas oglądania tamtego momentu. Mimo to, nadal próbuję magii, widać jak jej oczy mrugają z normalnych na czarne. Udaje jej się przez to delikatnie ulotnić się swojej magii i zmienia wizerunki na banknotach na swój wizerunek, pieniędzy które liczył syn dyrektora. Ten myślał, że ma jakieś omamy, czy też myślał, że Cry Baby prześladuje jego myśli i idzie ją uwolnić. Tymczasem zakochany w Cry Baby Ben, podrzuca jej anonimowy list miłosny. Ona znajduje go i jest zauroczona poezją znajdującą się na nim. Ogólnie cała grupa - Cry Baby, Angelita, Celeste, Magnolia i Flear - opracowują plan pozbycia się syna dyrektora. Ten zaś obserwuje je przez monitoring i nabiera podejrzeń. 
Czas na lekcję biologii i piosenkę "Teacher's Pet". Angelita dostaje sygnały od nauczyciela i zostaje po lekcji, tak jak prosił. Ona jest w  nim  zakochana  i  myśli,  że  on  w  niej też. Jednak nauczyciel
wykorzystuje  ją,  aby  zaspokoić                                   

swoje potrzeby seksualne. W filmie pokazali to tak, że nauczyciel podstępem zmienia ją w małą, bezradną postać, którą przywiązuje, szczerze powiedziawszy,  nie wiem do czego i mając w dłoni narzędzia, którymi robi się jakieś doświadczenia na lekcjach biologii, chce coś robić przy Angelicie, ale na pomoc przyjaciółce   przychodzi Cry Baby i odrzuca magią nauczyciela, Angelitę  przywraca  do  normalnej formy,  zaś  ta  zabija  nauczyciela.
Cry Baby i Angelita spacerują sobie po ogrodzie i palą, prawdopodobnie, marihuanę. Nie znam się, więc nie jestem tego pewna. Nagle widzą drzewo wycięte w kształt królika. Potem, możliwe, że to projekcja w głowie głównej bohaterki. Cry Baby leży w łóżko, które jest w obłokach, tylko, że te obłoki wyglądają jak dekoracja sceny w teatrze i zaczyna się utwór "High School Sweethearts", a zaraz ujęcia jak Melanie tańczy choreografię, co z resztą wyszło świetnie.
Podobało mi się jak ona tańczy, widać, że została w to włożona praca. Na końcu piosenki mamy tą początkową scenę łóżka w obłokach i Cry Baby trzyma w rękach list miłosny. Piosenka zaś jest o tym, że Cry Baby chce mieć chłopaka, który będzie z nią szczery i będzie ją naprawdę kochał. Nie chce przelotnego związku, tylko długoterminowego z kimś, kto będzie ją akceptował, taką jaką jest. Grozi też, że może zabić takiego partnera, co by ją zdradzał.
Tymczasem zbliża się szkolny bal. Zakochany w Cry Baby Ben chce zaprosić ją, ale bardzo się stresuje, a gdy w końcu chce to zrobić, uprzedza go Leo, syn dyrektora. Cry Baby po chwili zastanowienia zgadza się, bo jak twierdzi "trzymaj blisko przyjaciół, ale wrogów jeszcze bliżej". Kiedy przychodzi czas balu i Cry Baby przychodzi na niego, jej przyjaciółki nie są zadowolone, bo po pierwsze, nie powiedziała im wcześniej, że Leo ją zaprosił, a po drugie, że nie trzyma się planu. Po sprzeczce Cry Baby zdenerwowana wychodzi, nawet nie próbując się tłumaczyć. Niedługo potem przemawia Leo przez głośniki, a z jego gadki wynika, że chce się zemścić za ojca, więc jakby magicznie zmusza wszystkich uczniów do tańca, zamykając ich w sali balowej. Zaczyna się "Recess", a uczniowie zaczynają tańczyć i nie mogą tego zaprzestać. Magiczne przyjaciółki Cry Baby nie mogą użyć swoich mocy. Na sali tanecznej  jest  jedna  wielka choreografia, która wygląda świetnie.
Wszyscy  tańczą równo, przejścia,                                   
czy jakieś zmienianie partnerów do tańca wytańczone równo, a dodatkowo zachowali ten aktorski element, że są sterowani. W międzyczasie Cry Baby podstępem zamyka Leo i uwalnia uczniów, mówiąc, aby uciekali ze szkoły, natomiast ona chce tą szkołę zniszczyć. W tym chce pomóc jej Ben, który przekonuję ją do siebie swoimi czarnymi oczami, co znaczyło iż on również posiada magiczne zdolności, plus, że to on jest autorem listu miłosnego. Podsuwa jej pomysł, aby szkołę zamknąć w bańce, takiej samej jak widział zamkniętą w niej piłeczkę do tenisa. Cry Baby zgadza się na spróbowanie tego sposobu, bo i tak nie mają nic do stracenia. Udaje im się umieścić szkołę w magicznej bańce i unieść nad ziemią. Przyjaciółki Cry Baby były pod wrażeniem. Leo się uwalnia, ale za późno, bo wychodząc na balkon, z którego Ben i Baby zeskoczyli przed momentem, widzi, co się z budynkiem szkoły stało, a zaraz znika razem z nią, gdy bańka pęka. Nagle pojawia się ponownie Lilith z drzwiami, aby ci magiczni mogli się wydostać z tego świata. Grupa przyjaciół Cry Baby wchodzi do tych drzwi, natomiast ona zostaje z tyłu, a zapytana przez Angelitę, która na nią czekała, czy idzie, ta ma wątpliwości i... KONIEC. 
Czyli prawdopodobnie, można wyczekiwać kontynuacji! 
Na napisach końcowych możemy usłyszeć prześwietny utwór "Fire Drill", którego nie ma na albumie, a szkoda, bo to jest naprawdę świetny utwór. Ta  harfa którą słychać, czy ten rytmiczny dźwięk przypominający do pstrykania palcami, albo delikatne cymbałki gdzieś w tle. No pięknie to brzmi. Praktycznie nigdzie nie można znaleźć tego utworu, bo wszystkie widea z nią wrzucane przez ludzi na YouTube zostają zdejmowane za prawa autorskie. Trzeba będzie trochę wytrzymać, bo podobno ten utwór jak i inne dodatkowe, mają znaleźć się na wersji Deluxe albumu "K-12", który natomiast ma zostać zrealizowany w 2010 roku, a utwory będą kontynuacją tego co dzieje się na podstawowej wersji. 




Film był w sumie prosty. Prosta fabuła, proste charaktery, trochę humoru i horroru. Przypomina mi trochę taką typową Amerykańską historię, w której jest główna bohaterka, która ma jedną jedyną przyjaciółkę i której dokuczają w szkole, ale nikt nie zna jej od drugiej strony, w której posiada jakieś umiejętności, talent, albo w trakcie filmu okazuje się, że umie coś robić i jest w tym dobra i wszyscy są z tego powodu zdziwieni, albo ma okazję pokazać swoje umiejętności, coś osiągnąć i ci co jej dokuczali są w szoku. Jest też irytująca postać liderki w klasie, która ma swoją paczkę "przyjaciółek", które trudno nazwać przyjaciółkami, a które słuchają wszystkiego co taka liderka im powie i biorą z niej przykład. Jest też postać klasowego przystojniaka, który jest z liderką, a w którym zakochuje się główna bohaterka, tylko w "K-12" fajnie zrobili, że jednak ta główna bohaterka przestaje się uganiać za nim, bo często w takich typowych filmach główna bohaterka się ugania za takim przystojniakiem, który w sumie jest dupkiem, a jak jeszcze ten dupek zmieni się pod wpływem głównej bohaterki, to dopiero jest do kitu. Jednak w filmie Melanie zostało to pokazane w inny, oryginalny sposób. Te kostiumy, fryzury, wystroje wnętrz czy innych lokalizacji są zrobiony w dziwnie kreatywny sposób. W połączeniu z muzyką Martinez zbudowało to fajny, prosty, klimatyczny obraz. I dlatego mi się spodobał. To pierwszy film Martinez, więc może ta prostota akurat wyszła jej na korzyść. Być może w kolejnych planowanych przez nią produkcjach zrobi coś lepszego, jeszcze bardziej ambitniejszego, a myślę, że byłaby zdolna zrobić coś, czego jeszcze nie było i coś, czym mogłaby rozwalić system, coś naprawdę dobrego. Krótką siedzę w temacie Martinez, ale zdążyłam zauważyć po teledyskach, po filmie, czy po wywiadach, że jest to bardzo kreatywna osoba. 



Mimo iż ta kreatywność jest trochę właśnie dziwna, patrząc na powiedzmy teledyski, i może nie do końca ja niektóre rzeczy rozumiem, to wszystko ma jakąś podstawę, ma jakieś znaczenie i przesłanie. Chociażby sama postać Cry Baby miała swoje podstawy w osobie Melanie, która postanowiła swoje przezwisko zmienić w postać. Piosenki opowiadają o czymś, na przykład co przeżywa Cry Baby, ale mają też nawiązanie do realnych rzeczy, które były inspiracją do ich stworzenia. I właśnie wolę słuchać takiej muzyki. W Popie, czy tam to co jest popularne w radiu, głównie słyszę przerobione wersje starszych utworów, no albo muszą być chociaż z nich zsamplowane. W takich utworów tekstu jest mało, jest on powtarzany przez całą piosenkę, albo tego tekstu w ogólnie nie ma. Natomiast jak już jest jakaś piosenka, która ma trochę dłuższy tekst niż taka od jakiegoś DJ-a, to jest o... w sumie o niczym. W większości jest on o pieniądzach, drogich rzeczach, o byciu sławnym, o tym że ktoś coś ma, czego ty nie masz i tym podobne. 




Fajnie mieć w swojej audiotece coś nie gitarowego, bo czasami trzeba posłuchać czegoś lekkiego. Swoją drogą, to kiedyś, gdy zaczynałam słuchać muzyki Rock/Metal, to miałam w głowie takie coś, że nie mogę słuchać niczego innego, jak na przykład Popu, żeby się nie "błaźnić". I faktycznie większość muzyki lecącej w radiu, typu Katy Perry, Rihanna, Adele, Enrique Iglesias, Flo Rida, czy jakieś LMFAO, Nicky Minaj, albo One Direction, mi się nie podobała, ale zdarzały się takie utwory jak "Radioactive" od Imagine Dragons, które gdzieś tam usłyszałam i mi się spodobało. Ja miałam też tak, że jak usłyszałam jakąś piosenkę w radiu i była to jakaś łupanka, że tak powiem, ale mi się spodobała, to ja się nie przyznawałam, że jej słuchałam i robiłam to potajemnie, żeby się nie "błaźnić". To było głupie. Na szczęście z czasem to myślenie mi przeszło i nie mam już zamkniętej głowy na inne gatunki muzyczne. 

Co do Melanie Martinez, to raczej nie będę jej jakąś tam wielką fanką, ale jednak będę obserwować, co się u niej muzycznego (i nie tylko w sumie) dzieje. Jest to młoda osoba, która ma dobry pomysł na swoją karierę i ja jestem ciekawa jej kolejnych poczynań.