środa, 1 grudnia 2021

MyᐸDsmbr

No i mamy początek końca roku.

Miesiąc ciemności, pizgawicy, padającego śniegu (który zaraz topnieje) i wszechobecnego last christmas.

Już niedługo wszyscy zaczną podsumować w każdym możliwy sposób ten rok, będą ustalać swoje postanowienia (które i tak oleją), na YouTube będą pojawiać się tak zwane vlogmasy, które często z vlogmasami nie mają nic do czynienia, a i tak ten rok nie różnił się niczym od poprzedniego.



piątek, 19 listopada 2021

Polska granica.

Ciągle widzę dyskusje w komentarzach głównie na Facebooku, gdzie ludzie wygłaszają swoje racje, czy to co się dzieje na granicy Polski teraz, to złe czy dobre. Jedni stoją po stronie imigrantów i uważają, że trzeba im pomóc, zaś drudzy są po stronie naszych mundurowych i uważają, że granicy trzeba bronić. 

Obejrzałam nawet film na YouTube, gdzie anglojęzyczny kanał informował co dzieje się na Polskiej granicy i to co mnie zdziwiło czytając pod nim komentarze, bo przecież niektórzy tworzą narrację, że Polska zła i niedobra, to to, że ludzie z Kanady, Ukrainy, Niemiec, czy nawet Rosji są za działaniami obronnymi, cieszą się, że Polacy broniąc swoją granicę bronią także granice Europy (bo Europa przecież przekonała się, co to uchodźcy).


Oczywistym jest, że każdy kraj ma obowiązek bronić swojej granicy. Chcesz przekroczyć granicę? Zrób to legalnie. Nie chcesz zrobić tego legalnie? To won. Proste. Bardzo dobrze, że broniona jest nasza granica przed NIELEGALNYMI uchodźcami, którzy są jeszcze marionetkami Białorusi. Dodatkowo są agresywni. I podejrzewam, że gdyby zostali wpuszczeni do naszego kraju ich zachowanie by się nie zmieniło.

Ci, co użalają się nad losem tych wszystkich osób koczujących na granicy powinni zdać sobie sprawę, że oni sami decydują o własnym życiu, oni sami zdecydowali się co robią, to przez nich samych są w miejscu, w którym się znaleźli. Plus, kobiety i dzieci? Przecież ja tam widziałam samych mężczyzn i młodych chłopaków, a nawet i te DZIECI potrafiły rzucać kamieniami... Kobiety i dzieci były często podstawiane, nakręcili materiał o tym, że Polska niedobra, po czym ich zabierano stamtąd, bo mężczyźni i cała reszta zaczęła rzucać kamieniami. 

Cieszę się, że w manipulacje ludzie nie wieżą i są za Polakami. Dobrze, że ludzie mają rozumy i nie idą za myśleniem swojego rządu. A w temacie tych jakże "biednych i niewinnych" imigrantów, to warto poszerzać wiedzę. Bo oni nie są tacy biedni i niewinni. Dlatego polecam obejrzeć poniższy film. I parę innych filmów od tego twórcy, który już dawno informował o uchodźcach i o ich zamiarach. 

Niech wiedza będzie z wami.


                       O nachodźcach przy polskiej granicy

poniedziałek, 15 listopada 2021

To co ja widzę w krótkim filmie Taylor Swift.

Taylor Swift wydała swoją wersję albumu "RED", a do jednej z piosenek, dziesięciominutowej, zrobiła krótkometrażowy film. I nie zainteresowałabym się tym, gdyby nie to, że występuje tam Dylan O'Brien. Więc łatwo się domyśleć, że nie znam twórczości Taylor Swift, nie orientuje się w ogóle w jej dziejach i jej krótki film obejrzałam jako nie fan i tak go interpretuje. 

Po premierze "Taylor Swift - All Too Well: The Short Film" zrobiło się o tej produkcji głośno. Ludzie zachwycali się historią przedstawioną w filmie. No ja nie jestem typem dziewczyny, która zachwyca się romantycznymi rzeczami. Jak coś romantycznego ma mi się spodobać, to musi być to naprawdę coś unikalnego, a nie kolejna podobna, czy taka sama historia o miłości. 


Historia w "All Too Well: The Short Film" opowiada o pewnej dwójce, i ich miłości. Po wielu dla większości pewnie romantycznych scen dochodzi do rozstania tej dwójki. Następnie widzimy nieszczęśliwą dziewczynę, której serce zostało złamane, a która z czasem wyleczyła się z uczucia do tamtego chłopaka i żyje dalej, a na końcu widzimy ją parę lat później, gdy wydaje książkę, zaś ostatnia scena ukazuje właśnie tego chłopaka, który patrzył się na nią przez okno z zewnątrz budynku. 

Ludzie już zdążyli zrobić przeróbki, że na początku ona zakochana, a jego to nie obchodzi, a potem właśnie na końcu role się odwracają i to jej to nie obchodzi, a on jest zakochany. Zrobili z chłopaka tego złego.

Tyle, że ja widzę to inaczej. 


Do kwestii tego, że dziewczyna z czasem wyleczyła się z miłości i po prostu żyła dalej, nie mam nic przeciwko, ale co do chłopaka... W teorii był jakiś powód, coś musiało się zadziać, że doszło do ich rozstania. Chociażby coś podpowiadałaby scena, gdzie ta dziewczyna zrobiła awanturę, że chłopak podczas spotkania ze znajomymi, nie trzymał jej ręki. Ja jak zobaczyłam tą scenę, to wybuchłam śmiechem i stałam po stronie tego chłopaka. No według mnie są spotkania ze znajomymi, gdzie uwagę skupia się na wszystkich, ale są też te spotkania tylko we dwójkę, gdzie obie osoby w związku dostają uwagę tylko dla siebie.

Co do finału filmu, gdzie dziewczyna zajmuje się, że tak powiem sobą, a chłopak patrzy na nią przez okno z zewnątrz budynku, w którym ona się znajdowała, wielu zinterpretowało to w ten sposób, że on ma ból istnienia, że z nią zerwał. Tyle, że nie. To właśnie pokazało, kto z nich naprawdę bardzo kochał tą drugą osobę. Dziewczyna - najpierw płakała, była zdenerwowana i zdołowana, ale z czasem wyszła na prostą. Zaś chłopak mimo tak długiego czasu jeszcze coś do niej czuje. Przecież to, że z nią zerwał nie oznaczało tego, że jej nie kocha, coś spowodowało u niego taką decyzję, ona nie pojawiła się znikąd.

Oczywiście nie lekceważę uczuć tej dziewczyny, w sensie, nie wątpię, że kochała tego chłopaka. Po prostu kobiety i mężczyźni inaczej znoszą i inaczej radzą sobie w przypadku rozstania. Z własnych obserwacji mogę powiedzieć, że kobieta na początku przeżywa tragedię, ale po płaczu i ogólnym smutku żyje dalej, co więcej, spotyka się z kolejnymi mężczyznami. Zaś mężczyzna po rozstaniu ma żal do siebie, że związek się rozsypał i potrafi rok, albo i więcej, przeżywać to rozstanie. W przypadku osoby, którą znam, było to picie alkoholu dzień w dzień, tak sobie próbował "radzić". I w czasie, kiedy on stał w miejscu, nie ruszał dalej, użalał się nad sobą i przeżywał, tamta dziewczyna zdążyła poznać innego i związać się z nim. 

No cóż, kobiety i mężczyźni się różnią, to normalne, tak nas ewolucja poprowadziła. 




                       Taylor Swift - All Too Well: The Short Film


czwartek, 11 listopada 2021

Podobnie powinien postąpić pewien raper.

W ostatnim czasie głośno jest o tym, co stało się na festiwalu Astroworld, na którym w wyniku masowego zaduszenia, lub po angielsku crowd crush, zginęło osiem osób, u jedenastu osób doszło do zatrzymania akcji serca i około 300 osób zostało rannych.

W pierwszym momencie, gdy powoli do sieci trafiały pierwsze informacje o tym zdarzeniu, byłam zdezorientowana, że 'jak to ludzie zginęli na koncercie'. W głowie miałam myśl, no jak to możliwe.

Gdy czytałam co działo się na tym festiwalu, jak zachowywali się ludzie, którzy dosłownie jak bydło wbiegało na teren koncertu, potykając się o bramki, siebie i własne nogi, wywracając te bramki, czy w ogóle całe ogrodzenie, byłam w szoku, a to nie był koniec. Następnym o czym przeczytałam, było to co działo się na samym występie Travisa Scotta, który zapauzował na chwilę, gdy wynosili zakrwawionego chłopaka, a potem kontynuował, jak gdyby nigdy nic swoje show, ignorując ludzi, którzy krzyczeli "stop the show". 

Ludzie tam sami siebie zgniatali. Z relacji, które widziałam na YouTube, był tam taki ścisk, że ludzie nie mogli swobodnie rękoma poruszać. Niektórzy nawet gdy nie chcieli, to skakali, bo podnosili ich ludzie, którzy ściskali. Niektóre historie naprawdę przerażające. Jeden opowiadał, że czasem nawet nie stał na ziemi, bo go ludzie trzymali w ścisku, a obok widział jak chłopak aż zsiniał i trzymany był jedynie przez ludzi, którzy ściskali. Wiele osób opowiadało, że zwyczajnie nie mogli oddychać, bo nie było miejsca, tak ludzie byli blisko siebie, były porównania nawet do sardynek. A do tego jeszcze dwaj idioci skaczący po pojeździe medyków.

Wiele osób udzielających się w internecie jest oburzonych, dlaczego Travis Scott nie reagował, dlaczego organizatorzy nie reagowali. Fani odwracają się od Scotta, a cały koncert określają jako horror. Wiele myślało, że nie przeżyje.

To co ja tam widziałam, to brak odpowiedniej organizacji, a następnie reakcji na to co się dzieje wśród tłumu. Organizatorzy polegli na, nomen omen, organizacji, a Travis Scott okazał się nie do końca takim idolem jak każdy jego fan myślał. 

Ja raperów podobnych do Travisa Scotta uważam za nie do końca dobry kierunek muzyczny, zły materiał na bycie jego fanem lub mieć jego za idola. Ogółem ten raperski świat jest dla mnie toksyczny, teksty cały czas o tym samym, bity wszystkie do siebie podobne, a ci co zajmują się taką muzyką mają na celu aby zarobić. 



YouTube, jako wspaniała platforma, po tym jak oglądałam widea dotyczące Astroworld, najwyraźniej skojarzyła sobie inne wideo, które mi zaproponowała i był to właśnie poniższy film, gdzie zespoły zatrzymują koncert, by pomóc swoim fanom.

I jak się okazuje, zatrzymanie na moment koncertu nie jest takie trudne, skomplikowane, a gdy już wszyscy mają się w porządku można grać dalej. 

Oczywiście nie każda sytuacja jest taka sama, ale bezpieczeństwo ludzi powinno być najważniejsze. Jak na przykład na Knotfest w Meksyku, chyba dwa lata temu, przerwali występy, bo bramki oddzielające publiczność i scenę się rozszczelniły, a że nikt tego nie zdołał naprawić, to odwołali  dwa ostatnie występy. (Zachowanie ludzi zostawię bez komentarza). 

Nawet niedawno była akcja, że fani Slipknota rozpalili sobie całkiem niezłe ognisko. Wtedy przerwali na pół godziny koncert, zgaszony został ogień i koncert był kontynuowany, aby zespół nie wykonał dwóch utworów, bo przez te półgodzinną przerwę mieli opóźnienie i zastała ich cisza nocna.


Sprawą Astroworlda zajęła się i policja i FBI, rodziny ofiar składają pozwy do sądu i trzeba czekać na wyniki śledztwa.



                       When Bands Stop Concerts to Save Fans


wtorek, 2 listopada 2021

Najpiękniejsza rzecz, jaką dzisiaj zobaczyłam. | Coldplay & Ed Sheeran - Fix You (Live at Shepherd's Bush Empire)

Chyba każdemu czasem przeszło przez myśl i wodze wyobraźni, że jakiś artysta mógłby wystąpić/nagrać piosenkę z jakimś innym artystą. Ja tak mam i chociażby niespodziewane dla mnie collabo Bring Me The Hotizon i Yungbluda zrobiło na mnie wrażenie, bo się właśnie tego nie spodziewałam, ale gdzieś przez myśl mi przeszło, że fajnie by było ich razem usłyszeć.

Jak to się mówi, spodziewaj się niespodziewanego.

Niedawno obiegło internet zdjęcie, gdzie Ed Sheeran dołączył do zespołu Coldplay na scenie. Zauroczyło mnie to, a dzisiaj, czego też się nie spodziewałam wyszło wideo z tego wydarzenia.

I, jakie to jest piękne. Nie dość, że zespół, który lubię, artysta którego lubię, to jeszcze jeden z moich ulubionych utworów, "Fix You". I wyszło piękniej, niż można by było się tego spodziewać. Świetny utwór, śpiewający ludzie, zespół grający na żywo i gość, który wpada na scenę. 

Uwielbiam "Fix You" wykonywane na żywo. Ma wtedy jeszcze więcej magii w sobie. Do tej pory, gdy widziałam nagrania z koncertów właśnie z tym utworem urzekało mnie to, jak brzmi na żywo. Do tego publiczność, która śpiewała tekst i robiła trochę jako taki chór dla zespołu, co oczywiście świetnie brzmiało i oczywiście to samo jest na poniższym nagraniu. Wokalista na żywo pięknie operuje głosem. Przy drugiej zwrotce wchodzi gość, Ed Sheeran, który się świetnie komponuje z zespołem swoim głosem i gitarą. A gdy zaczyna się partia instrumentalna, gdzie Ed razem z gitarzystą zespołu grają oko w oko na swoich instrumentach, aż Chris, wokalista, się uśmiechną, spowodowało uśmiech i u mnie. 

Całe to wykonanie aż mnie wzruszyło.



Listopad

No i mamy listopad.
Zaraz boże narodzenie, sylwester, nowy rok i aby do wielkanocy 😆.

A tak na serio, to ten rok tak mi szybko spierdolił, jakbym tylko mrugnęła 😳.


PS. Nadal czekam aż mój zastój twórczy minie. Nie jest łatwo 😐.


poniedziałek, 11 października 2021

Użytkowanie palety MAKEUP REVOLUTION i pierwsze zetknięcie z błyskami.

Pierwszy wpis makijażowy:

Drugi wpis:

Trzeci:

Czwarty:


Z racji tego, że mam zastój twórczy, we wszystkim, i nie mogłam skończyć rysunku w ostatnim czasie, bo byłam przeziębiona, to przyszło mi do głowy skończyć serię pięciu wpisów o makijażu. Ich zamysłem było przedstawić jak zaczęło się moje zainteresowanie makijażem, jak szło mi jego wykonywanie, jak się zafascynowałam tematem i tak dalej. Te pięć wpisów to trochę tak jakby jeden, tylko podzielony na części, żeby to jakoś masakrycznie długie nie było i każdy zgrupował jeden zbiór. Temat będę kontynuowała kolejnymi wpisami, a ta seria pięciu była takim wstępem. Makijaże robione były w 2019 roku, wpisy spisałam trochę w zeszłym, trochę w tym roku, a od tego czasu trochę się zmieniło. Przy okazji fajnie sobie popisać coś na luzie, gdzie nie muszę czegoś cały czas sprawdzać, bojąc się o pomyłkę (choć mimo to mam wrażenie, że i tak coś przekręcam).


Poniższe makijaże robione były paletką z MakeUp Revolution, o której już wspominałam wiele razy we wcześniejszych wpisach. Przez pewien czas miałam fazę na robienie ognistych makijaży. Bardzo podobał mi się pomarańczowy, bordowy i taki pomarańczowy zbliżony do czerwonego. Często powtarzałam jakieś połączenia i sposób nakładania cieni. Albo coś było sprawdzone i powtarzałam to, gdy nie miałam dużo czasu na robienie makijażu, lub chciałam coś udoskonalić, bo wiedziałam, że da się lepiej. Robiłam tak samo z resztą cieni. I tak dwa pierwsze makijaże oka są podobne, jak nie takie same tylko robione w innym czasie.

Ten pierwszy został zrobiony nie wiem na jaką okazję. Prawdopodobnie był to test przed zrobieniem go w docelowy dzień, w którym chciałam się pomalować. Chciałam zobaczyć jak połączyć cienie, jak je ułożyć na powiece, dowiedzieć się czego nie robić lub wpaść na pomysł jak coś zrobić lepiej. Makijaż wydaje się trochę niedbały, ale jeżeli dobrze myślę, że on był taki próbny, no to mogło pójść coś nie tak. Plus, to były moje początki, większość makijaży taka była. Widzę też, że zaszło coś, co nawiedza mnie do dziś (choć na dzień dzisiejszy, jest coraz lepiej), czyli jedno oko pomalowane delikatnie inaczej od drugiego. 




Drugi był robiony w dzień ostatniego koncertu zespołu COMA, na który szłam, a makijaż dopasowany był do koszulki. Ja pamiętam, że nie byłam z niego wtedy zadowolona, ale patrząc teraz, to to jest całkiem niezłe, jak na tamte czasy. Podoba mi się. Nawet blendowanie jest całkiem niezłe. Poszły tu dwa pomarańczowe cienie, a kącik przyciemniłam bordowym.




Kolejny makijaż to zło. Miało to potencjał, ale pomarańczowy (którego prawie nie widać) w ogóle nie zblendował się z tym bordowym. Dodatkowo tak wyszłam z cieniowaniem poza cieniowanie powieki i zrobiła się plama. I gdyby nie ta plama, to by uszło. Ale od wewnętrznego kącika oka też coś się podziało. No cóż, bywa i tak. 




Następny też nie jest za bardzo udany. Słabo zblendowałam cienie, zrobiło się plamiście i jeszcze cieniowanie zakończone tak mocno, a nie jakąś chmurką delikatną. Trochę słabe zdjęcie, ale chyba tu poszły trzy kolory - pomarańczowy, bordowy i czarny. Dużo robiłam takich makijaży. Podobały mi się kolory i ich ułożenie. Chciałam wyćwiczyć blendowanie i nakładanie cieni, bo według mojej teorii mogło to wyglądać dobrze, gdyby było w miarę dobrze zrobione. I niektóre mi wyszły, ale na pewno nie ten poniżej. 




I nadchodzi on. Pierwszy błysk. Do tamtej pory nie używałam błyszczących cieni, bo nie widziałam u mnie ich zastosowania. Plus chciałam najpierw trochę bardziej okiełznać maty. Ale przyszedł Sylwester, do tego byłam po obejrzeniu serialu "The Witcher", gdzie podobały mi się makijaże jednej z bohaterek i zainspirowałam się. Nie miałam zielonego matowego wtedy, więc wzięłam błyszczący. Jak na pierwszy raz wyszło całkiem nieźle. Jedynie ten czarny mógłby być trochę bardziej chmurką i w wewnętrznym kąciku inaczej poprowadzony. Błysk nakładałam raz palcem, raz płaskim zbitym pędzelkiem, bo nie wiedziałam, jak będzie mi wygodniej. Odkryłam zaś, że przyciskając cień palcem wydobywa się lepszy błysk, lepszy jego efekt. I tak spodobał mi się błysk na oku. 





Po obserwacjach podczas wykonywania tamtego makijażu, przy następnym już zrobiłam to lepiej. Blendowanie czerni wyszło chmurkowo, nie powstała mi taka czarna plama, jakbym miała siniaka. Tym razem jednak wzięłam inny błysk z palety, taki miedziany. Bardzo ładny. Tylko jedno zdjęcie, bo tylko jedno się ostało z serii porobionych zdjęć na prędko. 



Potem przez dłuższy czas żadnego makijażu nie dokumentowałam. Chciałam po prostu nabrać doświadczenia. Przez ten czas na przykład doszła mi nowa paleta, dwa pędzelki (a miały mi starczyć tylko dwa) i pewnie coś do ust. Postanowiłam do makijażu używać tego co mam i jak najbardziej je wykorzystywać, na różne sposoby, w różnych kombinacjach. I używałam, albo kolorów z jednej paletki, albo z dwóch paletach, ale głównie to pierwsze. Też jakoś dużo się nie malowałam, bo przyszedł ten czas, gdzie się siedziało w domu (sadge). Mogę zauważyć, iż jakieś postępy robię. Wychodzi raz lepiej, raz gorzej. Jak wyjdzie coś spoko, to się cieszę, jak coś pójdzie nie do końca po mojej myśli, to albo wiem co, albo staram się znaleźć w głowie rozwiązanie, by następnym razem to powtórzyć i lepiej zrobić. No cóż, wsiąkłam w ten makijaż. Polubiłam to. W szczególności, gdy rzadko wychodzę, i dodatkowo się nie wychodziło w ogóle przez rok, to chcę jakoś fajnie wyglądać. Zobaczymy, gdzie to zajdzie. Choć patrząc na to, że miały mi starczyć tylko dwa pędzle, a już mam ich trochę więcej, to o czymś świadczy.

czwartek, 9 września 2021

Przyjdzie czas ponownie wybrać niebieską, albo czerwoną pigułkę. | The Matrix Resurrections – Official Trailer 1

Gdy rozchodziły się pierwsze plotki o powstaniu kolejnej części "Matrixa", trochę mi się nie chciało w to wierzyć. No bo po co miałby ktoś ruszać serię filmów, która jest już skończona? Nawet, kiedy pojawiały się zdjęcia niby z planu zdjęciowego, to nadal podchodziłam do tego z dystansem. 

Ostatnio sprawdzałam co teraz leci w kinie, i co zapowiadają, i na grudzień zauważyłam zaplanowanego nowego "Matrixa". Zdziwiłam się mocno w tamtym momencie, bo do tej pory nie było kompletnie nic, żadnej zapowiedzi, sneak peeku, plakatu, żadnej kampanii promocyjnej, jak to potrafią robić przy filmach, no kompletnie nic. Aż moim oczom ukazała się informacja o trailerze na Facebooku Warner Bros. Pictures, a za dwa dni pojawił się pierwszy trailer do czwartego "Matrixa".

Muszę powiedzieć, że jestem bardzo ciekawa tego filmu mimo wstępnych obaw i niechęci. Trailer bardzo mi się spodobał i zrobił na mnie duże wrażenie. Mam tylko nadzieję, że tego nie spartolili, że nie popsują wrażenia z poprzednich trzech filmów i że fabuła będzie tak dobra jak brzmi w opisach. Bo w czwartej części Thomas Anderson nie pamięta Matrixa, ani tego, że jest Neo. Czuje, że ze światem jest coś nie tak i ma sny, które nie są snami oraz zastanawia się, czy przypadkiem nie zwariował. Gdy spotyka Trinity oboje siebie nie pamiętają. W końcu zjawia się tajemniczy gość, który oferuje mu czerwoną pigułkę. No i wszystko ponownie się zaczyna. Dla mnie to wszystko brzmi bardzo spoko i dlatego wielka szkoda by była, jakby poszło coś nie tak. Owszem, trailer mi się podobał, ale z pełnym filmem może być różnie. 

Do głowy mi też przyszło, że jaki skok technologiczny tu zaszedł. Z ciekawości nawet zobaczyłam trailery trzech poprzednich filmów, bo nigdy ich nie widziałam i był to niezły wehikuł czasu. Z dzisiejszymi technologiami robienia filmów, nowy "Matrix" powinien być naprawdę niezłym widowiskiem. Na "The Matrix: Resurrections" trzeba będzie jeszcze chwilę poczekać, aż do premiery 17 grudnia.


niedziela, 22 sierpnia 2021

Zabawa paletami.

Początek. Pierwszy wpis makijażowy.

Rozwinięcie początku. Drugi wpis.

Najnowszy wpis.

Ten wpis będzie trochę taką kontynuacją poprzedniego wpisu. Ponownie mowa będzie o paletce z MAKEUP REVOLUTION. 

Tym razem wpadłam na pomysł, by zrobić makijaż podobny jaki robiłam z cieniami paletki od RIMMELA. Dlatego porównałam te dwie paletki i wyszukałam podobne kolory w tej od REVOLUTION. To trudne nie było. Znalazłam taki ciepły brązowy, taki jaśniejszy brązowy oraz taki zbliżony do koloru skóry zmieszany z różem. 





Najpierw nakładałam Mug Cake w załamaniu  powieki, potem na resztę powieki nałożyłam Tiramisu, a chcąc rozjaśnić od wewnętrznego kącika wzwyż nałożyłam Peaches. Niestety nie dało to takiego rezultatu, jakiego oczekiwałam. Paletą od RIMMELA by to wyszło i pewnie by wyszło z paletą REVOLUTION, gdybym dobrała inne z niej kolory. Nie takie same tylko podobne, by wyszło coś podobnego. Po prostu są to dwie różne palety, od dwóch różnych firm i działają inaczej. Ale to że mi nie wyszło, to w ogóle mnie nie zdziwiło, liczyłam się z tym, a chciałam sobie po prostu spróbować, byłam ciekawa co się stanie. 

Wtedy tragicznie zdjęcia robiłam. Były krzywe, nieostre, prześwietlone, niedoświetlone i tak dalej. Ale tak to jest jak nie ma się podglądu na to co robię i wtedy jeszcze nie było w domu statywu, który by ułatwiał trochę to zadanie. 

Ogółem makijaż jakoś masakrycznie źle nie wygląda, ujdzie. Z boku jak się patrzy to wygląda nawet, nawet. Nałożenie cieni idealne nie jest, no ale na tym etapie, to ja się dopiero uczyłam czegokolwiek. No jak oko było otwarte, to jakoś to wyglądało. 



Mimo poprzedniego mini failu, postanowiłam zrobić to samo, ale z drugą paletką, od Lovely, Choco Bons. Tym razem chciałam znaleźć podobne kolory z Lovely w palecie z REVOLUTION i zrobić nimi makijaż. Ogólnie pomysł wziął się stąd, że po zakupie paletki z REVOLUTION, chciałam cieniami z niej zrobić makijaże, które robiłam tymi paletami, które miałam przed nią. Więc tak jak poprzednio, najpierw znalazłam podobne kolory, taki zbliżony do cielistego, taki jasny i ciepły brązowy i znowu w szeregi wszedł ten z nazwą Peaches. 




Jak dobrze pamiętam plan był taki, żeby ten cielisty był na całej powiece, załamanie powieki przyciemnić tym brązowym, a Peaches rozjaśnić od wewnętrznego kąta delikatnie wzwyż, ale nie wyszło. Jakbym robiła, go teraz, to można by było to uratować i by taki dzienny, lekki makijaż wyszedł, a tak to wygląda jak nieskończony. 






No to przyszedł czas, gdy moja głowa wpadła na pomysł, by zrobić podobny makijaż do tych co robiłam paletkami z Lovely, czy RIMMEL, tylko wybrać nie takie same kolory, ale takie co będą odpowiednikami w palecie REVOLUTION, no i powinny lepiej zadziałać. Tak więc wybrałam trzy kolory. Taki cappuccino, ciemno brązowy i czarny. 



Najpierw nałożyłam brązowy, od załamania powieki w górę.


Ten brązowy przyciemniłam czarnym, a na resztę powieki nałożyłam ten cappuccinowy odcień. 


I tu może by coś wyszło, ale nastąpił brak umiejętności, no i trochę inaczej powinnam rozmieścić cienie. Być może powinnam wziąć inny odcień niż ten cappuccinowy, bo strasznie razi w oczy. Duży kontrast powstał między nim a czarnym. Podejrzewam, że teraz, robiąc to inaczej, wyszłoby coś z tego. Trochę inaczej właśnie nałożyć cienie, inaczej je zblendować inaczej pokombinować i może by to było całkiem dobre.




Na ten moment to koniec moich makijażowych podróży. powoli będę przypatrywać się moim kombinacjom, eksperymentom i postępom i się zobaczy, co to będzie z tego.


poniedziałek, 9 sierpnia 2021

Oglądam to jeszcze raz. | "The Secret Circle"

Swego czasu obejrzałam sobie serial "The Secret Circle". Było to dość dawno, bo jeszcze gdy byłam w gimnazjum. Trafiłam na niego prawdopodobnie poprzez sprawdzanie filmografii Phoebe Tonkin, bo sprawdzałam, w czym występywały aktorki z serialu "H2O Wystarczy Kropla". Pamiętam, chciałam zobaczyć te aktorki w innych produkcjach, z racji tego, że miałam hopla na punkcie "H2O".

Obejrzałam to długi czas temu, na tablecie, z napisami, bez dobrej koordynacji między oglądaniem, a czytaniem napisów. Kompletnie nie pamiętałam, co dokładnie sie tam działo. To co zostało w szczątkach  mojej pamięci, to to, że wtrakcie pierwszego oglądania bardzo mi się podobał ten serial, intrygujące były dla mnie działania postaci, sekrety, czy ten element mroczności. Bardzo lubiłam postać Cassie. Ciekawym dla mnie było oglądanie Phoebe Tonkin w innej roli niż Cleo, w dodatku kompletnie odwrotnej roli. Też było to dla mnie lekko dziwne, oglądajac Phoebe w bardziej dorosłej roli, która była przeciwieństwem Cleo. 



Cassie przyjeżdża do Chance Harbor, by zamieszkać ze swoją babcią po śmierci matki. Idzie do nowej szkoły, więc i poznaje nowych ludzi. Zaczynają się dziać dziwne rzeczy, których dziewczyna nie rozumie. Nowe towarzystwo, w które wpada, składające się z Diany, Faye, Melisy, Adama i Nicka mówi jej, że tak jak oni, jest wiedźmą. Nie wiem dlaczego, ale chłopaki też byli tak nazywani. Cassie nie wierzy w to co oni mówią, ale gdy przekonuje się o ich racji, boi się swoich mocy. Przez to, że Faye, z lekką pomocą Melissy, z którą się przyjaźniła, trochę prowokowała Cassie, by ta użyła swojej magii. Dlatego pojawiają się pewne niekontrolowane wybuchy. Z tego powodu Diana chce związać Krąg, wtedy kontrolowaliby magię i byliby silniejsi. Ogólnie właśnie Diana trochę przewodziła całą grupą, bo jako jedyna miała księgę cieni, rodzinną księgę magii i nią się kierowali. Związują Krąg, co powoduje, że nie mogą używać magii indywidualnie. Ten fakt nie podoba się Faye, która lubiła wykorzystywać magię swobodnie, dla ułatwienia sobie życia. Chociażby otwierała sobie szafkę w szkole. 

Im dłużej Cassie była w Chance Harbor oraz z im większą liczbą osób rozmawiała, to u dziewczyny pojawiały się nowe pytania. Jedną z pierwszych tajemnic, to co takiego strasznego zrobiła jej matka swojej przyjaciółce. Dociera do kobiety, która jest w katatonii i właśnie ten stan miała spowodować matka Cassie. Dziewczyna z pomocą magii wybudza przyjaciółkę matki i dowiaduje się, że były powody do tego, co zrobiła rodzicielka Cassie. 


Z kolejnym problemem, z którym już cały Krąg musiał się zmierzyć, był demon w ciele Melissy. Z demonem pomaga babcia Cassie, ale sytuacja wymyka się z pod kontroli. Demon zmienia swojego hosta i w ciele Nicka idzie załatwić porachunki z przeszłości z matką Faye, Dawn Chamberlain, która znając jeden ze sposobów na pozbycie się demona, oraz z pomocą Charlesa Meade, ojcem Diany, zabijają demona. Wraz z chłopakiem. 

Po śmierci Nicka pojawia się jego brat, Jake. Nie ma on zbytnio dobrej opinii i w zasadzie nikt go nie lubi. Jednym, który miał podejrzenia co do niego, jest Adam. W szczególności, kiedy rozmawiał z Cassie. Krąg ma co do niego nawet pewne podejrzenia. Kiedy Cassie organizuje imprezę Halloweenową, w jej trakcie wszyscy z Kręgu są zgarnięci przez Łowców Czarownic. Ku zdziwieniu jest wśród nich Jake. Oczywiście Łowcy chcą ich zabić. Jednak im się nie udaje, bo przy okazji uruchamiają tajemniczą, silną moc Cassie.

Babcia Cassie jedzie do dziadka Faye. Nie ma kontaktu z obojgiem, więc Krąg jedzie zobaczyć, czy wszystko w porządku z nimi. Na miejscu okazuje się, że nie ma tam nikogo. Jedynie Cassie dostaje wiadomość od swojej babci, że wszystko z nią dobrze. Jednak nie wracają oni z powrotem, bo rozpętała się burza. Faye zaczyna słyszeć głosy, widzieć tajemniczą dziewczynkę, czy ślady butów, których nie ma. Niedługo dziewczynkę widzi i Cassie. Owa dziewczynka, a właściwie jej projekcja, doprowadza wszystkich do ciała zmarłego dziadka Faye. Dziewczyna nie wie, że za jego śmiercią stoi jej matka.

Mimo podejrzeń, nikt nie wie, iż Jake współpracuje z Łowcami i że próbuje zbliżyć się do Cassie by dowiedzieć się więcej o jej, jak się okazuje czarnej magii. W międzyczasie wychodzą pewne rzeczy, które burzą założenia pracy Jake'a z łowcami i wydawałoby się, iż chłopak zauroczył się w Cassie, dlatego widać było zwątpienie w jego chęć współpracy z Łowcami, a gdy nadszedł pewien moment chce pomóc i ostrzega Cassie przed Łowcami. Nie przekonuje to ludzi z Kręgu, a Łowcy widzą w nim zagrożenie. 


W międzyczasie Charles rzuca zaklęcie na babcie Cassie, by zachowała ona jego oraz Down sekrety. Faye chce odzyskać swoją indywidualną magię i razem z Melissą idzie do pewnego gościa, który ma w tym pomóc. Chłopak o imieniu Lee ma sposób na przywrócenie mocy Faye. Podczas imprezy szkolnej robią rytułał? chyba tak. Po tym ma już swoją moc, ale pozostali z Kręgu zaczynają się źle czuć z tego powodu. Faye o tym nie wiedziała i się przestraszyła swojego kolejnego wybryku, ale udaje jej się naprawić sytuację. Dianę odwiedza babcia, która wyczuła, że coś dzieje się w Chance Harbor. A po rozmowie z Cassie, chce jej pomóc z czarną magią. Okazuje się, że chce ona zabić dziewczynę z powodu jej mocy i czyim dzieckiem jest. Cassie dzięki właśnie czarnej magii ratuje się przed śmiercią.

Wychodzi na jaw, że w opuszczonym domu, w którym Krąg miał bazę, mieszkał ojciec Cassie, John Blackwell. Dlatego dochodzą do wniosku, że by poznać odpowiedzi na niektóre pytania, muszą dowiedzieć się co działo się w czasie pożaru, w którym zginęli rodzice osób z Kręgu. Okazuje się, że Jake był świadkiem tego zdarzenia, ale był mały, plus trauma po tym co widział i nie pamięta wszystkiego. Znalazł się sposób, by się dowiedzieć czegoś w tym temacie. Cassie dzięki swoich dodatkowych mocy wchodzi z Jake'em do jego wspomnień. Mimo, że pozostali byli temu przeciwni. Dziewczyna widzi we wspomnieniach, że jej ojciec przeżył pożar i zauważa medalion, który mężczyzna opuszcza w tamtym miejscu, który dziewczyna odnajduje we wraku statku, który wtedy spłonął. 


U Cassie pojawia się pewna kobieta, która twierdzi, że jest medium? nie jestem pewna, czy to dobre polskie tłumaczenie, i wyczuła dziewczynę właśnie we wspomnieniach. Chce pomóc z medalionem, ale szybko wychodzi na jaw, że nie chce pomóc, a zabić cały Krąg. Jednak mając małe doświadczenie, oni się szybko orientują, że coś jest nie tak i poganiają tę babę. Z racji tego, iż Cassie używała w jakiś tam sposób medalionu, na przykład na panią medium, to zaczęły chodzić za nią duchy, bo poprzedni właściciel robił złe rzeczy innym wiedźmom. Te duchy przejęli ciało Adama i chciały ten medalion. Ale Cassie zamiast oddawać medalion, niszczy go i pozbywa się duchów. 

Niespodziewanie w mieście ponawia się ojciec Cassie, czego się wszyscy obawiają, nie tylko Krąg. Chłop też nie ma zbyt dobrej opinii. Lee, który pomagał Faye, która wcześniej chciała znowu mieć swoją indywidualną magię, działał nie do końca w porządku. Dziewczyna odkrywa, że Lee kradł jej moc chcąc pomóc swojej dziewczynie. Dziewczyna Lee, która wróciła do życia, konfrontuje się z Faye, plus odkrywa przy tym spotkaniu, że ma magiczne moce. Potem w wyniku pewnych wydarzeń oraz zazdrości o Lee, zabija chłopaka. Faye dowiaduje się i o jej magii i o tym co zrobiła, łączy że sobą pewne fakty i pozbywa ją magii. 


Między Cassie a Adamem dochodzi do zbliżenia, czym aktywowali klątwę, przez którą jedną osoba z Kręgu umrze. Jest to Jake. Z pomocą Blackwella, ojca Cassie, ratują chłopaka. Jednak dwójka, przez którą powstało to zamieszanie, musiała zrezygnować ze swoich uczuć. Adam i Cassie wypijają eliksir, po którym nie czują miłości do siebie. Na dziewczynę jednak to nie zadziałało, co chowa w sekrecie. 

Zjawia się były kumpel Jake'a, który ma w sobie demona. Tatuś Cassie w obliczu zagrożenia wyjawia, że jednak ma jakieś swoje moce, tym samym pokazując iż kłamał w tej kwestii. Młodych z Kręgu po coś tam wysyła, teraz nie pamiętam po co, a tymczasem sam chce się zająć demonicznym chłopakiem. Zaprowadza go do pewnego miejsca, gdzie zjawia się Łowca Czarownic, ich szef właściwie, który chce mieć w sobie demony. Nokautuje Blackwella i zaczyna rytuał przyswojenia demonów. Gdy wkracza Krąg walczy z opętanym chłopakiem, w międzyczasie Łowca bierze co chce i ucieka. To powoduje, że Łowcy stali się większym zagrożeniem. Według Blackwella, by sobie z nimi poradzić wszyscy z Kręgu muszą odnaleźć rodzinne kryształy. 

Rozpoczynają się poszukiwania. Jake razem z Cassie i Faye jedzie do swojego dziadka. Gdy są na miejscu, dziadek nie chce oddać swojego kryształu. Za to zdradza kolejną rzecz o Blackwellu. Swego czasu chciał on stworzyć Krąg, w którym byłby tylko osoby z czarną magią. Dziadek twierdził również, iż w Kręgu wnuka są dwie takie osoby. Faye myśli, że to ona, bo wcześniej znalazła wpisy w pamiętniku matki, która pisała o Blackwellu. W międzyczasie dokonuje się kradzież. Tymczasem Adam i Melissa próbują znaleść swoje kryształy. Melissa w kolekcji kryształów babci, a Adam zastanawiał się, gdzie jego dziadek w ogóle mógł go schować. 


Na drugim planie Dawn i Charles nadal pilnują, by babcia Cassie nadal utrzymywała ich sekrety. Lecz Charles się wyłamuje, bo chce się pozbyć Blacwella. W zamian za pomoc przywraca zdrowie kobiecie, do tej pory była pod zaklęciem i dawała wrażenie chorej. Zastawiają pułapkę na Blackwella. Babcia Cassie upewnię się, że mężczyzna nie przyczynił się do śmierci jej córki, a matki jej wnuczki i rezygnuje z zabicia jego z tego powodu. Charles'a to bulwersuje, a w wyniku ich nieuwagi Blackwell uwalnia się i zabija kobietę, która myślała, że ma na niego haka. 

Podczas dalszych poszukiwań kryształów, w trakcie pewnych wydarzeń, wychodzi na jaw, że to Diana jest drugim dzieckiem Blackwella. Dziewczyna rozmawia o tym z osobą, która do tego momentu była jej ojcem. Ten chce by trzymała się od Blackwella z daleka. Potem planuje wyjechać z miasta. Konfrontuje się też z samym Blackwellem. Ma na niego haka, o czym Blackwell się dowiaduje od osoby trzeciej i ubiega go z wizytą, robi mu to samo, co on pewnej osobie. Charles myśli, że nawiedził go duch i pod wpływem strachu wyjawia Dianie, że to on zabił matkę Cassie. Dziewczyna doznaje po raz kolejny szoku.

W szkole jest bał maturzystów. Niektórzy z Kręgu chcą się dobrze bawić, być przez chwilę jak normalni nastolatkowie. W międzyczasie Cassie z Dianą przenoszą się we wspomnienia i podążając za swoimi matkami, chcą dotrzeć do ostatniego kryształu. Przy okazji dowiadują się więcej o przeszłości rodziców. Między innymi, że matka Cassie przekonała się, iż Blackwell nie jest taki dobry, dlatego chciała, by matka Diany uciekała z miasta. Ale obie się pkłóciły. Matka Cassie oddaje kryształ dziadkowi Adama, a sama z córką wyjeżdża z miasta. Po tym co Cassie zobaczyła, ma wyrzuty sumienia, że zaufała swojemu ojcu i wciągnęła w to cały Krąg.

Ostatecznie mają wszystkie kryształy. Według Blackwella trzeba je połączyć w kryształową czaszkę, bo wtedy kryształy te będą miały większą moc i uda im się pozbyć Łowców, szczególnie tego z demonami. Nikt mu nie ufa, ale działają pod presją czasu, bo Faye została porawana. Cassie i Diana idą z Blackwellem połączyć kryształy, a Melissa, Jake i Adam obserwują Łowców. Córki Blackwella robią to, co on mówi. Do połączenia kryształów dziewczyny zrywają Krąg. Reszta oczywiście to wyczuwa i mają obawy, że coś jest nie tak. Adam jedzie sprawdzić co z Cassie i Dianą, a Jake i Melissa idą na pomoc Faye. Córki Blackwella łączą kryształy, a wtedy on pokazuje swoją prawdziwą twarz. Nadal chce, by zostały tylko osoby z czarną magią, a resztę wiedźm chce zabić. Cassie próbuje uwolnić się z więzienia ojca, ale gdy nie daje rady, budzi czarną magię u Diany i się uwalniają. Następnie Cassie odwraca zaklęcie kryształu, by wiedźmą zostawić w spokoju, a pozbyć się Blackwella. Faye, Melissie i Jake'owi pomaga Dawn oraz Charles i wszystko się dobrze kończy. 



Ogólnie, to na drugim planie Dawn i Charles działają w kierunku odzyskania magii, co robią oczywiście w tajemnicy. Ich dzieci, jak i reszta Kręgu również zachowują w tajemnicy to, że wiedzą o magii i że jej używają. Też na boku działy się zwyczajne problemy nastolatków, poza tymi związanymi z magią. Miłość, zazdrość, narkotyki, alkohol, czy utrata bliskiej osoby. Ludzie z Kręgu również mieli przed sobą różne sekrety, na przykład Cassie z początku nie mówi o medalionie, że widziała go we wspomnieniach, tylko dopiero jak już go ma. Faye nie mówi nic o tym, że robi coś, żeby znowu mieć indywidualną moc. 

Na początku, przez około trzy odcinki, wydawało mi się nudne. Jakoś nie miałam większego zainteresowania. Trochę się przestraszyłam, że ten serial nie wzbudzi u mnie żadnego zainteresowania i zniszczę sobie wrażenie z pierwszego razu, jak go oglądałam. Na szczęście z czasem fabuła powoli się rozkręcała i robiło się coraz ciekawiej. Ale takimi małymi krokami. W odcinku pojawiło się coś pojedynczego intrygującego i od razu jakoś człowiek był pobudzony, wzbudziło to zainteresowanie u niego. I tak z odcinka na odcinek robiło się coraz bardziej interesująco. W trakcie oglądania ten serial mi się przypominał i powoli zaczęłam się wkręcać w jego treść. Dużo rzeczy było tak jak zapamiętałam, ale wiele było takich, co myślałam, że chodzi o zupełnie co innego. To pewnie dlatego, że przy pierwszym oglądaniu nie za bardzo łączyłam czytania napisów z obrazem. Teraz oglądałam całość w oryginale, po angielsku, przez co widziałam więcej, rozumiałam więcej, plus jestem trochę starsza i moja głowa jest bardziej otwarta. 


Tak jak za pierwszym razem lubiłam postać Cassie, to za drugim również, tyle że momentami mnie irytowała i widziałam parę rzeczy, które mi się nie podobały. Pewnie spowodowane było to tym, że młodsza ja bardzo lubiła i fascynowała się żeńskimi postaciami, w szczególności, jak to była taka główniejsza postać. Teraz nie jestem zaślepiona tezą, że "główna bohaterka, kobieta, silna i niezależna" i zwyczajnie widziałam wady tej postaci, jak na przykład łatwowierność, w przypadku babci Diany, kobiety medium, czy własnego ojca. 

Druga postać, która potrafiła mnie zirytować, to Adam. Podobała mi się jego relacją z Dianą. Byli parą i było to pokazane w sposób jaki mi się podoba. Momentami nawet było tak miło i uroczo, że jak ja to polubiłam, to jest coś. W trakcie dowiadujemy się, że Diana w przeszłości bardzo pomogła Adamowi, a on jest za to bardzo wdzięczny. Ale, pojawia się Cassie, i nie wiadomo dlaczego, ciągnie go do niej. W sensie, rozumiem, że u ludzi uczucia się zmieniają, ale chyba bez przesady, że ktoś się pojawią i od razu następuje zmiana. Plus, pojawiło sie to tak nie wiadomo skąd, mam wrażenie. Gdzieś tam, w jakiejś sytuacji wybucha zazdrością o Cassie, Diana jak to widziała, to było jej przykro, a dla Cassie Faye była cięta i lubiła jej dokuczyć, że odbija chłopaków. Więc to był taki słaby akcent. A za jakiś czas Adam i Cassie są parą, gdzie wcześniej nie było za bardzo większych śladów, że jakieś uczucie się dzieje między nimi. Po Cassie nie było w szczególności widać, bo Adam, to chociaż zazdrością wybuchł.


Jak już jestem blisko Diany, to tą postać bardzo polubiłam. To ona na początku kierowała Kręgiem, nim nawet został związany, o czym ona też decydowała, właściwie, to wszystkich do tego namawiała. Ogólnie starała się być głosem rozsądku, bo do pewnego czasu tylko ona miała rodzinną księgę magii i nią się kierowała. Co ciekawe, na początku była ona zaangażowana w Krąg, jego zawiązanie i ogólnie te magiczne rzeczy, a potem odwróciło to się przeciwko niej. Ona pod koniec już miała dość tej magii i nie chciała ponownie związać Kręgu. Diana była taką miłą postacią. Gdyby ktoś taki byłby moim znajomym, to i dałaby dobrą radę, i pomogłaby w potrzebie, można by było pożartować i wypić piwo, czy zwyczajnie porozmawiać. Strasznie było mi jej szkoda, jak widziała, że związek z Adamem dobiega końca, a potem jak się rozstawali. Następnie gdy dowiadywała się prawdy o tym, że jej ojciec to nie jej ojciec oraz że ten (nie)ojciec dokonał się zbrodni. No biedna dziewczyna. Najpierw rozstanie, potem zawalenie się świata w jednym momencie. Więc nie dziwię się, że na końcu postawiła na jedną kartę i wyjechała z miasta, zostawić wszystko za sobą. 

Za to Jake był interesująca postacią. Pojawił się z innymi zamiarami, one w trakcie przebywania, że tak powiem, w Kręgu, się zmieniły, bo powychodziły na jaw pewne rzeczy. Podobał mi się jego charakter oraz ta tajemniczość. Fajne było to, że z początku był jednym z tych złych, a potem przekształcił się w tego dobrego. 


Bardzo spodobała mi się postać Faye. Wiadomo, nie popierałam niektórych rzeczy, ale one były zwyczajnie połączone z charakterem tej dziewczyny. Za pierwszym razem, gdy oglądałam, to przez to, że aktorkę wcielającą się w Faye, Phoebe Tonkin, znałam z roli Cleo w "H2O Wystarczy Kropla", i tylko z tej roli, plus jako młodsza osoba bardzo wsiąkłam w to "H2O", to na Faye patrzyłam trochę przez pryzmat Cleo. Przy drugim podejściu zobaczyłam potencjał tej postaci. Bardzo lubiłam jej złośliwości, sarkastyczne wypowiedzi, mówienie wprost, jak w momencie, gdy próbowali powiedzieć Cassie, że jest wiedźmą i Diana próbowała przekazać to delikatnie, a Faye poleciała prosto z mostu. Wydaje się zimną suką, ale jak pobędzie się się nią dłużej, to widzi się i wychodzi, że jednak jakieś uczucia w sobie ma.

Reszta postaci jakoś bardziej nie zwróciła większej mojej uwagi. Jedynie Dawn i Charles mnie irytowali. Szczególnie Dawn. Postać Nicka za długo nie pobyła, a Melissa była takim przeciętnym charakterem. Postać Blackwella była dla mnie podejrzana. W przeciwieństwie do Cassie miałam do typa dystans. Bo tu niby dawał wrażenie, że chce dobrze, ale im bardziej go poznawałam, tym bardziej robił się podejrzany. 


Bardzo mi się podobał historia tego serialu. Szkoda, że go nie kontynuowali, do czego był potencjał. Drugi sezon mógłby być nawet bardziej interesujący. Dobrze, że nie zrobili jednego punktu głównego w fabule, który byłby wałkowany co odcinek, tylko były różne progi. Tajemnica matki Cassie i jej przyjaciółki, poznanie co się stało podczas pożaru, w którym zginęli rodzice bohaterów, sytuacja z łowcami, czy na końcu wyjawienie zamiarów Blackwella. I po przekroczeniu progów fabuła leci dalej. Dzięki temu może się dalej rozwijać.

Tak jak za pierwszym razem "The Secret Circle" wydawał mi się bardzo mroczny, tak za drugim razem już miał jedynie mroczne elementy, które dawały takiego klimatu. Podobały mi się również wykorzystanie różnych znaków, element ksiąg z magią, czy jak została pokazana magia. Dla mnie za pierwszym i za drugim razem ten serial był czymś świeżym i oryginalnym. Plus ten magiczny świat był takim nowym, ze znanymi elementami, jak księga, ale ktoś miał swój pomysł na to.



Podczas oglądania tego serialu z jakiegoś powodu zafascynował mnie fakt zobaczenia aktorów, których wcześniej się widziało w innej roli. Jest to normalna rzecz, ale nie wiedzieć czemu zwróciłam na to większą uwagę. Chociażby powrót do aktorki Phoebe Tonkin, w której widziałam tylko Cleo z "H2O" swojego czasu. I mimo oglądania ją jako Faye nadal myślałam o niej jako Cleo. Teraz zwyczajnie mogłam ją podziwiać w roli postaci w "The Secret Circle". I przyszła mi taka myśl, i się zafascynowałam, że jedna aktorka wcieliła się w dwa różne charaktery.

Zaś oglądając serial "Teen Wolf" pojawiła się postać grana przez Shelley Henning, i ja miałam takie, "o, znam ją", bo kojarzyłam ją z "The Secret Circle" i przy okazji przypomniał mi się ten serial. Rolę z tych dwóch seriali są trochę do siebie podobne, ale fajnie było zobaczyć te wcielenia aktorki, tak dla małego porównania. Podobnie miałam z Jessicą Parker Kennedy, która grała Melissę w "The Secret Circle", a po jakimś czasie po jego obejrzeniu, zobaczyłam  tą aktorkę w serialu "The Flash", gdzie była córką Barry'ego Allena z przyszłości. Tu już był widać różnicę między postaciami. Ogółem ta w "The Flash" była czasem irytująca.


A gdy teraz ogladałam po rozmowie drugi  "The Secret Circle" to pojawił się postać grana przez JR Bourne'a, który również grał w "Teen Wolf", ale w ogóle sobie go nie skojarzyłam, nie pamiętałam roli w pierwszym tytule i ponownie miałam takie "ooo, znowu znajoma twarz" jednocześnie że zdziwieniem "to on tu grał?", po czym zadałam sobie pytania dlatego chłopa nie pamiętałam podczas oglądania "Teen Wolf", skoro go wcześniej w "The Secret Circle" widziałam.

I tak podczas oglądania byłam jak Leonardo DiCaprio z tego zdjęcia, co siedzi z nogam wyłożonymi na stole i z wyciągniętą ręką wskazuje na coś palcem, kiedy widziałam znajomego aktora, albo jakąś rzecz, która z czymś mi się kojarzyła. Taka tam dodatkowa satysfakcja.

Świetną rzeczą było zobaczyć ponownie "The Seceet Circle". Nie tylko fajnie było przypomnieć sobie ten serial, ale i w pewnym sensie odkryć go na nowo. Dodatkowo powiało takim sentymentem, bo i oglądałam go dość dawno, jako młodsza osoba, i sposób w jaki wtedy trawiłam na ten serial, który łączył się z "H2O Wystarczy Kropla" oglądany przeze mnie w tamtym czasie. Przez to moja głowa powędrowała do tamtych czasów i sobie powspominałam. "The Secret Circle" bardzo mi się podobał i dobrze, że udało mi się do niego wrócić po tak długim czasie, a ja mam tak, że boję się ruszać rzeczy, które kiedyś oglądałam, ponieważ obawiam się, że mi się nie spodoba, gdy obejrzę po długiej przerwie i zniszczę sobie to wrażenie i satysfakcję z przeszłości. Więc tutaj ponowne obejrzenie przeszło pomyślnie. Teraz trzeba by było spróbować z kolejnym serialem lub filmem z listy do obejrzenia. 

Na tą chwilę nie mam komputera. Czekam na nowy. A ten wpis został stworzony w całości na telefonie, dlatego może mieć swoje mankamenty, na przykład nie ma za dużo zdjęć, bo zwyczajnie nie dało rady ich tu wkleić.

PS. Jest i komputer! Musiałam go sobie trochę poużytkować i przyzwyczaić się, bo wszystko nowe, a stare foldery w innych miejscach. Sama różnica jedenastoletnia między moim złomkiem, a nowym sprzętem robi swoje. Jak się po jedenastu latach sprzęt zmienia, to nawet szybkość włączania się komputera fascynuje. Dlatego, jak już się zaaklimatyzowałam w użytkowaniu nowego sprzętu, to zastosowałam parę zmian w tym wpisie, poprawiłam jakieś podkreślone błędy (niektóre to aż raziły w oczy), czy wstawiłam zdjęcia, bo narobiłam się screenschotów, które sobie edytowałam, żeby kolory nie były wyblakłe na przykład i aż szkoda było mi ich nie użyć.