czwartek, 12 stycznia 2023

Nie oglądam, ani nie lubię Team X , ale kupiłam od nich paletę cieni z powodu jednego koloru.

Czasami tak to jest, że los gra z nami w pokera.

Ja sobie lubię czasem popatrzeć babskie rzeczy typu, "test 'jakiejś tam' paletki" i różne podobne takie. Często jako tło mi lecą, jak coś robię. I właśnie niedawno oglądałam sobie takie video na YouTube i był tam test paletek wydanych we współpracy z tym całym Team X. Za tym co tworzą nie przepadam, ale to tam inny temat, w teorii nic nie kupiłabym we współpracy z nimi, bo ja nie ich widownia, nie lubię ich i tak dalej. Ale na tym teście palet, co obejrzałam, jedna z trzech zwróciła moją uwagę, a dokładnie jeden kolor. Otóż był tam czerwony, którego szukałam od dawna. No, albo coś bardzo podobnego. Mam dwie paletki z dwiema czerwieniami, ale jedna wpada w pomarańcz, druga ma jakieś brokatowe drobinki, a obie trzeba mocno budować. A po zobaczeniu czerwieni tej palety z Ingrid na tym teście, popatrzyłam i powiedziałam do siebie, "czy to nie będzie 'mój' czerwony?". Pomyślałam, że jak będę w mieście na jakiś zakupach, czy coś, to zobaczę sobie ten kolor na żywo, z testera. No i nadarzyła się okazja. Oczywiście tester obsmarowany, bo ludzie, a ten czerwony był zmieszany z jakimś innym, ale zrobiłam swatch i powiedziałam w duchu, to jest to. Nie czekałam na okazję do pomalowania się, tylko na drugi dzień postanowiłam przetestować ten kolor na powiekach. 

Najpierw jednak trzeba było otworzyć paletę, bo była zabezpieczona i obklejona taką tasiemką, żeby nikt tego nie dotykał, wystarczy, że tester macają. Gdy ją sobie otworzyłam, to wizualnie zrobiła pozytywne wrażenie. Kolory matów, jak i błysków bardzo mi się podobają. Maty, to moje kolory, a błyski, których na razie dość rzadko używam, nawet na mnie robią wrażenie. 









Jako dodatkowym spojrzeniem na cienie, szczególnie te błyszczące, zdjęcia zrobione z flashem. Dodatkowo ostatnio nie mogę dogadać się z aparatem i coś nie tak jest ustawieniami i nie wychodzą mi zdjęcia tak jakbym chciała.






Przed robieniem czegoś z tymi cieniami, trzeba było się z nimi zapoznać i porobić swatche. W dotyku są one miękkie. Do tej pory miałam do czynienia z konsystencją bardziej zbliżonej do kredy, albo trochę zmiękczonej kredy. Dodatkowo robiąc coś z nimi, to one pozostawiały taką mgłę koloru i trzeba było ten kolor dodawać i budować. A te cienie z Ingrid macnęłam raz, a na ręce został porządny ślad.







Dla innego spojrzenia zrobiłam krótkie widea, telefonem, bo zawsze to coś lżejszego i lepiej operować jedną ręką. Na pierwszym nagraniu są wszystkie cienie. Na drugim nagraniu próbowałam pokazać specyficzny efekt tego czerwonego błysku, wygląda to trochę jak błyszcząca rdza, tak mi się skojarzyło. Na trzecim nagraniu jest zielony błysk, a na czwartym niebieski i widzę, że w tym drugim telefon mi za szybko uciął. Zielony jest taką mieniącą się mazią, że tak powiem, a niebieski ma większe drobinki i jest bardziej taki szorstki. No i ostatnie video z takim chyba perłowym efektem, no coś takiego, i jest złoty i srebrny jednocześnie. A jak jestem przy tym perłowym, to na przeciwko niego jest biały mat i on jest taki, że niektóre dziewczyny pod łuk brwiowy takie cienie używają.







Jak już popodziwiałam sobie te cienie z palety, to trzeba było wypróbować ten jeden, dla którego w ogóle kupiłam tą paletkę. Ostatnio robię makijaże takie, gdzie kolory idą od jasnego do ciemnego, na przykład pomarańcz przechodzący w czerwony, przechodzący w bordowy. I chciałam zrobić coś podobnego, ale nie skomplikowanego, bo trzeba było też poznać się z konsystencją tych cieni z Ingrid, ponieważ jest ona inna od konsystencji tych cieni, które mam. Postanowiłam zostać w jednej kolorystyce. Do pomocy wzięłam sobie kolor z paletki NYX, czerwony, pierwszy z brzegu, pierwszy w rzędzie. Kupując tą paletkę myślałam, że ten kolor będzie inny, ale okazał się inny i jeszcze ma te takie drobinki, ale o tej palecie innym razem. I tego czerwonego użyłam do zrobienia takiej chmurki, poza którą już dalej nie szłam z kolorem. I chciałam, żeby on przechodził w ten czerwony z Ingrid.






Tak jak zamyśliłam, tak zrobiłam i dodałam do tego cienia z NYX ten cień z Ingrid, będąc ostrożna, co z resztą okazało się słuszne, bo to ma taki pigment! Dotknęłam tylko raz pędzlem, a na oku została warstwa nasyconego koloru. Nie jakiś transparentny, nie taki, którego pierwszych trzech warstw ledwie widać. Dodatkowo był on miły dla oka, z racji tego, że konsystencja cienia jest miękka, dzięki czemu nie było tego uczucia kredy. Cień nakładałam delikatnie, przykładałam pędzel z nałożonym na niego cieniem na powiekę i zostawiałam ten kolor na niej. Delikatnie stemplowałam, dopóki pędzel przestał pozostawiać kolor. Potem nabierałam cień chyba jeszcze z trzy razy, gdzie raz to wzięłam takie nie duże drobinki, co się nie przykleiły do pędzla, a nie chciałam żeby zostały tam, kiedy zamknę paletkę. Też cały czas się przyglądałam, czy kolejna warstwa jest potrzebna, czy trzeba następną nałożyć. Chyba dzięki mojej ostrożności, albo te cienie takie są (to się jeszcze zobaczy), ale nic się nie osypało, choć ja bardzo nie zwracam na to uwagi, w sensie, nie przeszkadza mi to, że jakieś cienie się osypują, ale wspomnę, bo niektórzy na to patrzą. 




Nie mogłam dogadać się z aparatem, dlatego na zdjęciach te cienie są pomarańczowe... ale zdjęcia wstawiłam, bo mniej więcej widać cały makijaż, jak zblędowałam cienie i jak ogółem to cieniowanie wygląda. Ja to wszystko robiłam wieczorem, a zdjęcia najlepsze wychodzą w świetle dziennym, i może więcej bym zdziałała przy tym moim konflikcie z aparatem, gdybym robiła to właśnie w dzień.

Też okazało się, że te dwa cienie są bardzo zbliżone do siebie. Myślałam, że będzie widoczne przejście z jednego do drugiego, że będzie widać, ten z NYXa, który jest mniej intensywny, że będzie to w jednym kolorze, ale będzie on przechodził z jasnego do ciemnego. Ostatecznie zmieniło się to w jedną całość i wygląda to jakby robione jednym cieniem. Chociaż teraz sobie tak myślę, że w sumie to chyba dobrze.

Zrobiłam też zdjęcia z mocniejszym światłem. Trochę lepiej to wygląda, ale nadal zajeżdża pomarańczą. 




To czarne trzeba ignorować, bo to miało być coś na wzór kreski, ale nie wyszło. Stwierdziłam, że skoro testuje cień, to przetestuje sposób na niby kreskę, która miała być zakończona chmurką, a nie prostą linią.

Ogólnie ten makijaż nie jest czymś niesamowitym i na pewno z tymi cieniami z Ingrid można będzie wykonać bardziej interesujące makijaże, można będzie się z nimi pobawić. Ale do tego będę musiała poszukać jakiś inspiracji, żeby coś fajnego spróbować namalować. Pewnie z resztą tych kolorów zrobię podobnie co z tym czerwonym, że zrobię coś prostego, a potem będę coś wymyślać, jakieś dziwy. Chyba. A i te błyszczące trzeba będzie zobaczyć, i jak działają, i jak wyglądają. Może mnie wena twórcza jakaś poniesie i coś zrobię.

Poniższe zdjęcia są robione telefonem, pomyślałam, że zawsze to inny aparat, inaczej pokaże obraz i zawsze to jest inna perspektywa w momencie, kiedy nie ma się światła dziennego. Pierwsze dwa są zrobione przy biurku w pokoju, a reszta w łazience. Choć i tak trzeba mi będzie kiedyś lepsze zdjęcia tego koloru zrobić, a na pewno będzie znowu jakiś makijaż z jego udziałem.



Tak dla przypomnienia skąd w ogóle temat makijażu i moje zainteresowanie nim, bo takie wpisy się dość rzadko pojawiają. Poniżej jest pierwszy wpis, którym zaczęłam pisać o makijażu i wyjaśnia co i jak i dlaczego:



Potem pojawiło się jeszcze kilka wpisów i one wszystkie są połączone ze sobą. Wprawdzie w każdym jest odniesienie do wszystkich, w sensie, w każdym wpisie wspominałam o tych poprzednich, co już się pojawiły, ale mimo wszystko dam je też i tutaj, jako że to jest najnowszy wpis, plus te makijażowe rzadko się pojawiają.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz