piątek, 6 lutego 2015

Opowiadanie.

Rozdział 1.

  Tu, gdzieś w Ameryce, mieszka zwykła nastolatka, chodząca do liceum, mając nie wielu przyjaciół. a dokładniej swoją przyjaciółką. Mieszka z rodzicami i siostrą w niewielkiej dzielnicy. Jej ojciec jest żołnierzem, dlatego nie ma go często w domu, jej matka zaś pracuję jako sekretarka u jakiegoś ważniaka. Siostra jest młodsza o dwa lata i chodzi do tego samego liceum co ona. Ale wróćmy do naszej bohaterki, która nosi imię Lucy. Ma dziwny charakter. Jest miła, ale potrafi być wredna dla kogo trzeba, nie cierpi ludzi typu "co to nie ja" i tym podobne. W klasie jest uważana za dziwadło, bo nie ubiera się modnie, nie ugania się za facetami i nie słucha takiej muzyki jak oni. Ale ona nie zwraca na nich uwagi, a czasami rzuci jakąś ciętą ripostą, na co oni się wkurzają. Co do wyglądu, to zazwyczaj nosi dresy, top i trampki. Dziewczyna o delikatnej skórze, błękitnych oczach i długich, jasnobrązowych sięgających do pośladków włosach.
 Zbliżał sie koniec roku szkolnego, a zarazem koniec szkoły dla Lucy,jest w ostatniej klasie liceum. W sumie w nauce nie była dobra, ale z pomocą Katy, jej przyjaciółki, udało jej się dobrze zakończyć szkołę. Do szkoły zazwyczaj jechała miejscowym autobusem, ale pomagała sobie jeżdżąc deskorolką. A przechodząc do teraźniejszości, dowiedziała się, że jej deskorolka została zniszczona. Skierowana w grupkę uważających się za cwaniaków, bo widząc ich głupwate uśmieszki, domyśliła się, że to był kolejmy akt ich złościwości. Obok cwaniaków były oczywiście dziewczyny o mocnm makijażu i modnych ciuchach uwarzane przez Lucy za plastiki. Z resztą nie tylko przez nią. Idąc, a właściwie prawie biegnąc, Katy próbowała ją zatrzymać.
- Hej Lucy! To i tak nie ma sensu! Odpuść! 
- Nie odpuszczę! To już piąta deskorolka w tym miesiącu! Nie licząc trzech lat szkoły. Dobrze, że niektóre dało się naprawić. 
- Jeju jak to dobrze, że jutro ostatni dzień - powiedziała Katy ciężko wzdychając. Natomiast Lucy stała już przed roześmianym Jasonem, bo tak miał na imię ten zbir. 
- Nie mogłeś się powstrzymać - powiedziała z wrednym uśmieszkiem i tonem Lucy.
- No popatrz, nie dało rady - odpowiedział Jason, śmiejąc się głośnym śmiechem ma końcu. - No dawaj uderz.
. Wiesz, masz już wystarczająco obleśną mordę, więc nie muszę tegorobić. - odpowiedziąła Lucy pewnym siebie głosem. Ma co tamten się wściekł i próbował ją uderzyć. Lucy zrobiła unik, ale i yak dostała jakimś lekkim ciosem. - Masz słabe nerwy. Co tak słabo? Na siłkę już nie chodzisz? - powiedziała Lucy, aby mu dopiec. Ten jeszcze mocniej się wkurzył i próbował ją uderzyć, ale mu się nie udało i na dodarek w skutek za mocnego zamachnięcia się, stracił równowagę, co Lucy wykorzystała wymierzając cios z prawej a potem z lewej pięści prosto w jego twarz. Na dodatek przywaliła mu z mocnego ciosu nożnego, a potem z kolana pod brodę. Akurat na kej nieszczęście widział to dyrektor szkoły. Lucy chwowo nie zdając sobie sprawy z jego obecności, cieszyła się widokiem leżącego na ziemi Jasona i zaskoczonych pozostałych. Gdzy w końcu się zorientowała, po lekkim szturchnięciu Kate, zanieruchomiała. 
- Oo, pan dyrekror - powiedziała i uśmiechnęła się szerokim, a za razem troche sztucznym uśmiechem.

- Ech... Z tobą zawsze były problemy... - powiedział dyrektor po dłuższej rozmowie. 
- Ale to oni zawsze zaczymali... no może prawie. - powiedziała Lucy siedząc po raz ostatni w gabinecie dyrektora. - Na szczęście po jutrze koniec szkoły i nie będzie już pan mnie musiał znosić. - W tym momencie zerknęła na telefon, sprawdzając godzinę. - Mo to pięknie, i ostatni bus pojechał. - powiedziała zmartwiona. Potem jeszcze chwilę pogadała z dyrektorem i jek miejsce zają Jason. Nie mogła siędoczekać dnia w którym skończy się szkoła. Idąc do domu było pochmórno. W trakcie dalszej drogi złapał ją deszcz. Stanęła tylko powiedziała "Jeszcze tego mi brakowało" i ruszyła z powrotem. Po jakimś czasie drogi była przemognięta do suchek mitki, więc z tego powodu nyło też jej zimno. Samochody ją mijały i czasami ochlapywały, gdy natrafiła się kałurza. Nagle jakiś samochód zatrzymał się. Otworzyła się szyba. 
- Może pojedziesz z nami? - spytał nieznajomy mężczyzna. Lucy widząc, żę to podejżane towarzystwo, nie miała ochoty wsiadać do tego auta.
- Nie dzięki. - powiedziała.
- A może jednak? - spytał nieznajomy dziwnym głosem. - A poza tymi tak już zmokłaś. 
- Wiesz, sądząc po moich obserwacjach stwierdzam, iż nie zabatdzo mam ochotę jechać z takimi gośćmi jak wy - powiedziała Lucy, ruszając się z miejsca. Niespodziewanie czterej mepężczyźni z samochodu wysiedli z niego i jeden z nich mocno złapał dziewczynę. Po chwili pomógł mu drugi, bo matała się, chcąc się się uwolnić. Gdy chciała go uderzyła, spotkało ją duże zaskoczenie. To ją zabolał nadgarstek, a nie jego twarz. Mimo głębokiego szoku próbowała dalej. Kopiąc jednego z nich, zabolała ją kostka, a odruchowo próbójąc wybić jednemu zęby, mocno zabolało ją czoło. Ale to co nastąpło za chwilę przemijało wszejkie oczekiwania. Jeden z mężczyzn zmienił się w "coś" metalowego, bo nie wiadomo do komca co to było. Lucy będąc w i tak głębkim szoku, doznała jeszcze głębszego. Nadjeżdżające samochody zmieniały swą postać, jakby wroboty. Wtedy dwaj mężczyźni poszli w ślady tego pierwszego. Metalowe "coś" zaczęło walkę z robotami, a Lucy chcąc sié uwolnić, w wyniku szarpnięcia i kilka bolesnych ciosów została prawie wręcz rzycona na jakąś skałę i straciła przytomność.




---------------------------------------------

Tak sobie pomyślałam, że jak już coś tam zakwitnie mi w głowie i to potem zapisałam, to może warto napisać z tym post na blogu. A żeby chociaż było coś nowego, może akurat komuś przypadnie do gustu.
Co sądzicie o tym powyżej i o tym całym pomyśle? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz