niedziela, 12 kwietnia 2015

Opowiadanie

Rozdział 4.
Poprzedni

 - Może i coś mamy, ale jest pewna przeszkoda - stwierdziła Lucy
- Nie ma przeszkody. po prostu musisz sobie przypomnieć, gdzie był twój dziadek na wakacjach. - powiedział Sam.
- O to chodzi, że nie wiem. A przede wszystkim dziadek nigdzie nie wyjeżdżał na odpoczynek, bo nie lubił. Lubił siedzieć w domu razem z babcią i wychodzić z nią na spacery. A jak w czasie jego choroby chcieliśmy, aby przez kilka dni pomieszkał z nami, bo babcia nie dawała rady to nie chciał.
- No to jesteśmy w dupie.
- Nie do końca. Do przeczytania została mi jeszcze połowa. Może coś znajdę.
  Lucy czytając dalej dowiedziała się między innymi, że kryształ ma nie wyjaśnione (jak dla jej dziadka) właściwości, bo gdy dotyka na przykład metalu, topi go, a gdy dotknie złota nic się nie stanie. W pewnym momencie przeczytała zdanie "Zniszczyć go może tylko napiętnowane ostrze", którego nie do końca rozumiała. Do wieczora przeczytała do końca, pod koniec przysypiając. Z mętlikiem w głowie i ze zrezygnowaniem poddała się snowi. Chwilę przed tem jednak dowiedziała się, że co jakiś czas ktoś obserwuję willę. Obudziła się kolejnego dnia całkiem rano, bo o szóstej, jak pokazywał jej telefon. Sam też już nie spał.
- Dobrze, że wstałaś - powiedział chłopak - musimy się stąd wynosić, jak nie chcemy,żeby nas Deceptikony złapały.
- Okey. A "dzień dobry" gdzie - spytała Lucy z sarkazmem. Jednak trochę się spóźnili z podjęciem decyzji o opuszczeniu willi. Dwaj wysłannicy wroga dopadli ich dziesięć minut po ich krótkiej rozmowie. Próbowali bronić się jakimiś belkami. Nie można powiedzieć, że im dobrze szło, bo raz robot dusił Sama, a ten drugi rzucił Lucy o ścianę. Dziewczyna czasami zapominała się, że to są roboty, a nie ludzie i używała swych pięści, które potem bardzo bolały. Miała szczęście, że kiedyś chodziła na zajęcia, gdzie uczyła się posługiwaniu szpady (bo jej rodzice tak wymyślili) i wymachiwała belką, próbując odtworzyć to co na tych zajęciach, ale bardziej wyglądało to jak walka niedoświadczonego rycerza ze średniowiecza. Sam natomiast radził sobie wzrokiem. Tam gdzie przeciwnik celował, tam starał się odeprzeć atak. Nie kiedy ich walka wyglądała jak na planie jakiegoś niskobudżetowego, nieudanego filmu science fiction. Nagle Lucy sobie o czymś przypomniała.
- Dziadek pisał o tych robotach - powiedziała sama do siebie. W tym momencie uderzyła mocno w nogi przeciwnika, a ten o dziwo się przewrócił. - Pisał coś o czipach? - ciągnęła dalej swój monolog, gdy robot wstał zobaczyła migające "coś" z tyłu szyi. - No tak! - krzyknęła jakby ją olśniło, a Sam patrzył się na nią jak na wariatkę. - Przedziuraw mu szyję ! - krzyknęła do niego i oboje jeszcze trochę pomachali belkami, próbując uderzyć w piętę Achillesa robota. Pierwszej udało się Lucy, która chcąc pomóc Samowi, który znów był duszony, pobiegła w jego kierunku. Zaszła od tyłu robota. Zaczepiła belkę o jego szyję i oderwała go od Sama. Jednak nie na długo, bo wyrwał się i kontynuował napaść na Sama. Lucy podniosła się po tym ja jak upadła odepchnięta przez robota i zadała mu cios w szyję. Chłopak odetchną z ulgą, "Dzięki" - powiedział do Lucy, a potem szybko skierowali do wyjścia idąc prosto do żółtego auta.
- Bumblebee jedziemy - powiedział Sam wsiadając do samochodu.
- Gdzie jedziemy? - spytała Lucy robiąc to samo co on.
- Pojedziemy do mnie - odpowiedział jej i ruszyli. Po godzinie drogi byli na miejscu. Lucy trochę nieśmiało i niepewnie weszła do niedużego budynku. Szła za chłopakiem wolnym tempem. "Nie wiem, czy to dobry pomysł" - powiedziała sobie w myślach idąc do salonu. Powoli co raz bardziej odczuwała ból z tyłu głowy sięgający po szyję i część karku. Próbowała rozmasować ręką, niestety bez skutecznie. Sam widząc to po chwili przyniósł jej lód w nie wielkim woreczku. Zalecił jej, aby się położyła i odpoczęła, i tak zrobiła. Mimo iż ułożyła się wygodnie nadal czuła się nieswojo. Czuła też zmęczenie. Zaczęła rozmyślać jak odmieniło się jej życie w w tak krótkim czasie. Nie wiedziała trochę co o tym myśleć. Próbowała skupić się na teraźniejszej sprawie i próbowała rozwikłać myśli swojego dziadka. Po przeglądaniu kilkukrotnym dziennika, nie wychwyciła nic o poszukiwanym krysztale. W tym samym czasie Sam chciał przygotować coś do jedzenia, bo od dłuższego czasu oboje nic nie jedli. A że miał nie za dużo składników na cokolwiek, zrobił tylko kanapki, a do tego zaparzył herbatę. Wszystko jakoś powoli mu szło, bo jak przyszedł do Lucy, to spała. Była mega zmęczona i przeglądając kilka razy dziennik w niedługim czasie usnęła, sama nie wiedząc kiedy.
  Dziewczyna obudziła się wieczorem. Przetarła zaspane oczy, podniosła się odgarniając z siebie koc, którym przykrył ją Sam i w tym momencie otworzyły się drzwi wejściowe, a w nich stanęła czarnowłosa dziewczyna. W tym czasie do pomieszczenia wszedł chłopak. Nieznajoma na ich widok uciekła Sam zrobił smutną minę. Lucy też posmutniała i poczuła się winna. "Kurde, to pewnie jego dziewczyna" - pomyślała i szybko wstała i pobiegła za nieznajomą. "Jak zwykle muszę coś spieprzyć" - powiedziała do siebie, ale na głos. Kiedy zaraz zobaczyła, że dziewczyna daleko nie zaszła odetchnęła choć trochę z ulgą.
- He ! Zaczekaj! To nie tak jak myślisz! - krzyknęła mocnym tonem, ale w tym momencie usłyszała głośny hałas i wydzierającego się Sama. - Cholera! - krzyknęła ponownie i wróciła do chłopaka, a tam przez powybijane okna wchodziły roboty przypominający ludzi. - Czy to są jakieś jaja? - spytała z sarkazmem Lucy i pobiegła z pomocą Samowi.


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------

No i napisałam. Ktoś w ogóle to czyta? Mam taką nadzieję ;-)
Zawsze coś innego na blogu ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz